Bayer Leverkusen - odlot za trzy, dwa, jeden...

2018-04-10 20:41:27; Aktualizacja: 6 lat temu
Bayer Leverkusen - odlot za trzy, dwa, jeden... Fot. Transfery.info
Źródło: Transfery.info

Sympatyk niemieckiej piłki na pytanie o tegoroczny Bayer Leverkusen, zanim cokolwiek powie, znacząco się uśmiechnie.

Naturalnie nie dotyczy to fanów 1.FCKöln, ale oni mają teraz na głowie znacznie poważniejszezmartwienia. Tymczasem Bayer zasłużył nie tylko na uśmiechy ale ina oklaski oraz pochwały. Ekipa z BayArena to najciekawszy,najświeższy i najbardziej ekscytujący zespół w Bundeslidze odczasów mistrzowskiej Borussii Dortmund Jürgena Kloppa. W tejkwestii jedyną wątpliwość budzi RB Lipsk, które w poprzednimsezonie dokonało czegoś wyjątkowego, jednak sęk w tym, że nieośmieliłbym się przy niemieckim kibicu nazwać tego projektu„ekscytującym”. Nawet jeśli osobiście za taki go uważam.


Ostatnim zespołem poza Bayernem, któryzdołał w jakikolwiek sposób zdominować niemieckie rozgrywki, byłaBorussia w latach 2010-2012. Ekipa z Dortmundu zdobyła w tym okresiedwa mistrzostwa i jeden Puchar Niemiec. Zanim jednak BVB zaatakowałapozycję numer jeden na niemieckim podwórku zaliczyła sezonnaprawdę dobry jak na ówczesne realia w Dortmundzie, aleniezwiastujący wcale nadchodzącej glorii. Kampanię 2009/2010 BVBzakończyła na piątym miejscu w tabeli z dorobkiem 57 punktów,czyli – powracając do Bayeru - wynikiem pozostającym w zasięgudzisiejszej ekipy „Aptekarzy” (czwarte miejsce i 48 punktów napięć kolejek przed końcem sezonu).


Skąd jednak w ogóle pomysł abyzestawiać ze sobą te dwie drużyny? W ciągu tych sześciu latdominacji Bayernu przez strefę pucharową tabeli Bundesligiprzewinęło się wiele zespołów, których nikt się tam niespodziewał. Wymieniać można, poczynając od Augsburga, poprzezHerthę, na Wolfsburgu, Hoffenheim czy nawet Borussii Mönchengladbachkończąc. Łatwo było wyczuć, że plasując się gdzieś pomiędzymiejscem trzecim a siódmym te drużyny robią coś ponad stan iwykraczającego poza ich możliwości. Doskoczenie do takiego poziomuwymagało od nich tak ogromnego wysiłku i napięcia, że nie byłojuż potem mowy o zrobieniu kolejnego kroku naprzód. Tymczasemdzisiejszy Bayer, zajmując czwarte miejsce tuż przed finiszemsezonu, sprawia wrażenie, jakby wciąż nie potrafił wrzucićnajwyższego biegu. Od nich można i trzeba wymagać więcej, bo wkadrze tego zespołu drzemie przede wszystkim ogromna jakośćpiłkarska i czuje to każdy kibic oglądający tę drużynę wakcji.


Jedno ze starych piłkarskich prawidełgłosi, że gdy w klubie dzieje się wyjątkowo źle, spadek z ligimoże się paradoksalnie okazać dla niego zbawienny. Pozwala onprzewrócić stronę w księdze historii drużyny i na czystej karciezacząć zapisywać jej nowy rozdział, pamiętając o błędach,które doprowadziły do degradacji. Dla ekipy z Leverkusenwystarczającym bodźcem okazało się jednak 12. miejsce w tabeli nafiniszu minionego sezonu Bundesligi i niezbyt udany występ na areniemiędzynarodowej. W 2017 roku po raz pierwszy od dziewięciu lat „DieWerkself” finiszowali w lidze poza strefą pucharową. Projektbudowany przez kilka ostatnich lat osiągnął punkt kulminacyjny werze Rogera Schmidta i po prostu nie wypalił. Choć zdawało się,że ma ku temu wszelkie predyspozycje. Drużyna zupełnie sięrozsypała.


