(Nie)spodziewana lubińska rewolucja

2018-02-07 21:02:19; Aktualizacja: 6 lat temu
(Nie)spodziewana lubińska rewolucja Fot. Transfery.info
Źródło: Transfery.info

Kadra Zagłębia Lubin na rundę wiosenną miała być już domknięta, ale jak grom z jasnego nieba spadły na drużynę Mariusza Lewandowskiego złe wieści. Jak na ekipę wpłynąć może utrata kluczowych zawodników?

Jarosław Jach i Jakub Świerczok w zimowym oknie transferowym zdecydowali się na zmianę klubu. Pierwszy będzie próbował wywalczyć miejsce w składzie Crystal Palace, drugi natomiast będzie miał nieco lepsze warunki w bułgarskim potentacie, Łudogorcu Razgrad. Czy to przybliży ich do miejsca w kadrze na Mistrzostwa Świata w Rosji? O tym przekonamy się już za kilka miesięcy. Jedno jest pewne, odejście tych dwóch to potężne osłabienie, które wydaje się przynajmniej w części nie do załatania.

Idzie młodość

Strata Jarosława Jacha może zostać powetowana w bardzo prosty sposób, zwłaszcza patrząc pod względem formy zdecydowanie poniżej jego możliwości. Mariusz Lewandowski wydaje się nie podzielać uwielbienia do ustawienia trzema obrońcami, jakie stosował w tym sezonie Piotr Stokowiec. Co prawda „nowy” szkoleniowiec ustawił już tak drużynę, ale raczej powinien to być okazjonalny manewr niż stałe rozwiązanie. Wobec zmiany formacji ze składu wypada jeden środkowy obrońca. Paradoksalnie, wcale nie najpewniejszy w całym zespole.

W defensywie Zagłębia podczas pierwszej części sezonu brylował Bartosz Kopacz. Transfer zawodnika z Górnika Zabrze, o którego włodarze klubu z Lubina starali się od jakiegoś czasu, okazał się strzałem w dziesiątkę. Piłkarz wprowadził się do zespołu znakomicie, został królem pola karnego, doskonale spisując się tak w pojedynkach o górne piłki, jak i walce bark w bark. Wraz z postępem sezonu, Kopacz czuł się również coraz pewniej w rozegraniu. Nie jest to jego najmocniejsza strona, ale warto podkreślić, że nie tracił głupio piłek i znacznie poprawił się w zakresie operowania futbolówką pod presją.

Drugim pewnym elementem defensywy jest kapitan, Lubomir Guldan. Lata jednak lecą i prędzej czy później Słowak, który kilka dni temu obchodził 35 urodziny, będzie musiał powiedzieć dość. Zastępca jest już przygotowany. To 20-letni Dominik Jończy, zawodnik mający za sobą debiut w pierwszej drużynie, do tej pory prezentujący się z naprawdę dobrej strony. Profilem zresztą nieco przypomina lidera lubińskiej defensywy. Jest wysoki, lubi wychodzić przed linię obrony przecinając podanie bądź odbierając piłkę niezdecydowanemu rywalowi. Bez problemu również rozgrywa, piłką rozporządzając na luzie, zupełnie naturalnie. Jeśli nikt się po Jończego szybko nie zgłosi, Zagłębie może w ekspresowym tempie dorobić się „nowego Jacha”  - bo ten przecież m.in. przez swoje dobre długie podania został dostrzeżony przez Adama Nawałkę, nawet w momencie przyzwoitej, ale nie bardzo dobrej dyspozycji.

Zastał Lubin bezzębny, zostawi...

O ile po Jarosławie Jachu niekoniecznie w Lubinie będzie się płakać, o tyle Jakub Świerczok to był ktoś, na kogo czekano od wielu lat. Zagłębie od dawna borykało się z problemami związanymi ze skutecznością, a fantastycznie dysponowany i niesamowicie wygłodniały napastnik był odzwierciedleniem wszelkich marzeń miedziowych.

