Nikolić wersja beta

2016-02-07 12:25:12; Aktualizacja: 8 lat temu
Nikolić wersja beta Fot. Transfery.info
Aleksandra Sieczka
Aleksandra Sieczka Źródło: transfery.info

W jego życiu nie ma miejsca na nudę. Alkohol i gorący temperament przysporzyły mu masę problemów, omal nie zaginął w Malezji, a kontuzja kolana prawie przekreśliła jego karierę. Imprezowy zawadiaka poszuka na wsi swojej „pustelni”.

Król rumuńskich klubów

„Skandal w Rumunii!”, krzyczały nagłówki lokalnych brukowców niecałe 4 lata temu. „On powrócił” podkreślano we wstępach, piętnując napastnika Steauy. I nie tylko jego. Stefan Nikolić zwykł uderzać w miasto ze swoim wiernym kompanem, Gabrielem Matei, ściągając na siebie uwagę poszukujących sensacji paparazzi. Dostarczali im masę rozrywki. Jednak to przygoda z października 2012 roku odcisnęła bolesne piętno w karierze napastnika i snuła się za nim jak lepki cień jeszcze przez długie lata. Klubowy kwartet (w składzie: Nikolić, Mateija, Costea i Martinović) postanowił odreagować w towarzystwie wódki i imprezowych hitów. Jak można się łatwo domyślić: piłkarze mieli problem z ogarnięciem rzeczywistości, a do tego zostali złapani na taśmy. Samo wideo z nocnego podboju zostało wielokrotnie udostępnione. Mało tego, Nikolić był aż tak pijany, że nie był w stanie otworzyć drzwi taksówki i… zwymiotował przez jej okno. Dopiero po kilku próbach udało mu się wydostać z pojazdu i oddać mocz przy drodze. Jego stały towarzysz był w nieco lepszym stanie i zdołał zamknąć drzwi, gdy tylko dostrzegł jednego z fotografów.

To jednak nie wszystko. Prasa szybko wyczuła, że na napastniku można łatwo zarobić i od tej pory nie odstępowała go ani na krok. Sam zainteresowany dostarczał niewyobrażalne ilości „materiału dowodowego”, a plotkarskie portale wzięły sobie za punkt honoru odtwarzanie całych imprez z udziałem Nikolicia. Przekopując się przez rumuńskie strony można odnaleźć prawdziwe analizy sytuacji z rozpisanymi bohaterami.

(cancan.ro)

Zaledwie miesiąc po „taksówkowym incydencie” piłkarz po raz kolejny zajął „honorowe” miejsce na pierwszych stronach. Według  cancan.ro zawodnik na dzień przed meczem zdecydował się zarwać noc imprezując do białego rana. Oczywiście nie obeszło się bez poszukiwania skandalu także na innych płaszczyznach: no bo jakim prawem Nikolić miał czelność wyjść z wysoką brunetką, a w drodze do domu zjeść jakiegoś hamburgera?!

Nikt jednak nie był w stanie wiecznie znosić kaprysów napastnika. Czara goryczy w końcu musiała się przelać. Wraz z początkiem grudnia trener Steauy ogłosił, że kontrakt z Nikoliciem został rozwiązany. Jaki był oficjalny powód? Banalny, impreza. Napastnik miał zadzwonić do klubu informując, że złamał nos spadając z łóżka i nie jest w stanie stawić się na treningu. Szkoleniowiec stwierdził, że jego podopieczny kompletnie kpi sobie z dyscypliny i zdecydował się odsunąć go od drużyny. Cancan.ro nie omieszkało natomiast udostępnić kolejnego nocnego podboju piłkarza, który tym razem zakończył się jeszcze gorzej niż wymiotowanie przez okno. Podczas, gdy Matei zdołał umknąć z krzyżowego ognia zanim na horyzoncie pojawił się zazdrosny chłopak „ofiary”, Nikolić nie miał takiego szczęścia i skończył z urazem, za który przyszło mu srogo zapłacić. Trzeba było zamknąć kolejny rozdział z dorobkiem 13 goli i 13 asyst w 73 meczach.

