Ciężki żywot gospodarza
2024-01-09 09:58:21; Aktualizacja: 10 miesięcy temuPuchar Narodów Afryki i Puchar Azji łączy ze sobą nie tylko niemal identyczny termin. W obu przypadkach pierwotny gospodarz obu turniejów uległ zmianie. W Azji Katar zastąpił w roli organizatora Chiny. Z kolei Wybrzeże Kości Słoniowej „wypchnęło” z prowadzenia piłkarskiej Gwineę.
W Afryce zresztą praktycznie każdy turniej przynosi pewne problemy organizacyjne.
Wybrzeże Kości Słoniowej o tym, że będzie gospodarzem Pucharu Narodów Afryki, dowiedziało się w 2018 roku. Przy czym pierwotnie miała organizować afrykański czempionat dwa lata temu. Jednak Kamerun będący bezpośrednio przed nimi w kolejce miał problemy z budową stadionów i ostatecznie przesunięto go jako organizatora na rok 2021. W związku z tym w ramach „efektu domina” Wybrzeże Kości Słoniowej przesunięto na obecną edycję turnieju. Zarazem „wypchnięto” na rok 2025 Gwineę (która to i tak ze względu na problemy organizacyjne ostatecznie oddała organizację turnieju Maroku). Z dodatkowego czasu kraj znad Zatoki Gwinejskiej skwapliwie skorzystał, budując od podstaw lub modernizując sześć obiektów.
Wybrzeże Kości Słoniowej jest państwem w miarę stabilnym, co nie oznacza, że jest państwem w pełni demokratycznym. Prezydent Alassane Ouattara pierwotnie chciał po dwóch kadencjach wycofać się z polityki, ale gdy kandydat jego partii zmarł na skutek choroby, wystartował w wyborach prezydenckich po raz trzeci. Wygrał je, otrzymując aż 95% głosów, głównie na skutek bojkot zorganizowany ze strony większości lokalnej opozycji. Takie „naruszenia” norm demokratycznych nie są w Afryce rzadkością. To sam Ouattara „wywalczył” dla swojego kraju organizację turnieju, a teraz będzie mógł zbierać owoce sukcesu. Symbolem tego sukcesu ma być główna arena turnieju, Olympic Stadion of Ebimbe, na którym rozegrany zostanie mecz otwarcia i finał. Będzie mieć on imię... Alassane’a Ouattary. I prezydent Wybrzeża Kości Słoniowej wcale nie jest najbardziej kontrowersyjnym politykiem, który do swego kraju sprowadził Puchar Narodów Afryki.Popularne
Bardzo „skromny” gospodarz
Najmniejszym krajem-organizatorem Pucharu Narodów Afryki w historii była Gwinea Równikowa. W 2012 roku to niewielkie państwo w Afryce Równikowej współorganizowało mistrzostwa z Gabonem. Afrykańska federacja wyjaśniała, że tak niecodzienna decyzja ma związek z otwieraniem się również na mniejsze państwa spoza gospodarczej czy sportowej czołówki. Natomiast zaskoczeniem było przyznanie temu krajowi imprezy ponownie trzy lata później.
W roku 2014 Afrykę Zachodnią nawiedziła epidemia wirusa Ebola. W związku z nią pierwotny gospodarz, czyli Maroko narzuciło restrykcyjne normy wjazdu dla ludzi z krajów objętych epidemią. Te powodowały, że kilku uczestników nie mogłoby wjechać do kraju, a władze Maroka nie były skore do zmiany przepisów. Ostatecznie więc kraj z północnej Afryki zrezygnował z organizacji turnieju, za co „w nagrodę” CAF zdyskwalifikowało Maroko z dwóch kolejnych edycji. Ostatecznie decyzję tą po odwołaniu cofnięto. Szukano więc ratunku, ale potencjalni kandydaci odmawiali jeden po drugim. Dość nieoczekiwanie gotowość do organizacji turnieju zgłosiła Gwinea Równikowa. Kandydatura mocno forsował prezydent tego kraju, Teodoro Obiang Nguema Massogo. Ostatecznie więc CAF mocno nagięła własne zasady, by można było zorganizować finały w kraju, gdzie jeden z obiektów miał zaledwie osiem tysięcy miejsc na trybunach – a był to stadion w Ebibeiyn. Tak więc turniej w 2015 roku rozgrywano na dość małych stadionach – tylko obiekt w Bacie przekraczał 20 tysięcy pojemności. Gwinea Równikowa organizacyjnie jednak podołała zadaniu, a na większości meczów trybuny były w większości zapełnione.
