Lewatywa w Rejowcu i wojownik z Wożuczyna

2019-11-17 22:45:15; Aktualizacja: 4 lata temu
Lewatywa w Rejowcu i wojownik z Wożuczyna Fot. Krystian Juźwiak
Redakcja
Redakcja Źródło: Transfery.info

Przaśnie i mimo wielu przeciwności wesoło — uroki niższych lig znamy wszyscy. Niedzielne popołudnie można spędzić na siorbaniu rosołku. Można też podziwiać lubelską okręgówkę i B-klasę.

Prowodyrem całego zajścia jest Szymon Tomasik. Redaktor „Łączy nas Piłka” zainicjował akcję „100 meczów na 100-lecie PZPN”. Od marca jeździ po Polsce i ogląda najróżniejsze spotkania na przy akompaniamencie lokalnych sympatyków futbolu.

Ligowe boiska na skrajnych punktach Polski przedstawiają się następująco: najdalej na północ gra Nörda Karwia. Na południe Otryt Lutowiska. Zachód – Czcibor Cedynia. Do skompletowania geograficznej korony Polski Szymonowi brakowało tylko zespołu, który rozgrywa spotkania na wschodnich rubieżach kraju. Los chciał, że tą drużyną jest mój były klub – GKS Huragan Hrubieszów.

LINK: https://twitter.com/TomasikSzymon/status/1188431143659544577

Korzystając z okazji, zabrałem się i razem z Szymonem pojechaliśmy zwiedzać i poszukiwać prawdziwej piłki. Takiej przepełnioną pasją, a nie umowami sponsorskimi.

RKS Okęcie Warszawa – Milan Milanówek 2:0

Piłkarski weekend zaczął się dla mnie w sobotę. Piątkowe piwko się przeciągnęło, a to sprawiło, że następnego dnia obudziłem się później niż zwykle. Zegarek pokazywał 10. Stos butelek wskazywał na to, że pite było nie tylko piwo. Co ciekawe, organizm przyjął to bardzo dobrze i to nie kac, a lenistwo przykuło mnie do ciepłego łóżka. Jak co dzień rano odpaliłem Facebooka, a pierwszą rzeczą, która wyskoczyła mi na tablicy, był post Okęcia Warszawa.

Zapraszali na mecz z Milanem Milanówek. Ulica Radarowa, godzina 11. Szybka weryfikacja wskazała, że dojedziemy tam w 15 minut. Dojedziemy, bo stwierdziłem, że zbudzę swojego współlokatora i zabiorę go na mecz warszawskiej okręgówki.

Wstał. Chyba był w szoku, ponieważ od razu się zgodził. Marcin, z racji postury nazywany Wąskim, to jest człowiek, który wie, że piłka nożna istnieje. Zna kilkudziesięciu piłkarzy. Ba, był kiedyś na stadionie Korony Kielce i to ze dwa razy, ale ogólnie futbol jest dla niego obojętny.

Mimo to się zgodził. Możliwe, że to przez alkohol, który jeszcze kotłował się w jego krwiobiegu. Chociaż sam twierdził, że nie, bo „oszukiwał, pił po pół kieliszka i to co drugą kolejkę”. Dojechaliśmy zapchanym po brzegi autobusem numer 189. Ludzie stali jeden na drugi. Jakby to było MPK Pekin co najmniej! Do tego swój tyłek zawlekła też nie jaka Grażyna z głębokiej patologii. Miała to wypisane na twarzy, a jej urok praskiego lumpa podkreślał fetor.

Ale dojechaliśmy. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy na stadionie Okęcia, to ludzie pracujący przy odnowie krzesełek. Jeżeli coś słyszałem wcześniej o tym klubie, to głównie za sprawą fajnie prowadzonych mediów społecznościowych.

Okęcie stworzyło wokół klubu żywą, zaangażowaną społeczność. To właśnie jej przedstawiciele pracowali przy odnowie elementów stadionu. Zbierają pieniądze na pieski ze schroniska. No i fajnie, że dali szansę Zuzie Walczak w roli asystentki głównego trenera, Piotra Biechońskiego. Nie zamknęli się na stereotypy z cyklu „baba w szatni to pech”. Brawo!

