David, który został bramkarskim Goliatem
2014-12-29 19:57:38; Aktualizacja: 9 lat temuPodobno potrafiłby uratować nawet Titanica. Niedawno rozgorzał spór, czy już jest lepszy od noszonego na rękach Neuera, innowatora jeśli chodzi o rozumienie pozycji bramkarza.
Nie zdecydujemy się podjąć wiążącej oceny, ale powiemy Wam jedno - jeśli oglądając siedmiominutową kompilację piłkarską, w której nie pada ani jedna bramka, jesteśmy zachwyceni, to to musi być coś wyjątkowego. To musi być De Gea 2014/2015.
Popularne
***
Sierpień 2011.
„O mój Boże. Man Utd nie wygra Premier League z De Geą.” - pisze Mark Bright z BBC
„Trzeba koniecznie znaleźć powód, dla którego do bramki wejdzie Lindegaard.” - dodaje od siebie Daniel Taylor, Guardian
„De Gea to drugi Heurelho Gomes, który w dodatku gorzej radzi sobie z obroną strzałów. On jest jak galareta. Nie widzę w nim odrobiny talentu. Jakim cudem Ferguson i jego milion trenerów mógł oglądać tego chłopaka tydzień po tygodniu i podpisać z nim kontrakt? Po prostu tego nie rozumiem.” - to z kolei Patrick Barklay z The Times.
***
I choć teraz można się naśmiewać z tych i wielu innych nietrafionych osądów, wtedy nie było ku temu przyczyn. Niech pierwszy rzuci kamień ten, kto nie zwątpił w De Geę podczas jego pierwszych miesięcy na Old Trafford.
- Rozmawiałem na temat De Gei z van der Sarem. Spytałem go: „co o nim myślisz, Edwin”. Odpowiedział: „ma wszystko, czego trzeba”. De Gea JEST van der Sarem - mówił zaraz po transferze na łamach Talkradio Guileme Balague. Korespondent Sky Sports i Bleacher Report z Hiszpanii i jeden z najbardziej cenionych dziennikarzy sportowych w Europie. Urodzony w Madrycie golkiper robił jednak wszystko, by jego słowom zaprzeczyć.
Tak, to nie był dla niego najlepszy okres. Sir Alexa wysyłano do okulisty, a Hiszpana - z powrotem do ojczyzny. O ironio. Teraz kibice United byliby w stanie własnoręcznie rozmontować samolot, którym ich bramkarz miałby polecieć do Madrytu, by podpisać kontrakt z mającym na niego chrapkę Realem.
Jak donoszą brytyjskie media, „Królewscy” mieli nawet postawić United ultimatum. Jeśli chcą, by Gareth Bale w najbliższym czasie założył koszulkę „Czerwonych Diabłów”, wraz z grubymi milionami euro, w Madrycie ma się zameldować De Gea. Pat? To chyba mało powiedziane.
Hiszpan wyrósł bowiem na jednego z najlepszych bramkarzy świata. Patrząc na kilka ostatnich miesięcy - absolutna czołówka. Top 3 na świecie. Refleks i koncentracja na najwyższym poziomie. A przecież nawet ten rok nie zaczął się dla niego najlepiej.
Z każdym miesiącem było jednak widać, że De Gea się zmienia. Spory udział miała w tym… rotacja menedżerów United. Hiszpan zaczerpnął bowiem - tak się przynajmniej wydaje - wszystkiego, co najlepsze od trzech różnych trenerów bramkarzy. Już w ostatnim sezonie sir Alexa, z Erikiem Steelem doszedł do znakomitej dyspozycji. Za Moyesa podkręcił do Chris Woods. W obecnym sezonie, najbardziej spektakularnym jak dotąd, wziął się za niego sprawdzony człowiek van Gaala, Frans Hoek. Człowiek, którego filozofia treningu bramkarzy doczekała się nawet swojej nomenklatury. „Hoek Method”, czyli „Metoda Hoeka” polega na dostosowaniu się trenera bramkarzy do wymagań danego klubu odnośnie pozycji golkipera.
- Jakie są wymagania wobec bramkarza w tym momencie? Zawsze chodzi o to, czego gra wymaga od golkipera. W każdym z klubów, w którym pracowałem, na podstawie informacji zdobytych przy obserwacji spotkań, tworzyłem profil idealnego zawodnika. Kiedy już go mam - to jest on bazą, wizją, filozofią. Później trzeba znaleźć sposób wytrenowania bramkarza właśnie pod kątem tego profilu.
