EURO 2020: Słowacja, czyli niewyraźne odbicie kadry Brzęczka. Gramy z nią już w poniedziałek!
2021-06-11 08:54:05; Aktualizacja: 3 lata temuPierwszy rywalem reprezentacji Polski na Mistrzostwach Europy będzie Słowacja.Podopieczni Paulo Sousy zmierzą się z tą drużyną już 14 czerwca. My postaraliśmy się zajrzeć do obozu drużyny Štefana Tarkovicia.
Mistrzostwa Europy za pasem. Pierwszy turniejowy gwizdek rozbrzmi już 11 czerwca. Wtedy to w Rzymie naprzeciw siebie staną jedenastki Włoch oraz Turcji. Natomiast trzy dni później na boisko wybiegnie reprezentacja Polski.
Na wstępie kibice „Biało-czerwonych” będą emocjonować się starciem podopiecznych Paulo Sousy przeciwko Słowacji, a więc teoretycznie najsłabszej drużynie grupy „E”.
Pogromca Irlandii PółnocnejPopularne
Słowacy nie zdołali zakwalifikować się na Mistrzostwa Europy poprzez zmagania grupowe i musieli brać udział w meczach barażowych. Tam w półfinale rozprawili się z Irlandią, a w decydującym meczu czekali na nich Irlandczycy z Północy.
Przed kluczowym starciem doszło jednak w kadrze do niemałego trzęsienia ziemi. Z posadą selekcjonera pożegnał się były trener Zagłębia Lubin, Pavel Hapal, a jego miejsce tymczasowo zajął dotychczasowy dyrektor techniczny reprezentacji, a wcześniej między innymi asystent Jána Kozáka, Štefan Tarkovič.
Można śmiało powiedzieć, że 48-latek wziął szatnię szturmem, bo drużyna rozprawiła się z „Wyspiarzami” i po dogrywce pokonała ich w stosunku 2-1. Nie był to jakiś wielki popis Słowaków, ale liczy się efekt, a ten to awans na Mistrzostwa Europy.
Związkowi działacze byli z rezultatu do tego stopnia, że postanowili zatrudnić Tarkovicia na stałe. Być może wierzyli, że zdoła nawiązać do sukcesów swojego dawnego zwierzchnika?
Zwycięstwo nad Rosją i remis z... Maltą
Pierwszym poważnym testem kadry byłego trenera MŠK Žiliny miały okazać się mecze w ramach eliminacji do Mistrzostw Świata w Katarze. Na początek los przydzielił Słowakom stosunkowo prosty terminarz, bo w dwóch pierwszych starciach przyszło im się zmierzyć z Cyprem i Maltą.
Być może wielu fanów „Sokoli” zaczęło dopisywać swoim ulubieńcom komplet punktów w obu tych meczach. Nic bardziej mylnego. Najpierw przytrafił się bezbramkowy remis przeciwko tym pierwszym, by trzy dni później drużyna ponownie podzieliła się punktami - tym razem bramkowo - z outsiderem europejskiej piłki, Maltą (2-2).
Po dwóch wstydliwych rezultatach mogło wydawać się, że zespół przystąpi do starcia z niebezpiecznymi Rosjanami, jak na ścięcie. Tu jednak nastąpiła niespodzianka, bo Słowacy pokonali „Sborną” w stosunku 2-1. Po tym meczu ponownie udało im się wlać nadzieję w mocno nadwyrężona serca fanów.
Tarkovič, a więc 30 procent Kozáka
Urodzony w Preszowie selekcjoner nigdy wielkim trenerem nie był. Ot zwykły, przeciętny trener. Zdecydowanie bardziej okazałym „CV” może pochwalić się choćby Mariusz Rumak.
Mimo tego, Tarkovič to gość, który ma w życiu szczęście, bo w 2013 roku, kiedy opuszczał Žilinę, zadzwonił do niego Ján Kozák. Były już selekcjoner Słowaków szukał kogoś młodego, energicznego i bez wybujałego ego, kto mógłby przystać na propozycję tego, by zostać jego asystentem.
48-latek mógł wtedy uważać, że dostał od losu szansę, której nie może wykorzystać i tak się też stało.
- Czasami trener musi mieć szczęście i on je właśnie miał. Kozak chciał kogoś takiego jak on i go dostał. Spełniał wtedy wszystkie kryteria i mógł dzięki temu przyglądać się znakomitemu szkoleniowcowi. To na pewno go ukształtowało - przyznał jeden z jego mentorów, Pavol Peráček.
O porównaniu do byłego selekcjonera kadry Słowacji pokusił się jego były zwierzchnik z czasów Spoje Bratysława i ŠK Svätý Ju, Ľuboš Bohúň.