Sam mecz bardzo przyjemny. U piłkarzy Okęcia widać było schematy. Cała drużyna zagrała bardzo równo. Nikogo bym specjalnie nie wyróżniał. Byli jak jeden organizm. Jak drużyna. Były też momenty, że grali nieco gorzej, ale na Milanówek wystarczyło. Tego dnia wygrali zasłużenie.

– Patrz tam – Marcin skinieniem wskazał na kobietę siedzącą blisko murawy. – Pewno panna jakiego piłkarza. Specjalnie taki duży kapelusz założyła, żeby ją widział z boiska.

Tą panią była dziennikarka Jolanta Zasępa.

LINK: https://twitter.com/polazas/status/1188031943994236928

Niemniej oczy Marcina cieszyła też gra. Po spotkaniu powiedział:

– Ty, nawet fajna ta piłka nożna. Jakbym ją jeszcze więcej rozumiał, to może i by mi się bardziej spodobało.

I chyba połknął bakcyla, bo ostatnio narzekał, że nie zabrałem go do Pruszkowa na mecz Znicza z Garbarnią. A teraz sam namawia, żeby pójść na Legię.

Unia Rejowiec – Agros Suchawa 1:2

Dla Szymona mecz numer 96. Dla mnie jakieś 30, może 35. Nigdy groundhopperem nie byłem. I raczej nie będę. Statystyk też żadnych nie prowadzę, ale jak jest okazja, to zawsze chętnie obejrzę kawał meczu. A co do zajawki piłkarskich podróżników, to pozostaje tylko wstać, zdjąć czapkę i się nisko ukłonić.

Nim trafiliśmy na właściwy mecz, zatrzymaliśmy się w pobliskim Rejowcu Fabrycznym. Miasto położone na Pagórach Chełmskich swój rozkwit zawdzięcza komunistom. Bądź co bądź, to oni mocno inwestowali we wszelki przemysł, a w mieście działa Cementownia Rejowiec należąca do Grupy Ożarów. Dzięki dużej fabryce mała gromada przeistoczyła się w czterotysięczne miasteczko.

W Sparcie Rejowiec Fabryczny karierę zaczął Jacek Ziarkowski. Dziś trener Hetmana Zamość, w przeszłości piłkarz ekstraklasowej Odry Wodzisław Śląski. Obecnie pierwszy klub popularnego „Ziara” gra w IV lidze.

Obiekt Sparta ma bardzo sympatyczny. Murawa równiutka. Trybuny odmalowane. Krata piwa (pusta) obok. Nic tylko grać. Jedynym szkopułem, jaki rzucał się w oczy, na obiekcie Sparty był napis, w którym brakowało litery „D”.

W Rejowcu Fabryczny mieszkają sami uczciwi ludzie. Jestem tego pewny, bo w wiacie budynku klubowego był zmagazynowany sprzęt. Stożki treningowe, pachołki, drabinki. Wszystko, czego trener zapragnie. I wszystko dostępne ot tak. Bez żadnego zamknięcia.


***

Zwiedzanie stadionu Sparty było tylko przystawką. Głównym daniem był mecz Unii Rejowiec z Agrosem Suchawa. W tabeli chełmskiej okręgówki prowadzi Unia, ale ta z Białopola. Mecz, na który się wybraliśmy, był tzw. bojem o środek tabeli. Zespołowi z Rejowca spadek raczej nie zagrażał. Natomiast goście z Suchawy mogą mieć ochotę na awans, bowiem po 13 kolejkach zajmują trzecie miejsce.

Na początek warto wiedzieć, że Rejowiec i Rejowiec Fabryczny to dwa różne miasta. Dwie różne gminy. Starszy jest Rejowiec. Fabryczny powstał kilkaset lat później. A teraz piłkarsko: pierwsze co rzuca się w oczy to różnego rodzaju graffiti i „graffiti” demonstrujące wsparcie dla… Motoru Lublin.

Mecz Unii z Agrosem został zaplanowany na godzinę 10. Taka pora nie mogła przyciągać tłumów. Zwłaszcza że 700 metrów od stadionu jest silna konkurencja. Szczególnie w niedziele. Już wjeżdżając do Rejowca, spotkaliśmy grupki idące do kościoła na niedzielną sumę.

