Błędy Jacka Zielińskiego. Co dyrektor sportowy Legii Warszawa ma za uszami?
2024-03-17 12:57:23; Aktualizacja: 8 miesięcy temuJacek Zieliński popełnił wiele błędów, które teraz przekładają się na to, jak wygląda i punktuje Legia Warszawa w Ekstraklasie.
Na wstępie chcieliśmy zaznaczyć, że oczywiście nie jest tak, że jedynym winowajcą sytuacji w Legii jest jej dyrektor sportowy. Trener Kosta Runjaić, a także przede wszystkim sami piłkarze również swoje cegiełki do tego kryzysu przyłożyli.
Zawodnicy w końcu popełnili najwięcej błędów indywidualnych prowadzących do utraty bramki, ale kto ich ściągnął do tego klubu? Ryba psuje się od głowy. Nie można wyciągnąć wniosku, że wina leży tylko po stronie graczy, których oczywiście też należy po sezonie rozliczyć i z częścią się pożegnać.
A Kosta Runjaić? Statystyki, przynajmniej te dotyczące stricte gry, przemawiają na jego korzyść. Przedstawimy tylko garść tych najważniejszych, jest także dużo innych, którymi zespół niemieckiego trenera może się pochwalić, jednak to nie jest tekst o nim. W każdym razie Legia dopuszcza rywali do najmniejszej liczby strzałów na mecz, a jednocześnie „Wojskowi” na bramkę swoich rywali strzelają najczęściej w Ekstraklasie. Popularne
Jeśli weźmiemy pod uwagę statystykę punktów oczekiwanych, to Legia według niej powinna być liderem ligi z dorobkiem 43 punktów. Jasne, że nie jest to wynik wybitny, ale nikt nie ma lepszego. Zgadza się doprowadzenie piłki w pole karne, intensywność pressingu i wiele innych rzeczy.
Kłopotem, jednak nie największym, są błędy indywidualne, prowadzące do gola. Innym jest dyspozycja bramkarzy.
Gdzie więc wina Runjaicia? W tym, że 52-latek, widząc, że drużyna w ostatnich 16 meczach, czyli w zasadzie przez pół całego sezonu, punktuje ze średnią 1,13 „oczka” na spotkanie, wciąż chce grać to samo. Statystyki czysto teoretycznie się zgadzają, ale gra ciągle tego samego jest co najmniej naiwna. Legię łatwo „przeczytać” i rywale z tego korzystają.
* * *
Przechodzimy już jednak do dyrektora sportowego. Fatalne zimowe okno to jego najświeższy problem. Fakt, oferty na poziomie dziesięciu milionów euro za żadnego gracza z Ekstraklasy nie powinno się odrzucać, ale Legia nikogo w jego miejsce nie sprowadziła. Luka po Ernesto Muçim jest zauważalna.
Odejście Bartosza Slisza wisiało w powietrzu od miesięcy, w wielu mediach pojawiały się informacje, że już zimą Polak może opuścić Warszawę. Czy znajdzie się jakieś wytłumaczenie na brak zastępcy? Chyba że tym zastępcą jest Qëndrim Zyba, który zagrał 46 minut.
Jest też możliwość, że Jacek Zieliński myślał, że Bartosza Slisza zastąpi Rafał Augustyniak, czyli piłkarz o zupełnie innej charakterystyce, który po prostu nie nadaje się do środka pola tak grającego zespołu.
Jeśli 56-latek chciał to zrobić, to pytanie, czy Legia nie miała środków na nowego piłkarza, czy Jacek Zieliński wierzył w powodzenie misji Augustyniaka? Lepiej dla Zielińskiego, żeby to było spowodowane brakiem pieniędzy. Pamiętajmy jednak, że „Wojskowi” sprzedali zimą dwóch kluczowych graczy za okolice 13 milionów euro (nie zmienia wiele fakt, że większość tej kwoty przyjdzie w następnych latach w formie ratalnej, bo to standardowy sposób działania przy transferach).