- Stefan to bardzo komunikatywna osoba, która potrafi dogadać się z otoczeniem. Do tego ma racjonalne podejście do swojego zawodu. To teoretyk. Jan Kozak bardzo mu pomógł. Jeśli jednak ktoś powiedziałby mi kiedyś, że Tarkovič zostanie selekcjonerem, to kazałbym mu się puknąć w czoło. Moim zdaniem on to jakieś 30 procent z tego, co miał Jana Kozáka - przyznaje Bohúň.
Pozytywnie na temat obecnego selekcjonera wypowiada się natomiast uczestnik Mistrzostw Europy z 2016 roku, Stanislav Šesták.
- On ma wspaniały charakter i niewielu jest takich ludzi. Poleciłbym go każdemu prezesowi związku piłkarskiego, który szuka selekcjonera. Kiedy jest niezadowolony, potrafi dać temu upust. Nie da sobie wejść na głowę. Potrafi się ze wszystkimi świetnie dogadać - przyznaje.
„Wyruszamy w podróż do piekła”
Mimo zwycięstwa nad Rosją w marcu, nastroje w kraju naszych południowych sąsiadów były raczej dalekie od optymistycznych. Wielu miało jednak nadzieję, że kadra nieco ożywi się przy okazji zgrupowania bezpośrednio przed czerwcowo-lipcowym turniejem.
Odpowiedzi miały dać dwa mecze towarzyskie: pierwszy przeciwko Bułgarii oraz drugi z Austrią.
W obu tych starciach „Sokoli” zaprezentowali się jednak przeciętnie i nawet z teoretycznie słabszymi Bułgarami nie byli w stanie pokazać swojej wyższości. Mecz zakończył się rezultatem 1-1.
Jeśli chodzi z kolei o starcia z naszym grupowym rywalem z eliminacji do EURO 2020, Słowacy dali się w tym meczu zdominować i nie mieli zbyt wiele do powiedzenia. Tylko przez nieporadność napastników drużyna Franco Fody nie wygrała tego meczu, bo okazje, by przechylić szalę na swoją korzyść, niewątpliwie były.
Nie może zatem nikogo dziwić fakt, że na podstawie obserwacji tych dwóch test-meczów, nastroje w kraju nie mogą być dobre. O mocny artykuł obrazujący sprawę pokusił się na łamach „Šport.sk” Miroslav Hašan. Dziennikarz zatytułował swój tekst „Wyruszamy w podróż do piekła”.
Inny pogląd w sprawie ma natomiast sam Tarkovič. Wydaje się, że on w przeciwieństwie do dziennikarza, tryska pozytywną energią.
- Uważam, że widzieliśmy bardzo dobre spotkanie z obu stron. W pierwszej połowie biegaliśmy w obronie bardzo dużo. Cieszę się, że działała nasza defensywa. Przewagę wprawdzie mieli Austriacy, ale i my stworzyliśmy sobie okazje. Brak straconej bramki napawa optymizmem. Teraz myślimy o starciu z Polską. Mam na ten mecz swój plan, o którym wkrótce się przekonacie - mówił po bezbramkowym remisie z Austrią selekcjoner Słowacji.
Słowacja jak Polska za Brzęczka
Przyglądając się ostatnim poczynaniom Słowaków, ciężko nie mieć wrażenia, że ci grają podobnie, jak Polska za kadencji Jerzego Brzęczka. Pierwsze, co rzuca się w oczy to ustawienie 1-4-2-3-1, a więc to samo, które w wielu meczach preferował 50-latek.
Naszym zdaniem podobieństw jest jednak znacznie więcej, co można było zresztą dostrzec przy okazji meczów towarzyskich przeciwko Bułgarii oraz Austrii.
Słowacy zdecydowanie lepiej czują się w formacji defensywnej, schowani głęboko, za podwójną gardą na własnej połowie, a więc tak, jak swego czasu Polacy w starciach z mocniejszymi rywalami.
W przypadku drużyny Tarkovicia zafiksowanie na punkcie przesuwania i defensywy jest jednak chyba jeszcze większe. Defensywni pomocnicy, a więc prawdopodobnie Juraj Kucka oraz Stanislav Lobotka, skupiają się przede wszystkim na zadaniach obronnych i rozbijaniu ataków drużyny rywala. W proces bronienia bardzo często angażują się też skrzydłowi.
Jeśli chodzi natomiast o atak, tu dominuje gra z kontrataku. Ciężko jednak wtedy dostrzec jakiekolwiek schematy. Bardziej rządzi chaos oraz indywidualne umiejętności poszczególnych piłkarzy takich jak między innymi Ondrej Duda, oraz Marek Hamšík bądź ktoś z duetu Lukáš Haraslín - Róbert Mak.
Najmocniejszym punktem Słowaków są niewątpliwie stały fragmenty gry, a więc ten element, który sprawia Polakom największe problemu. Nie ma się zresztą czemu dziwić, bo nasi południowi sąsiedzi mają w swoich szeregach między innymi świeżo upieczonego mistrza Włoch, Milana Škriniara. W poprzednim sezonie Serie A strzelił on trzy bramki.
