Mateusz Bogusz i transfer do Meksyku. Tequila może smakować lepiej od whiskey

2025-01-18 14:47:27; Aktualizacja: 1 miesiąc temu
Mateusz Bogusz i transfer do Meksyku. Tequila może smakować lepiej od whiskey Fot. Jon Endow/Image of Sport/SIPA USA/PressFocus
Patryk Krenz
Patryk Krenz Źródło: Transfery.info

Naturalnym krokiem dla młodych zawodników wyróżniających się w MLS jest transfer do mocniejszej europejskiej ligi. Właśnie taki scenariusz kreślono przed Mateuszem Boguszem. Przed Polakiem otworzyła się jednak zupełnie inna, intrygująca opcja - transfer do meksykańskiego Cruz Azul. Ruch ten byłby przez wielu odbierany jednoznacznie negatywnie. Niesłusznie. W rzeczywistości Bogusz zanotowałby zauważalny krok do przodu. Jak to jednak w życiu bywa - coś kosztem czegoś.

„Oh my God...” - wydobywa się z siebie wyraźnie zaskoczony komentator. Kilka sekund wcześniej stała się magia. Zawodnik z „dziewiętnastką” na plecach odebrał piłkę w okolicach 25. metra i, nie patrząc na prośby czekających dookoła kolegów, po prostu uderzył. Uderzył świetnie - mocno i skutecznie. Posłana piłka wylądowała niemalże w samym okienku. Potem euforia. Kibice Los Angeles FC eksplodowali, celebrując spektakularnego gola, który pogrążył Minnesotę. Takich momentów Mateusz Bogusz miał zdecydowanie więcej.

Nagle szok i konsternacja

Urodzony w Rudzie Śląskiej ofensywny pomocnik przeszedł ogromną metamorfozę. Po transferze do Major League Soccer w 2023 roku raczej niewielu spodziewało się po nim czegoś „ekstra”. Jasne, wcześniej w barwach Ibizy przeżył kilka naprawdę udanych momentów, ale nawet wtedy trudno było go nazwać gwiazdą hiszpańskiego drugoligowca. Robił dużo zamieszenia, z którego nie wynikało zbyt wiele. Przygodę na Balearach zwieńczył sześcioma golami i siedmioma asystami.

Z tym problemem Bogusz zmagał się także na początku gry dla LAFC. Od początku dostrzegalne było, że trener Steven Cherundolo ma na niego plan. Mimo pewnych braków dawał mu regularnie szanse, głównie za plecami napastnika. 23-latek nabierał doświadczenia i uczył się tej niezwykłej odmiany futbolu, jaką jest „soccer”. Zaufanie i wiara stworzyły mieszankę, która wydała soczysty owoc.

Dzisiaj Bogusza można bez cienia przesady nazwać gwiazdą MLS. 20 bramek i jedenaście asyst we wszystkich minionych rozgrywkach mówi samo za siebie. U wychowanka Ruchu Chorzów imponuje szczególnie szeroki wachlarz zagrań, po których piłka trafiła do siatki. Strzał z dystansu? Proszę bardzo. Imponujący rajd na pełnej szybkości? Nie ma problemu. Prosto z rzutu wolnego? Tak, to też. Jego się po prostu bardzo dobrze ogląda. To piłkarz efektowny i, co ważne, efektywny. Idealny materiał na ulubieńca kibiców.

W momencie, gdy u 23-latka wiele parametrów zaczęło świecić na zielono, pojawiło się zainteresowanie dużych europejskich klubów. Łączono go z Celtikiem, który miał nawet złożyć konkretną ofertę, Lazio czy powrotem do Premier League, gdzie nie miał okazji zaistnieć w barwach Leeds United. Każda z tych opcji gwarantowałaby mu krok do przodu i zwiększyłaby szanse wskoczenia na absolutny top. Zrozumiała jest zatem konsternacja, która pojawiła się po doniesieniach o bardzo prawdopodobnym transferze do Meksyku. Wbrew wszelkim pozorom to nie byłby dla Bogusza zły krok.

André-Pierre Gignac. Sorry, więcej nie wiem

Można mówić o wielu zaskakujących transferach, ale dla mnie we wszystkich rankingach zajmujących się właśnie takimi przypadkami powinno na czołowych miejscach pojawić się nazwisko André-Pierre’a Gignaca. Z perspektywy nastolatka trudno było mi zrozumieć, dlaczego król strzelców Ligue 1, autor prawie 80 bramek dla Olympique’u Marsylia i w końcu reprezentant Francji przenosi się do „jakiegoś tam” Tigres. Oczywiście, dopiero z wiekiem człowiek zaczyna rozumieć, że budulcem świata są pieniądze. Nie inaczej było w tym konkretnym przypadku.

