Cudu nie było, ale był Błaszczykowski... - EURO 2012, dzień 5

2012-06-13 02:16:39; Aktualizacja: 12 lat temu
Cudu nie było, ale był Błaszczykowski... - EURO 2012, dzień 5 Fot. Transfery.info
Marcin Żelechowski
Marcin Żelechowski Źródło: Transfery.info

Nadszedł czas na serię drugich spotkań w grupie A, po których sytuacja w stawce miała się powoli krystalizować. Tymczasem, po wygranej Czechów z Grekami 2:1 i remisie Polski z Rosją 1:1, żadna z reprezentacji nie może spać spokojnie.

Wszyscy mają szansę na awans. W komfortowej sytuacji są Czesi i Rosjanie, którym do spełnienia marzeń wystarczy zaledwie remis. 

Przejdźmy do tego co działo się na boiskach. Na przystawkę, we Wrocławiu, Czesi podejmowali Grecję. Kibice reprezentacji Polski głęboko wierzyli, że nasi rywale z meczu otwarcia nie wygrają tego spotkania, co pozwoli kadrze Franciszka Smudy samodzielnie decydować o swoim losie w starciu z naszymi południowymi sąsiadami, które odbędzie się w najbliższą sobotę. Już po kilku minutach spotkania mogli odetchnąć z ulgą. Grecy dostali dwa szybkie ciosy, a ich obrona, nie dość że dziurawa, to jeszcze, do spółki z bramkarzem, współpracująca z przeciwnikiami, wyprawiała momentami takie cuda, jakich powstydziłaby się nawet reprezentacja Andory. Tym samym potwierdziły się dwie rzeczy. Czesi nie przyjechali na Euro z zamiarem bronienia się, ale pokazali, że potrafią konstruować groźne ataki, a gdy tylko nie muszą liczyć się z kontrami Arshavina i jego kolegów, to może to przynosić efekty.  Natomiast reprezentaci kraju pogrążonego w kryzysie, nawiązali do sytuacji politycznej i gospodarczej narodu, po raz kolejny wchodząc w mecz tak wolno, że gdy doszli do siebie, rywale zdążyli już się solidnie zmęczyć. Znów mogą mieć także pretensje do sędziego. O ile w meczu z nami, kwestią dyskusyjną była kartka dla Sokratisa i brak rzutu karnego po ręcę Perquisa, o tyle w starciu z Czechami, arbiter nie uznał prawidłowo zdobytej bramki. Gdyby dodać tego gola do końcowego rezultatu, to naturalnie mielibyśmy remis, ale nie ma co się łudzić, że na ten wynik Grecy zwyczajnie nie zasłużyli. Grali bez pomysłu, bez stylu, nijak, a mimo to jak zwykle liczyli się do samego końca. Szczęście nie sprzyja jednak wiecznie i tym razem podopieczni Santosa ponieśli zasłużoną porazkę. W obozie czeskim natomiast ogromna radość i głosy, że ich reprezentacji nie można lekceważyć. Owszem, pokazali że kreować grę potrafią nie najgorzej, ale... No właśnie, mankamentów w ich grze jest sporo. Poczynając od tego, że napastnicy zachowują się tak, jakby podpisali z bramkarzami rywali pakt o nieagresji, z rozbijaniem szybkich ataków również nie jest najlepiej, a kończąc na tym, że stało się to, czego każdy czeski kibic obawiał się najbardziej. Niekwestionowany lider reprezentacji, Tomas "Szklany" Rosicky zszedł w drugiej połowie z boiska i jego występ przeciwko Polsce jest niepewny. Za to pewny do tej pory punkt tej kadry, Petr Cech, powinien po tym meczu zostać uhonorowany jakąś specjalną nagrodą, za to że zrobiło mu się żal, słabo grających Greków, przeżywających poważne problemy w swej Helladzie, do tego stopnia, iż postanowił sprezentować im gola, od tak, na otarcie łez. Aczkolwiek nie należy Greków przedwcześnie wysyłać do domu, bo właśnie w roli pierwszych do odstrzału, czują się najlepiej.

