Manchester potrzebuje swoich Fellainich
2014-07-30 11:24:03; Aktualizacja: 10 lat temu Fot. Transfery.info
Jeden z najbogatszych klubów świata, z milionami płaconymi trenerom, skautom, asystentom, menedżerom. Nawet takiej instytucji zdarzają się błędy. Oczywiście im większa, tym mocniej się je wytyka.
Poziom hejtu skierowany w stronę Manchesteru United w poprzednim, paskudnym dla "Czerwonych Diabłów" sezonie, był porównywalny z tym, co dzieje się na Facebooku, Twitterze i generalnie w całym Internecie, gdy zbliża się mecz Realu z Barceloną. Wszystkie te obrazki z Moyesem pod tytułem "I have no idea what I'm doing", baner kibiców Liverpoolu ("David Moyes is a football genius"), to tylko najbardziej rozpowszechnione prześmiewki z tamtego sezonu.
Nie odpuszczono też właściwie jedynemu poważniejszemu wzmocnieniu Moyesa przed feralnym sezonem 2013/2014, Marouanowi Fellainiemu. Z Belga zrobiono kozła ofiarnego słabych wyników United, bo zapłacono za niego grube pieniądze, 27,5 miliona funtów. Ale czy środkowy pomocnik, wśród którego atrybutów kreatywność i bramkostrzelność wymienilibyśmy dopiero daleko za siłą i walecznością, miał być mesjaszem United. Miał poprowadzić do obrony mistrza Anglii i jeszcze podnieść wymagania do osiągnięcia tego celu rywalom?
Czy zasłużył sobie więc na to, by być tym największym złem za kadencji Moyesa? Dowód, że nie, daje nam portal WhoScored.com, którego oceny meczowe bardzo rzadko różnią się od cenzurek wystawianych zawodnikom w innych mediach, opierających się raczej na ocenie wizualnej, aniżeli statystycznej. Fellaini jest tam 7. najlepszym graczem United, biorąc pod uwagę średnią not za mecze, w których wystąpił. Oczywiście pojawia się tu inny zarzut - że zagrał w ledwie 16 spotkaniach Premier League. Większość stracił z powodu urazu pleców akurat w okresie świątecznym, kiedy nagromadzenie gier jest największe.
Teraz słyszymy, że Belg ma odejść z Manchesteru, bo nie pasuje do koncepcji Van Gaala i jest holenderskiemu szkoleniowcowi zbędny. Razem z nim ma odejść Shinji Kagawa, czyli... Fellaini 2012/2013. Na Japończyka także wydano sporo, bo 17 milionów funtów, wliczając sumy, które United mieli przelać Dortmundowi za określoną liczbę występów i za zdobyte z Kagawą trofea. Z niego także częstokroć robiono kozła ofiarnego, ale już ze znacznie bardziej przekonującym uzasadnieniem. Udane występy za Fergusona można było zliczyć na palcach jednej ręki. Na pewno hat-trick z Norwich, porządny występ okraszony asystą z Liverpoolem na Anfield...
Mimo to trudno uniknąć wrażenia, że tak jak Moyes z Fellainim, tak Ferguson z Kagawą po prostu się pomylili. Wzięli zawodników, którzy nie pasowali do United, nie pokazali, że urodzili się po to, by być "Czerwonymi Diabłami". Ale patrząc na nich i na ich poprzedników, łatwo dojść do wniosku, że Manchester praktycznie rokrocznie potrzebował swoich Fellainich. Potrzebował swoich Kagaw. Potrzebował kosztownych błędów transferowych, zawodników, których kibice na Old Trafford nie będą wspominać z rozrzewnieniem.
Wciąż w kadrze United jest przecież Anderson. Najbardziej kosztowny błąd sir Alexa. 25 milionów funtów, z których nie zwrócił się ani pens. Brazylijczyk zagrał sezon życia w Porto, bo choć jego statystyka nie powalała (3 bramki i 5 asyst w 22 meczach), to styl gry spodobał się największym europejskim firmom. Które pewnie dziękują opatrzności, że Anderson trafił na Old Trafford. "The Next Ronaldinho", jak nazwał go wtedy poczytny portal Portugoal.net.
W Portugalii narodziła się jeszcze jedna pomyłka Fergusona, jeszcze jedna - chyba najpoważniejsza - nominacja do nagrody imienia Marouane'a i Shinjiego. Bebe. Drugoligowiec, którego transfer do Vitorii Guimaraes błyskawicznie przejął sir Alex. Piłkarz, którego postawił wtedy ponad Jamesem Rodriguezem, zbierającym bardzo dobre recenzje w lidze argentyńskiej młodym Kolumbijczykiem (pisał o tym na naszych łamach Leszek Milewski, KLIK). Jak potoczyła się kariera jednego i drugiego, chyba nie musimy przypominać.
A przecież i wcześniej sir Alex popełniał błędy. Co roku. Rok 2008? Zoran Tosić za nieco ponad 6 milionów funtów. Teraz Serb gra w pierwszym składzie CSKA Moskwa, ale czy to gracz na poziom Premier League? Wątpliwe. 2009? Mame Biram Diouf i Gabriel Obertan. 7,5 miliona funtów za ten duet. A wcześniej? Juan Sebastian Veron, nieco ponad 28 milionów funtów i... w zasadzie oceny jego okresu w United nie są tak jednoznaczne, jak Andersona i Bebe, ale wciąż mówi się o nim w kategorii "flop" ("wpadka"). O Klebersonie i Eriku Djemba-Djemba pewnie już się setki razy naczytaliście przy okazji następnych wpadek United, dlatego tylko wspomnimy, że ci dwaj kosztowali łącznie około 10 milionów funtów. Brazylijczyk gra obecnie w Indy Eleven, rozpoczynającym swoją przygodę w NASL (North American Soccer League, druga pod względem prestiżu liga zawodowa w Stanach Zjednoczonych po MLS), natomiast Djemba-Djemba szuka klubu po tym, jak nie udało mu się przekonać do siebie ludzi w szkockim St. Mirren. Zjazd.
Forlan, Prunier, Poborsky - przykłady można mnożyć. Ale dziwnym sposobem, mimo tych wszystkich transferowych wtop, United bardzo często znajdowali się na szczycie. A to Premier League, a to Champions League, a to w krajowych pucharach. Pewnie zabrzmi to dziwacznie, ale... może Manchester po prostu potrzebuje takich Fellainich. Tych zakrojonych na zbyt szeroką skalę łowów, zbyt tolerancyjnych dla jakości i - co najważniejsze - przydatności graczy. Przecież rok po Veronie i Forlanie przyszedł do klubu Rio Ferdinand. Rok po Klebersonie i Djembie-Djembie - Wayne Rooney. A jeszcze w tym samym okienku, co brazylijsko-kameruński flop-duet - Cristiano Ronaldo.