Bardziej zaskakujący od samego transferu Gignaca jest fakt, że przygoda, która w początkowych założeniach miała potrwać chwilę, trwa do dzisiaj. Latem minie dekada snajpera z Martigues na ziemiach Azteków. Przez ten czas mógł zaobserwować wiele zmian w meksykańskiej piłce - a tych naprawdę nie brakowało.

Liga MX to historia wieloletniej rywalizacji „wielkiej czwórki”, w której skład wchodzą Club América, Chivas Guadalajara, Pumas UNAM i Cruz Azul. Wykroić kawałek tego tortu próbują jeszcze Monterrey, Pachuca czy właśnie Tigres. To w zasadzie między tymi klubami często rozstrzyga się walka o Ligę Mistrzów CONCACAF. Od początku istnienia rozgrywek meksykańskie zespoły triumfowały w nich 39-krotnie. Dla porównania po stronie MLS znajdują się zaledwie trzy zdobyte puchary. To ogromna przepaść. Liga była bardzo mocna przed Gignacem i będzie bardzo mocna po Gignacu.

Swój ogromny wkład w to wszystko ma Cruz Azul. Stołeczna ekipa zgarnęła sześć tytułów dla najlepszego klubu Ameryki Północnej, Ameryki Centralnej i Karaibów. Do tego dołożyła dziewięć mistrzostw kraju. W tym sezonie ma zamiar powiększyć kolekcję w gablocie. O Bogusza zabiega zatem jedna z najmocniejszych amerykańskich marek.

- To oczywiście nie będzie dla niego tak duży krok do przodu, jak przenosiny do wielkich lig europejskich, ale jednak krok do przodu. Zamieniłby ligę na lepszą, klub na większy, zarobki na wyższe i w dodatku trafiłby pod skrzydła świetnego, nowoczesnego fachowca, jakim jest Martín Anselmi - zapewnił mnie wieloletni ekspert od ligi meksykańskiej, Michał Matlak.

Co ważne, wydaje się, że styl gry „Cementeros” nie stanowiłby problemu dla reprezentanta Polski. To mieszanka ofensywnego futbolu z uporządkowanym systemem taktycznym. Takie podejście przyniosło widoczne gołym okiem korzyści - 39 bramek zdobytych i tylko 12 straconych w jesiennych zmaganiach Apertury.

- Cruz Azul to jeden z największych i najpopularniejszych klubów w CONCACAF, presja gry o tytuły jest tam bardzo wysoka. Mają bardzo mocny skład, grają piłkę nie tylko efektowną, ofensywną i zaawansowaną taktycznie, ale też efektywną, bo w sezonie generalnym Apertury mieli najwięcej bramek zdobytych i najmniej straconych w lidze, oczywiście pierwsze miejsce w tabeli, ale w play-offach odpadli w półfinale. Nie przesadzę, jeśli powiem, że przez ostatni rok byli jednym z najlepiej grających zespołów w Ameryce Łacińskiej - dodał mój rozmówca.

To może być przyszły selekcjoner reprezentacji Argentyny

Mówiąc o Cruz Azul, grzechem byłoby nie wspomnieć o trenerze Martínie Anselmim. 39-latek to ogromny zwolennik idei pracy zespołowej. W wywiadach wielokrotnie powtarza, że na początku swojej drogi czerpał wiele z filozofii Marcelo Bielsy czy nieco mniej znanego Miguela Ramíreza. Biorąc od nich to, co najlepsze chce stworzyć własny unikalny styl. Z pewnością pomocne okazały się dla niego doświadczenia, które wyciągnął z chilijskiego Unión La Calera i przede wszystkim ekwadorskiego Independiente del Valle, z którym wygrał cztery trofea. Nie osiągnąłby jednak sukcesu, gdyby nie szczególnie podejście do zawodników.

To trener, który rozwija i pozwala wskoczyć na znacznie wyższy poziom. „Jest zawsze spokojny i radosny, chce nam pomagać w wielu sprawach, na boisku i poza nim. Jest bardzo interesującą osobą, jest młody i łatwiej nawiązuje kontakty” - powiedział niedawno w programie „Los Protagonistas” gwiazdor zespołu z Estadio Olímpico Universitario Georgios Giakoumakis.