Oprócz Zyby do klubu przyszedł jeszcze Morishita i Japończyk, na razie, prezentuje się całkiem solidnie. Obaj gracze są wypożyczeni, obaj mają w kontrakcie klauzulę wykupu, więc są to transfery rozsądne, jednak niewystarczające.
Jeśli chodzi o zimę, to dużo lepiej Zielińskiemu wychodziło czyszczenie kadry, bo pozbył się Roberta Picha, Ihora Charatina, Lindsaya Rose'a, Patryka Sokołowskiego czy Makany Baku. Do tego na wypożyczenie udali się Cezary Miszta, Gabriel Kobylak i Igor Strzałek.
Letnie okno transferowe nie było jednak dużo lepsze. Fakt faktem, wicemistrz Polski sprowadził aż siedmiu piłkarzy na potrzebne pozycje, ale czy ci zawodnicy się wybronili?
Zacznijmy sobie od tych najgorszych - Gil Dias. Portugalczyk trafił do drużyny po awansie do europejskich pucharów jako opcja na wahadło. W Stuttgarcie nie grał, więc trzeba było trochę na niego poczekać. W pierwszych meczach był parodią piłkarza, później podobnie, ale teraz jest lepiej - 27-latek gra już tylko źle. Na szczęście jest do Legii tylko wypożyczony, więc kibice w Warszawie nie będą musieli się po sezonie z nim męczyć, ale trzeba pamiętać, że za to wypożyczenie Legia zapłaciła.
Potrzebne były w stolicy wzmocnienia na środek obrony i przyszło trzech graczy. Czy jednak o którymkolwiek z nich powiemy, że się sprawdził? Radovan Pankov miewał bardzo dobre mecze, ale jest nierówny. O Steve'ie Kapuadim powiemy podobnie, chociaż tutaj amplituda jest trochę mniejsza. Marco Burch natomiast przychodził do Polski jako obrońca z bardzo dużym potencjałem, którego do tej pory nie pokazał.
Patryk Kun to wzmocnienie bardzo zrozumiałe, początek miał dobry, ale później dostosował się poziomem do reszty drużyny i jest po prostu przeciętny. Kibice „Wojskowych” pamiętając Filipa Mladenovicia, mogą mieć jednak zastrzeżenia, bo teraz jest w Warszawie zwyczajnie gorszy wahadłowy.
Marc Gual to trochę inny przypadek, gdyż Hiszpan nie grał przez większość sezonu na swojej pozycji. Stąd ciężko mieć tutaj problem do Jacka Zielińskiego, bo słaba dyspozycja napastnika to raczej wina Kosty Runjaicia.
Najlepszym wzmocnieniem okazał się Juergen Elitim, który poniżej pewnego poziomu nie schodzi. Często też prezentuje się zwyczajnie dobrze, ale jeden piłkarz na siedmiu, o którym można powiedzieć, że wypalił, chyba nie jest najlepszym wynikiem.
Pamiętać jednak też trzeba, że z klubu odszedł Maik Nawrocki za pięć milionów euro i za darmo pożegnano się z Filipem Mladenoviciem. Odeszło więc dwóch bardzo dobrych graczy, a jeden z nich przyniósł do klubowej kasy solidne fundusze, których nie zainwestowano. Legia postawiła więc na rozwiązania budżetowe, bez ryzyka finansowego, ale z ryzykiem wynikowym. Jacek Zieliński chciał osiągnąć dobry wynik przy bardzo małych inwestycjach i teraz Legia za to płaci.
Skrytykować dyrektora sportowego wicemistrza Polski należy także za obsadę bramki. Nie chodzi tu o konkretnie o Kacpra Tobiasza, w końcu to Kosta Runjaić ustala skład. Jednak jesienią było w klubie czterech bramkarzy. Dlaczego? Gabriel Kobylak został przetrzymany w zamrażarce do stycznia, kiedy wypożyczono go do Radomiaka Radom. Cezary Miszta podobnie, teraz gra w Rio Ave, a to bramkarz, który spokojnie mógł wskoczyć między słupki w stolicy Polski.