O prezydencie Gwinei Równikowej ciężko powiedzieć, że jest to postać pozytywna. Obiang Mguema Bassogo jest permanentnie pod ostrzałem organizacji broniących praw człowieka, a normą w jego kraju jest łamanie praw człowieka i działanie wbrew interesowi państwa. Gwineę Równikową można nazwać „jego” państwem. 80-letni już prezydent rządzi krajem nieprzerwanie od czterdziestu lat, wygrywając przy tym sześć razy wybory prezydenckie. Łatwo się domyślić, że ich niezawisłość była kwestionowana przez takie organizacje jak OBWE. Oczywiście w tym przypadku często też oskarżano Gwineę Równikową o to, że pomagały jej „ściany” oraz sędziowie. Szczególnie dużo złego mogli o arbitrach powiedzieć piłkarze Tunezji, którzy między innymi przez kontrowersyjnego karnego w starciu z gospodarzami odpadli w ćwierćfinale. Innym absurdem było wyłonienie innego ćwierćfinalisty, Gwinei drogą... losowania. Ona i Mali miały tyle samo punktów, bramek, ich różnicę i wynik w klasyfikacji fair-play. Ostatecznie jednak prezydent Teodor Obiang mógł odtrąbić sukces. Spełnienie jednak jego fanaberii nie byłoby możliwe bez nowoczesnych obiektów. Do tego celu potrzebny był „bogaty wujek”. I wiele afrykańskich państw takiego bogatego wujka sobie znalazło w Chinach.
🚨 Jest mi niezmiernie miło poinformować, że wraz z @MateuszPerek, @Adam_Zmudzinski oraz prezesem @matchday_pl - @fxd_____ wydajemy pierwszy w Polsce (papierowy!) przewodnik kibica Pucharu Narodów Afryki i Pucharu Azji.
— Adam Kowalczyk (@_adamkowalczyk) December 22, 2023
📪 Zamówienia zbieramy do 27 grudnia do godziny 22:00. pic.twitter.com/GS1vgF3tyk
Stadionowa dyplomacja
Chiny szukają każdej okazji do tego, by poszerzać na świecie swoje wpływy. Afryka jest dla nich bardzo łakomym kąskiem, głównie ze względu na bogate zasoby naturalne i mineralne. Widząc fascynację na Czarnym Lądzie futbolem przy jednoczesnym braku infrastruktury, w Pekinie postanowiono połączyć przyjemne z pożytecznym. Tak powstała koncepcja zwana fachowo „Dyplomacją Stadionową”. Chińskie konsorcja państwowe, a od lat 90. także prywatne firmy architektoniczne realizują bardzo wiele projektów nowoczesnych stadionów w Afryce. Tak jest również w przypadku Wybrzeża Kości Słoniowej, ponieważ projekty trzech z sześciu obiektów powstały w Chinach. Przykładowo 60-tysięczny Olympic Stadion of Ebimbe został zaprojektowany przez Beijing Institute Architectal Design. Wybudowali go również chińscy robotnicy – grupa inżynieryjna ściągnięta specjalnie z Pekinu. Ponadto chińską genezę mają stadiony w Korhogo i San Pedro. Oczywiście miało to wsparcie swoją cenę. Chińska Republika Ludowa za budowanie stadionów stawia jeden warunek. Każde z obdarowanych państw miało zadeklarować, że uznaje ChRL za „jedynego prawowitego przedstawiciela Chin”. To oznacza mniej więcej tyle, że nie uznają istnienia Republiki Tajwanu. Tym samym azjatycki gigant zabezpieczała swoje interesy polityczne i gospodarcze w Afryce. Z podobnego wsparcia wcześniej korzystały Kamerun czy Gabon. Chiny mocno więc wspierały tworzenia zaplecza dla Pucharu Narodów Afryki. Natomiast nie są w stanie zapobiec incydentom, nierzadko tragicznym.
Jak nie poskramiać zbuntowanej prowincji
Rok 2006 był dla Angoli wyjątkowy. Po pierwsze „Czarne Antylopy” po raz pierwszy pojechały na mundial. Po drugie, otrzymały przywilej goszczenia Pucharu Narodów Afryki w 2010 roku. Poza prestiżem istniały więc realne nadzieje na sportowy sukces. Jednak jedno z miast gospodarzy wywołuje spore kontrowersje. Kilka spotkań miało być bowiem rozegranych w Kabindzie.
Kabinda jest tą częścią Angoli, która jest odcięta od reszty kraju. By dojechać z Luandy, trzeba tam dotrzeć morzem lub jechać przez Demokratyczną Republikę Konga. Ta separacja geograficzna sprzyjała także tendencjom niepodległościowym. W latach 60. powstały tam trzy organizacje, które dążyły do wyzwolenia spod władzy Portugalii, a jedną z nich był Front Wyzwolenia Enklawy Kabindy (w skrócie portugalskim FLEC).
Separatystyczne tendencje nie zniknęły po uzyskaniu niepodległości przez Angolę. A ta miała wykorzystać Puchar Narodów Afryki do tego, by pokazać, że Kabinda jest jej integralną częścią. Niestety dla niej, ten pomysł miał fatalne konsekwencje. Jedną z czterech ekip, które miały grać w grupie B w Kabindzie było Togo. Kadra „Jastrzębi” jechała autokarem z Konga i już na terenie Angoli, 8 stycznia 2010 roku, została zaatakowana przez bojowników FLEC.