Unia budynek klubowy dzieli z biblioteką. Prezes oprowadził nas dokoła. Szatnie, pokój sędziowski, magazynek pełen pucharów. Może hydromasażu nie ma, ale też nie ma co narzekać. Przyczepić się można do boiska, bo to było delikatnie przykrótkie. Znaczy wymiarowe, ale punkt wyznaczający rzut rożny był już prawie na wąskiej bieżni okalającej stadion.

– Plan jest taki, żeby poszerzyć boisko. Znaczy przesunąć w stronę tego pagóra. I zrobić nowe ławeczki. Rok temu Rejowiec odzyskał prawa miejskie. To wstyd, żeby mieć siedzenia w takim stanie – mówił prezes Zbigniew Rumiński.

Pagór. Pagór przytłaczał boisko swoim majestatem. Był wielki. Usypany najpewniej jako górka dla dzieci do zjeżdżania na sankach. Zdobiony oponami, z których największa miała rozmiar tylnego koła od Ursusa C-360. Całość była fantastycznym punktem obserwacyjnym. Była też przystanią dla miejscowych pijaczków, gdzie w spokoju raczyli się wódeczką. Najpierw siedli przy boisku, ale mecz ich nie bardzo zainteresował.

A szkoda, bo widowisko było emocjonujące. Unia w pierwszym kwadransie miała trzy rzuty wolne na wysokości szesnastego metra i wszystkie wykonali, w jakiego sposób nie powstydziłby się Tomas Vestnicky z Cracovii. Mimo to na boisku iskrzyło. Jeden z obrońców Agrosu ewidentnie podpadł miejscowym fanom. Raz – zgoda – był faulowany, ale potem symulował, darł się, krzyczał i gestykulował przy każdej okazji. I mówię to jako bezstronny widz.

W tym momencie wkroczył on. Kibic numer jeden. W bezrękawniku niczym Adam Nawałka. Dziarsko zajadał się słonecznikiem. Wszystkich znał z imienia. Jednakowo w drużynie Unii, jak i w Agrosie. W głosie było słychać pewność siebie, a zachowanie zdradzało, że sam grał w piłkę.

– Eee, pedale! Ci to powinni zrobić lewatywę! – podsumował piłkarza Agrosu.

Szczerze przyznam, że ta niewybredna inwektywa mnie rozbawiła.

Na stadionie Unii był też wydzielona strefa karnetowiczów. Grupa starszych panów wyglądała, jakby oglądali wszystkie mecze w Rejowcu rozgrywane długo przed założeniem miejscowego klubu. Biło od nich boiskowym obyciem. Myślę, że mundial w 1930 może nie, ale w 54 i bramki Sandora Kocsisa niektórzy mogli pamiętać.

Jeden z nich wyróżniał się niebywałym zrzędzeniem.

– Oni nie umiejo grać. Nie umiejo – westchnął, gdy Unia straciła pierwszą bramkę. – Ale jak mogą umieć, jak w powiecie chełmskim nikt nie umie. W powiecie chełmskim nikt nie umie! Ale jak mogą umieć jak ani w Motorze nikt nie umie! Ani w Motorze, ani w Górniku Łęcznej. Ale jak mogą umieć, jak w tej całej Ekstraklasie nie umie.

Mimo tyrady zrzędzenia, w marności polskiej piłki znalazł promyczek nadziei. Nazywał się Jakub Górny i był środkowym pomocnikiem Unii Rejowiec. Już przed meczem chwalili go prezes i trener.

– Dobry jest młody. Tylko co on jeden ma sam zrobić – podsumował Dziadek Zrzęda.

Jeżeli jakiś skaut doczytał do tego momentu, to polecę bramkarza Rejowca, Adriana Pastuszaka. Podobnie jak Górny ma 16 lat. Moim zdaniem MVP spotkania, nawet biorąc pod uwagę, że puścił dwa gole, a Unia przegrała. Mimo niskiego wzrostu radził sobie naprawdę dobrze. Dobry refleks, niezła gra nogami. Jeśli dobrze zapamiętałem – drugi sezon w seniorach. Jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale warto obserwować go dalej.

Muszę podkreślić wzór koszulek Unii. Na strojach piłkarzy górował husarz, a całość była zaprojektowana w patriotycznym stylu. Na drugi krańcu „graficznego wow” był herb Agrosu. Cholera wie, czy to pluszowy lis, czy naćpany pies.

