Jak dostać piątkę z piłkarskiej matury? Radzi prymus Sergi Roberto
2016-01-22 20:01:21; Aktualizacja: 8 lat temu Fot. Transfery.info
Wciąż wspominany i szanowany w Barcelonie Pep Guardiola powiedział kilka lat temu, że przełom w grze Sergiego Roberto nastąpi na pewno i że dla wszystkich będzie zaskoczeniem. Proroctwo?
W ciągu pierwszych dwóch sezonów, które Katalończyk spędził jako pełnoprawny członek pierwszej drużyny Barcelony, Roberto zaliczył występ w 45 meczach. Dużo, mało? Jak na gracza, który nigdy nie był postrzegany jako potencjalna gwiazda światowego formatu, dorobek kilkudziesięciu spotkań w jednej z najlepszych drużyn świata rozegranych w ciągu dwóch lat, wydaje się całkiem okazały. Problem w tym, że w owym czasie Sergi rzadko grywał dłużej niż 45 minut na mecz. Za kadencji Gerardo Martino były to końcówki wygranych już konfrontacji, w pierwszym sezonie pracy Luisa Enrique Katalończyk meldował się na murawie praktycznie tylko w spotkaniach ze słabszymi rywalami.
Mało tego, nawet za takie spotkania Roberto był bardzo rzadko chwalony, łatka długo dojrzewającego talentu z La Masii zdawała się zastępowana przez taką z napisem „najnudniejszy piłkarz świata”. Pierwsza statystyka z brzegu – Hiszpan w ciągu tych dwóch sezonów legitymował się celnością podań na poziomie niemal bezbłędnym. Haczyk tkwi w tym, że znakomita większość tych zagrań była kierowana do tyłu i to do najbliższego kolegi. Mocno przeciętnie jak na, mimo wszystko, rozgrywającego.
Skąd więc ten wspaniały marsz Sergiego w sezonie 2015/16? Mniejsza już o okoliczności, w których wywalczył miejsce w składzie – podawanie jako powodu plagi kontuzji, która nawiedziła Barçę jesienią, a która szczęśliwie ominęła Roberto - byłoby niesprawiedliwe. Wszak kontuzje już dawno minęły, a Roberto wciąż gra w niemal każdym meczu. A może to zawieszenie Turana i Aleixa Vidala pozwoliło Sergiemu na tak częstą grę? Słusznie można przecież zauważyć, że Katalończyk występował głównie na pozycjach tych zawieszonych zawodników… i taki argument trzeba (broniąc talentu młodego Hiszpana) obalić. Od momentu gdy Turan i Vidal są uprawnieni do gry, Roberto nie zwolnił tempa i wystąpił we wszystkich spotkaniach Barcelony (w których mógł zagrać – z powodu lekkiej kontuzji opuścił jeden z tegorocznych meczów).
Transformacja Roberto rozpoczęła się de facto już w presezonie, gdyż tam po raz pierwszy został ustawiony jako prawy obrońca. Na tej pozycji właśnie rozegrał pierwsze mecze, po których spotkały go ogromne pochwały, jak chociażby w meczu przeciwko Las Palmas. Po fazie piłkarskiego „nowonarodzenia” Sergi złapał tak potrzebną mu pewność siebie, wiarę w swoje możliwości, że znowu można go było przestawić na nominalną pozycję środkowego pomocnika. Wtedy tak naprawdę rozpoczął szaleństwo, przejmując czasem rolę ważniejszą nie tylko od partnerów z pomocy – zdarzało mu się grać tak widowiskowo, że wydawał się jaśnieć mocniej nawet od tria MSN. Koronnym przykładem może być mecz z Getafe, gdzie Roberto zaliczył dwie zaprawdę bosko natchnione asysty. Od momentu, gdy wszyscy uwierzyli w jego potencjał, Sergi nie tylko rozkochał w sobie kibiców Barçy (choć wielu z nich zdążyło go już wcześniej skreślić), ale i niemal ani razu nie zszedł poniżej, godnego Barcelony, wysokiego poziomu gry.
W dwóch ostatnich meczach Barcelony Sergi grywał jako lewy obrońca – zaskoczeni? Grzechem byłoby nazywanie podopiecznego Luisa Enrique tylko dżokerem na każdą pozycję, piłkarzem, którego największą zaletą jest wszechstronność. Ale ta cecha właśnie rozwinęła się u Roberto na niebywałym poziomie. W bieżącej kampanii Roberto grał już na siedmiu pozycjach. Siedmiu! Zagrał na obu bokach obrony, na lewej i prawej stronie w formacji ataku i rzecz jasna na wszystkich trzech pozycjach w pomocy jakie przewiduje taktyka Luisa Enrique. I w zasadzie trudno powiedzieć, by na którejkolwiek z nich się nie sprawdził. Nawet za grę na lewej obronie – a więc pozycji bardzo niecodziennej jak na nominalnego prawonożnego rozgrywającego – do Roberto nie można mieć żadnych pretensji. W ataku zagrał chociażby w Gran Derbi, od pierwszej minuty popisując się wręcz pewnością w grze na prawym skrzydle, by w końcu zaliczyć asystę przy golu Suáreza.
W nowy rok Roberto wszedł jako jeden z najważniejszych graczy Barcelony. Nieważne, czy gra od pierwszej minuty, czy jako „pierwszy wchodzący” z ławki. Nieważne, czy akurat broni i biega na prawej obronie, czy odpowiada za rozgrywanie, czy może atakuje razem z Messim, Suárezem i Neymarem. Tak wspaniała przemiana prowokuje do myślenia, że „pobłogosławiony” Roberto poradziłby sobie nawet na bramce, gdyby akurat musiał na niej zagrać. Na boisku wygląda na tak pewnego siebie, zaradnego piłkarza i człowieka, że gdybyście akurat zgłodnieli oglądając mecz, możecie się spodziewać, że Sergi przyniesie wam kanapkę. A do tego naprawi cieknący kran, wymieni olej w samochodzie i popilnuje waszego dziecka. I we wszystkim będzie rewelacyjny.
Sergi Roberto stał się „złotą rączką” na boisku, przyprawą bez której danie „Barcelona 2016” nie byłoby do końca gotowe. Póki co, niech to będzie najlepszy komplement dla piłkarza „Dumy Katalonii”.