Długi zniszczą piłkarską Europę: Chorwacja

2012-05-02 20:37:25; Aktualizacja: 12 lat temu
Długi zniszczą piłkarską Europę: Chorwacja Fot. Transfery.info
Paweł Machitko
Paweł Machitko Źródło: Transfery.info

Zapraszamy na dalszy ciąg przeglądu finansowego piłkarskiej Europy. Tym razem zwracamy uwagę na Chorwację, gdzie klubowa piłka od lat pełna jest ekonomicznych zawirowań. Jednak tak źle jak teraz, nie było jeszcze nigdy.

O tym, że chorwacki futbol jest przegnity korupcją i konszachtami z mafią, mówi się już od dawna. Nikt jednak nie mówił oficjalnie o długach klubów w związku z zaległościami za opłaty transferowe. Dopiero niedawno sytuacja się zmieniła i Chorwacki Związek Piłki Nożnej postanowił nałożyć  czasowe sankcje na najbardziej zadłużone kluby.

Zacznijmy jednak od samego początku. Kilka lat temu świat chorwackiego futbolu obiegła sensacyjna informacja, jakoby w dziwny i niewytłumaczalny sposób chorwacka mafia straciła miliony kun. Normalnie kibice nie zwróciliby na to większej uwagi, gdyby nie fakt, iż media powszechnie donosiły, iż w zniknięcie pieniędzy zamieszany jest między innymi Davor Suker, ikona chorwackiej piłki, król strzelców mundialu 98’ we Francji. Piłkarz miał się podobno nawet ukrywać i potajemnie wyjechać z kraju.  Jakby tego było mało, następnie świat chorwacką piłką wstrząsnęły doniesienia o ustawianiu meczów. Zamieszane w to m.in. Hajduk Split, Dynamo Zagrzeb czy Rijeka, a więc trzy najbardziej liczące się kluby w lidze. Nałożono nawet kary, jednak były symboliczne. Mówiło się nawet, iż chorwacki związek miał związane ręce, bo mecze ustawiane były przez mafiosów, którzy mieli również koneksje w szefostwie związku.
 
Na ile w tym wszystkim było prawdy, ciężko dziś powiedzieć. W jednym ze swoich felietonów na łamach „La Gazzetta  dello Sport”, Zvonimir Boban  kolega z boiska Sukera i również brązowy medalista mundialu we Francji, napisał: - O tym co się właściwie dzieje w naszej piłce, ciężko powiedzieć. Zbyt dużo jest szumu i sfabrykowanych informacji. Czasem ciężko zrozumieć, o co w tym chodzi i komu na tym zależy.
 
Być może właśnie słowa Bobana są kluczem do zrozumienia wcześniejszych sytuacji. Wiele sfabrykowanych informacji tylko po to, by podsycić rywalizację między nienawidzącymi się klubami i ich kibicami. Tak sytuacja wyglądała do tej pory. Jednak ostatnio do finansowego „bałkańskiego kotła” doszły nie tylko spekulacje, a również konkretne decyzje. Jeszcze w styczniu zawieszono na jedną kolejkę Varteks Varażdin, natomiast pod koniec marca zawieszone zostały HNK Szybenik, NK Karlovacz i Hajduk Split. Wszystkie kluby zostały ukarane z powodu zaległości finansowych wobec piłkarzy i innych klubów.
 
- W naszej lidze nigdy nie było byt wiele pieniędzy. Jak jeszcze była Jugosławia, to jakoś się dawało radę. Było kilka drużyn, gdzie piłkarzom niczego nie brakowało, reszta jakoś dawała sobie radę, ale to była zwykła prowincja. A teraz nie ma tak naprawdę drużyn, gdzie wszystko jest i piłkarze na nic nie narzekają. Infrastruktura to katastrofa, nawet w przypadku tych najlepszych drużyn – tłumaczy Robert Prosinecki, doskonały przed laty rozgrywający, obecnie trener Crveny Zvezdy Belgrad – dlatego nie dziwią mnie te zawieszenia. Liga to Hajduk, Rijeka, Dynamo i może jeszcze jedna, dwie drużyny. Nie ma sponsorów, nie ma nic. Stąd długi – tłumaczy.
 
