ANALIZA TAKTYCZNA: Atletico górą w derbach Madrytu
2014-09-15 04:40:15; Aktualizacja: 10 lat temu Fot. Transfery.info
Real znów musiał uznać uznać wyższość Atletico. W pierwszych w tym sezonie ligowych derbach Madrytu "Królewscy" ulegli mistrzom Hiszpanii 1:2.
***
Przypominamy o nowym, taktycznym cyklu na Transfery.info. Co tydzień będziemy publikować analizę najciekawszego, naszym zdaniem, meczu czołowych lig europejskich. W przypadku weekendów obfitujących w hity, Wasze sugestie co do wyboru będą mile widziane. W poprzednich tygodniach pisalismy o:
- Arsenalu zdobywającym Tarczę Wspólnoty - czytaj TUTAJ
- zwycięstwie Bayernu z VfL Wolfsburg - czytaj TUTAJ
- pewnym zwycięstwie Valencii nad Malagą - czytaj TUTAJ
***
USTAWIENIE
To, na jakie ustawienie zdecydował się Carlo Ancelotti, jest kwestią dyskusyjną. Ze względu bowiem na ustawienie piłkarzy formacji ofensywnej, tylko teoretycznie było to awizowane 1-4-2-3-1. Ale po kolei: w bramce Casillas. Linię defensywną tworzyli Coentrao, Ramos, Pepe i Arbeloa. Przed nimi, w roli głęboko ustawionych rozgrywających, duet Kroos-Modrić. Formację ataku tworzyła czwórka: Ronaldo, Rodriguez, Benzema i Bale. O ile ten ostatni kurczowo trzymał się prawego skrzydła, to wymienność pozycji między trzema pierwszymi była ogromna. Ronaldo, choć nominalnie ustawiony na lewym skrzydle, operował również (a właściwie przede wszystkim) w środku, razem z Balem na prawym skrzydle, za plecami Benzemy, ale również mając Benzemę za swoimi plecami. Rodriguez momentami, choć rzadko, cofał się nawet w okolice linii środkowej, by za moment być na lewym skrzydle, na „10” (choć w tym meczu to nieco naciągana pozycja) lub nawet w pierwszej linii. Innymi słowy – wszędzie i zarazem nigdzie. Benzema zaś wprawdzie raczej nie opuszczał strefy środkowej, ale poruszał się „w pionie”. Podsumowując, Real wyraźnie dzielił się na formacje obronną (czterech graczy), pomocy (Kroos i Modrić) oraz ofensywną (również czterech graczy); można oczywiście upierać się przy 1-4-2-3-1, ale osobiście skłaniałbym się bardziej ku 1-4-2-4 z Balem na prawym skrzydle i trio Ronaldo-Benzemą-Rodriguezem rotującym między sobą na pozycjach 9,10 i 11.
Nieobecny na ławce rezerwowych Diego Simeone – zastępował go asystent German Burgos – postawił na ustawienie 1-4-4-2. W bramce Moya. Obrona to Siqueira, Godin, Miranda oraz Juanfran. Druga linia składała się z de facto czterech środkowych pomocników: Koke, Tiago, Gabiego i Raula Garcii, przy czym tylko ten ostatni grał w ofensywie bliżej linii bocznej. To wymuszało więc na Siqueirze i Juanfranie podchodzenie wyżej i oskrzydlanie akcji ofensywnych Atletico. Strategie uległa zmianie dopiero wraz z pojawieniem się na boisku Ardy Turana i Griezmanna. W ataku duet Mandżukić-Jimenez. Defensywna taktyka Atletico nie była żadną niespodzianką, tym bardziej że na ławce spotkanie rozpoczęli wspomniany Griezmann i Cerci.
ATLETICO W DEFENSYWIE – ORGANIZACJA I DYSCYPLINA
To, że Atletico Simeone potrafi grać w obronie, nie stanowi żadnego novum. Niewiele jest w Europie tak dobrze zorganizowanych i zdyscyplinowanych taktycznie drużyn, potrafiących skutecznie zneutralizować najmocniejsze strony rywali i sprawić, że momentami po prostu odechciewa im się grać. Są skuteczni w odbiorze, nawet do przesady agresywni, nie stronią też od nieczystych zagrań. Można to nazywać antyfutbolem, mówić o parkowaniu autobusu – sam byłem w pewnym sensie zażenowany postawą Atletico w finale Ligi Mistrzów – ale można również zauważyć typowy dla Simeone pragmatyzm. Pragmatyzm, za którym kryją się sukcesy madrytczyków na przestrzeni ostatnich dwóch sezonów. Do tego dochodzi znakomity man-management, który sprawia, że gracze Atletico na boisku dają z siebie więcej, niż wydawało im się, że są w stanie. Oczywiście dzięki temu niesamowitemu Simeone.
