O dwóch takich, co kiedyś byli podobno "international level"

2013-04-15 14:37:58; Aktualizacja: 11 lat temu
O dwóch takich, co kiedyś byli podobno "international level" Fot. Transfery.info
Szymon Podstufka
Szymon Podstufka Źródło: Transfery.info

Za Pawła Janasa - Grzegorz Bonin, za Leo Beenhakkera - Tomasz Zahorski. Dwóch obecnych zawodników Górnika Zabrze kilka lat temu debiutowało w reprezentacji Polski. Wydawało się, że drzwi do wielkiej piłki stoją otworem. A jednak...

Każdy, kto w miarę regularnie śledzi rozgrywki T-Mobile Ekstraklasy widzi doskonale, że 30-letni Bonin i rok młodszy Zahorski to "piłkarze", który są już chyba po drugiej stronie rzeki. W - mimo wszystko - nie najstarszym wieku. 

A przecież miało być zupełnie inaczej.
 
Kiedy w 2006 roku w kadrze debiutował Bonin, miał na swoim koncie świetny sezon w Koronie Kielce, gdzie potrafił na prawym skrzydle "nawinąć" dowolnego obrońcę w naszej lidze. Lidze, która wtedy jednak prezentowała wyższy poziom niż obecnie. Zamiast jednak trafić do Legii Warszawa (gdzie go nawet przymierzano), wybrał ofertę Górnika Zabrze przed sezonem 2008/2009, gdzie trafił za milion złotych. 
 
Jego pierwsza przygoda z zabrzańskim klubem była jeszcze całkiem udana - pomimo spadku do I ligi, Bonin stał się wiodącą postacią zespołu z Roosevelta. Gdy jednak jego kontrakt dobiegał końca, zdecydował się wystawić klub do wiatru i połakomił się na dwukotnie wyższą pensję u prezesa Józefa Wojciechowskiego w warszawskiej Polonii.
 
Nie minęły dwa lata, a Bonin zwiedził już Warszawę (w Polonii zupełnie się nie sprawdził), Łódź (z ŁKSem spadł z ligi, choć nie grał najgorzej), Szczecin (gdzie ostatecznie wylądować w rezerwach) i Zabrze, gdzie zakotwiczył do końca obecnego sezonu. Zarabia podobno kwotę w granicach 10 tysięcy złotych miesięcznie. Szczerze? Wolelibyśmy dać tą kwotę na stypendia dla młodych zawodników Górnika, może wysłać ich na wakacyjny obóz nad morze... Patrząc na to, jakie sytuacje zdążył już zmarnować Bonin i jak apatycznie wygląda jego gra, dochodzimy do wniosku, że bez końca można wymieniać bardziej warte 10 tysięcy miesięcznie (czyli 60 tysięcy za pół roku pozorowania gry) inwestycje. Za 60 tysięcy to prezes Górnika mógłby sobie co tydzień latać oglądać z dobrych miejsc mecze Premier League, a jednak w Zabrzu zdecydowano, że lepiej oglądać Bonina u siebie, niż Robina van Persie z dala od domu.
 
To jednak nie przyjście Bonina zimą wzbudziło najwięcej kontrowersji. To drugi z bohaterów naszego tekstu był powodem utworzenia nawet facebookowego profilu "Nie dla Tomasza Zahorskiego w Górniku Zabrze". Tego samego Zahorskiego, o którym Leo Beenhakker powiedział kiedyś, że jest "international level". Wydaje się, że tym samym skrzywdził młodego jeszcze wtedy "Zahora", który za bardzo uwierzył w swoje możliwości i później grał już tylko gorzej. Górnik też zawalił sprawę, ponieważ niejednokrotnie w czasie, gdy Zahorski był powoływany do kadry, napływały faksy z zapytaniem o kadrowicza Beenhakkera.
 
Zdecydowano się jednak czekać. Czekać do momentu, kiedy zrozumiano, że z tego człowieka piłkarza nie będzie. I wtedy próbowano go z Zabrza wypchnąć siłą, za jakiekolwiek pieniądze. Zadowolono się rozwiązaniem wysokiego kontraktu i oddaniem byłego piłkarza Górnika Łęczna czy Dyskobolii do MSV Duisburg. Ten zarzekał się, że to szansa, by wrócił do kadry...
 
Wrócił. Pół roku później. Z podkulonym ogonem, do Jagiellonii, gdzie w miarę szybko zorientowano się, że wpuszczanie "Zahora" na boisko mija się z celem. Przygarnął go jednak Górnik, który desperacko szukał zastępcy dla Arkadiusza Milika. Gołym okiem widać jednak, że jeśli kiedykolwiek Zahorski grał na jako takim poziomie, to teraz jest od niego o lata świetlne.
 
Adama Nawałkę już dawno okrzyknięto drugim po Bogu w Zabrzu, jednak pewne zadania byłyby za ciężkie nawet dla tego ponad nim. I jeśli szkoleniowiec "Górników" wierzył jeszcze w odrodzenie jednego i drugiego, to pokazuje tylko, że nie ma w tym fachu trenerów-cudotwórców. Bo zrobić z biednego Górnika zespół walczący o mistrzostwo jesieni to jedno. A przywrócić do życia dwa piłkarskie trupy - to już po prostu zadanie awykonalne.