Szybko reagujący. Świetnie grający jeden na jeden. Zwinny na linii. Potrafiący łatać dziury w nie do końca sprawnej defensywie. Można podejrzewać, że to wszystko - i pewnie kilkadziesiąt bazujących na tym stron więcej - spisał sobie Hoek, przygotowując się do pracy z De Geą. Pracę domową odrobił znakomicie, bo z dystansu Hiszpan jest praktycznie nie do pokonania, a wyczucie i umiejętność deprymowania rywali w sytuacjach 1 na 1 (patrz: sugestia lewą ręką przy sam na sam z Hazardem, po czym obrona strzału w prawą stronę, w meczu z Chelsea jesienią tego roku) - wypracowana do perfekcji.
Czyli - perfekcja?
Nie do końca, pojawiły się bowiem opinie, że o ile De Gea znakomicie broni, gdy staje oko w oko z napastnikiem rywali, to te sytuacje… sam sobie prokuruje.
- De Gea to prawdopodobnie najważniejszy element układanki United, bez którego nie byliby w tym miejscu, w którym są. Ale najlepsi bramkarze potrafią zapobiegać groźnym sytuacjom, zanim te w ogóle nastąpią. Są elementem linii obronnej, a nie samotnym facetem, kryjącym się za zasiekami obronnymi. Tego Davidowi wciąż brakuje, może dlatego, że jest młody. Może dlatego, że jeszcze nie czuje się na tyle pewnie, komunikując się po angielsku - twierdzi Rene Meulensteen, były bramkarz Manchesteru United.
No właśnie, pewność siebie. Te dwa słowa przetaczają się zwykle, gdy argumentuje się przeciw Hiszpanowi. Teraz jest w gazie i nie brakuje mu tej bramkarskiej zarozumiałości, tej nawet zbyt wysokiej oceny własnej osoby, którą widać w poruszaniu się na boisku, w gestykulacji. De Gea jednak zwykle gdy popełnia jakiś błąd, staje się znów cichym chłopaczkiem z początków kariery na Old Trafford. Początków, które kibice pamiętają, jako okres dużych i małych wpadek, nie tylko na boisku. Takich, jak afera „Doughnut-gate”.
Brytyjskie media szybko podłapały bowiem temat, gdy De Gea opuścił jeden ze sklepów sieci Tesco, nie płacąc 1,19 funta za pączka. Bramkarz tłumaczył się później, że po prostu zapomniał portfela i chciał po niego wrócić do auta, a zorientował się o jego braku już po konsumpcji. Gdyby stało się to teraz, skończyłoby się pewnie na śmiechu. Wtedy, gdy Hiszpan miał problemy, taka nagonka spowodowała tylko, że czuł się jeszcze gorzej w Manchesterze. Niedawno wyznał, że wcale nie było tak, że krytyka spływała po nim, bo nie znał języka. Naiwna byłaby wiara w to, wiedząc, że siostra 23-latka od wielu lat mieszka na Wyspach. De Gea zastanawiał się nawet nad opuszczeniem Anglii, która nie okazała się tak przyjazna, jak chciał, by było.
Wtedy nikt nie uroniłby za nim jednej łzy. Wielu dopłaciłoby do karnetów, by nie musieć dłużej oglądać niezdarnego, zagubionego Hiszpana.
***
Grudzień 2014.
Kibic United budzi się zlany potem. Sprawdza wyniki 16. kolejki Premier League na swoim smartfonie. Uff, to tylko koszmar, wytwór wyobraźni. Nadal jednak dudnią mu w uszach zasłyszane we śnie słowa, jakby z radiowych wiadomości:
„(...) poległ w spotkaniu z odwiecznym rywalem z Merseyside, Liverpoolem po dwóch bramkach Raheema Sterlinga i jednej Mario Balotellego. Spory udział miał przy nich Anders Lindegaard, bramkarz United. Jego sekretem pozostaje, jakie haki ma na Louisa van Gaala, który uporczywie wystawia go w pierwszym składzie. - Pozostawienie go kosztem De Gei, który właśnie zachował kolejne czyste konto w barwach Realu, było największą głupotą United w tej dekadzie - ostro komentuje Gary Neville.”
***
Pół żartem można dodać, że De Gea miał duży udział w sprowadzeniu na Old Trafford Juana Maty. Hiszpan mógł bowiem uznać, że skoro tutaj się nie udało…:
… to lepiej grać ze swoim rodakiem w jednym zespole, niż musieć szukać jeszcze bardziej wyszukanych sposobów na pokonanie go.