Liverpool, czyli jak wyrzucić 150 milionów w błoto

2014-12-15 18:16:26; Aktualizacja: 9 lat temu
Liverpool, czyli jak wyrzucić 150 milionów w błoto Fot. Transfery.info
Maciej Wdowiarski
Maciej Wdowiarski Źródło: Transfery.info

W ostatnim okienku transferowym Brendan Rodgers od właścicieli klubu dostał ogromne pieniądze na wzmocnienia. Mimo drogich transferów zespół gra jednak fatalnie, a winnego takiego stanu rzeczy upatruje się właśnie w Rodgersie.

W poprzednim sezonie Brendan Rodgers został wybrany najlepszym managerem Premier League. Jego Liverpool do ostatnich kolejek dzielnie walczył o pierwsze od 24 lat mistrzostwo Anglii, i choć ostatecznie się nie udało, to sezon i tak okazał się nadspodziewanie dobry. Po poprzednich chudych latach kibice mieli nadzieję na kilka kolejnych tłustych, a w lecie właściciele klubu wyszli naprzeciw ich oczekiwaniom, sypnęli groszem i na wzmocnienia przeznaczyli ogromne fundusze. Wszystko po to, by móc zawojować coś w Champions League, ale przede wszystkim, by wreszcie odzyskać utracony w 1990 roku tytuł. Niemal na półmetku obecnego sezonu marzenie to można spokojnie odłożyć na półkę. Liverpool gra słabo, w tabeli zajmuje dopiero 10. miejsce, do liderującej Chelsea traci aż 18 „oczek” i wydaje się, że dla „The Reds” sukcesem będzie awans do pierwszej czwórki.

Dużo pieniędzy, za dużo możliwości

W lecie Liverpool sprzedał do Barcelony Luisa Suáreza za 81 miilionów euro, co stanowiło zdecydowaną część budżetu transferowego na między sezonowe okienko transferowe. W klubie zjawiło się 7 nowych graczy za łączną cenę 151 milionów euro. I tu pojawił się pierwszy problem - czy zawodnicy pokroju Adama Lallany czy Lazara Markovicia faktycznie byli warci takie pieniądze, jakie za nich zapłacono (kolejno 31 i 25 milionów euro)? Czy w Liverpoolu faktycznie uważano, że Mario Balotelli może zastąpić Suáreza? Po pierwszych meczach nie na miejscu było ocenianie nowych nabytków, mimo że od początku wiodło im się średnio. Teraz jednak mamy już grudzień i najwyższa pora na pierwsze podsumowania. Tak więc na 112 meczów w pierwszym składzie, jakie łącznie mogli rozegrać nowi zawodnicy w dotychczasowych kolejkach, od pierwszej minuty wystąpili oni zaledwie w 51 spotkaniach. To nawet nie jest połowa, a jeśli mieć na uwadze fakt, że przynajmniej kilku z nich było sprowadzanych z myślą o wyjściowej jedenastce, statystyka ta jest wręcz miażdżąca. Zarówno dla nich, jak i osoby, która ich do Liverpoolu sprowadziła. Jak do tej pory najlepiej wiedzie się Dejanovi Lovrenowi, który na 16 możliwych meczów aż 13 rozpoczynał w pierwszej jedenastce. Podobnie nieźle wygląda sytuacja Alberto Moreno, na którego od pierwszej minuty stawiano 11-krotnie.

Mimo to te 151 milionów z pewnością można było spożytkować w o wiele lepszy sposób. Rodgersa zgubił nieco tak szeroki wachlarz możliwości, co można z tymi pieniędzmi zrobić. Ostatecznie zrobił najgorsze, co mógł - rozdrobnił je i zamiast kupić 2-3 zawodników z topu, ściągnął siedmiu - nie bójmy się użyć tego słowa - przeciętniaków. Dla porównania przed obecnym sezonem Chelsea na sześciu nowych piłkarzy wydała 106 milionów euro, a były to takie nazwiska jak Cesc Fàbregas, Diego Costa, Felipe Luís czy Loïc Rémy. Prawda, że brzmią groźniej niż Marković, Lallana i Lambert?

Jak spadać, to z wysokiego konia

W tym momencie Rodgersa nie broni już nic. Bo gdyby nowi zawodnicy grali słabo lub w ogóle, ale reszta drużyny osiągała przyzwoite wyniki, mógłby się jeszcze tłumaczyć. Teraz nie może, bo Liverpool po 16 kolejkach zajmuje 10. miejsce w tabeli z dorobkiem 21 punktów. To aż o 12 mniej niż na tym samym etapie zeszłego sezonu! Wtedy „The Reds” byli wiceliderem tabeli i ścigali Arsenal, który miał nad nimi zaledwie 3 punkty przewagi. Dziś o takiej sytuacji kibice z czerwonej części Merseyside mogą pomarzyć. Menadżer LFC nie ma już na Anfield tak silnej pozycji jak choćby w maju tego roku, bo to właśnie jego obarcza się winą za nieudane transfery i słabą dyspozycję zespołu.

Rodgers - "król" polowania transferowego

Co ciekawe nie jest to pierwszy sezon, w którym Rodgers nie popisuje się trafnością transferów. Z zeszłorocznego zaciągu tylko Simon Mignolet wywalczył miejsce w pierwszym składzie i w sezonie 2013/2014 rozegrał komplet 38 meczów. Drugi w tej klasyfikacji był Mamadou Sakho z 17 spotkaniami od pierwszej minuty, a trzeci Kolo Touré zanotował 15 takich występów. Wówczas jednak nie mówiło się o chybionych decyzjach skautingu Liverpoolu, bo drużyna osiągała dobre wyniki. Znamienne jednak jest to, że spośród sprowadzonych wówczas (na zasadzie transferu definitywnego czy wypożyczenia) ośmiu piłkarzy jedynie trzech wciąż znajduje się w kadrze „The Reds” (Mignolet, Sakho i Toure). O Rodgersie nie można jednak mówić tylko źle. Przed rozgrywkami sezonu 2012/2013, kiedy to objął stery Liverpoolu, ściągnął między innymi Daniela Sturridge’a i Philippe Coutinho. Obaj, kiedy są zdrowi, mają miejsce w pierwszej jedenastce „The Reds”. Jednak to tylko wyjątki potwierdzające regułę.

Brendan Rodgers ma na swoim koncie już dość dużo chybionych transferów, ale naprawdę mocno rzuciło się to w oczy dopiero teraz. 150 milionów euro to nie jest mała suma, a na chwilę obecną wiele wskazuje na to, że została wyrzucona w błoto. Mogło to wyniknąć z faktu, że nigdy wcześniej Rodgers nie miał do wydania tylu pieniędzy. Dla działaczy klubowych nie będzie to jednak usprawiedliwienie, jeżeli na koniec sezonu Liverpool nie zajmie miejsca choćby w pierwszej czwórce.