Najgorzej oberwało się Hajdukowi, który zalega wobec klubu FC Szybienik blisko trzy miliony kun, czyli prawie pół miliona euro. W związku z tym klub wystawił na listę transferową 18 graczy. Zmuszony był też obniżyć o 40 procent zarobki trenera, Krasimira Bałakowa. Bułgar nie mógł się na to zgodzić i pojechał do Niemiec, ratować 1.FC Kaiserslautern przed spadkiem z Bundesligi.
 
Jak na razie zawieszenia zostały wstrzymane, choć związek dalej grozi wspomnianym klubem. Co będzie z nimi dalej, przekonamy się na zakończenie sezonu.
 
Co jest przyczyną takiej sytuacji? Przede wszystkim brak gotówki w chorwackiej piłce. Właściciele klubów nie są na tyle majętni, aby zapewnić klubom odpowiednią infrastrukturę, co wpłynęłoby na wyniki i pozwoliło na ściągnięcie majętnych sponsorów. Poza tym chorwackie kluby otrzymują bardzo mało za prawa transmisyjne. Powód jest prosty – poziom ligi nie jest najwyższy i w efekcie mało kto chce ją oglądać. Co jakiś czas wyprzedaje się również najzdolniejszych zawodników za zaniżone ceny. Kiedyś z Chorwacji piłkarze odchodzili jako gwiazdy i kosztowali kilka milionów euro. Ostatni raz taki kokosowy interes udało się zbić na Luce Modricu, jednak w Dynamie Zagrzeb od dawna nie ma już śladu po tych pieniądzach.  Kolejnym problemem jaki trawi chorwacki futbol jest zalew piłkarskiego „szrotu” z Brazylii i Argentyny. Nie zawsze dobrzy piłkarze zarabiają często ogromne pieniądze, przez co bardzo często kluby muszą brać pożyczki lub wyprzedawać zdolną młodzież. Po sezonie najczęściej ci gracze odchodzą albo za dużo mniejsze kwoty albo za darmo.
 
- Nasza liga praktycznie nie ma zysków. Może jakby jakiś klub błysnął w europejskich pucharach, to byłoby inaczej. Ale nam brakuje sukcesu, który przekułby się na gratyfikacje finansową. Popatrzcie na Dynamo. Jeszcze rok temu grało w Lidze Mistrzów. Fakt, dostali baty od wszystkich, ale pieniądze z „piłkarskiego raju” pozwalają na sprawne funkcjonowanie klubu. A to najważniejsze – uważa Slaven Bilić, selekcjoner reprezentacji Chorwacji.
 
W jego słowach jest dużo prawdy, co więcej dotykają one bardzo ważnej kwestii. Dominacja Dynama Zagrzeb w lidze. Jest bezapelacyjna i szkodliwa, bo tak naprawdę różnica poziomów jest straszna – połowa ligi to pod względem sposobu gry prawie amatorstwo, a Dynamo przecież do europejskich potęg nie należy. Tym samym spada motywacja piłkarzy, ich umiejętności też, bo często bez walki udaje im się wywalczyć trzy punkty. 
 
- W takiej sytuacji nawet nie można mówić o nowych talentach, które możnaby sprzedać za jakieś konkretne pieniądze – uważa Robert Jarni, niegdyś były piłkarz, obecnie popularny ekspert hiszpańskich mediów – nie wygląda to najlepiej, dlatego kluby muszą szybko szukać sponsorów, bo inaczej czeka nas największa zapaść w historii chorwackiego futbolu. Jedna jaskółka wiosny nie czyni, Dynamo w Champions League to za mało – uważa były piłkarz m.in. Realu Madryt. 
 
ADAM FLAMMA