Błędem dyrektora sportowego z pewnością jest też załatwienie sytuacji Filipa Rejczyka. 17-latek po tym sezonie prawdopodobnie opuści Warszawę, bo w kontrakcie miał wpisany próg minut do osiągnięcia, żeby ten kontrakt mógł zostać przedłużony.
Choć Jacek Zieliński mówi, że nie pamięta, czy on podpisywał tę umowę, jednak nie trzeba daleko sięgać pamięcią, żeby wiedzieć, że robił to obecny dyrektor sportowy Legii. Nie można podpisywać takich kontraktów, „Wojskowi” tracą bardzo duży talent, już nie pierwszy raz. Jeśli jednak wierzyć Jackowi Zielińskiemu, to on już umowy na takich zasadach nie podpisze. Natomiast nie zmienia to faktu, że mleko się rozlało.
Kolejną winą 56-latka jest... przedłużenie kontrakt z Kostą Runjaiciem, chociaż bardziej chodzi o termin tej decyzji, a nie sama decyzję. Umowa została podpisana na fali zwycięstwa w Pucharze Polski, Superpucharze Polski i wicemistrzostwie osiągniętym z Legią, która rok wcześniej biła się o utrzymanie.
Jednak wciąż uważamy, że nowa umowa, przypomnijmy, że pierwszy kontrakt Runjaicia obowiązywał do 30 czerwca 2024 roku, została prolongowana zbyt wcześnie. Bez pierwszego kryzysu Niemca w Warszawie, a ten przyszedł wraz z początkiem października i trwa do dzisiaj. Teraz już ten kontrakt obowiązuje nie do końca sezonu, a jeszcze przez dwa lata, stąd ewentualne zwolnienie 52-letniego szkoleniowca nie będzie takie tanie.
Może Jacek Zieliński nie chce się pozbyć byłego trenera Pogoni Szczecin, a może, takie hipotezy zostały już przedstawione, nie chce się teraz przyznać do błędu, jakim było parafowanie kontraktu.
Oczywiście nie chodzi nam o to, że pomyłką był samo przedłużenie kontraktu, jednak zrobienie tego tak wcześnie, bo Legia ma dzisiaj poniekąd związane ręce.
I po tym wszystkim Jacek Zieliński idzie do programu w klubowych mediach i sprawia wrażenie zadowolonego z sytuacji klubu. Nie ma to oczywiście wpływu na sportowe wyniki klubu, ale nie może to zostać dobrze odebrane przez kibiców, zresztą nie zostało. Fani Legii mają często dość mówienia o tym, jak Legia dobrze gra i jak dominuje rywali, kiedy punktowo nie wygląda to kolorowo, mówiąc delikatnie.
Gdyby nie to, że inne kluby z czołówki słabo punktują, to Legia już by się mogła dawno pożegnać z marzeniami o tytule, o ile jeszcze je ma. Legię od lidera z Białegostoku dzieli tyle samo punktów, co od zamieszanej w walkę o utrzymanie Cracovii na 13. miejscu. Nie wygląda to dobrze.
Legia zwyczajnie na rynku transferowym, przy budowaniu kadry jest zbyt bojaźliwa. Warszawiacy chcieliby być mistrzem Polski bez podjęcia ryzyka. Nie mogło się to udać. „Wojskowi” nie mają kadry na miarę mistrzostwa Polski. W teorii Lech Poznań i Raków Częstochowa dysponują lepszymi zespołami. Jagiellonia Białystok i Śląsk Wrocław zostały zbudowane bardzo rozsądnie jak na swoje możliwości.
W tej chwili stołeczni powinni się cieszyć, jeśli zajmą czwarte miejsce w lidze. Będą mieli szczęście, jeśli akurat da ono udział w pucharach. Na tym etapie sezonu Legia powinna liczyć bardziej na niepowodzenia innych, niż na samą siebie, a do takiej sytuacji, w takim klubie, dochodzić nie może.