Falstart z happy endem - Legia wraca z Walii z tarczą, ale bez wysoko podniesionej głowy
2013-07-17 23:40:43; Aktualizacja: 11 lat temu Fot. Transfery.info
Mecz, który miał być formalnością i pewnie nie miał dać w ogóle żadnych odpowiedzi na temat dyspozycji mistrzów Polski, pewne jednak dał. Jeśli ta Legia Warszawa to już zespół mający walczyć o fazę grupową Ligi Mistrzów, to mamy wiele
Przed kilkoma tygodniami analizowaliśmy, na kogo może wpaść w ostatniej fazie eliminacji Legia. Wtedy nie dopuszczaliśmy do siebie w ogóle myśli, że do niej nie dojdzie. Teraz będziemy drżeć nawet o to, kogo wylosuje po walijskim Llantsanfraid. Bo jeśli taki zespół sprawia tyle problemów i zasługuje, by z mistrzem Polski prowadzić po pierwszej połowie 2:0, a prowadzi 1:0, to rywal - dajmy na to - ze Szwecji czy Izraela może przejechać się po zdobywcy podwójnej korony w Polsce.
Nie mówiąc już o ostatniej fazie, w której Legia ma praktycznie zerowe szanse na rozstawienie - FC Basel czy Celtic po tej dzisiejszej przejechałby jak walec, a piłkarze warszawskiego zespolu wracaliby do kraju oszołomieni tym, co działo się na boisku, zastanawiając się, czy uprawiają ten sam sport, co rywale. Czuliśmy się dzisiaj trochę jak oglądając Polskę z Mołdawią w eliminacjach mistrzostw świata, z tym, że dzisiaj był happy end.
To wszystko wyglądało jednak wyjątkowo marnie - i to w każdej formacji. Obrona była zupełnie "bez mapy" i widać, że w tej formacji brakuje zgrania i... Artura Jędrzejczyka, który dziś grał, ale w Krasnodarze z Zenitem. Postawę Dusana Kuciaka pominiemy milczeniem - kto widział ten mecz, wie doskonale dlaczego. Linia pomocy? Kuba Kosecki wyglądał na zagubionego i często bardzo niezdarnie próbował dryblować, wyraźnie brakowało mu też dynamiki z poprzedniego sezonu. Michał Kucharczyk bramkę co prawda strzelił, asystę zaliczył, jednak na pewno nie wybralibyśmy go zawodnikiem meczu. Helio Pinto - podobno świetny egzekutor stałych fragmentów gry - wpisał się w miernotę całego zespołu.
Wypada - patriotycznie - mieć nadzieję, że będzie już tylko lepiej, ale czy przypadkiem nie za często mamimy się takimi złudnymi wizjami? Wisła Kraków miała już Ligę Mistrzów o krok - i to dwa razy - a wciąż jej bramy są dla nas nie do sforsowania. Mocno wierzyliśmy, że w tym roku będzie inaczej, jednak najpierw musi być lepiej w Legii, a dopiero później - lepiej w europejskich pucharach.