Na skutek tego ataku terrorystycznego zginęło trzech członków reprezentacji Togo, w tym asystent trenera i kierowca autokaru. Ponadto rannych zostało siedem osób, w tym dwóch piłkarzy i selekcjoner Hubert Velud.
W związku z tym wydarzeniem rząd Togo oczekiwał, że „Jastrzębie” ze względów bezpieczeństwa wycofają się z turnieju, co ostatecznie się stało. Ostatecznie w tamtej edycji Pucharze Narodów Afryki wystąpiło piętnaście zespołów. Wybuchł skandal, bowiem Angola i FLEC zrzucali z siebie odpowiedzial - ność za tragedię. Z kolei CAF, do bólu przeczulony na naciski polityczne, podjął kilka dni później kuriozalną decyzję. Uzasadniając to ingerencją w niezależność związku, podjęto bowiem decyzję, by Togo zdyskwalifikować z dwóch edycji Pucharu Narodów Afryki. Pozostał po tej decyzji gigantyczny niesmak.
Podobne problemy, w mniejszej skali dotknęły gospodarza ostatniego turnieju, czyli Kamerunu. W zachodniej części kraju w trakcie imprezy doszło do starć wojsk rządowych z anglojęzycznymi separatystami, dążącymi do powstania Ambazonii (teren dawnego tzw. Brytyjskiego Kamerunu). Inny incydent niestety przyniósł też ofiary śmiertelne. Podczas meczu w Jaunde, gdy kibice gospodarzy chcieli dostać się na mecz 1/8 finału z Komorami, zaczęli tratować się wzajemnie, co doprowadziło do śmierci ośmiu osób, w tym dwójki dzieci. Widać więc, że podobne problemy niestety w Afryce są obecne do dzisiaj.
Walka z Europą i pogodą
W europejskich klubach gra coraz więcej piłkarzy grających w Pucharze Narodów Afryki, a spora część z nich rodzi się i uczy się piłkarskiego rzemiosła w Europie. Dlatego dla wielu lig na Starym Kontynencie zimowy termin rozgrywania turnieju jest poważnym problemem. Przykładowo na poprzednim turnieju w Kamerunie grało aż 105 piłkarzy z francuskich klubów, co statystycznie daje nam cztery i pół drużyny. FC Metz na miesiąc straciło aż siedmiu piłkarzy, a z kolei pięciu zawodników stracił angielski Arsenal. W związku z tym europejskie kluby chcą wymusić na CAF przeniesienie turnieju na miesiące letnie. Najbardziej chyba znanym przeciwnikiem grania Pucharu Narodów Afryki w styczniu i lutym jest obecny menedżer Liverpoolu FC, Jurgen Klopp. Powód jest prosty – kolizja z europejskimi rozgrywkami ligowymi. I w 2019 w Egipcie posłuchano tych apeli i rozegrano turniej w czerwcu i lipcu. Okazało się jednak, że interesy Europy sobie, afrykańskich federacji sobie, a klimat panujący w Afryce – sobie.
W fazie grupowej turnieju w 2019 roku strzelono 68 bramek, co daje nam statystycznie zaledwie 1,89 bramki na mecz. Dodatkowo ta edycja była pierwszą, w której wystąpiło nie szesnaście drużyn, ale dwadzieścia cztery. Teoretycznie łatwiejsza droga awansu połączona z ponad 30-stopniowymi upałami i napiętym terminarzem powodowały, że drużyny oszczędzały siły i w konsekwencji poziom meczów znacząco spadł. Na turnieju w Egipcie często najciekawszymi były starcia tych drużyn, które grały wieczorem, gdyż temperatury wtedy panujące były znośne.
Dlatego praktycznie od razu wrócono do terminu zimowego turnieju. W Wybrzeżu Kości Słoniowej także nie było mowy o tym, by turniej rozgrywano w czerwcu i lipcu. Powodem była bowiem panująca w tych miesiącach w tym regionie Afryki intensywna pora deszczowa. Wysoka wilgotność połączona z wysoką temperaturą z pewnością wpłynęłyby na jakość spotkań tak samo źle, jak upały w Egipcie.
Widać jak na dłoni, że bardzo często w Afryce wydarzenia związane z Pucharem Narodów Afryki wykraczają daleko poza trybuny i piłkarskie murawy – i docierają nawet do niebios. Pozostaje nam mieć nadzieję, że w Wybrzeżu Kości Słoniowej stadion nazwany na cześć urzędującego prezydenta państwa-gospodarza, będzie najdziwniejszą rzeczą na tym turnieju.
NIKODEM WĘGIER
Tekst jest elementem Przewodnika Kibica Pucharu Narodów Afryki i Pucharu Azji. Wersja elektroniczna wydawnictwa ukaże się 10 stycznia.