Miłe złego początki: kwadrans dobrej gry U-21 to za mało

2015-11-16 19:32:38; Aktualizacja: 9 lat temu
Miłe złego początki: kwadrans dobrej gry U-21 to za mało Fot. Transfery.info
Aleksandra Sieczka
Aleksandra Sieczka Źródło: transfery.info

Polacy nie zdołali na dłużej utrzymać wysokiego poziomu zaangażowania oraz koncentracji i w efekcie ulegli Ukraińcom 0:1.

Wydawało się, że takiej motywacji nikt i nic nie są w stanie stłamsić, że jeśli cała „jedenastka” od pierwszych sekund spotkania zdobywa teren i zawęża pole gry rywalowi, to w końcu dopnie swego i wygra w sposób przekonujący. Nic bardziej mylnego. Młode „Orzełki” nie zdołały rozwinąć skrzydeł i zostały brutalnie sprowadzone na ziemię przez naszych wschodnich sąsiadów. W grze młodzieżówki wciąż pozostaje naprawdę wiele do poprawy, a kwestie motywacyjne i stricte drużynowe zdają się być jednymi z najważniejszych elementów budowy nowej-drużyny.

Odważniej niż z Norwegią

Podopieczni Dorny do meczu z Ukrainą przystąpili ze znacznie bardziej bojowym nastawieniem niż mogłyby wskazywać na to warunki atmosferyczne. Od pierwszych minut spotkania starali się zaakcentować swoją dominację, zdobywając teren w sposób szybki i zdecydowany.

Polacy bardzo dobrze organizowali się na murawie. Poszczególne części formacji były zagęszczone, a piłka pomiędzy nimi poruszała się w znacznie bardziej żwawy sposób niż miało to miejsce w Gdyni.

Dzięki wysokiemu ustawieniu bocznych obrońców, gospodarze byli w stanie rozgrywać futbolówkę na jeden kontakt w bocznych sektorach boiska. Wykształcali swoisty trójkąt, który umożliwiał wyskoczenie Jaroszyńskiemu/Kędziorze przed obronę przeciwnika, pójście na obieg, a następnie centrę w pole karne. Celowniki młodych zawodnikach były jednak zbyt przyrdzewiały, by porządnie zagrozić bramce Pidkivka.

Pomimo niekoniecznie sprzyjającej aury, wszechobecnego smogu mogącego powodować problemy z oddychaniem i mglistych warunków, Polacy szanowali piłkę długo się przy niej utrzymując i rozgrywając ją od stoperów, bez pominięcia środka, a następnie wykorzystując ruchliwe skrzydła. Także w obronie widoczne były pewne mechanizmy: gdy tylko Ukraińcy dobrali się do futbolówki, pojawiał się natychmiastowy doskok ze strony polskiej defensywy (szczególnie efektownie wyglądało to w bocznym sektorze w wykonaniu duetu Kędziora – Uryga). Mocno w oczy rzucała się regulacja tempa, której tak brakowało w ostatnim starciu z Norwegami, gdy młodzieżowcy nie mieli pomysłu jak jednym zagraniem, lekkim przyspieszeniem rozmontować szeregi przeciwnika i nadziewali się na ich zorganizowaną obronę.

