Jest taki wyjątkowy klub… - kibic Chelsea o jej historii

2012-08-01 16:48:08; Aktualizacja: 12 lat temu
Jest taki wyjątkowy klub… - kibic Chelsea o jej historii Fot. Transfery.info
Paweł Machitko
Paweł Machitko Źródło: Transfery.info

Klub z zachodniej części Londynu. Klub z bogatą aczkolwiek krętą historią, z niemałymi tradycjami.

Jeden z najbardziej utytułowanych angielskich klubów, liczbie triumfów ustępujący tylko czterem innym ekipom – Aston Villi, Arsenalowi, Liverpoolowi i Manchesterowi United. Czterokrotny mistrz ligi, siedmiokrotny zdobywca najstarszych rozgrywek na świecie, aktualny mistrz Europy, dwukrotny zwycięzca w Pucharze Zdobywców Pucharów i Superpucharze Starego Kontynentu.

To właśnie Chelsea – dla jednych duma Londynu, dla innych sztuczny twór i zabawka rosyjskiego magnata. Drużyna, której zarzuca się brak klasy w jakiejkolwiek postaci. Ten „prymitywny” twór to jednak klub szczególny, tak jak wspomniałem w tytule – klub wyjątkowy. Klub, którego historię jako jego kibic podziwiam i szczerze doceniam. Postradałem zmysły? Zwariowałem? Nic z tych rzeczy.

 
 
Jak można bowiem twierdzić, że Chelsea nie ma historii, skoro gra ona na stadionie, który przez aż 135 lat (!) lat istnienia wiernie służył ekipie znad małego potoku Stamford? To ten obiekt sprawia, że jego vis a vis z Madrytu czy Barcelony wydają się młodzieniaszkami, mimo że ich budowa przypada na lata czterdzieste bądź pięćdziesiąte minionego wieku. To słynny The Bridge przeszedł bez szwanku przez niemieckie bombardowania, to na deskach tego niebieskiego teatru został rozegrany mecz, o którym mieszkańcy Zjednoczonego Królestwa nie zapomną. Rok 1945 przyniósł wyczekiwany koniec zmagań z bezwzględną III Rzeszą, ale postawił jednocześnie kolejnego kata na drodze wolnej Europy – komunizm. Około 120 tysięcy ludzi oglądało starcie o tylu politycznych podtekstach. Londyn kontra Moskwa. Chelsea kontra Dynamo. Kopciuszek stanął naprzeciw radzieckiej potędze, która spuściła lanie Cardiff (10:1), pokonała silny Arsenal (4:3). Propaganda płynąca ze wschodu mówiła o wielkości wspaniałego Związku – dlatego ten mecz był wyjątkowy, o historycznym podłożu. Chelsea zatrzymała Rosjan, a remis 3:3 był wydarzeniem, o którym pisała cała Anglia. „Jeden z najlepszych meczów w historii tego sportu” – napisał dziennik Times kilka lat później. 
 
Niebieskich znad Tamizy nigdy wcześniej nie uważano za piłkarskich gigantów. Zawsze jednak byli klubem liczącym się, klubem wspieranym i lubianym. Już w 1906  roku – rok po założeniu Chelsea – Stamford Bridge wypełniło 65 tysięcy fanów z niebieskimi szalikami! Rekordowe frekwencje oscylujące w granicach 80 tysięcy widzów przypadają właśnie na lata dwudzieste i trzydzieste. Czy więc Chelsea to rzeczywiście klub bez kibiców przed Romanem jak mawiają najwięksi wrogowie ekipy dowodzonej przez Di Matteo?
 
Skoro o kibicach mowa, warto wspomnieć o trudnych latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Klub był bliski upadku, mimo że kilka lat wcześniej święcił wielkie wiktorie nad Realem Madryt w Superpucharze Europy, triumfował w Pucharze Anglii, czy zdobywał mistrzostwo w 1955 (na półmetku rozgrywek tracił do liderującego Wolverhampton dziewiętnaście oczek i zajmował odległą dwunastą pozycję w tabeli).  Kryzys sprawił, że Chelsea była w identycznej sytuacji, w jakiej teraz są Portsmouth czy Glasgow Rangers. Ken Bates, inwestor, odkupił podupadły klub za symbolicznego… funta! Natomiast kibice podjęli akcje nazwaną „Save The Bridge”, zbierając fundusze w całym mieście, pukając od domu do domu. Wizja rozbiórki stadionu została na pewien czas zażegnana tylko dzięki ludziom, którzy utożsamiali się z londyńskim lwem jeszcze przed Abramowiczem.
 