Nieudana wyprawa na kraniec świata

Należało wziąć sprawy w swoje ręce. Podreperować finanse (wszyscy są świadomi jak wyglądają płatności w Rumunii), spróbować czegoś nowego, zaczerpnąć innego powietrza. Napastnik długo nie pozostawał bezrobotny, szybko zorganizował sobie jakieś zajęcie i trafił do… Korei. Egzotyczna przygoda Nikolicia nie zakończyła się jednak pomyślnie. Chociaż początkowo czuł się tam bardzo dobrze, to nie potrafił odnaleźć się w nowych realiach.

(incheonutd.com)

Czuję się tutaj bardzo dobrze, zarabiam całkiem nieźle. To nie jest żadne wypożyczenie. Z Incheon United związałem się 2-letnią umową jako wolny zawodnik. Dostałem mieszkanie, samochód i za parę dni dołączę do drużyny, która przebywa na Guam. Steaua należy już do przeszłości, zamknąłem ten rozdział. W Bukareszcie spędziłem dwa, świetne lata i mógłbym zagrać jeszcze kolejny sezon, gdyby nie kontuzja. Dziękuje wszystkim kibicom, nawet tym, którzy nie oceniali mnie w sposób pozytywny. Były dobre i złe chwile, ale teraz wspominam tylko te pozytywne. Oczywiście pozostały rzeczy, o których niekoniecznie chcę mówić. Paparazzi nie dawali mi spokoju. Po tej akcji z taksówką nieustannie mnie śledzili. Nie mogłem napić się nawet lampki wina, by nie zrobili z tego potężnej afery. – mówił prosport.ro w jednym z pierwszych wywiadów po transferze.

Trzeba jednak przyznać, że sama wyprawa do Korei nie należała do jednych z bardziej udanych (żeby nie powiedzieć, że Nikolić omal nie przekreślił sobie kariery w Europie – tylko Steaua w CV zapewniła mu przepustkę do powrotu). Napastnik Incheon United od marca do maja rozegrał zaledwie 6 meczów, na placu boju spędził tylko 267 minut (w pierwszym składzie zameldował się dwukrotnie, dostał tylko jedną szansę od pierwszej do ostatniej minuty, 3 razy pojawił się „na ogonach”), nie strzelił ani jednego gola, zarobił czerwoną kartkę i stracił ząb. Twitterowe konto zajmujące się koreańskim futbolem nie miało wątpliwości, że zawodnik spisywał się raczej słabo. Zresztą, sama drużyna miała problem z notowaniem zwycięstw. To wszystko przyczyniło się do spadku rynkowej ceny Nikolicia z 1,5 miliona do jedynie 300 tys. euro.

Nie było najmniejszych szans, żeby Czarnogórzec wrócił do Steauy. Nikt nie był w stanie machnąć ręką na nocne eskapady „Stefana alkoholika”, jak zaczęła go określać lokalna, plotkarska prasa. Ponoć pojawiła się oferta z Cluj potrzebującego wzmocnień ataku, ale ostatecznie transfer nie doszedł do skutku. Zamiast tego… Nikolić obrał zupełnie inny, jeszcze bardziej egzotyczny kierunek.

