Magiczny beniaminek, wiek ma znaczenie: co kryją tajemnicze liczby 7. kolejki Ekstraklasy?

2015-09-01 19:54:56; Aktualizacja: 9 lat temu
Magiczny beniaminek, wiek ma znaczenie: co kryją tajemnicze liczby 7. kolejki Ekstraklasy? Fot. Transfery.info
Aleksandra Sieczka
Aleksandra Sieczka Źródło: Transfery.info/ EkstraStats

"Stara" Termalica zmiażdżyła mistrza Polski, "Pasy" zakończyły swoją passę 729 minut bez straty gola, a Lech w tym sezonie przegrał już tyle razy, co w minionym.

Pewne zjawiska ciężko tłumaczyć, ale może liczby są kluczem do sukcesu?

Ekstraklaso, ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, kto cię stracił. Dziś piękność twą w całej ozdobie widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie. Zaledwie chwilę temu rozpoczął się nowy sezon polskiej ligi, a już trzeba pozwolić jej odejść… tylko na moment, ale dla najbardziej zagorzałych fanów z tego momentu robi się prawdziwa wieczność. Trenerzy i piłkarze ekstraklasowych klubów mają prawie 2 tygodnie na to, by dobrze przygotować się do dalszej części piłkarskiego roku. A co w tym czasie robią kibice oprócz przygryzania warg na meczach kadry? Na pewno nie próżnują! Czas na statystyczne podsumowanie 7. kolejki.

Strzał i gol

W swoim życiu obejrzeliśmy setki, jeśli nie tysiące spotkań. Podziwialiśmy wspaniałe akcje, a niebywałej urody bramki uzupełniały oglądane widowiska. Jednak co jakiś czas trafiały się mecze, w których drużyna nie zasługiwała na chociażby punkt, a co dopiero na strzeloną bramkę.

Wedle wyżej opisanego scenariusza zagrali piłkarze warszawskiej Legii oraz Górnika Zabrze. W spotkaniu przeciwko Jagiellonii oraz Cracovii obie jedenastki oddały jeden (!) celny strzał na bramkę przeciwników, który dodatkowo dał remis i cenny punkt do końcowej klasyfikacji Ekstraklasy. W niedzielny wieczór wyjątkowo musieli czuć się legioniści, którzy przy większej skuteczności Jagiellonii skończyliby podobnie jak Lech Poznań - kompromitującą porażką.

Brożek goni legendy

W Krakowie najpierw cierpliwie czekano na przełamanie Pawła Brożka wystawiając go w pierwszym składzie, później na jedno spotkanie, gdy posadzono go na ławce rezerwowych. Żadne rozwiązanie nie okazało się idealne, ponieważ Brożek ponownie wrócił do składu i w meczu ze Śląskiem w końcu odblokował się i dał zwycięstwo swojej drużynie. W piątkowym meczu napastnik Białej Gwiazdy udowodnił, że ciągle potrafi strzelać bramki, a Wisła ze skutecznym Brożkiem zasługuje na miano jednej z najlepszych zespołów w Ekstraklasie.

Dodatkowo dwie bramki strzelone Mariuszowi Pawełkowi – swojemu byłemu klubowemu koledze – uratowały posadę Kazimierzowi Moskalowi, który po kolejnym remisie mógłby porządkować biurko w swoim gabinecie, a samemu Brożkowi dwudziesty piąty ustrzelony dublet dał miejsce obok Tomasza Frankowskiego, który do tej pory samotnie przewodził temu rankingowi.

Piękny sen dobiegł końca

Odkąd drużynę Cracovii objął trener Zieliński z przyjemnością oglądamy mecze z udziałem Pasów, ale jeśli cofnęlibyśmy się pamięcią o rok, a nawet pół roku to jaki wyłoniłby się obraz?

Porównując grę obronną byłby to obraz nędzy i rozpaczy, bo Cracovia w defensywie przypominała drużynę kabareciarzy, a nie zespół z Ekstraklasy. Szczególnie gra tej formacji w meczach wyjazdowych budziła śmiech wszystkich wrogów Cracovii, ale trener Zieliński jak za dotykiem czarodziejskiej różdżki odmienił zespół z Krakowa.