GKS Huragan Hrubieszów – Sparta Wożuczyn 1:1

To spotkanie było dla mnie bardzo sentymentalne, bo w Huraganie pierwszy raz kopnąłem piłkę w lidze. Do dziś pamiętam debiutancki mecz z Hetmankiem Zamość. Dostaliśmy ostro po dupie. Chyba 7:1. Rywale wkręcali mnie w ziemię. Przez dwa tygodnie chodziłem jak po karuzeli. A spotkanie ukoronowałem 10-minutowym wykluczeniem za zagranie piłki ręką. Uderzyłem dokładnie tak, jak Wlazły serwuje. Może nawet i mocniej.

B-Klasa jest nieprzewidywalna. Mecz planowany na 13 zaczął się chwilę wcześniej. Sparta przyjechała do Teptiukowa w 11. Bez ławki rezerwowych. Huragan z kolei w pełnym rynsztunku. A całością dyrygował z boiska grający trener Piotr Fulara. Chwila moment: co to jest ten Teptiuków? Dawny folwark położony nad rzeką Bug może poszczycić się najdalej wysuniętym na wschód boiskiem Polski. I to takim, gdzie co tydzień gości ligowa piłka, bo właśnie tutaj, 4 kilometry od Hrubieszowa, swoje mecze rozgrywa Huragan.

Miejscowi grali prosty futbol. Opierał się na posłaniu piłki do przodu, a tam mieli walczyć skrzydłowi i napastnicy. Gazu w nogach mieli sporo, ale co z tego, skoro brakowało im kilogramów. Obrońcy z Wożuczyna przestawiali ich bez jakichkolwiek problemów.

Ten mecz był o wiele mniej kontaktowy niż starcie Unii Białopole z Agrosem, ale nie obyło się bez urazów. W 10. minucie Krystian Jurkiewicz ze Sparty Wożuczyn zderzył się z rywalem, rozcinając przy tym łuk brwiowy. Przyjechała karetka i zabrała go na szycie do szpitala w pobliskim Hrubieszowie.

W drugiej połowie Jurkiewicz został przywieziony klubowym busikiem z powrotem. Koledzy – bo, mimo że do gry było tylko 11, to z Wożuczyna przyjechało trzech fanów Sparty – przywieźli też piwo. Oczywiście Perłę! Przecież znajdujemy się na Lubelszczyźnie. Głowa Krystiana Jurkiewicza była omotana bandażem. Mimo to w 70. minucie wrócił na boisko. Chapeau bas! Wojownik z Wożuczyna pobił rekord polski w kolejce do lekarza. Specjaliści są w szoku i zadają sobie pytania, jak można tak szybko załatwić sprawę w szpitalu?

LINK: https://twitter.com/TomasikSzymon/status/1188798499686682624

Jeżeli myślicie, że Huragan wykorzystał przewagę jednego zawodnika, to się mylicie. Najpierw z boiska zszedł jeden z zawodników gospodarzy, a chwilę potem Sparta wyszła na prowadzenie. Piękny gest fair-play. Kij z tym, że wszystko zaczęło się od czerwonej kartki.

Ozdobą meczu byli sędziowie. Część osób będzie rozczarowanych, bo nie gwizdała Karolina Bojar ani żadne inne Aniołki Charliego. Za to mieliśmy trzech sędziów z trzech różnych epok. Od wczesnego Gierka, po młodego Zuckerberga.

– Za tydzień gramy z Orionem Jacnią. To będzie ostatni mecz w rundzie na naszym boisku – tłumaczył wójt gminy Hrubieszów, Tomasz Zając. – Liczę, że zagram. Jestem już po kilku treningach – mówił i z dumą pokazywał kartę zawodnika.

Tydzień później, we wspomnianym meczu, Huragan wygrał 3:2 z Orionem. Nie było mnie na tym spotkaniu. Był 2 listopada. Pojechałem odwiedzić groby zmarłych. Jak donieśli mi koledzy, Zająca też nie było. Pewnie poszedł w moje ślady.

I bardzo dobrze. Bo są rzeczy ważniejsze niż piłka nożna.

KRYSTIAN JUŹWIAK