 
Społeczeństwo kibicowskie Chelsea to również temat niezwykle ciekawy. Kto w Anglii nie słyszał o fanatycznych Headhunters, których Patryk Małecki nie odważyłby się nazwać piknikami? „Byli najgłośniejsi i najgroźniejsi. Z nimi lepiej było nie zadzierać” – tak o nich mówili mieszkańcy miasta. Tradycja na stadionie też jest powodem do dumu dla każdego fana Chelsea. Hymn „Blue is the colour” to obok You’ll never walk alone i „Forever blowing bubbles” jeden z najbardziej rozpoznawanych angielskich hymnów. Śpiewany jest przed każdym meczem nieprzerwanie od 1972 roku, a wykonany został przez… samych piłkarzy Chelsea z tamtego okresu. Od 1934 kibice The Blues na każdym meczu przysparzają nas o ciarki na plecach, kiedy śpiewają „We All follow the Chels”. Tak samo ciężko opisać słowami moment, gdy piłkarze wychodzą na murawę, a publika na Stamford Bridge skanduje „Liquidatora” – również nieprzerwanie od 1969 roku. Jednak niewątpliwie najlepszą wizytówką The Blues jest przyśpiewka „Carefree”. Gdy ktoś na słynnej trybunie The Shed krzyknie to słowo, zazwyczaj po kilku sekundach stoi i dumnie śpiewa już cały stadion.
 
 – słynna przyśpiewka CFC Carefree.
 
To tylko kilka ciekawych faktów z pięknej historii Chelsea FC. Można byłoby jeszcze godzinami pisać o weteranach wojennych The Pensioners, których uhonorowano na inauguracji tegorocznych Igrzysk. Dlaczego by nie wspomnieć o pubie The Rising Sun, w którym powstał klub 10 marca 1905 roku, a który to do dziś jest sanktuarium dla fanów zespołu? Nie można też zapomnieć o pełniącym dwadzieścia siedem lat funkcji trenera Davidzie Calderheadzie, o mistrzowskich Kaczkach Drake’a, królu Stamford Peterze Osgoodzie, legendarnych Peterze Bonettim czy Gianfranco Zoli. Kibice Chelsea nie zapomną zadziory Denisa Wise’a, czy kapitana Desailly’ego. Każdy też wie, kto to był William Foulke – najcięższy bramkarz w historii tego sportu, 165 kilogramów broniące bramki Chelsea na początku istnienia klubu. Nikt nie zapomni tragicznej śmierci Matthew Hardinga w katastrofie lotniczej, ani pogromu Manchesteru United w 2000 roku. Do dziś ekscytujemy się bramka Wise na San Siro, piętką Zoli z Norwich czy golami Jimmy’ego Floyda Hasselbainka z Manchesterem United. To wszystko część naszej niebieskiej historii. 
 
Historia CFC, choć nieokraszona w najwyższe laury, jest niezwykle intrygująca. To przygoda kopciuszka, który mimo tylu lat problemów nasilających się w latach osiemdziesiątych, wychodzi na początku lat dziewięćdziesiątych na prostą, stając się jedną z najbardziej rozpoznawalnych marek na świecie. Grajkowie tacy jak Robbie di Matteo, Gianni Zola, Denis Wise, Marcel Desailly, Georg Weah, Ruud Gullit czy Gianluca Vialli dali klubowi chwile radości na lokalnym podwórku jak i w Europie. W ciągu ostatnich dziesięciu lat przed Abramowiczem Chelsea zdobyła pięć trofeów, awansowała do Ligi Mistrzów, a w 1999 roku była bliska sensacyjnego mistrzostwa. Dopiero w 2003 roku pojawił się Roman Abramowicz, który „sprawił, że wszystko się odmieniło. Aż ciężko uwierzyć, że jeszcze wczoraj baliśmy się o przyszłość i Stamford Bridge, a dzisiaj żyjemy w erze wielkiego sukcesu” – tak przynajmniej mówi piosenka Blue Tomorrow, wisienka na torcie historii CFC.
 
Bardzo podoba mi się twierdzenie, że to „nie historia tworzy klub, a klub tworzy historię”. Taka właśnie jest Chelsea – piłkarze jak Didier Drogba, Frank Lampard czy John Terry dopisali piękną kartę w tej księdze. Wymarzony triumf w Lidze Mistrzów. Ludzie mówią, że w marnym stylu. Ale taka jest Chelsea. Nie jest największa, nie miała największych piłkarzy, nie jest tak utytułowana. Ale ta drużyna nigdy się nie poddaje, zawsze walczy do końca, by osiągnąć sukces. Tak jak kibice w latach osiemdziesiątych zbierając środki uratowali przyszłość klubu, tak teraz zrobili to weterani, którzy „against all odds” zgarnęli Świętego Gralla. Zresztą do dziś jak przypominam sobie okoliczności i walkę od tylu lat z taką desperacją o to jedno trofeum, czuję dumę. „What goes around, that comes around. That is written in the stars” – powiedział Gary Neville w finale Ligi Mistrzów w momencie, w którym Didier Drogba podchodził na jedenasty metr, by za chwilę pokonać Manuela Neuera. W 2008 roku ten sam piłkarz miał wykonać piątą jedenastkę…
 
– History in Making
 
Na koniec apel do fanów innych drużyn. Uszanujcie nas! To tylko dwa proste słowa. I nie wymądrzajmy się tutaj milionami triumfów. Triumfy to część historii, tylko pewna część i wcale nie najważniejsza. Historia to ludzie, historia to walka, historię tworzymy my! Powiem to po raz kolejny w imieniu fanów CFC: PROUD OF OUR HISTORY!
 
 
Autor: KIBIC CHELSEA (autor chce pozostać anonimowy)
Więcej na ten temat: Anglia Chelsea FC Artykuł Premier League