Ayoze Pérez - szybszy od Ronaldo, mądrzejszy od Riviere'a
2014-11-02 20:06:46; Aktualizacja: 10 lat temu Fot. Transfery.info
Drogę z piekła do nieba przeszedł ostatnio Alan Pardew, odzyskując zaufanie kibiców Newcastle dzięki czterem kolejnym zwycięstwom. Dwa z nich zawdzięcza chłopakowi, którego latem sprowadził za grosze.
No bo jak traktować dwa miliony euro wydane na Ayoze Péreza, kiedy obok niego na St James’ Park, gdy za 10 milionów przychodził Remy Cabella, za 8,7 Siem De Jong, za 6 Daryl Janmaat i Emmanuel Riviere, a dodatkowo na tą samą pozycję, za tę samą sumę wypożycza się z Szachtara Facundo Fereyrę. Pérez miał być raczej kimś na przyszłość, kto będzie łapać minuty w końcówkach, a za rok czy dwa wskoczy do pierwszego składu i będzie kolejnym drogo sprzedanym przez Pardew zawodnika.
W Anglii krąży bowiem opinia, że Anglik może być trzymany w klubie na siłę przez Mike’a Ashleya ze względu na to, że ma łeb do promowania powierzanych mu zawodników. Z Cabaye’a zrobił jednego z najlepszych rozgrywających Premier League i sprzedał za 25 milionów euro, po Debuchy’ego za 15 kawałków sięgnął Arsenal, Dembę Ba przyjęła za 8,5 Chelsea, a za Jose Enrique Liverpool wyłożył pół miliona mniej.
Prędzej czy później pieniądze tego rzędu miał przynieść Pérez. Gdy jednak zaczęło w Newcastle się palić, a forma nowych strzelb daleka były od oczekiwań (Riviere nie zdobył ani jednej bramki w 7 spotkaniach Premier League, Fereyra wciąż czeka na debiut), trzeba było zamieszać. Coś zmienić. Pérez spokojnie czekał na swoją szansę, choć i tak mimo wszystko mógł być zadowolony. Zbierał sobie spokojnie minuty w końcówkach, a to 7 z Manchesterem City, a to 11 z Crystal Palace, a to 21 z Southampton. Po części to zasługa wspomnianych Fereyry i Riviere’a, po części - utrzymanej dyspozycji Péreza z poprzedniego sezonu.
Ostatnio odebrał nawet nagrodę dla największego odkrycia i najlepszego ofensywnego pomocnika poprzednich rozgrywek Segunda Division. Nim jednak stanął na jednej scenie z uhonorowanymi tego dnia Andresem Iniestą i Cristiano Ronaldo, wybiegł po raz pierwszy w podstawowej jedenasce Newcastle. No i debiut miał wymarzony, bo od razu okraszony golem na 2:1.
Nawet wspominany wcześniej Cristiano Ronaldo nie był tak szybki jak Perez. CR7 swojego pierwszego gola w Premier League zdobył po 551 minutach, Ayoze wystarczyło ledwie 147. Ba, jeśli chodzi o to, co zdołał zrobić podczas swoich dotychczasowych gier na boiskach ligi angielskiej, to trzeba powiedzieć, że wykorzystuje każdą sekundę daną mu przez Alana Pardew. Hiszpan wie to, czego nie pojął dotąd Riviere - że każdy występ bez gola, bez asysty, bez dobrych ofensywnych akcji to krok w kierunku ławki rezerwowych.
Przebiegłość Pérezpokazuje nie tylko na boisku. Ostatnio w jednym z wywiadów udzielonych angielskim mediom powiedział, że mimo ofert z Realu i Barcelony, wybrał tą z Newcastle. Poszperaliśmy trochę i jeszcze pół roku temu grając w Tenerife twierdził, że pogłoski o zainteresowaniu Realu są mocno przesadzone. Teraz pewnie nieco je wyolbrzymił. Świadomie czy nie - nabił sobie ogromnego plusa u kibiców na St. James’ Park.
W ramach ciekawostki dodamy, że być może na jego decyzję o odrzuceniu zalotów Realu miał wpływ mecz sprzed trzech lat. Jego Tenerife podejmowało Real w rozgrywkach U-18 w ramach Division de Honor i pokonało go na drodze do półfinału, gdzie „Blanquiazules” zatrzymało Atletico.
Trzeba też powiedzieć, że jego aklimatyzacja w nowym kraju przebiegła natychmiastowo. - Wschód słońca jest tu trochę wcześniej, a dni są zimniejsze niż w Hiszpanii, ale mam przy sobie brata i żyje mi się świetnie - zapewniał niedawno.
No właśnie, transfer Ayoze wiązał się też z „transferem” dwa lata starszego Samuela Péreza, który gra obecnie dla występujących w półprofesjonalnej Northern Premier League Blythe Spartans. Pozwala mu to być blisko „młodego”, do którego rodzice na razie nie zdecydowali się dołączyć. Gdy nie trenują w klubach, bracia spędzają czas grając na PlayStation, a także słuchając R&B.
Jeszcze rok temu, gdy Ayoze zarabiał równowartość 500 funtów miesięcznie, Samuel grywał amatorsko w hiszpańskich niższych ligach, matka pracowała w sklepie sieci SPAR, a ojciec w hotelu Mencey, o tak spokojnym życiu mogli tylko marzyć. Teraz Pérez pracuje już nie tylko na spokojne utrzymanie tu i teraz, ale i na dostatnią przyszłość. Najbliższe spotkania pokażą, czy dwa świetne mecze Péreza to zwykły zbieg okoliczności, „fuks debiutanta”, czy może Premier League dorobiła się kolejnego klasowego snajpera podebranego z Hiszpanii.
My nie mamy wątpliwości, że coś tam jeszcze kryje w zanadrzu…