Davide Astori - niesprawiedliwa śmierć...

2018-03-11 19:54:51; Aktualizacja: 6 lat temu
Davide Astori - niesprawiedliwa śmierć... Fot. Transfery.info
Paweł Hanejko
Paweł Hanejko Źródło: Transfery.info

Los jak zwykle zaskoczył arogancją. To takie w jego stylu. Nijak ma się do człowieka, który od nas odszedł. Młody, zdolny, wysportowany mężczyzna zasilił sektor niebo.

Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą. Prawda jest taka, że kiedyś każdy z nas opuści ten świat. Bo przecież nie znamy dnia ani godziny. Nie wiemy nawet, w jakiej minucie nawiedzi nas los, dlaczego powinniśmy  czerpać z życia garściami.

Nie inaczej było z Davide Astorim. Inteligentny facet po trzydziestce z planami na przyszłość. Każdego dnia niósł pomoc nie tylko kolegom z boiska, ale i dzieciom strapionym chorobami. Zamiast klepać bezmyślnie w klawiaturę, czy maltretować kciukami pada od PlayStation, wolał spotkać się z małymi szkrabami. Nie odstępował ich na krok. Pełnił w ich oczach rolę bajkowego superbohatera. Taki Superman z brodą i opaską na ręce.

Kochał wędrówki. To właśnie dzięki tej pasji, poznał w 2013 roku swoją przyszłą partnerkę Francescę Fioretti. Parę skojarzyło przyjęcie urodzinowe ich wspólnego znajomego. Rozmawiali o podróżach, pojawiła się iskra, która była zalążkiem poważniejszego związku. W 2016 roku na świat przyszła ich córeczka, Vittoria.

33-letnia Włoszka rodzinie podporządkowała praktycznie wszystko. Wyłączyła się z życia publicznego, by skupić uwagę na wychowaniu córki i wspieraniu męża. Kochała i pewnie nadal kocha go bez opamiętania. Historia miłosna, jaka trafia się raz na kilka tysięcy...

Sam Davide był raczej człowiekiem małomównym, ale konkretnym. Nigdy nie rzucał słów na wiatr. Nie potrzebował tatuaży, by wyrażać siebie. Zawsze radosny, uśmiechnięty. Odniósł się do tego jego przyjaciel ze zgrupowań reprezentacji Włoch, Giorgio Chiellini: - Był wiecznie uśmiechnięty. Ten jego wyraz twarzy zostanie w moim sercu do końca życia.

Wychowanek Milanu to jedna z ostatnich postaci wymarłego pokolenia piłkarzy sprzed lat. Na pierwszym miejscu od zawsze stawiał sobie szczęście innych. Nie lubił się lansować.

Przy okazji przenosin do Florencji drugoplanową role odgrywały zarobki. Pieniądze uważał za rzecz nabytą. Najważniejszym elementem jego życia była rodzina. To pod tym kątem analizował każdy kolejny transfer.

Wydawało się, że Fiorentina będzie zwieńczeniem jego kariery, niczym Itaka dla Odyseusza. W klubowym zaciszu prezes "Violi" szykował dla niego nową umowę. Miało być ona formą zabezpieczenia dla klubu przed potencjalnymi nabywcami reprezentanta Włoch.

Astori powinien ją parafować w zeszły poniedziałek, zaraz po niedzielnym meczu z Udinese. Do tego spotkania jednak nie doczekał. Zmarł w zaciszu hotelowego pokoju. Nie potrzebował nikogo.

Spokojna śmierć w pewien sposób odzwierciedla jego melancholijny żywot. Błogie, ułożone, pozbawione skandali i błysku fleszy - takie było jego życie. Świat nie zasłużył na utratę tak wartościowej postaci.

„Wyjdź z tego pieprzonego pokoju!”

Davide był dla swoich kolegów z zespołu kimś więcej niż tylko kapitanem. Do jego zadań należało nie tylko poklepywanie kolegów po plecach. W ich oczach odgrywał rolę powiernika trosk. Funkcję, którą sprawował w ekipie, znakomicie oddaje post, który w hołdzie dla jego osoby napisał Riccardo Saponara.

„Kapitanie, mój kapitanie.

Dlaczego nie zszedłeś zjeść z nami śniadania? Dlaczego nie odebrałeś butów z pokoju Marco i nie przyszedłeś wypić soku pomarańczowego? Teraz wszyscy będą mówili, że życie toczy się dalej i powinniśmy patrzeć w przyszłość, ale jaki będzie miała ona smak bez ciebie?

Kto każdego ranka będzie ogrzewał nas teraz swoim uśmiechem? Kto będzie nas pytał, co robiliśmy zeszłej nocy, żeby się pośmiać? Kto będzie „karcił” młodszych zawodników i będzie odpowiedzialny za starszych?

Kto zdemoluje Marco na PlayStation? Z kim będziemy debatować o kolejnych odcinkach MasterChefa, restauracjach we Florencji, serialach i meczach?

Na kim będę mógł oprzeć swoje ramię w trakcie lunchu po ciężkim treningu? Proszę, wróć. Musisz dokończyć jeszcze La La Land i przeanalizować go, jak robiłeś to z każdym nowym filmem.

Wróć do Florencji. Oni czekają tam na ciebie z nowym kontraktem. Doskonale zdają sobie sprawę z tego, jak wiele każdego dnia nam dawałeś.

Wyjdź z tego cholernego pokoju. Będziemy czekać na ciebie na jutrzejszym treningu.

Gdziekolwiek teraz jesteś, dalej chronisz naszej bramki i oświecasz nam właściwą drogę. Kapitanie, mój kapitanie. Już zawsze nim dla mnie będziesz

Jego koledzy z boiska nigdy o nim nie zapomną. Manifestem żalu, który odczuwają po stracie swojego sternika, było niedzielne spotkanie Fiorentiny przeciwko Benevento. Fala oklasków, minuta ciszy, dobijająca bezczynność po niewykorzystanych sytuacjach i salutujący do wizerunku kapitana Vitor Hugo. Łzy same napływały do oczu. Pięć groszy do anturażu dodała pogoda. Zalane łzami niebo fantastycznie oddało nastrój panujący w piłkarskim światku po stracie jednego z wielkich tego sportu.

Śmierć kapitana Fiorentiny zjednoczyła Włochy. Rękę na zgodę podali sobie kibice zwaśnionych klubów. Warto jednak zadać sobie pytanie: czy aby taka jest cena normalności? 

Piłkarski świat płacze po Tobie niczym niebo nad Stadio Artemio Franchi. Kibice „Violi” nigdy Cię nie zapomną, a numer 13 do końca świata będzie wyłącznie Twój. Ciao Capitano!
Więcej na ten temat: Włochy Davide Astori