Houston, mamy problem: Nadir Çiftçi

2017-03-01 21:39:05; Aktualizacja: 7 lat temu
Houston, mamy problem: Nadir Çiftçi Fot. Transfery.info
Aleksandra Sieczka
Aleksandra Sieczka Źródło: transfery.info

-Będziesz grał za Frączczakiem, ale czasem cofniesz się do rozegrania. No, może trochę częściej. I odbiór. Nie możesz o nim zapominać. Przecież ktoś musi podkręcać tempo akcji. Tak przy okazji… Obrona potrzebuje twojego wsparcia!

Nadir niejedno ma imię

Trudno zrozumieć zamysł trenera Moskala patrząc na postawę Portowców w pucharowym meczu z poznańskim Lechem. Szkoleniowiec zdecydował się wystawić w pierwszym składzie Turka, który gdzieś tam za pazuchą ma wszytą łatkę z napisem talent, ale tak naprawdę zdaje się nie mieć na niego większego pomysłu. Wystarczy spojrzeć na wyjściowe ustawienie zawodnika, które… przyjęło aż 4 (!) różne formy.

Pomocnik miał robić za „zaplecze” dla Frączczaka – zbierać piłki, rozdzielać je na flanki, ewentualnie próbować swoich sił w sytuacjach jeden na jeden (te akurat zasługują na znacznie więcej uwagi).

Najwidoczniej Çiftçi miał stanowić wsparcie dla rozegrania, co jest zdecydowanie najbardziej naturalne ze względu na wyjściowe ustawienie Pogoni. Wymuszało to pracę na całej szerokości boiska w sektorze od linii obrony aż po atak. Zadania? Z pozoru całkiem proste: odebrać futbolówkę i szybko przekazać ją dalej. W praktyce nie wyglądało to aż tak dobrze.

Wreszcie pozycja, która powinna mu najbardziej sprzyjać – dużo miejsca, długie podania, ewentualnie prostopadłe piłki. Turek ma całkiem nieźle ułożoną nogę i można się spodziewać, że z czasem będzie prezentował się coraz lepiej w tych aspektach. Oczywiście wszystko wymaga czasu, bo jednak taka gra wymaga wysokiego stopnia zrozumienia z drużyną.

Żeby tego było mało, trener Moskal cofnął swojego podopiecznego niemalże między stoperów. Miał odbierać od nich futbolówki i wprowadzać je do gry, a po podaniu przesuwać się w wyższe sektory, bliżej ataku.

Teoretycznie te 4 wyjściowe pozycje można połączyć w jedną. Trzeba jednak spełnić kilka wymogów: komunikację, wsparcie kolegów i dokładność. Na chwilę obecną  Çiftçi jest zbyt zagubiony na boisku i trudno wymagać, żeby jeszcze wykrzesał z siebie trochę energii na wielofunkcyjność. Zwłaszcza, że ma masę problemów ze zwyczajną, prostą grą na własnej połowie.

Niesprecyzowane zadania

Turecki pomocnik nie zdołał zyskać sympatii swoich kibiców w ciągu nieco ponad godziny, którą otrzymał od szkoleniowca Portowców. Chociaż zaczął całkiem nieźle, bo od bardzo dobrego podania w kierunku Frączczaka, to w kolejnych minutach było znacznie gorzej i tak naprawdę na tę chwilę trudno o jakiekolwiek argumenty za tym zawodnikiem. Za przykład może posłużyć sytuacja z 7. minuty, gdy Çiftçi w koncertowy sposób popsuł świetną kontrę swojej ekipy.

Zawodnik czekał tak długo z podaniem piłki do w tempo wychodzącego Gyurcso, że Lech w końcu go osaczył i zmusił do wycofania w kierunku Rapy. Obrońca ostatecznie skierował futbolówkę na Frączczaka, ale akcja straciła tempo i ostatecznie spaliła na panewce.