Nie inaczej było w sobotnich derbach, już trzecich w tym sezonie. Atletico broniło całym zespołem, w ustawieniu 4-4-2. Napastnicy atakowali rozgrywających Realu w okolicach koła środkowego, na własnej połowie, by ci nie mogli precyzyjnym podaniem wprowadzić futbolówki w strefę ataku – czy to szybkim zagraniem po ziemi, czy też przerzutem na skrzydło za plecy bocznych obrońców. Tym samym starali się rozbijać atak pozycyjny gospodarzy w miejscu, w którym Kroos lub Modrić mogli nadać mu właściwe tempo. Odległości między formacjami były niewielkie, zaś wewnątrz nich gracze byli zwarci, blisko siebie, tak aby nie tworzyły się luki, które Real mógłby wykorzystać. Atletico mocno zawężało pole gry i zagęszczało strefę środkową. Goście tworzyli swoisty blok, zamykając środkowy pas boiska; wewnętrz tego bloku, przez którego "ściany" i tak niełatwo było się przedostać, nie było zaś dość miejsca na skuteczne rozegranie.
Atletico w defensywie. Ten swoisty blok obronny przypomina pięciobok w kształcie domku (za wierzchołek „dachu” robi tu Garcia). Zwróćmy uwagę na niewielkie odległości pomiędzy zawodnikami gości w pionie (pomiędzy formacjami obrony i pomocy) oraz w poziomie (wewnątrz formacji). Nieco zbyt daleko od pomocników są napastnicy, jednak Real nie ma w tej strefie żadnego zawodnika.
Dlaczego niewielkie odległości pomiędzy formacji i wewnątrz z nich są tak istotne? Otóż wynika to z pewnej w miarę oczywistej konstatacji, że łatwiej jest bronić na mniejszej przestrzeni. W związku z tym, gdy piłkę mają rywale, pole gry powinno być jak najmniejsze, a kiedy rywale jej nie mają – jak największe. Łatwiej jest zagospodarować mniejszą przestrzeń. Jeśli zaś na tej niewielkiej przestrzeni, w danej strefie, jest nas więcej – ponieważ zachowujemy niewielkie odległości – rywale mają zdecydowanie trudniejsze zadanie (np. błyskawiczna asekuracja po przegranej sytuacji 1x1).
Atletico pilnowała tych niewielkich odległości przede wszystkim w i pomiędzy liniami obrony i pomocy. Odległość napastników od pomocników rzeczywiście momentami była zbyt duża, ale obecność Mandżukicia i Jimeneza w okolicach linii środkowej absorbowała aż trzech graczy Realu, więc goście i tak mieli przewagę 8x7 w polu. Co więcej, gdy w strefę przed pomocnikami wchodził któryś spośród gospodarzy, Jimenez cofał się i bronił razem z nimi. Mieliśmy zatem przejście w defensywie 4-4-2 na na 4-5-1.
Jimenez doskakuje do Modricia i znacząco utrudnia mu rozegranie piłki do przodu, przesunięcie akcji środkiem bliżej bramki Atletico. Do tego wraz z Mandżukiciem, Koke i Siqueirą tworzą swego rodzaju „tarczę” na lewej flance. Goście zostawiają Realowi miejsce wzdłuż linii bocznej, lecz zarazem stawiają zaporę zabezpieczającą strefę środkową przed wprowadzeniem tam piłki ze skrzydła. Więcej, samo ustawienie Atletico w obronie można porównać do takiej „tarczy” o kształcie półkola, która ma zmusić zawodników Realu do rozgrywania piłki wzdłuż niej, a nie przez nią, czyli – innymi słowy – po obwodzie.