(The Red Warriors Malaysia)

Media szybko obiegła informacja, że napastnik, który jeszcze niedawno strzelał gole dla klubu z Bukaresztu związał się z… ekipą o enigmatycznej nazwie Kelantan na co dzień występującej w lidze malajskiej. W procesie aklimatyzacji miał pomóc Jonathan McKain, jego dawny kolega jeszcze z czasów Poli Timisoara. Ostatecznie dzieje transferu znajdują się za kotarą tajemnicy (lub ewentualnie sam język malajski wprowadza taki niepokój u odbiorcy z Europy). Klub miał pozyskać kilku zawodników jednocześnie, a Nikolić był jedynie opcją awaryjną, gdyby do skutku nie doszedł transfer Erwina Carillo. Ostatecznie nie upłynął nawet tydzień i pojawiły się problemy z certyfikatem, uniemożliwiające zakontraktowanie czarnogórskiego snajpera. Dokumenty miały wpłynąć do północy, ale agent piłkarza nie zdołał wydobyć ich z siedziby Incheon United. Władze Kelantan nie pogrążyły się na długo w żałobie, bowiem kilka dni później nastąpił przełom w sprawie Kolumbijczyka, który był numerem jeden na liście transferowej.

Charakterny zawadiaka

W życiu Nikolicia nie brakuje jednak historii niedopowiedzianych. Do jednych z takich należy tajemnicza kontuzja kolana, o której ponoć miały nie wiedzieć władze koreańskiej ekipy. Napastnik miał już praktycznie odwiesić buty na kołek wiosną 2013 roku, gdy przeszedł ryzykowną operację kolana. Wówczas lekarze stwierdzili, że nawet najmniejszy uraz może zmusić go do pożegnania się z piłką. Ponoć ból dręczył napastnika od 2012 roku, kiedy to miał już problem z łąkotką – powrócił na boisko, ale kontuzja nie dawała mu spokoju i choć na początku przewidywano 3-miesięczną przerwę, sprawa okazała się być znacznie poważniejsza.

Po powrocie do Europy napastnik starał się ustabilizować formę i wskoczyć na swój dawny poziom, gdy jeszcze potrafił cieszyć trybuny pięknymi bramkami. Początki okazały się być trudniejsze niż się tego spodziewał. Nikolić po raz kolejny nie zdołał wypełnić całej umowy, opuścił klub po zaledwie 6 miesiącach, choć kontrakt opiewał na 1,5 roku. W CSKA Sofia pojawił się w 10 ligowych meczach, na boisku spędził 653 minut, ale tylko 4-krotnie trener obdarzył go kredytem zaufania i zostawił na placu boju od początku do końca. Gola znowu nie strzelił (nie zdołał nawet trafić karnego w swoim drugim, oficjalnym spotkaniu), za to „poprawił” inny dorobek łapiąc 3 żółte i 1 czerwoną kartkę. Bułgarski klub notował jeden z gorszych okresów w swojej historii przez co nie obeszło się bez starć z kibicami. Po derbach z Lokomotiwem przegranych 0-1 ultrasi zareagowali nie tylko na trybunach przedstawiając oprawę z napisem „pozwólcie nam grać za was”, ale i wdali się w rozmowy z piłkarzami nakazując im zdjąć koszulki podkreślając, że nie zasługują, by je nosić.

(digisport.ro)

Zresztą, pobyt Nikolicia w CSKA nie jest nawet kojarzony z jego bezpośrednimi wyczynami, a…

...z faktem, że stał się ofiarą niesprawiedliwości ze strony sędziego. Motti powinien zostać wyrzucony z boiska za brutalny kung-fu faul.

Kolejne okienko = kolejna przeprowadzka. Życie napastnika stało się bardzo „monotonne” pod względem regularnych zmian. Tym razem wybór padł na Istrę 1961. Dopiero Chorwacja zdjęła z niego strzelecką blokadę, dopiero w tym klubie Nikoliciowi udało się wykrzesać z siebie choć trochę snajperskich mocy, którymi zaskakiwał jeszcze kilka sezonów temu. Napastnik był jednym z podstawowych graczy chorwackiego zespołu, wystąpił w 18 ligowych meczach (1328 minut), strzelił 5 goli i… aż 5-krotnie ujrzał żółty kartonik. Oczywiście Czarnogórzec nie byłby sobą, gdyby nie zapisał się w historii ekipy jakimś smutnym incydentem.