I pora na danie główne. Zapowiedzi były szumne, zdania podzielone. Jedni liczyli na "Cud nad Wisłą", drudzy modlili się o jak najmniejszy wymiar kary, a jeszcze inni uważali, że Rosji obawiać się nie należy. Do tych ostatnich na pewno nie zaliczymy naszych reprezentantów z Franciszkiem Smudą na czele. Nasi reprezentaci, choć zostawili po sobie dobre wrażenie, co najważniejsze, grając mniej więcej dwie dobre i równe połowy, zachowywali się na boisku tak, jakby grali z reprezentacją Hiszpanii i to jeszcze w 10. Tylko czy należy pastwić się nad naszymi walecznymi piłkarzami? W końcu jak ma się wodza, co dokonując zmian, boi się tak, jakby właśnie kupował za swoje wszystkie oszczędności akcje na giełdzie, to jak tu mieć pewność siebie? Na szczęście, więcej zagrożenia ze strony Rosjan było przed i po meczu, niż w jego trakcie. Chociaż momentami polscy fani mogli czuć się upokorzeni, gdy nie potrafiliśmy utrzymać się przy piłce, a rywale zamykali nas na  własnej połowie, to trzeba przyznać, że Tytoń w tym meczu nie miał wiele pracy. Za to piłkarze z pola, przyczajeni jak bokser za podwójną gardą, co jakiś czas zadawali groźne ciosy, które przy odrobinie szczęścia mogły dojść do celu. Co cieszy, "Biało-Czerwoni" wreszcie wyglądali poprawnie kondycyjnie, a nawet prezentowali się w tym aspekcie lepiej od Rosjan. Szkoda tylko, że szczególnie przez pierwszą połowę biegaliśmy bez piłki, a Robert Lewandowski walczył w ataku i w środku pomocy, bo trzech naszych muszkieterów z drugiej linii obrało sobie za cel nieopuszczanie własnej połowy (poza stałymi fragmentami, nie bądźmy aż tak krytyczni). Równą dyspozycję potwierdził Sebastian Boenisch. Podobnie jak w meczu z Grecją, żadne jego dośrodkowanie nie doszło do celu, a jak już w dobrym stylu odzyskał piłkę, to potem w jeszcze lepszym ją stracił. Brawa, ale tu już bez ironii, należą się dwójce stoperów, Perquisowi i Wasilewskiemu. Znakomicie się uzupełniali, nie bali się podejmowania odważnych decyzji i byli zawsze tam gdzie trzeba. Ten pierwszy grał z takim poświęceniem, że można się dziwić, jak jego ręka wytrzymała te wszystkie, bolesne upadki. Występ Polaków ogółem należy ocenić na plus, bo pozwolił nam z nadzieją patrzeć na starcie z Czechami (oj dawno nie graliśmy trzeciego meczu na wielkim turnieju o coś innego, niż honor). Pokazali także, że nie taka Rosja straszna, jak ją malują. Nawet Franek się przełamał i zrobił aż trzy zmiany, szkoda tylko że tak późno, że zostawił na boisku Murawskiego, a nie Dudkę, że zabrakło mu odwagi by postawić na Wolskiego, czy mniej ryzykownie, na Grosickiego. Cieszy fakt, że tercet z Borussii nie zawodzi w kadrze i, że nasz kapitan, kiedy trzeba, zupełnie inaczej od trenera, nie boi się wziąć wszystkiego na barki i strzelić słabszą nogą tak pięknego gola. Pozostaje tylko wierzyć, że do trzech razy sztuka i Polacy oprócz dobrej gry wywalczą dobry rezultat. Dobry, czyli zwycięstwo, bo tylko ono da nam awans. A wtedy Smuda, zapytany co tam u niego, znów odpowie (odnosząc się do dowcipu po meczu z Rosją) "trochę się pozmieniało", lecz w kontekście przerwania serii remisów na rzecz wygranej. I tylko ona wchodzi w grę, bo każdy Polak zdaje sobie sprawę, że jest w naszym zasięgu.

A tak w ramach anegdoty, sztab szkoleniowy widocznie czytał naszą przedmeczową analizę, bo Rosjanie prawą nogą gola nam nie strzelili. Ku zaskoczeniu gol zdobyty został głową i to po strzale najniższego Rosjanina na boisku. 

Więcej na ten temat: Polska Grecja Rosja Czechy Euro 2012