Jeszcze przed sobotnim niedzielnym meczem Pasy notowały serię wyjazdowych zwycięstw, ale co więcej chcieli przedłużyć serię meczów bez straconej bramki w delegacji. Niestety plany pokrzyżowali piłkarze Górnika Zabrze, ale i tak 729 minut bez straty gola na wyjeździe? Kto by pomyślał jeszcze pół roku temu..

Beniaminek stanął na wysokości zadania

Jeśli ktoś jeszcze przed sezonem powiedziałby mi, że będę zachwycać się akcją bramkową jakiejś Termaliki – z miejsca bym go wyśmiała. Beniaminek, który był skazywany na pożarcie w ekstraklasowej dżungli, z meczu na mecz radzi sobie coraz lepiej i pokazuje, że nie bez przyczyny znalazł się na poziomie najwyższej klasy rozgrywkowej. Minione zwycięstwo z bądź co bądź mistrzem Polski było nie tylko zaskakujące ze względu na wymiar kary, jaką przyjął Kolejorz, ale również sposób gry podopiecznych Mandrysza. Kto by pomyślał, że to właśnie oni będą mogli się pochwalić jedną z najładniejszych i najdłuższych akcji w 7. kolejce Ekstraklasy. Zacznijmy jednak od początku, bowiem suche statystyki nie oddadzą piękna podań, jakie poprzedziły trafienie na 1-0, było na co popatrzeć!

Zaczęło się od świetnego uruchomienia Foszmańczyka, który ze stoickim spokojem wycofał w róg pola karnego do nadbiegającego Plizgi. W tym samym czasie Kędziora ustawiał się w polu karnym. Były gracz Jagiellonii złożył się do strzału nie robiąc sobie nic a nic z bliskiego towarzystwa Kadara i Trałki, ale uderzenie wyciągnął Burić. Bośniak nie miał jednak szczęścia, bo do futbolówki dopadł Kędziora, wyrwał się z uścisku Arajuuriego i wyprowadził swój zespół na prowadzenie ani myśląc o odpuszczaniu. Czapki z głów – Termalica wykorzystała aż 9 zawodników, odsłoniła niefrasobliwość w obronie Kolejorza, okazała się być zabójczo skuteczna, a do tego wykończyła fenomenalną akcję. Takie gole, na które skrupulatnie się pracuje od własnego pola karnego, nie padają codziennie. Warto zauważyć, że podopieczni Mandrysza po spokojnym rozgrywaniu w obrębie własnej defensywy wyczekali na ten jedyny moment, który zmienił losy całego spotkania.

Wiek ma znaczenie (?)

Dojrzałość Termaliki okazała się być kluczową w obliczu konfrontacji z poznańską lokomotywą. Podopieczni Mandrysza byli zespołem lepszym, bardziej poukładanym i zdecydowanie lepiej rozstawionym pod względem taktycznym. Co najważniejsze, nie tracili koncentracji. Być może wiek to tylko liczba, ale w tym przypadku sprawdziło się stare porzekadło o mądrości tkwiącej w starości!

Prawą nogą ponad głową

Ekstraklasa wznosi się na wyżyny, wyłaniając z mrocznych czeluści marazmu. Z każdą następną kolejką (i to na pewno nie płynną!) można odnieść wrażenie, że poziom naszej polskiej ligi staje się coraz wyższy. Świadczą o tym chociażby statystyki: aż 72% bramek padło z gry po jakiejś wielopodaniowej, składnej akcji, czy za sprawą mocnego uderzenia, które wcześniej tak czy owak musiało zostać wypracowane. Standardowo przeważająca większość goli, to te piłki, które zostały uderzone prawą nogą. Ekstraklasowicze mniej bazują na stałych fragmentach gry (co również ma swoje minusy) i podnoszą ciśnienie wszystkich kibiców skłaniając się ku szybkim kontrom, zawiązywaniu ataku pozycyjnego, czy przerzutom z jednej strony boiska na drugą. Co ciekawe, uderzenia, po których zwykle padają bramki, są czyste. Tylko jedno trafienie może sprawiać problemy z dokładną klasyfikacją – mowa tu oczywiście o Cierzniaku.

Marcin Łopienski, Aleksandra Sieczka