Odpowiedzią na zawężenie pola gry i zagęszczenie strefy środkowej jest wykorzystanie bocznych sektorów boiska. Robiąc użytek z zostawionego tam miejsca, można próbować bądź dośrodkowań, bądź nieco rozciągnąć rywali (w tym ze skrzydła na skrzydłow) i starać się krótkimi wykorzystywać się błędy przeciwników w przesuwaniu i powstałe w ten sposób luki za pomocą krótkich podań (w szerz, wstecz, na ukos) wprowadzających w do strefy środkowej. I na to jednak Atletico było przygotowane. Po pierwsze, ludzie Simeone przesuwają się w defensywie jak mało kto. Po drugie, przewaga liczebna na skrzydłach. Za każdym razem, gdy Real atakował skrzydłami, goście dążyli do stworzenia tam przewagi liczebnej i zablokowania rywala.
Przy piłce Ronaldo, który zszedł z lewego na prawe skrzydło. Przy samej linii bocznej Bale. Atletico ma w tej strefie przewagę 4x2. W akcji nie bierze udziału Arbeloa, ale nawet gdyby dołączył do kolegów, goście pozostawaliby w przewadze liczebnej.
Ronaldo zagrywa do Bale'a. Na powyższym ujęciu widać wyraźnie, że obaj zostali podwojeni. Na wypadek, gdyby udało im się wyjść spod krycia, kolegów asekuruje Godin. Ale nie udało się – osaczony Ronaldo traci piłkę.
Był i przykład bardziej ekstremalny – czterech graczy Atletico przy jednym tylko Ronaldo. Strategia tworzenia przewagi liczebnej na skrzydłach jest o tyle skuteczna, co zarazem trudna do stosowania przez cały mecz. Angażuje ona bowiem nie tylko zawodników tworzących przewagę, wymagając od nich sporo sił na błyskawiczne osaczanie rywala, ale również pozostałych, którzy muszą odpowiednio przesunąć się i zaasekurować opuszczone przez kolegów strefy. Nic też dziwnego, że Atletico zdarzało się zostać 1x1 czy 2x2 i wtedy też Real był najgroźniejszy. Najlepszy przykład to faul Siqueiry na Ronaldo, po którym podyktowany został rzut karny. Real jednak nie potrafił wykorzystać tych pomyłek Atletico – jak choćby wtedy, gdy Ronaldo wypuścił Benzemę 1x1 z Moyą, lecz Francuz źle przyjął piłkę. Inna sprawa, że takich zagrań w wykonaniu Realu, ze skrzydła w strefę pomiędzy skrzydłem właśnie a osią boiska, brakowało.
Atletico łatwo straciło piłkę na połowie Realu i nie zdążyło wrócić do właściwego ustawienia w defensywie. Gospodarze łatwo przeprowadzili piłkę z lewego na prawe skrzydło. Tam Siqueira został 1x1 z Ronaldo (asekurowany przez Godina). Jak widzimy, co sił w nogach za Portugalczykiem wraca Koke, ale ostatecznie nie zdołał tego zrobić na czas. Ronaldo wszedł w drybling, Siqueira zahaczył go lewą nogą - rzut karny i żółta kartka.
Na powyższej infografice widać, jak przestrzennie układają się odbiory graczy Atletico. Większość miała miejsce w bocznych sektorach boiska. Gracze Realu na obu skrzydłach, gdy chcieli przedrzeć się w stronę bramki, napotykali "ściany" rywali. Większość prób odbiorów zakończyła się powodzeniem. Do tego cztery zablokowane dośrodkowania.
MAŁO JAKOŚCI W OFENSYWIE
Real natomiast z tak dobrze spisującym się w defensywie Atletico nie potrafił sobie poradzić. Spychani do skrzydeł gospodarze aż 36-krotnie decydowali się na dośrodkowania – ledwie 10 było celnych, przy czym tylko raz Moya został zmuszony do wysiłku, radząc sobie z uderzeniem głową Benzemy – zaś 31 razy próbowali próbowali dryblingów (10 prób udanych). W obu przypadkach – z podobnym, niewielkim powodzeniem.
Podopieczni Ancelottiego ani razu nie zdołali rozmontować defensywy rywali serią szybkich, krótkich podań, w tym na jeden kontakt. Zamiast tego byliśmy świadkami powolnego rozgrywania piłki po obwodzie, wspomnianych nieprecyzyjnych dośrodkowań i nieudanych dryblingów, a także kanonady niecelnych strzałów (z dystansu). Wydaje się, że od piłkarzy Realu można wymagać zdecydowanie więcej niż ledwie czterech celnych uderzeń na 21 (sic!). Jeśli przyjrzymy się bliżej tej statystyce – spośród czterech celnych prób jedną jest rzut karny Ronaldo, jedyną zaś zza pola karnego rzut wolny Bale'a; do tego wspomniana główka Benzemy i niegroźny „balonik” Bale'a.