Całe szczęście na BayArena niezareagowano paniką. W związku z brakiem awansu do europejskichpucharów z drużyny uciekło kilka gwiazd, jednak Rudi Völleri Heiko Herrlich zdołali wykorzystać to do oczyszczenia atmosfery,jednocześnie kilkoma imponującymi sztychami załatać powstałedziury. Nikt dziś w Leverkusen nie wspomina Chicharito, czy Hakana Çalhanoğlu.Za Kevinem Kamplem jeszcze kilku kibiców czasem zachlipie ztęsknoty, ale już Ömer Toprak został bezboleśnie wymazany zkibicowskiej pamięci w Leverkusen. Tylko za tych czterech piłkarzyB04 zainkasował 72 miliony euro. Choć jeszcze rok temu stanowilikręgosłup i decydowali o kształcie zespołu,imponująca sprawnośćdziałaczy westfalskiego klubu doprowadziła do sytuacji, w którejkibic postawiony przed wyborem: Alario czy Chicharito, Bailey czyÇalhanoğlu,Havertz czy Kampl, albo Retsos czy Toprak, w każdym przypadkuwybrałby obecnego podopiecznego Herrlicha.


Faktemjest, że nowi piłkarze Bayeru też nie byli kupowani po okazyjnychcenach. Za Lukasa Alario Niemcy musieli przelać na konto River Plate24 miliony euro, mając pełną świadomość ryzyka związanego zczasem, którego Argentyńczyk będzie potrzebował na aklimatyzacjęw Europie. Sven Bender kosztował 12, a Panagiotis Retsos 17,5miliona euro. Również nie sposób uznać tych transakcji zanieobarczone ryzykiem, ale gdy spojrzeć na to z innej strony - zaniecałe 30 milionów euro Bayer pozyskał dwukrotnego mistrzaNiemiec i reprezentanta kraju, którego jakość jest niepodważalna,a jedynie forma chwilowo dołująca, oraz 19-letniego niezwyklewszechstronnego obrońcę, którego wartość od momentu transferujuż skoczyła prawie czterokrotnie.

Spoglądanie w tej wyliczance tylko narubrykę: „Letnie transfery 2017”, byłoby zresztą i mylące dlanas i krzywdzące dla szefów Bayeru. Planując letnie transferypatrzyli oni na sprawę znacznie szerzej. Do środka pola, z któregowyjęto im niezwykle kreatywnego Kevina Kampla, sprowadzono przecieżtylko Dominika Kohra, czyli zawodnika ani szczególnie młodego anibłyskotliwego, w dodatku z początku zdawało się, że to transferz myślą o pozycji prawego obrońcy. Kohr totak zwany „przecinak”- silny, dynamiczny, nieustępliwy,dobry w defensywie i przede wszystkim solidny. Przydomek „HardKohr”jest zresztą bardzo wymowny. Ale co z zastępstwem dla Kampla? O niemartwić się nie trzeba, jeśli w kadrze figuruje ktoś taki jak KaiHavertz. Grający co prawda nieco wyżej niż Słoweniec, jednakzapewniający nieprzyzwoitą wręcz, jak na 18-latka, jakość wofensywie. Już w poprzednim sezonie (debiutancki sezon - 17 lat)zanotował lepsze statystki niż Kampl (cztery gole i sześć asystprzy golu i dwóch asystach Kampla). W trwającej kampanii ma już nakoncie cztery trafienia i siedem ostatnich podań.


Wisienką na tym farmaceutycznym torciejest Leon Bailey. Jamajczyka sprowadzono na BayArena już zimą 2017roku i jego pierwsze występy wcale nie zwiastowały rychłegowybuchu formy. Ale stało się – 11 goli i sześć asyst w 28spotkaniach to wynik bez dwóch zdań imponujący, biorąc pod uwagę,że to skrzydłowy, bardzo często wykorzystywany jako wahadłowy.Aktualna sytuacja na rynku transferowym pozwala działaczom Bayerujuż tego lata liczyć na zysk ze sprzedaży 20-latka w okolicach 60,70 milionów euro. Z Genku wykupił go natomiast za 13 milionów.


