Niesamowity Keylor Navas - salvador z Kostaryki

2014-06-30 12:49:04; Aktualizacja: 10 lat temu
Niesamowity Keylor Navas - salvador z Kostaryki Fot. Transfery.info
Szymon Podstufka
Szymon Podstufka Źródło: Transfery.info

Młodszym kibicom słowo "Conejo" będzie kojarzyło się z Argentyńczykiem Javierem Saviolą. Nieco starszym zapali się jeszcze jedna lampka. Luis Gabelo Conejo. Bramkarz reprezentacji Kostaryki z mundialu we Włoszech.

Choć ciężko w to uwierzyć, bo jak dotąd na mistrzostwach w Brazylii padło aż 145 bramek, to można spokojnie nazwać je mundialem bramkarzy. To między innymi interwencje Ochoy, Julio Cesara, czy Keylora Navasa zapamiętamy na długo po ostatnim gwizdku finału. Do nich należały okładki gazet, to o nich mówiło się - bądź wciąż mówi - jak o herosach. Bohaterach, którzy zrobili dla swojego zespołu może nawet więcej, niż ci odpowiedzialni za strzelanie goli. Ratowników tej ostatniej chwili, gdy linia obrony wydawała się tonąć bez szans na przeżycie. 
 
Wczorajszy dzień - choć wcześniej show chciał Holendrom skraść Guillermo Ochoa - niewątpliwie należał do bramkarza Kostaryki. W wielu rankingach - najlepszego portero Primera Division. Przed wychwalanym pod niebiosa za ogromny potencjał Courtois, przed Diego Lopezem czy Victorem Valdesem z dwóch hiszpańskich gigantów, przed Diego Alvesem, penalty killerem z klubu rywala zza miedzy, Valencii. Bez niego w bramce dwa gole strzeliłby Salpingidis, a żadnych karnych pewnie by nie było. 60 ataków, 24 uderzenia, 52 dośrodkowania, z czego 16, które dostały się w pole karne. Z tylu prób Greków, tylko ta ostatnia, desperacka, w 91. minucie przyniosła powodzenie. A i tutaj Navasa raczej byśmy chwalili niż ganili. Obronił bowiem sytuacyjne uderzenie Gekasa zza własnego obrońcy, popisując się znakomitym refleksem. Z Papasthatopoulosem nie miał już szans.
 
Niecałą godzinę później nie było już jednak Sokratisa. Był tylko Gekas, a naprzeciw niego Navas. I choć zbulwersowani fani Greków wytykają golkiperowi rywali, że opuścił linię bramkową przed strzałem, nie sposób nie pochwalić jego kunsztu. Zwieńczył znakomity mecz obroną decydującego karnego. Zrobił to, czego nie udało się wspomnianemu Ochoi kilkaset minut wcześniej, gdy do piłki podchodził Klaas Jan Huntelaar.
 
Temu wszystkiemu z ławki rezerwowych przyglądał się jegomość, o którym w zasadzie niewiele się pisało. Nie trener, nie któryś z zawodników, a były bramkarz. Talizman. Człowiek, który niemal ćwierć wieku temu był porównywalną rewelacją do Navasa. Salvador. Zbawca.
 
- Wszyscy mówili o nas - to zespół słaby. Niezorganizowany. Tymczasem my odczuwaliśmy ogromny głód sukcesu - wspominał dwa lata temu w rozmowie z FIFA.com Luis Gabelo Conejo, który przed mundialem wrócił do reprezentacji w charakterze trenera bramkarzy. Mówił oczywiście o swojej kadrze przed mistrzostwami Italia '90, ale równie dobrze można to było przenieść na bardziej aktualny grunt. Tak jak teraz, tak i wtedy, Kostaryka w grupie grała z byłym mistrzem świata z Ameryki Południowej, ekipą z Wysp Brytyjskich oraz z bardzo mocnym rywalem z Europy. Wtedy były to: Brazylia, Szkocja i Szwecja, obecnie: Urugwaj, Anglia i Włochy. Na obu tych turniejach Kostaryka wygrała dwa spotkania w fazie grupowej, zaskakując cały piłkarski świat. 
 
W 1990 roku przygoda zakończyła się zaraz po fazie grupowej. Charyzmatyczny Conejo, odznaczający się wąsem, którego zgolił dopiero, gdy przeprowadził się do Europy, złapał kontuzję. Wykluczającą go z meczu 1/8 finału z Czechosłowacją. - To tak, jakbyś całe życie przygotowywał się do egzaminu, a później okazało się, że twoi koledzy do niego przystępują, a ty nie - przywoływał to wspomnienie po latach. - Najgorsze było to, że Czechosłowacja zniszczyła nas dośrodkowaniami w pole karne. Nie robili nic innego - tylko wrzucali nam z boku piłkę za piłką. A przecież ja najlepiej czułem się w takiej grze, na przedpolu.
 
Nie sposób nie dostrzec analogii. Grecy także dośrodkowywali wczoraj raz za razem, najczęściej - wprost w ręce Navasa. Na szczęście jemu zdrowie dopisuje, od kiedy wskoczył - dość zaskakująco - do bramki Levante. Po odejściu w czerwcu ubiegłego roku dotychczasowego bramkarza numer jeden, Gustavo Munuy, Levante długo szukało mu zastępcy. Aż w końcu zauważono, że etatowy golkiper numer dwa, skromny chłopak z Kostaryki, na treningach daje sobie świetnie radę. Dostał szansę, której nie zmarnował, stając się drugim golkiperem ze swojego kraju, który mógł prezentować się kibicom na boiskach Primera Division. 
 
Pierwszym był oczywiście Conejo, który po mundialu we Włoszech wylądował w Albacete. - Oszukał mnie wtedy agent, który powiedział, że ten klub gra w pierwszej lidze. Gdy podpisałem umowę okazało się, że to beniaminek... Segunda Division. A miałem przecież oferty z Torino, Espanyolu, Las Palmas, Valladolid i Logrones!
 
Po roku jednak już nie żałował decyzji o zasileniu SD Albacete. Rewelacyjny beniaminek awansował do La Liga, a "Królik" przez dwa lata śnił swój europejski sen. Mierzył się z Realem, Barceloną i Atletico, zatrzymując choćby na Estadio Carlos Belmonte Romario, Stoiczkowa i Laudrupa w zremisowanym 0:0 starciu z "Dumą Katalonii", finalistą Ligi Mistrzów 1993/1994.
 
Navas? Jakżeby inaczej! Także zatrzymał w ubiegłym sezonie finalistę Ligi Mistrzów, Atletico Madryt, przerywając serię dziewięciu kolejnych zwycięstw "Los Colchoneros", a także zmuszając ich do walki o tytuł mistrzowski aż do ostatniej kolejki, gdzie musieli mierzyć się na Camp Nou z Barceloną. 
 
Wczoraj panowie po serii jedenastek padli sobie w objęcia. Navas przegonił swojego mistrza, jednego z najsłynniejszych piłkarzy w historii Kostaryki. Naprawił to, co ćwierć wieku temu zepsuła kontuzja Conejo. Zapewnił sobie nieśmiertelność w swoim kraju, a także batalię o swój podpis firm znacznie większych, niż Levante czy... Wisła Kraków, której był blisko latem 2010 roku. Na ten moment mówi się o najlepszych klubach portugalskich i Liverpoolu, gdzie nie są przesadnie zadowoleni z Simona Mignoleta. Po nieudanej końcówce sezonu i utracie szans na mistrzostwo, tym bardziej może im przydać się ktoś taki.
 
Salvador. Zbawca.