Z pewnością można by było wybaczyć, gdyby była to jednostkowa sytuacja. Problem w tym, że Turek notorycznie przetrzymywał piłki przy nodze nie za bardzo mając pomysł na ich odegranie. Wyglądało to tak, jakby albo nie dostrzegał swoich kolegów, albo za bardzo nastawiał się na indywidualne akcje. I rzeczywiście, coś może być w tej drugiej kwestii, bowiem nowy podopieczny Moskala bardzo często wdawał się w drybling i… tracił piłki (5-krotnie w pierwszej połowie, 3 razy w ciągu 20 minut drugiej części spotkania). Ruch Çiftçiego bez futbolówki był niesamowicie czytelny przez co rywal z łatwością mógł rozpracować jego zamiary – za każdym razem ustawiał się nisko na nogach, brał przeciwnika na plecy, zagarniał piłkę i dawał się złapać w kleszcze. Tylko raz udało mu się umknąć czujnej obronie Kolejorza i nawet pokonał odcinek od własnego pola karnego do około 25. metra, ale ostatecznie podanie nie dotarło do Frączczaka.

Podobnie wyglądała kwestia odbioru w wykonaniu Turka. Chociaż bardzo chętnie wracał do defensywy i nawet raz udanie interweniował (na skraju własnego pola karnego), to zbyt długo holował futbolówki, przez co nawet, gdy udało mu się je czysto wygarnąć lechitom (akurat z tym nie ma większych problemów), to i tak szybko wracały do gospodarzy.

Nadir wykazuje ogromną ochotę do gry, ale zbyt szybko się podpala, nie decyduje na grę zespołową. Póki co warto też odnotować, że notuje spore spadki koncentracji i zamiast pokazywać się do podania… wciska się w największy gąszcz nóg. Wydaje się, że na chwilę obecną jego największą wadą jest wdawanie się w drybling – obniża tempo akcji ofensywnych, nie pozwala na złapanie płynności przez ciągłe straty, a w efekcie nie ma możliwości, żeby zawiązać jakikolwiek atak. To tak, jakby dokonywał sabotażu na swojej drużynie przez swoje ogromne ambicje. Co więcej, łączy się to z jego opóźnioną reakcją na wydarzenia meczowe. Turecki pomocnik stara się zastawić z futbolówką i w efekcie kończy zepchnięty w niskie sektory boiska, a Portowcy ponownie muszą konstruować atak pozycyjny.  

Koncentracja pod szlifierką

Być może lek na bolączki związane z nowym pomocnikiem Pogoni jest łatwiej dostępny niż się wydaje. Chociaż Çiftçi w drugiej części spotkania zagrał nieco ponad kwadrans i aż trzykrotnie stracił piłkę, przegrał pojedynek główkowy i zanotował zaledwie 4 dokładne podania (w tym jedno bardzo dobre, uruchamiające na flankę), to zauważalna była znacząca zmiana w jego zadaniach. Turek zaczął znacznie wyżej i przestał się cofać do rozegrania w okolicach linii obrony. Przywiązanie do pozycji odegrało ogromną rolę w zmianie nastawienia piłkarza. Co prawda nadal musiał pracować na całej szerokości boiska, ale mógł się skupić na długich piłkach, które wychodzą mu naprawdę całkiem nieźle.

Nadir zaprezentował próbkę swoich umiejętności już w pierwszej minucie, gdy pokusił się o dalekie podanie do Frączczaka. Co prawda ostatecznie z akcji nic nie wyszło, ale za sam zamiar należą się delikatne brawa.

W kolejnych minutach skoncentrował się na grze w niższych sektorach boiska, przez co został w pewien sposób odcięty od akcji ofensywnych. Jeszcze raz dał sygnał, że może przydać się w ofensywie, gdy posłał naprawdę niezłe prostopadłe podanie w kierunku pola karnego Kolejorza.

Trener Moskal z pewnością zauważył, że jego nowy podopieczny nie szuka odegrania tylko decyduje się na akcje indywidualne lub ewentualnie szybkie, długie piłki. Zarówno w pierwszym, jak i w drugim przypadku potrzebuje bardzo dużo miejsca, bowiem w dość prosty sposób można mu odebrać futbolówkę/zepchnąć go na własną połowę.

Jedno jest pewne: radiostacja wysłała sygnał, że w ekipie narodził się pewien problem związany z komunikacją i zadaniem szkoleniowca jest jak najszybsze zduszenie go w zarodku. Zanim rozejdzie się na pozostałe organy. W tej całej portowej układance znajdzie się miejsce nawet dla Çiftçiego tylko, że akurat on potrzebuje szczególnego traktowania oraz czasu na zaaklimatyzowanie się w nowych szeregach. Kto wie, czy dobrym rozwiązaniem nie byłoby odebranie mu kilku obowiązków? Wszak nie wszyscy są stworzeni do wielofunkcyjności…