Pod koniec zeszłego roku w spotkaniu
Szachtara z Oleksandriją doszło do małej sprzeczki pomiędzy
bramkarzem klubu z Doniecka, a jednym z fanów. Wbiegając na murawę
i pokazując rosłemu golkiperowi środkowy palec, kibic był jeszcze
dość pewny siebie. Do ostudzenia zapędów wystarczyło strącenie
czapki.
Trzeba przyznać, że do podobnych
zajść bardzo często dochodzi w trakcie wzbudzających zdecydowanie
najwięcej emocji spotkań derbowych. Tak było chociażby w
przypadku Erana Zahaviego. Jego Maccabi Tel-Awiw grało z Hapoelem, w
którym się wychował. W pewnym momencie na boisku pojawił się
kibic, który postanowił go kopnąć. Występujący obecnie w
Chinach Izraelczyk nie pozostał mu dłużny i wywiązała się mała
szamotanina.
Mecz początkowo kontynuowano dalej, ale nie
trwało to zbyt długo. Po kilku minutach na murawę wbiegło bowiem
jeszcze więcej kibiców.
Chyba
jeszcze bardziej zdecydowanie w 2011 roku zareagował bramkarz AZ
Alkmaar, Esteban Alvarado. Wyglądał zupełnie tak, jakby tylko
czekał na spuszczenia komuś łomotu. Za kilka kopniaków rodem z
ulicy został ukarany czerwoną kartką. Czy słusznie? Dyskusja była
ogromna. Niektórzy prawnicy byli zdania, że jego zachowanie było
„nadmiernym wzbudzeniem podczas samoobrony”.
Obecnie
Alvarado gra w Trabzonsporze, więc na samych trybunach spokojniej na
pewno nie ma.
Bywa
i tak, że zawodnicy nie mają możliwości oddać napastnikowi. Coś
na ten temat wie Chris Kirkland, który w meczu Sheffield Wednesday
został „zaczepiony” przez sympatyka Leeds United...
…
oraz George Galamaz. Zawodnik Steauy Bukareszt dostał z zaskoczenia
od kibica Petrolul. W tym wypadku intruz chwilę później został
jednak skopany przez jego kolegów z drużyny. Marian Stanca i Novak
Martinović wylecieli za to z boiska, co strasznie oburzyło
prezydenta klubu z Bukaresztu, Gigi Becaliego.
Galamaz
skończył z kolei ze złamaną kością jarzmową.
Swego
czasu podobne obrazki widzieliśmy z udziałem bramkarza Milanu,
Didy. Z tym, że w tym wypadku jeszcze bardziej od kibica nie popisał
sam Brazylijczyk, który - w zasadzie nietrafiony ciosem - upadł jak
rażony piorunem. Potem otrzymał zresztą za to kilka meczów
dyskwalifikacji.
W
niektórych przypadkach piłkarze po prostu wyrzucają nieproszonych
gości za linię boczną. Mistrzem w tym fachu jest Peter Schmeichel.
Do
zdarzenia doszło podczas pamiętnego spotkania Manchesteru United z
Galatasaray. Rok 1993, tzw. „podróż do tureckiego piekła”.
Turcy obiecywali przyjezdnym, że to właśnie na ich ziemi spędzą
ostatnie dni swojego życia. Na boisku skończyło się bezbramkowym
remisem.
Inny golkiper ze Skandynawii, Norweg Frode Olsen
podczas meczu z Hiszpanią w 2003 roku postanowił skasować kibola
ostrym wślizgiem.
Prawdziwym
ewenementem jest 19-krotny reprezentant Szkocji, Robert Douglas.
Stojący między słupkami „Rab” u schyłku kariery występował
w Forfar Athletic i podczas meczu z Airdrieonians został zaczepiony
we własnym polu karnym przez dwóch facetów. I to nie był pierwszy
taki przypadek w jego futbolowym życiu.
Oto derby Dundee
sprzed 18 lat:
W latach osiemdziesiątych też bywało
zabawnie. Gordona Strachan, obecnie selekcjonera reprezentacji
Szkocji, wielu już zawsze będzie się kojarzyć z solidną robotą
wykonywaną na ławce trenerskiej Celtiku. Ponad 20 lat wcześniej,
jeszcze jako zawodnik Aberdeen został on zaatakowany właśnie przez
fana „The Boys”...
Był też Brian Clough. Legendarny
szkoleniowiec Nottigham Forest przy okazji spotkania z Queens Park
Rangers zaatakował dwóch kibiców swojej drużyny, którzy wbiegli
na murawę.
Oba
wątki - Celtiku i ataków na szkoleniowców - można połączyć
incydentem z udziałem Neila Lennona. W 2011 roku został on powalony
na ziemię przez jednego z kibiców Hearts. To w ogóle nie był dla
niego dobry czas, bo grożono mu też wtedy śmiercią.
Kończymy ciosem - legendą. A w
zasadzie ciosami. 25 stycznia 1995 roku. Dokładnie tego dnia Eric
Cantona poczęstował kibica Crystal Palace kopnięciem w stylu
kung-fu, które poprawił jeszcze pięścią. Zawodnik Manchesteru
United był poirytowany ciągłym łamaniem przepisów przez jednego
z rywali, Richarda Shawa, czemu dał w końcu upust, samemu
otrzymując czerwoną kartkę.
Czym zdenerwował go siedzący
na trybunach, 20-letni Matthew Simmons? „Spierdalaj, jebany
francuski bękarcie!”. Między innymi takim właśnie okrzykiem.
Cantona został oskarżony o napaść. Spędził nawet kilka godzin w
więzieniu, a ostatecznie został ukarany 120 godzinami prac
publicznych.
Czy
kiedykolwiek żałował zdzielenia Simmonsa? Nie. Po latach przyznał,
że był to jeden z najważniejszych, o ile nie najważniejszy moment
w jego karierze, a chuligana - jak go nazwał - powinien uderzyć
mocniej.