Patryk „kreator” Lipski

Gdy tylko na krakowskim obiekcie zabrzmiał pierwszy gwizdek, młody zawodnik chorzowskiego Ruchu ochoczo zabrał się do gry w szerokim tego słowa znaczeniu. Od samego początku meczu był bardzo aktywny: swoje ofensywne wycieczki rozpoczynał nisko, w okolicach środka boiska, gdzie pomagał w rozegraniu, ewentualnie przytrzymywał piłkę, czy nią rozporządzał. Następnym etapem jego poczynań był szybki bieg w kierunku ścisłej ofensywy, gdzie mógł zaprezentować swoje umiejętności w pełnej krasie. Przed samym polem karnym wykazywał się delikatnymi, lekkimi kontaktami z futbolówką. Ledwie ją muskał, by jak za dotknięciem magicznej różdżki dotarła do któregoś z drużynowych kolegów. Nie bał się indywidualnych akcji, o czym najlepiej świadczy rozpoczynanie swojego biegu w okolicach centrum i zmierzanie pod bramkę przeciwnika nienaznaczone ani krztyną przerażenia czy wahania. Wszystko to nie miałoby racji bytu, gdyby nie niesamowity balans ciała tego młodego gracza. Na jego grę patrzy się z przyjemnością. Przyjęcie futbolówki dopełnia odpowiednie ułożenie ciała, którym jest w stanie zmylić rywala (tak, jak to niejednokrotnie czynił schodząc aż po linię końcową boiska), a drybling nie jest przesadnie wyrafinowany – wystarczający, by przedrzeć się w newralgiczne punkty obrony Ukrainy. Lipski porusza się w sposób lekki, nieco finezyjny, a dopełnieniem, swoistą wisienką na torcie jest ułożenie jego nogi, w której drzemie potężny potencjał uwidaczniający się przy dośrodkowaniach (zwłaszcza ze stojącej piłki).

Krzysztof Piątek Waleczny

Jasnym punktem młodzieżowej reprezentacji Polski był także zawodnik Zagłębia. Już w 1. minucie posłano na niego długą piłkę, ale nie poradził sobie z jej zgaszeniem do nogi w pojedynku powietrznym. W kolejnych fragmentach spotkania był stale pod grą wykazując się przy tym sporą dozą aktywności. Piątek schodził do boku, pomagał w odbiorze (wtedy nie za bardzo było na kogo dośrodkować), sam starał się prowokować błędy przeciwników (wychodził wysokim pressingiem na Kapliienkę). Jedyne, czego brakowało mu w tym radosnym zaangażowaniu, to skuteczność, która jawiła się jak przerdzewiały celownik wystawiony na zgubny wpływ otoczenia. Mimo wszystko, gracz „Miedziowych” próbował strzelać w kierunku bramki przeciwnika i kilkakrotnie był blisko wpakowania bliski do siatki. Za każdym razem czegoś brakowało. W 18. minucie jego strzał zablokował Ochigava, chwilę wcześniej interweniował bramkarz gości. Trzeba jednak przyznać, że całość postawy zawodnika nie była jego winą: naprawdę niewiele piłek kierowano na Piątka, co wymuszało jego wyjście z własnej strefy i odbiór, a wówczas brakowało kogoś na wykończeniu. W pewnych momentach brakowało mu chłodnej głowy, koncentracji, przez co wyskakiwał przed obronę rywala i dał się łapać na spalonym.

Odwagi starczyło na 20 minut

Początkowo wydawało się, że Ukraińcy są wymarzonym rywalem dla młodzieżówki Dorny. Mieli ogromny problem z organizowaniem się na murawie, zostawili reprezentantom Polski masę miejsca do oddawania strzałów (w momencie największego bombardowania wydawało się, że cała drużyna pokusi się o uderzenie), a samo przedarcie się w okolice „szesnastki” nie nastręczało większych problemów. Tym samym wydawało się, że bramka jest jedynie kwestią czasu. Po upływie kwadransa role się odwróciły. Goście odnaleźli się w sytuacji, rozpracowali „złożoność” dryblingu przeciwnika i zawęzili pole gry dobrze czytając grę, co ułatwiło odbiór i natychmiastowe wyjście z kontrą. Czytelność poczynań Polaków została wykorzystana w zabójczy i bardzo konkretny sposób. Najpierw zostaliśmy wybici z rytmu, a następnie zadano ostateczny cios.

W grę młodych orzełków wkradła się masa niedokładności. Środek pola przestał funkcjonować, formacje nie zazębiały się w tak płynny sposób jak to miało miejsce na początku spotkania, a sama częstotliwość strzałów została drastycznie zmniejszona. W drugiej części spotkania Piątek już tylko kilkakrotnie spróbował swoich sił, ale znacznie częstszym obrazem był ten jak albo oddawał piłkę Formelli w geście koleżeństwa, albo nie potrafił jej opanować będąc otoczonym przez kilku przeciwników. Także Lipski stracił całą energię, która jasnym blaskiem rozświetlała ciemne niebo ponad Krakowem.

