Mistrzowie z drugiego planu – wszystkie paradoksy Borussii Dortmund
2016-03-09 19:52:58; Aktualizacja: 8 lat temu Fot. Transfery.info
Bądźmy szczerzy – uwielbiamy mówić, że Bundesliga to „Bayern i reszta”. Wygodnie nam przyznać tytuł Bayernowi już w sierpniu i tylko czekać aż przypuszczenia się potwierdzą.
Tymczasem takim myśleniem wyrządzamy ogromną krzywdę… Borussii Dortmund. Ba, przyznawanie tytułu monachijczykom nawet po fenomenalnej rundzie jesiennej to fatalny brak szacunku dla drużyny z Zagłębia Ruhry. I choć wciąż to Bayern jest głównym faworytem do zdobycia tytułu, to ignorancją byłoby powiedzieć, że drużyna prowadzona przez Pepa Guardiolę nie czuje oddechu żadnego rywala na karku.
Zacznijmy od samego dołu – po 25 kolejkach ostatnie „bezpieczne” miejsce (a więc piętnaste) zajmuje beniaminek, SV Darmstadt. Zdobyte punkty – 26. Jedźmy w górę, aż do drużyny na miejscu trzecim, w teorii tuż za plecami BVB i całe lata świetlne za Bayernem. Ostatnią lokatę na podium zajmuje w tej chwili Hertha Berlin, która obecnie może poszczycić się dorobkiem 42 punktów. Chwila matematyki i już wiadomo - strata Darmstadt do Herthy wynosi szesnaście punktów. Jasne? Tak? Świetnie. Przesuńmy się o jeszcze jedno miejsce w górę tabeli – Borussia. Ile wynosi strata stołecznej drużyny do teamu Reusa, Hummelsa i Piszczka? No cóż, szesnaście punktów. Teraz geografia - Zarówno wycieczka z Darmstadt do Berlina, jak i z Berlina do Dortmundu to co najmniej 5-6 godzin w samochodzie i ponad 500 kilometrów trasy. W przypadku tabeli Bundesligi sprawa wygląda nieco inaczej – gdyby Darmstadt chciało dopaść w tabeli Herthę, musiałoby odrobić osiemnaście punktów i wyprzedzić po drodze aż jedenaście drużyn. Berlińczycy marzący o dopadnięciu Borussii muszą liczyć się z taką samą stratą punktową, choć BVB to ich bezpośredni sąsiad w tabeli. To tak jakby przez 6 godzin jechać do sąsiedniego miasta, prawda?
Gwoli uzupełnienia – strata drużyny Thomasa Tuchela do Bayernu nie wynosi szesnastu punktów. O połowę tego mniej wciąż byłoby za dużo. Na dziś, nad drugą drużyną w tabeli Bayern ma „tylko” pięć oczek przewagi. Bundesliga nie jest ligą „Bayernu i reszty”. Być może trafniejsze byłoby określenie „rozgrywki trzech prędkości”, ale termin ukłuł się w czasie, gdy Bundesliga pogrążona była w zimowym śnie, a Bayern zamiast pięciu punktów przewagi miał aż osiem. Wiosna w wykonaniu drużyny Lewego i spółki jest nieco słabsza. Bawarczycy są wyraźnie rozleniwieni zapowiedzianym odejściem Guardioli i faktem, że niemal wszyscy przyznali im tytuł już przed świętami. Fakt – w pierwszych siedemnastu kolejkach, a więc technicznie ujmując, w pierwszej połowie sezonu, Bawarczycy stracili zaledwie pięć punktów. Osiem meczów później ta liczba wynosi już dwanaście. I szkoda tylko bezpośredniego starcia obu drużyn. Ewentualne zwycięstwo Borussii zmniejszyłoby stratę do zaledwie dwóch punktów i cała walka rozgorzałaby na nowo. Pięć „oczek” wydaje się wciąż zbyt dużą przewagą Bayernu, wszak nie da się jej roztrwonić w jednym meczu. Ale, kto wie, czy za kilka kolejek nie obudzimy się w rzeczywistości, w której Bayern na nowo musi przeprowadzić mobilizację, bo Tuchel wraz ze swoją kompanią pszczół postanowił szturmem obalić pryncypat Bawarczyków.
Do ogólnej świadomości przebija się mimo wszystko fakt, że Dortmund dochodzi do głosu i z pewnością bliżej mu do Bayernu niż „całej reszty”. W Hiszpanii strata drugiej drużyny do lidera wynosi osiem punktów. We Francji PSG może sobie zapewnić tytuł już w marcu. I nagle pojawia się „dwubiegowa” liga niemiecka z tak niespodziewanie małą różnicą. Nikt, rzecz jasna, nie traktuje BVB jako underdogów – ale po odejściu Kloppa i szumnych zapowiedziach, że sezon 2015/16 będzie kampanią transformacyjną, nie spodziewano się aż tak dobrych wyników. Reus, Mkhitaryan i Aubameyang tworzą jedno z najlepszych piłkarskich trio w Europie, do fantastycznej formy wrócił Mats Hummels. A do tego ten rewelacyjny talent na ławce trenerskiej. Thomas Tuchel. Wiele o nim napisano, wiele powiedziano, ale najpiękniejszy komplement sprawił mu chyba jego bawarski antagonista, Pep Guardiola. Na jednej z ostatnich konferencji nazwał Tuchela „top-top-top-top trenerem”. Cztery razy „top”, a jak sprytnie zauważyli dziennikarze, Katalończyk zazwyczaj używa maksimum trzech „topów”. Przypadek? Wątpliwe.
Statystyki pokazują, że Borussia rozgrywa jeden z najlepszych sezonów w historii. Mimo to, mało kto poważnie traktuje ich jako kandydata na mistrza Niemiec roku 2016 i jednocześnie pomimo tego, że ten sezon miał być „przejściowy”. Najlepsi i drudzy? Mats Hummels powiedział niedawno, że taka sytuacja bardzo go irytuje. Czy dortmundzka mentalność, na przekór wszystkim, ostatecznie zwycięży z opcją bawarską i odbierze jej przedwcześnie nadane ordery?