Real nie tworzył klarownych sytuacji – ani środkiem, ani z bocznych sektorów – nie potrafił też skarcić gości celnym uderzeniem z dystansu. Okazji nie wypracowywali ani ustawieni głęboko Kroos i Modrić (Chorwat nie brał na siebie ciężaru rozegrania w strefie ataku), skutecznie odcinani od strefy przed polem karnym Atletico, ani krążący z pozycji na pozycję James. Bale niemal za każdym razem miał przeciwko sobie dwóch rywali i jego produktywność była znikoma. Najlepszego dnia nie miał Ronaldo, to samo dotyczy Benzemy, który zmarnował bodaj kluczową sytuację złym przyjęciem łatwego skądinąd podania. W strefie ataku brakowało przedostatniego i ostatniego podania, strzały pozbawione były precyzji. Innymi słowy, brakowało jakości (sic!).
Real częściej atakował prawym skrzydłem, czyli tą stroną boiska, po której miał mniej ofensywnie usposobionego bocznego obrońcę. Zwłaszcza w pierwszych ok. 25 minutach Arbeloa bardzo rzadko przekraczał linię środkową. Bywały sytuacje, że pozbawiony wsparcia Bale miał naprzeciw siebie dwóch-trzech rywali. Z drugiej jednak strony – bywało i tak, że nawet pomimo obecności Arbeloi Atletico miało przewagę liczebną (3x2 i 4x3), przy czym w takiej sytuacji istotnie łatwiej efektywnie kontynuować atak, niż gdy atakujący jest kompletnie osamotniony. Dopiero zejście Ronaldo na prawe skrzydło sprawiło, że ofensywa Realu zaczęła w tej strefie w ogóle jakoś wyglądać. Wtedy jednak Real był przewidywalny, tymczasem po drugiej stronie grze przyglądał się Coentrao... I tenże Coentrao był i tak bardziej aktywny od Arbeloi – co do konkretów, równie słabo – ale Real rzadziej atakował lewą stroną (33% w porównaniu do 37% prawą stroną i 30% środkiem).
W okolicach linii środkowej Ramos przyjął podanie od Pepe i wprowadził piłkę na połowę Atletico. James zajął pozycję wyżej i „schował” się za dwoma rywalami. Nieco cofnął się Ronaldo, ale wcale nie szukał podania od Ramosa – raczej przyglądał mu się, z rywalem na plecach. Ramos zagrywa więc do lewej strony i za moment dostaje podanie zwrotne od Coentrao. Ten moment widzimy na powyższym ujęciu. Ronaldo znów nie ma wielkiej ochoty na otrzymanie podania, choć jest na w miarę niezłej pozycji. James dubluje pozycję Coentrao i nie wychodzi po piłkę. To samo Benzema i Ronaldo. Z przodu nie ma ruchu, nikt swą grą bez piłki nie daje Ramosowi możliwości przyśpieszającego zagrania „do przodu”. Co więcej, mimo że Atletico jest całym zespołem za linią piłki, Kroos, Modrić, Arbeloa nadal zajmują pozycje bliżej linii środkowej i nie podchodzą wyżej, by wziąć udział w akcji ofensywnej. Real kontynuuje zatem bezproduktywne rozgrywanie po obwodzie w stylu „ty do mnie, ja do ciebie”. Zbyt wolno, zbyt statycznie. Akcję kończy Pepe uderzeniem z niemal 40 metrów. Niecelnym, dodajmy.
Ofensywa Atletico również nie funkcjonowała. Goście oddali inicjatywę Realowi, wyczekując okazji na szybki atak i uruchomienie długim podaniem Mandżukicia lub Jimeneza. Goście byli w posiadaniu piłki jedynie przez 35% czasu gry. Gdy już udało im się dłużej przy niej utrzymać – średnia seria podań składała się z trzech zagrań, w przypadku Realu z pięciu – pojawiał się problem z celnością (tylko 67% przy 83% Realu). Co piąte podanie było długie... I można by tak jeszcze trochę wyliczać, ale znów dało o sobie znać piętno Simeone, czyli zabójcza wręcz skuteczność.