Tymczasem z rasowego snajpera, przynajmniej na warunki Ekstraklasy, Zagłębiu pozostaje Martin Nešpor, który mimo dobrych rokowań wcześniej okazał się wielkim niewypałem, oraz Patryk Tuszyński... Piłkarz, który zamiast korzystać ze swoich dobrych warunków fizycznych i siły, które są jego największymi atutami, ubzdurał sobie, że jako napastnik jego zadaniem jest cofanie się bardzo głęboko, czasami nawet pod własną bramkę, by pomóc w rozegraniu kolegom z defensywy. Absurd.

O ile Nešpor nie przypomni sobie jak grał w Piaście, sytuacja w ataku Zagłębia będzie wyglądała fatalnie, tym bardziej, że w odróżnieniu od poprzednich sezonów, tym razem faktycznie ciężar strzelania opierał się na ataku, co w dużej mierze klub zawdzięczał Świerczokowi.  Trudno na Czecha liczyć, jeśli w tym sezonie rozegrał „aż”... 272 minuty. Na dodatek ponad połowę w barwach Zagłębia, jeszcze przed wypożyczeniem do Skënderbeu.

Jedynym ratunkiem wydaje się być Jakub Mareš. Pozyskany ze Slovana Bratysława napastnik w 25 meczach rozgrywek 2017/2018 strzelił 16 goli. Dla porównania Nešpor na przestrzeni żadnego ze swoich dotychczasowych sezonów nie strzelił więcej niż 11 bramek, a Patryk Tuszyński tylko raz uzyskał równo 16 bramek. Poza tym notował wyniki łudząco podobne do  Nešpora. Krótko mówiąc, głód bramek cechuje tylko  Mareša, co zresztą dość zaskakujące biorąc pod uwagę, że jeszcze niedawno grał na skrzydłach czy środku pomocy, gdzie jednak raczej nie notował dwucyfrowych liczb.

Między słupkami

Aż czterech bramkarzy ma w tym momencie Zagłębie Lubin. Obok 32-letniego Piotra Leciejewskiego pozyskanego z norweskiego Brann w kadrze znajdują się również dotychczasowy etatowy golkiper Martin Polaček, Konrad Forenc, który dawno temu stracił na dobre miejsce w pierwszym składzie i raczej nieprędko je odzyska, oraz młody i jak się okazało podczas zimowych sparingów, utalentowany Dominik Hladun.

Sytuacja wydaje się prosta. Leciejewski był kuszony już od dłuższego czasu, bardzo poważnie mówiło się o nim już w lecie, ale wtedy transfer nie wypalił. Teoretycznie jest on zdecydowanym numerem jeden, ale czy słusznie? Zapewne zawodnik pochodzący z Legnicy dostanie szybko szansę udowodnienia swoich umiejętności, jednak pozycji numeru jeden nie można być aż tak pewnym... chyba, że  Polaček zostanie sprzedany już w lutym. Kontrakt Słowaka wygasa z końcem sezonu i na ten moment nic nie wskazuje na to, żeby miał pozostać w Lubinie. Jeśli chodzi o Forenca, tutaj w razie pozostania dwóch wcześniej wymienionych, może udać się na wypożyczenie. Hladun musi czekać na swoją szansę, ale kto wie, być może ciężka praca i gra w rezerwach będą popłacać...

Jeśli chodzi o bramkarzy i Zagłębie, to bardzo skomplikowana sytuacja.  Polaček wskoczył jako ratunek po fatalnym wyjściu Forenca z bramki, tuż po wywiadzie dla Przeglądu Sportowego, gdzie mówił o swoim uwielbieniu do MMA... Bardzo niefortunne. Od tego czasu raczej nikt nie bierze go poważnie w walce o miejsce w składzie. Niewiele lepiej traktowany jest Słowak, chociaż analizując sytuację na chłodno, rosły i masywnie zbudowany bramkarz dawał więcej niż zabierał przez ostatnie dwa i pół roku. Nie bez powodu już drugi raz mówiło się o zainteresowaniu ze strony angielskich klubów. W 2016 roku miał być na celowniku jednej z drużyn Championship, tym razem mówiło się o zainteresowaniu Crystal Palace.

