Górnik zbombardowany, bo prawdziwy taktyk za sterami!
2015-12-07 19:13:01; Aktualizacja: 8 lat temuTe pościgi, te wybuchy! Pięć bramek, nagłe zwroty akcji i... nieudana pogoń "górników" z Łęcznej. Ekstraklasa w poniedziałki wcale nie musi być nudna!
Poniedziałek, godzina 18.00. Kiedy polskie gospodynie domowe organizowały sobie czas między „Klanem” a „Wiadomościami” na TVP1, lub „Pierwszą Miłością” a „Światem według Kiepskich” na Polsacie, najwięksi zapaleńcy w kraju sercem i umysłem byli w Łęcznej. Na stadion przy al. Jana Pawła II przyjechała drużyna Michniewicza, która wraz z gospodarzami chciała udowodnić, że poniedziałkowe spotkania potrafią dostarczyć wielkich emocji.
Trzy bomby i do domu
Opiekun gości mimo świetnej serii meczów z zespołami prowadzonymi przez Jurija Szatałowa miał pewne obawy przed dzisiejszym pojedynkiem. – Łęczna u siebie gra bardzo dobrze. Liczymy, że uda nam się zregenerować po dwóch wymagających spotkaniach. Podróż to jedna sprawa, a sposób gry i taktyka druga – mówił przed meczem szkoleniowiec.Popularne
Powyższe zdjęcie w pewien sposób obrazuje problem „Portowców”. Szczecinianie aby dojechać autokarem musieliby pokonać odległość 753 kilometrów, ale zawodnicy Pogoni najpierw wybrali się koleją do Warszawy, by na miejsce dojechać autokarem. W tej sytuacji ciężko mówić o wygodnej i szybkiej podróży, dlatego można było powątpiewać w możliwości wydolnościowe drużyny przyjezdnej.
Jednak ostatnie zdanie przytoczonej wypowiedzi trenera Michniewicza, kryło pomysł na to spotkanie. Opiekun „Portowców” zdawał sobie sprawę, że jego piłkarze nie będą w stanie biegać od jednego pola karnego do drugiego przez 90 minut spotkania i tak ustawił zespół, że zawodnicy już w pierwszej połowie zapewnili sobie trzy punkty. Goście od początku wysoko podeszli pod swojego przeciwnika, czym skutecznie utrudnili grę łęcznian. Podopieczni trenera Szatałowa nie radzą sobie z rozgrywaniem piłki (najniższy procent posiadania futbolówki w Ekstraklasie - 43%), a skuteczny pressing zmusił gospodarzy do chaotycznej gry, co wykorzystali szczecinianie. Zawodnicy Michniewicza w trzydzieści cztery minuty zdobyli trzy bramki i 3479 kibiców zgromadzonych na stadionie przy al. Jana Pawła II mogło już iść do domów.
(Nie)udana powtórka Stambułu 05’
0:3 do przerwy i dominacja wygranej drużyny? Możliwe, że młodsi kibice nie pamiętają, ale Jurek Dudek na pewno. W drugiej połowie finału Ligi Mistrzów w 2005 roku jego Liverpool potrafił odrobić trzybramkową stratę i ostatecznie w rzutach karnych tryumfował w całych rozgrywkach. Fani Górnika z pewnością nie pogardziliby takim scenariuszem ostatniej części gry, tym bardziej, że z każdą minutą szczecinianie biegali coraz wolniej, czym oddawali inicjatywę przeciwnikom.
Pierwsze sygnały o nadchodzących problemach, trener gości otrzymał po pół godzinie gry. To wtedy ze strony ławki „Portowców” dało się słyszeć regularne: „Więcej biegania!”. To Czesław Michniewicz mobilizował swoich zawodników do większego zaangażowania i ciągłego pressingu. Trudy ciężkiej podróży szybko dały znać o sobie i to gospodarze przejęli inicjatywę. Szczecinianie nie byli w stanie natychmiast doskakiwać do swoich przeciwników, między formacjami zaczynały tworzyć się dziury, a z ruchliwymi napastnikami łęcznian nie radzili sobie Jarosław Fojut i Jakub Czerwiński.
Dzięki załamaniu gry Pogoni gospodarzom udało się strzelić dwie bramki to ostatecznie zabrakło czasu, aby jeszcze raz umieścić piłkę w siatce Jakuba Słowika. Po dzisiejszym spotkaniu trener Szatałow i jego piłkarze dostali srogą lekcję futbolu, o tym jak ważna jest koncentracja i zaangażowanie od pierwszego gwizdka sędziego. Dzięki siódmej wygranej w tym sezonie Pogoń awansowała na czwarte miejsce w tabeli Ekstraklasy i w dalszym ciągu razem z Legią może pochwalić się najmniejszą liczbą porażek w lidze.
Dzisiejszy mecz dostarczył nam wielu emocji, a wszystkim niedowiarkom udowodnił, że w poniedziałkowy wieczór seans w kinie warto zamienić na oglądanie polskiej piłki. Oby piłkarze Ekstraklasy w każdej kolejce prezentowali podobny poziom do tego, jaki widzieliśmy w Łęcznej.