Prawie połowa ataków Atletico odbywała się lewą stroną. Goście chcieli wykorzystać, po pierwsze, ofensywnie usposobionego i często zapuszczającego się głęboko na połowę Atletico Coentrao, lepiej czującego się w ataku niż w destrukcji, zostawiającego za sobą mnóstwo wolnego miejsca. A po drugie, brak "stałego", nominalnego lewego pomocnika w szeregach Realu. Po prawej stronie Arbeloa mógł liczyć na Bale'a, z kolei z lewej strony nie było wiadomo, kto ma pomóc Coentrao, skoro pomocnia na tej flance w praktyce nie było. Jeśli pomagał któryś ze środkowych pomocników... Może tak, nie był to ani Xabi Alonso, ani nawet Sami Khedira. Tak czy tak, łatwiej było Atletico przedrzeć się prawym skrzydłem (vide bramka Ardy Turana na 2:1).
Poza golem Tiago, przed przerwą goście nie zagrozili bramce Casillasa. A mimo to był remis 1:1. Po przerwie było już nieco lepiej, ale to znów tylko jeden celny strzał. Gol. 2:1.
Atletico tworzyło sytuacje podobnie, jak chciał czynić to Real, czyli z bocznych sektorów boiska. I choć goście również mieli problemy z celnością strzałów, to byli jednak do bólu skuteczni (współczynnik skuteczności na poziomie 21%).
GDZIE JEST TAMTEN JAMES?
Po kolejnym przeciętnym – żeby nie powiedzieć: słabym – występie fani Realu nie tylko zadają sobie to pytanie, ale również z coraz większą tęsknotą wspominają Angela di Marię. Argentyńczyk był motorem napędowym madrytczyków w poprzednim sezonie jeśli chodzi o wypracowywanie kolegom sytuacji bramkowych, notując aż 17 asyst i 90 kluczowych podań w rozgrywkach LaLiga. I o ile wymianę Xabiego Alonso na Kroosa można uznać za 1:1, to Rodriguez nie mógł być naturalnym następcą ustawianego w środku pola di Marii. Kolumbijczyk jest zawodnik operującym nieco wyżej, bardziej atakującym niż typem ciężko pracującego dogrywającego. I pewnie też dlatego wydawało się, że nie za bardzo wie, gdzie na boisku ma się podziać. Z reguły jednak operował bardzo blisko Benzemy i Ronaldo. W rezultacie powstawała luka pomiędzy Kroosem i Modriciem a formacją ofensywną, w której w ubiegłej kampanii tak doskonale odnajdywał się di Maria. To, czy Rodriguez może być nowym di Marią, pozostaje na razie kwestią otwartą i uzależnione jest od tego, czy Ancelotti będzie obstawał przy ustawieniu 1-4-3-3, czy też na stałe zdecyduje się na inne rozwiązanie, w którym spróbuje gdzieś upchnąć Jamesa. Na razie jednak włoski szkoleniowiec nie ma pomysłu, jak ten kosztowny prezent od Florentino Pereza wkomponować w zespół.
ZMIANY SIMEONE/BURGOSA POGRĄŻAJĄ REAL
Choć przez cały mecz wynik był korzystny dla Atletico, to – jak wspomniano – ofensywa Atletico przez ponad godzinę niemalże nie istniała. Można nawet zaryzykować tezę, że goście wywieźli z Santiago Bernabeu trzy punkty właśnie dzięki zmianom, których po przerwie dokonali Simeone/Burgos. Mianowicie, Gabiego zastąpił Turan, a Jimeneza Griezmann. Turan zajął miejsce na lewym skrzydle, dzięki czemu do środka przesunął się Koke. Griezmann grał zaś za plecami Mandżukicia.
Tak wyglądało to w teorii. W praktyce bowiem Griezmann operował na całej szerokości boiska, schodząc tak do prawego, jak i lewego skrzydła, tam biorąc udział w krótkim rozegraniu, po czym wracał do środkowej strefy. Turanowi również zdarzało się zmienić strony.
