Czy ich jeszcze pamiętasz? cz.6.: Górnik Zabrze

2011-12-14 10:26:35; Aktualizacja: 12 lat temu
Czy ich jeszcze pamiętasz? cz.6.: Górnik Zabrze
Redakcja
Redakcja Źródło: Transfery.info

Górnik Zabrze to klub, w którym z reguły stawia się na Polaków. Głównie dlatego, że finanse nie pozwalają na rozwój sieci skautingu, poza tym po co kupować kota w worku na przykład z Afryki czy niższych lig włoskich, kiedy można ściągną


Brazylijski magik

Najświeższym przykładem jest Leopoldo Roberto Markovsky, znany jako Leo. W czerwcu 2008 roku Brazylijczyk z polsko brzmiącym nazwiskiem przyjechał na testy do Górnika. W swoim pierwszym sparingu z Concordią Knurów wszedł na boisko za Przemysława Pitrego w przerwie spotkania. Wtedy zaczyna swój popis, zdobywa dwie bramki i rozbudza nadzieje kibiców Górnika. - Jak ma korzenie z Polski to może przyda się reprezentacji - usłyszałem z ust jednego ze starszych kibiców Trójkolorowych.

Trzeba powiedzieć, że filmik zamieszczony na jednej z nieoficjalnych stron zabrzańskiego klubu przekonywał, że faktycznie na Śląsku mamy brazylijskiego magika.



Kolejne sparingi to także kolejne popisy brazylijskiego magika. Bramki z Amkarem Perm oraz Kmitą Zabierzów wręcz zmusiły zarząd do podpisania z 24-letnim wtedy Leo profesjonalnego kontraktu. Obieżyświat z Brazylii (grał w 4 klubach w ojczyźnie, a także w japońskim Yokohama F. Marinos) wtedy jednak się zablokował. W 10 meczach Ekstraklasy nie udało się mu zdobyć choćby bramki. Zimą doszło w Zabrzu do zmiany trenera, a nowy szkoleniowiec - Henryk Kasperczak - dla Leo w swoich planach nie widział już miejsca. Czy zrobił dobrze? Nie wiadomo. Wiadomo za to, że bez Leo spuścił klub z najwyższej klasy rozgrywkowej. Ten natomiast błąkał się jeszcze po Korei, by na początku tego roku zakotwiczyć w pięknym Rio, w Volta Redonda Futebol Clube.

Jemu strzelać nie kazano

Wcześniej również zdarzały się w Górniku rodzynki pokroju Leo. Gdy klubem z Zabrza rządziła rodzina Koźmińskich, w śląskim zespole pojawiło się kilku zawodników z przeszłością w Serie A. Duża w tym zasługa Marka, który miał swoje dojścia w kraju pizzy i calcio.

Jednym z takich ciekawych grajków był z pewnością Dimitar Makrijew. Kupiony do Interu Mediolan z CSKA Sofia w wieku 18 lat zapowiadał się na snajpera wyborowego. Nerazzurri jednak najwidoczniej się na jego talencie nie poznali, gdyż większość piłkarskiej młodości napastnik spędził na wypożyczeniach. Właśnie na takiej zasadzie trafił do zabrzańskiego Górnika w roku 2003.

Co można powiedzieć o Makrijewie? - Mój Boże, jaki drewniak! - to opinia zasłyszana na jednym z meczów Bułgara w Górniku. Ze sporą dozą ironii można stwierdzić, że z Makrijewa to był taki nasz polski Xavi. On nie chciał zdobywać goli. Mając przed sobą pustą bramkę - podawał. Jego problem polegał na tym, że grał na szpicy i tych trafień się od niego wymagało. Dwa jakimś cudem uzbierał, ale gdy wrócił do Włoch, nikt po nim nie płakał. Obecnie gra w rosyjskiej Krylii Sowietow Samara, jednak jego pozycji w klubie nie można nazwać mocną (tylko 5 występów w 32 meczach). Wcześniej jednak prezentował się nieźle m.in. w Mariborze Primorje, gdzie strzelił 23 gole i zaliczył 9 asyst w 48 meczach, a także w izraelskim SC Aszdod (9 goli i asysta w 28 meczach).



92 minuty Japończyka

Górnik Zabrze był też klubem pierwszego Japończyka w lidze polskiej. I choć Kimitoshi Nogawa brzmi podobnie do Shinji Kagawa, to jednak tych dwóch panów dzieli przepaść nie do przebycia. Reprezentant Japonii do lat 17, którego transfer opłacił tajemniczy fundusz inwestycyjny z Liechtensteinu. Historia zaczyna się tajemniczo i - bądź co bądź - atrakcyjnie. Nogawa bardzo chciał pokazać się w Europie, zapewniał, że będzie się pilnie uczył polskiego, jednak okazało się, że wcale nie musiał.

Młody Azjata występował w Zabrzu tylko od wielkiego dzwonu. Zagrał dokładnie 92 minuty na polskich boiskach, po których prezes (wtedy Zbigniew Koźmiński) postanowił zrezygnować z usług Nogawy. Po przygodzie z polską piłką kawałek świata udało się Japończykowi zwiedzić, zakotwiczył w rumuńskim FCM Targoviste, kameruńskim FC Canon, a także w...Brescii Calcio. Obecnie jest do wzięcia, ale wątpliwe, byśmy jeszcze kiedyś zobaczyli go na jakimkolwiek polskim stadionie.

W ramach ciekawostki warto dodać, że na testach w Zabrzu był swego czasu inny internacjonał, który później zwiedził kawałek świata i pozostawił po sobie znacznie więcej niż cała wspomniana trójka razem wzięta. Pożegnano się z nim jednak już w fazie testów, ponieważ Górnik miał wtedy Dicksona Choto i Shingayi Kaonderę. O kim mowa? O Benjanim Mwaruwari. Kto jednak może wiedzieć, czy gdyby w młodym wieku trafił do Górnika, nie skończyłby dokładnie tak samo, jak na przykład Nogawa?