Brak mechanizmów obronnych

Wraz z chwilę rozluźnienia środka boiska, defensywa Polaków została naznaczona potężna dozą niemrawości. Podopieczni Dorny nie potrafili się ze sobą w żaden sposób dogadać. Gdy jeszcze w pierwszej połowie kulała postawa Kędziory, który zdecydowanie wolał zostawać w ataku, aniżeli przesuwać się wraz z linią własnej defensywy, tak w drugiej części spotkania wszystko się konkretnie posypało. Ukraińcy wykorzystali fakt, że w centralnej strefie brakowało odbioru i agresywnego doskoku i nie mieli najmniejszych problemów z kierowaniem długich piłek na swoją strefę ofensywną. Już na 10 minut po gwizdku sędziego, Makowski  łatwo dał się ograć na skrzydle i przepuścił pędzącego Radchenke. Dośrodkowana przez młodego zawodnika piłka nie dokleiła się do nogi kolegi, co ocaliło Polaków. To była dopiero zapowiedź pasma błędów, które miało nastąpić. Gospodarze w żaden sposób nie potrafili się zorganizować. Zostawiali rywalowi masę miejsca do przyjęcia piłki, a bonusem dokładali jeszcze czas na przerzut i wyskoczenie przed linię obrony. Ukraina była w natarciu, co w 72. minucie przyniosło korzyści dla jej obozu. Yaremchuk jedynie czekał aż dostanie piłkę ze środka boiska, co było naturalną konsekwencją – z łatwością minął niepewnego Makowskiego i wpakował piłkę do siatki wyprowadzając drużynę na prowadzenie. Legionista nie będzie dobrze wspominał tego spotkania: nie dość, ze rozegrał przeciętne zawody dopełnione kilkoma, poważnymi błędami, to jeszcze zszedł z boiska z kontuzją, powłócząc nogą w trakcie ściągania z murawy.

Ospałe ruchy Formelli

Rozczarowaniem wieczora był także występ lechity, któremu zdecydowanie udzieliła się listopadowa aura. Poznaniak miał ogromne problemy z odnalezieniem się na boisku. Schodził do środka, gdy nie było trzeba, zostawiając odkryty bok, a i tak nie potrafił utrzymać piłki przy nodze. W jego sposobie poruszania się po placu boju brakowało choćby krztyny zaangażowania, był powolny, uśpiony i straszliwie zagubiony. Właściwie, trudno powiedzieć, żeby z jego bytowania w „jedenastce” trener Dorna miał jakikolwiek pożytek. Formella od dłuższego czasu przeżywa ogromny regres formy i w żaden sposób nie potrafi wynurzyć się na powierzchnię popisując się jakimś niezłym zagraniem. W meczu z Norwegią wykazał się lekką dozą chęci do gry przez co złagodził rażącą nieskuteczność, ale dzisiaj przeszedł samego siebie. Na próżno wypatrywać pozytywów w dośrodkowaniach, które po prostu były marne.

Przed trenerem Dorną mnóstwo pracy

Polacy dobrze weszli w spotkanie z Ukrainą, ale nie potrafili na dłużej utrzymać zaangażowania przy swoich nogach. Wyrwało się ze smyczy i kosztując wolności stanęło ramię w ramię z chaosem ani myśląc, by wrócić pod ciepłe, orle skrzydła. Młodzieżowcy dali się wybić z rytmu, utracili środek pola, a w ataku nie byli kompletnie skoncentrowani. Co z tego, że dośrodkowania Lipskiego z rzutów wolnych były naprawdę świetne jakościowo, jak Jach ciągle, za szybko wyrywał się z bloków dając złapać się na spalonym? Podobna kwestia tyczy się Piątka, który również miał problem z ochłodzeniem głowy. Wszystko dopełniły problemy z przyjęciem i narastająca demotywacja, pozwalająca Ukraińcom swobodne przejęcie inicjatywy do poziomu prowadzenia gry bez większych nerwów. Trudno o radość z gry, gdy wszystko idzie jak po grudzie, ale trzeba przyznać, że w drużynie U-21 jest naprawdę wiele indywidualności mających ogromne zdolności: kwestia ich uwolnienia.