Oczywiście, w głowie pozostaje to co najgorsze. Niejednokrotnie Martin psuł nerwy kibicom i kolegom z zespołu, a punktem kulminacyjnym było spotkanie z ekipą z Niecieczy. Ostatnia akcja spotkania, dośrodkowanie w pole karne. Bramkarz zamiast wypiąstkować spokojnie piłkę bądź zostać w bramce... nokautuje Jarosława Jacha. Futbolówka ląduje w bramce, a wynik spotkania jest ustalony na 1:1. Dwa punkty stracone w najgorszy możliwy sposób. Oczywiście, nie był to jedyny błąd Słowaka, ale trzeba powiedzieć, że zwłaszcza w tym sezonie spisywał się nieźle, w wielu meczach broniąc niewiarygodnie trudne do wyłapania strzały, czasami broniąc strzał po strzale wobec niepewnej postawy drużyny. Paradoks  Polačka jest dobrze znany. To facet, który ma prawie dwa metry, a nie potrafi się dobrze zachować kiedy piłka jest w górze. Słowak totalnie głupieje... to jest w zasadzie jego główna wada. Poza tym to naprawdę bardzo dobry fachowiec, co jednak mało kto zauważa. Czy przez tą jedną wadę powinien zostać odstrzelony już zimą? Kontrakt do lata zapewnia Zagłębiu komfort. Opcja zapasowa w postaci ogranego i dobrze znającego ekipę Martina może być deską ratunkową, w razie gdyby Leciejewski nie był zbawcą jakim się go do tej pory malowało.

Lekcja do odrobienia

Mariusz Lewandowski i jego podopieczni mają przed sobą dużo pracy. W końcówce pierwszej części sezonu wiele dotychczasowych atutów Miedziowych zwyczajnie przestało działać. Stałe fragmenty gry, mimo przecież nadal dość wysokiej kadry, zupełnie przestały działać. Środkowi obrońcy nieszczególnie dorzucają się do zdobyczy bramkowej. Dodając do tego głupio tracone bramki po błędach indywidualnych bądź braku krycia przed szesnastką, trudno się dziwić kryzysowi jaki napotkał lubińską drużynę.

Ciekawą kwestią będzie zapewne środek pola. Najprawdopodobniej w tej strefie trener będzie musiał pomieścić Kubickiego, Jagiełłę, Matuszczyka i Starzyńskiego. Trzech pierwszych do tej pory spisywało się naprawdę nieźle, mając oczywiście swoje wzloty i upadki, zapewniając jednak dużą stabilność w środku pola. Co prawda Kubicki wydaje się grać nieco poniżej swoich umiejętności, ale z drugiej strony trudno mu coś zarzucić. Tymczasem przy nieźle dysponowanej trójce, jakoś trzeba będzie wkomponować powracającego po ciągnącym się paśmie urazów Filipa Starzyńskiego.

Drużyna z Lubina ma bardzo duży potencjał, a nowy trener dostał kilka miesięcy na spokojne przygotowanie drużyny i przemyślenie koncepcji dotyczącej drugiej części rozgrywek. Obecne piąte miejsce to minimum, choć rywale za plecami mają naprawdę niewielką stratę i zaledwie po jednym meczu można wylądować poza Top 8... natomiast już samo wyprzedzenie którejś ze wzmocnionych drużyn: Jagiellonii, Legii czy Lecha, czy też Górnika, który zatrzymał swoich najważniejszych zawodników, byłoby na pewno wielkim osiągnięciem szkoleniowca. Zwłaszcza biorąc pod uwagę stratę dwóch kluczowych zawodników.
Więcej na ten temat: Polska Zagłębie Lubin Ekstraklasa