Przy prawej linii bocznej piłkę rozgrywają Griezmann, Garcia, Juanfran i Koke. Ze swojej strefy wyszedł Ramos, samo w sobie nie jest błędem, jeżeli obrońca zostanie zaasekurowany przez defensywnego pomocnika. Tu jednak asekuracji zabrakło – Modrić jedynie przygląda się akcji, Kroos zaś próbował powstrzymać Griezmanna – i powstała ogromna luka, na co gestem lewej ręki zwraca uwagę Pepe. Mandżukić nie wykorzystał tej sytuacji i nie wyszedł Griezmannowi na prostopadłe podanie – wówczas prawdopodobnie zabrałby ze sobą i Arbeloę, i Pepe, zupełnie czyszcząc pole karne Turanowi.
Griezmann podaje zatem do Turana, który jest 1x1 z Arbeloą. Zejście do środka, odejście i strzał. Turek minimalnie chybił, zabrakło centymetrów.
Chwilę później Turan znów był blisko, tym razem próbował uderzenia głową, ale za trzecim razem zdołał pokonać Casillasa. Po rzucie z autu Griezmann miał wokół siebie trzech rywali; zdołał się jednak odwrócić i dokładnym prostopadłym podaniem obsłużyć Juanfrana. Prawego obrońcę Atletico Coentrao krył tylko teoretycznie, tzn. na radar, wobec czego nie miał problemów z dokładnym odegraniem z pierwszej piłki w pole karne. I tu, pomiędzy siódmym a szesnastym metrem, goście zostali 3x3, co w tym miejscu boiska nie ma prawa się zdarzyć. Żaden ze środkowych pomocników nie asekurował strefy przed obrońcami, w której było aż dwóch niepilnowanych rywali.
Juanfran dośrodkowuje. Coentrao kryje „na radar”, jest zbyt daleko od przeciwnika, a w dodatku w żaden sposób nie próbuje zablokować centry, odwracając się. Ramos koncentruje się na piłce i nie zanim zorientuje się, że Garcia zatrzymał się trzy kroki wcześniej, będzie już za późno. Odległości pomiędzy obrońcami Realu są właściwe – w sytuacji 3x3 są blisko siebie, zwarci, starają się blokować najkrótszą drogę do bramki. Choć Ramos mógłby być bliżej Garcii, bramka Turana obciąża, po pierwsze, bierny Coentrao, który umożliwił Juanfranowi tak dokładne dośrodkowanie, oraz, po drugie, duet Kroos-Modrić. Pierwszy chyba niepotrzebnie tworzył przewagę 3x1 na skrzydle – Griezmann z niej wyszedł – stąd miał zbyt daleko do tej strefy, drugi... Niespiesznie truchtał w stronę pola karnego. Bez komentarza. Real znów traci bramkę przez brak asekuracji środkowych pomocników.
WNIOSKI
Real wciąż nie może wrócić na właściwe tory i nie przypomina drużyny sięgającej kilka miesięcy temu po dublet. Niemały wpływ ma na to wymiana środka pomocy, jaką Perez zafundował Ancelottiemu (Kroos i Rodriguez za Alonso i di Marię). Trudno w tym momencie uchwycić styl Realu, jeśli chodzi o poczynania w ofensywie. Przeciwko Atletico zawiodły nawet szybkie kontry, których kilka udało się gospodarzom wyprowadzić, kompletnie nie szło natomiast w ataku pozycyjnym. Do tego dochodzą powtarzające się bolączki - problem z powstrzymywaniem ataków rywali w bocznych sektorach boiska, obrona przy stałych fragmentach gry oraz zabezpieczenie strefy przed linią obrony przez defensywnych pomocników.
Atletico? Świetne w defensywie - choć błędów się nie wystrzegło - i robiące w ofensywie dokładnie tyle, ile potrzeba, by odnieść zwycięstwo. W sporym stopniu dzięku duetowi rezerwowych Turan-Griezmann. Na ile Simeone/Burgos z premedytacją wpuścili obu dopiero w drugiej połowie, tego nie wiemy, lecz wcześniej twierdzenia o "ofensywie" Atletico są mocno naciągane. Niemniej, goście znów pokazali znakomitą skuteczność, determinację i konsekwencję taktyczną.
"Autobus" lepszy od braku stylu - to tak pół żartem, pół serio.
Dane statystyczne pochodzą z serwisu (aplikacji) StatsZone oraz WhoScored. Infografiki pochodzą z serwisu (aplikacji) StatsZone.
MATEUSZ JAWORSKI