Anselmi przyciąga. Skuszony wizją jego projektu do Cruz Azul trafił Luka Romero, z którym jeszcze do niedawna wielkie nadzieje wiązał AC Milan. Teraz młody szkoleniowiec z Buenos Aires chciałby dodać do swojego składu następny diament - Mateusza Bogusza. Jego rola w negocjacjach może mieć kluczowe znaczenie.

- Dyrektor sportowy Iván Alonso i trener Anselmi robią super robotę, w dodatku ten drugi świetnie rozwija piłkarzy. Każdy wskakuje u niego na wyższy poziom. Naprawdę tutaj postać trenera byłaby wielkim atutem. Anselmi z przeciętniaków typu Gutiérrez czy Sepúlveda zrobił kadrowiczów - dodaje Michał Matlak.

Szczególnie interesujący jest przypadek wspomnianego Ángela Sepúlvedy. 33-latek nigdy nie uchodził za, eufemistycznie mówiąc, uzdolnionego napastnika. Był już raczej przygotowywany na „odstrzał”. Za Anselmiego przeżył jednak najlepszą jesień w karierze, notując dziewięć bramek - więcej od Giakoumakisa, a więc byłej gwiazdy Atlanty United.

Kariera Bogusza pokazała już, że odpowiedni trener ma znaczenie. Teraz staje przed szansą na dołączenie pod skrzydła perspektywicznego fachowca.

Azteckie złoto potrafi zgubić

Wątek Gignaca celowo został powyżej urwany. Jego sylwetka powinna służyć jako wzór, ale i przestroga. Przeprowadzka do Meksyku okazuje się bowiem dla wielu biletem w jedną stronę. Nad wyróżniającymi się tam zawodnikami wytwarza się pewna bańka, którą bardzo trudno przebić. Chęć udowodnienia swojej siły i wielkości jest tutaj tak wielka, że cierpi na tym zauważalnie poziom reprezentacji.

Kluby z MX otaczają graczy świetnymi warunkami finansowymi, zapewniając im wygodne życie. Niechęć do oddawania swoich gwiazd powoduje, że Meksyk jawi się jako nieco hermetyczny rynek, nadal nie do końca zbadany przez skautów z topowych lig. Stany Zjednoczone dają zdecydowanie większą możliwość do wypromowania. I to jest duży problem - prawdopodobnie największy, z jakim musiałby mierzyć się Bogusz.

- Tak, nie jest łatwo trafić z Ligi MX do Europy. Kluby są bogate i często dyktują za piłkarzy zaporowe kwoty, a sami piłkarze bardzo dobrze zarabiają i nie zawsze chcą za wszelką cenę iść do Europy. Wolą zostać w strefie komfortu, zamiast poświęcać zarobki i iść np. do średniaka La Liga, gdzie mogliby się lepiej rozwinąć - wyjaśnia Matlak.

- Coraz częściej też się zdarza, że meksykańskie kluby nie żądają aż tyle pieniędzy za swoich piłkarzy, ale w zamian np. chcą kilkadziesiąt procent od kolejnego transferu. To klubom z Europy często bardziej pasuje. Więc generalnie na bogactwie ligi paradoksalnie cierpi reprezentacja Meksyku, która stoi w miejscu, bo piłkarze nie idą do Europy na taką skalę jak choćby Urugwajczycy, Kolumbijczycy czy od niedawna Ekwadorczycy, nie wspominając już o Argentynie czy Brazylii.

Epilog... zaraz się pojawi

W momencie pisania tego tekstu losy „szokującego” transferu Bogusza jeszcze się ważyły. Po doniesieniach Toma Bogerta i Césara Luisa Merlo sprawa wydaje się przesądzona - reprezentant Polski zostanie zawodnikiem Cruz Azul, z którym podpisze czteroletni kontrakt. Kwota operacji wyniesie od dziewięciu do dziesięciu milionów dolarów.

Bogusz, mając za sobą świetnych agentów z CAA Stelar, osobiście zadeklarował władzom Los Angeles FC, że chciałby zaliczyć zaskakujący ruch. Już to stanowi pewien znak, jak atrakcyjnym kierunkiem może być Meksyk - zarówno pod względem sportowym, jak i finansowym. Nie każdy musi rywalizować w najlepszych europejskich ligach, marząc o Lidze Mistrzów. Sposobów na pokierowanie kariery jest wiele, kto wie, czy ten nie będzie dla Bogusza najlepszy.