Gwiazda zespołu
Na status najlepszego zawodnika Słowaków zasługuje niewątpliwie Milan Škriniar. Wychowanek Žiliny to jedna z tych osób, którym przełożenie EURO 2020 było na rękę.
Jeszcze dwanaście miesięcy temu 26-latek był w przeciętnej formie i media przebąkiwały nawet o możliwości zmiany barw. Wtedy to mówiło się o nim między innymi w kontekście Tottenhamu.
Defensor ma jednak bardzo mocny charakter i przetrwał gorszy moment, a miniony sezon był prawdopodobnie najlepszym w jego karierze, co zostało zresztą zwieńczone zdobycie Scudetto.
Škriniar wiele zawdzięcza Antonio Conte. To właśnie on mimo gorszej dyspozycji, postanowił mu zaufać i zrobił z niego jednego z najlepszych defensorów na Półwyspie Apenińskim.
26-latek ma przede wszystkim wiele walorów obronnych, ale i jak wspomnieliśmy wcześniej, potrafi zaskoczyć przy stałym fragmencie gry. Paulo Sousa musi zatem uczulić na ten fakt naszych stoperów.
Marek Hamšík
Tego zawodnika raczej nie trzeba nikomu specjalnie przedstawiać. Znany z charakterystycznego irokeza pomocnik to nie tylko legenda reprezentacji Słowacji, ale też i Napoli.
Właściciel winnicy między innymi z okazji zbliżającego się turnieju postanowił porzucić swoją karierę w Chinach i wrócił do Europy. Na pół roku zakotwiczył w IFK Göteborg, a w kolejnym sezonie będzie grał dla tureckiego Trabzonsporu.
Forma Hamšíka jest swego rodzaju zagadką, bo nie grał on w Szwecji zbyt wiele. Od początku swojego pobytu w Skandynawii zanotował sześć występów, w których strzelił jedną bramkę.
Fani „Sokoli” liczą, że na EURO 2020 jego doświadczenie i charyzma będą nieocenioną pomocą dla kadry. 33-latek zawsze może dać swojej drużynie coś ekstra, jak pięć lat temu przeciwko Rosji, kiedy to dał swojej drużynie ważne zwycięstwo i awans do 1/8 finału francuskiego turnieju.
Obrońca Lecha Poznań uprzykrzy życie Lewandowskiemu?
W barwach reprezentacji Słowacji swoich przedstawicieli będzie miała też Ekstraklasa. Mowa o Dušanie Kuciaku i Ľubomírze Šatce. O ile ten pierwszy będzie pełnił raczej rolę zmiennika Martina Dúbravki, o tyle drugi z nich może współtworzyć duet środkowych obrońców wspólnie z Milanem Škriniarem.
Jego głównym rywalem w walce o pierwszy skład jest Denis Vavro. On jednak w przeciwieństwie do defensora „Kolejorza” miał w ostatnim sezonie problemy z regularną grą.
25-latek jest natomiast od dłuższego czasu ostoją defensywny Lecha Poznań. Co więcej, był w ostatnich meczach towarzyskich pierwszym wyborem Štefan Tarkovič. Czemu zatem 14 czerwca miałoby być inaczej?
Polska w roli faworyta
Niezależnie od różnego rodzaju kurtuazji, do której prawdopodobnie dojdzie na przedmeczowej konferencji prasowej, faworytem meczu są Polacy. To właśnie podopieczni Paulo Sousy „muszą”, a Słowacy „mogą”. Na pewno będzie im się zatem grało zdecydowanie łatwiej.
Ważna w tym meczu będzie koncentracja od początku do końca, czego „Biało-czerwonym” za kadencji Portugalczyka brakowało. Mowa tu o meczach eliminacyjnych z Węgrami i Anglią, gdzie łatwo traciliśmy bramki po stałych fragmentach gry, ale też i o ostatnim spotkaniu przed wylotem do Rosji, czyli remisie z Islandią.
Podobnie, jak i Polacy, „Sokoli” muszą zmagać się z kłopotami w formacji ofensywnej. Urazu w meczu przeciwko Austrii doznał Ivan Schranz i jego poniedziałkowy występ stoi pod dużym znakiem zapytania.
Kto może go zastąpić? W grę wchodzą dwie kandydatury, a więc utalentowany Róbert Boženík z Feyenoordu lub doświadczony atakujący Omonii Nikozja, czyli Michal Ďuriš.
O tym, kto zastąpi kontuzjowanego Schranza, przekonamy się już w poniedziałek. Pierwszy gwizdek meczu w ramach grupy „E” zabrzmi punktualnie o godzinie 18:00.
PRZYPUSZCZALNY SKŁAD SŁOWACJI NA MECZ Z POLSKĄ:
Dubravka- Pekarik, Skriniar, Satka, Hubocan, Kucka, Hamsik, Mak, Duda, Haraslin, Duris/Bozenik.