Tą niesamowicie zbilansowanąmieszanką talentu, doświadczenia, jakości i zaangażowaniazawiaduje Heiko Herrlich – przeciwwaga dla wszechogarniającegotrendu szkoleniowego w Niemczech. Podczas gdy dyrektorzy rozglądająsię ostatnio za znakomicie wyszkolonymi taktycznie młodzieńcami zinnowacyjnymi metodami i spojrzeniem na futbol, Bayer cofnął się wczasie o kilkanaście lat i zaczerpnął garść tradycyjnegoniemieckiego podejścia do futbolu, zatrudniając faceta, który dwiedekady temu Bundesligę już raz zawojował i teraz chce to zrobićjeszcze raz, ale już bez wybiegania na boisko.

Herrlich tomotywator. Człowiek o wielkim sercu do walki, co w jego ogólnymodbiorze uwydatnia wygrana walka z rakiem mózgu. W lidze, w którejeksperci zachwycają się kunsztem trzydziestolatków: DomenicoTedesco czy Juliana Nagelsmanna, którzy przygotowują dlapodopiecznych scenariusze zachowań na każdą boiskową sytuację, akażde zdarzenie dogłębnie analizują pojawia się Herrlich –niemiecki piłkarz z lat 90. 46-latek każdą swoją decyzją ikażdym działaniem jako opiekun Bayeru zdaje się krzyczeć: „Hej,to prosta gra! Trzeba tylko wprowadzić piłkę do bramki przeciwnikai zrobić to więcej razy niż on”. Jego Bayer miewa gorsze dni igorsze mecze - jak choćby derbowe starcie z Kolonią. Ale w tedobre – których ma znacznie więcej – gra właśnie tak. Prosto,ale nie topornie. Tak jak w poniedziałek z Lipskiem.

PorównującBayer na przykład z Hoffenheim, twór Nagelsmanna może się wydaćprzekombinowany i wręcz odrobinę śmieszny. Jakby był karykaturą. Naturalnie materiał ludzki, z jakim pracują obaj fachowcy jestnieporównywalny i to również w jakiś sposób determinuje metodypracy Nagelsmanna, jednak różnica w ogólnym podejściu do futbolujest widoczna gołym okiem i – jako kibica – aż zżera mnieciekawość, która z nich tak naprawdę jest lepsza. Potem jednakprzychodzi zastanowienie i wniosek – tego pewnie nigdy się niedowiemy.


Wspominane wcześniej przykładyzespołów, które w poszczególnych sezonach budowały zaskakującodobrą formę i na przestrzeni roku, czy dwóch dostawały się wgórne rejony tabeli, aby następnie szybko się stamtąd wycofać,można zadać sobie pytanie, czym różni się od nich Bayer,walczący o podium zaraz po sezonie zakończonym na 12. miejscu.Czemu nie miałby na ich wzór wrócić za chwilę do przeciętności.Oczywiście odpowiedź na to pytanie może być śmiesznie prosta:Spójrz na tabele Bundesligi z ostatnich dziesięciu lat – Bayernie opuszczał okolic podium i ma wielki futbol w DNA. Ale zwracającwiększą uwagę na aspekt czysto sportowy i rozwój dzisiejszegoBayeru jako drużyny, porównałbym drogę w górę tabeli Bundesligido pasa startowego.

Augsburg, Hertha, Freiburg, czy Wolfsburgrozpędzały się w imponującym stylu, jednak tuż przed jego końcemorientowały się, że mkną po nim na rowerze. Bayer na samympoczątku pasa startowego wskoczył... pewnie nie w odrzutowiec, alechociaż awionetkę. I jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem,wkrótce powinniśmy oglądać go szybującego wysoko ponad poziomemprzeciętności.

Więcej na ten temat: Niemcy Bayer 04 Leverkusen Bundesliga