Jesienna chandra dała się we znaki 24-latkowi, który przed treningiem uderzył w twarz… swojego bramkarza, łamiąc mu przy tym nos. 19-letni Ostojić został odwieziony do szpitala, a policja wszczęła dochodzenie, choć od początku było wiadomo, kto dopuścił się takiego czynu. Chociaż początkowo lokalne media zrzuciły agresję na karb nieciekawej sytuacji w szatni (piłkarze i inni pracownicy Istrii od miesięcy nie dostawali wynagrodzenia) lub ewentualnie sprzeczki o dziewczynę, sam Nikolić rozwiał wszelkie wątpliwości zabierając głos w sprawie: Przykro mi z powodu tej całej kłótni pomiędzy mną a Ostojiciem. Nie miała ona nic wspólnego z sytuacją w klubie, powodem naszego sporu nie jest także dziewczyna. Chciałem wszystkich publicznie przeprosić, żeby choć trochę załagodzić konflikt.

W poszukiwaniu azylu

Nikolić nie grzeszy skutecznością, ale na pewno nie można mu odmówić zaangażowania. Zawsze idzie do końca za akcją, nie boi się odważnych wejść, dobrze ustawia się w polu karnym (dzięki czemu ostatecznie można go „nabić” piłką) i stara się zmuszać defensywę rywala do błędów. Trzeba przyznać, że nieco utracił swoją lekkość za sprawą częstych przeprowadzek i nigdy nie strzelał na zawołanie, ale jest zawodnikiem bardzo silnym i nieustępliwym, głodnym bramek. Trudno mu odebrać futbolówkę biorąc pod uwagę jego gabaryty, potrafi się z nią zastawić, realnie ocenić własne szanse (chyba, że wypuści ją sobie za daleko, co wcale nie jest takie rzadkie). Swój wzrost wykorzystuje w umiejętny sposób rzucając się do powietrznych pojedynków, które z powodzeniem wygrywa. Zdecydowanie trudno wrzucić go do worka z typowymi-drewnami, ponieważ jego umiejętności techniczne stoją na całkiem niezłym poziomie, ale chyba nie warto oczekiwać od niego cudów. Klubowa tułaczka dała mu mocno w kość przez co naturalne są u niego blokady strzeleckie i zaburzenia celownika. Trener Mandrysz musi być także bardzo ostrożny, by jego nowy nabytek szybko nie nabawił się kontuzji, bo wówczas może mieć problem z powrotem do pełnej sprawności.

(z góry przepraszam za muzykę w kompilacji)

Czyżby więc Nikolić dokonał przewartościowania swoich priorytetów i będzie poszukiwał nowego startu w maleńkiej, spokojnej Niecieczy? Co prawda od dawna nie pojawiały się żadne rozdmuchane plotki rozkładające na czynniki pierwsze nocne podboje z udziałem napastnika, ale wiadomo, że czasem trudno uciec od przeszłości. Mimo wszystko, decyzja o wyjeździe do Polski jest na pewno podyktowana chęcią osiągnięcia choć lekkiej stabilizacji. Czarnogórzec na pewno poszukuje spokoju po zawirowaniach finansowych, jakie fundowały mu bałkańskie ekipy, być może chce nieco uciec od wielkomiejskiego i przytłaczającego klimatu, nieustannej inwigilacji fotografów. To wszystko może zapewnić mu Termalica, a najlepszym dowodem wdzięczności za szanse gry będą regularne bramki i sam jakościowy wkład w ofensywę „Słoników”. Stać go na to. Jeśli tylko skoncentruje się na piłce, zamiast urządzać nocne eskapady do Tarnowa czy Krakowa, Mandrysz będzie miał z niego ogromny pożytek.

Źródła: vesti.rs, cancan.ro, digisport.ro, prosport.ro, sinarharian.com, 24sata.hr