O Supermeczu słów kilka [FOTO]
2014-08-19 02:28:43; Aktualizacja: 10 lat temu Fot. Transfery.info
Choć samo hasło „Supermecz” nie robi na mnie wrażenia, to sobotniej wizyty na Stadionie Narodowym nie mogłem sobie odpuścić. Z prostego względu – mecz ukochanej drużyny prawie pod nosem.
Rok temu nie wybrałem się do Gdańska i Barcelonę oglądałem w TV. Emocje jak na grzybach, ale rozumiałem entuzjazm wielu. Podobny udzielił się mi, w lipcu, gdy stało się jasne kto zawita do Polski, choć ku memu zaskoczeniu, czar prysł gdy zasiadłem na wygodnej trybunie.
Co więcej, zacząłem się nawet dziwić wielu wydarzeniom towarzyszącym spotkaniu, jak choćby ciągłym owacjom kibiców. Jasne, „Królewscy” to uznana marka, a ponadto naszpikowana gwiazdami, nawet jeśli dwie z nich nie przyjechały, a Bale i Pepe nie pokazali się ze względu na drobne urazy.
Ogromny huk, obecny już na rozgrzewce, ani nie powalał ani nie przyspieszał bicia serca. Ba, nawet śmieszył a czasem wręcz irytował. Jasne, nagradzanie gromkim aplauzem nietuzinkowych zagrań to rzecz normalna, ale wymiany kilku prostych podań? Albo strzałów? Co gorsze, także tych w górne sektory trybun?
To takie trochę upokarzające. Z jednej strony piłkarze Realu mogli czuć się uwielbiani, mogli urastać do rangi herosów, z drugiej są przecież do tego przyzwyczajeni. Co roku jeżdżą na letnie przedsezonowe eskapady, by promować się w krajach w których piłka nożna nie jest sportem narodowym. I w tym sęk. U nas piłka nożna jest sportem zdecydowanie najpopularniejszym i bez względu na dawną małyszomanię, o porażkach kopaczy i tak mówiło się najwięcej. Wyszło lekko dziko.
Kibice mieli jednak swoje święto – choć pozbawione boiskowych emocji wynikających z rywalizacji i stawki spotkania, bez dopingu który w polskiej mentalności jest przecież mocno zakorzeniony – to jednak dostali na tacy to, czego bez opuszczania kraju prędko nie zasmakują. A do Warszawy przybyli nie tylko fani z całej Polski, lecz w gąszczu białych koszulek dostrzec można było także kilkuosobowe grupki Kolumbijczyków, pragnących zobaczyć Jamesa Rodrigueza.
Ludzie czekający na popisy Realu zostali zaspokojeni bardzo szybko. „Królewscy” pokazali to, z czego słyną w ostatnich latach i w czym nie mają sobie równych. Mowa o kontrach, bowiem pierwsza z nich przyniosła bramkę tego, na którego czekano najbardziej – Cristiano. I chociaż gdy przyjeżdżał do Polski jako reprezentant Portugalii spotykał się z falą gwizdów – zmiana koszulki uczyniła go ulubieńcem trybun.
We wspomnianej akcji kluczową rolę odegrał ten, którego miało w stolicy nie być. Zarówno w naszej, jak i w hiszpańskiej. Angel Di Maria to chyba jeden z nielicznych, który potraktował ten mecz na serio, patrząc tylko w szeregi „Galacticos”, bo dla Fiorentiny faktycznie była to okazja zmierzenia się z drużyną z topu i sztab szkoleniowy długo trzymał podstawową jedenastkę.
O Argentyńczyku można by rozwodzić się wiele. Podawał, napędzał i czarował dryblingami. Serce i motor napędowy drużyny, choć pod koniec oddychał już rękawami. Jego sytuację na Santiago Bernabeu zna każdy i ciężko znaleźć kogoś wśród madridistas, kto modli się, by Anioł został w Madrycie. Podczas Supermeczu dał tylko kolejny dowód, że zrezygnowanie z niego byłoby strzałem w kolano.
Miejsce należy poświęcić także Fiorentinie. Choć w całym wydarzeniu była tylko tłem, co wymownie pokazywała liczba kibiców poszczególnych drużyn, to przecież dla prawdziwych kibiców zespół ten ani nie jest anonimowy, ani słaby – ba, ma nawet nie najgorszą historię. I także dostarczyła kilku ciekawych akcji – jak chociażby ta zakończona wolejem Aquilaniego, po którym piłka wylądowała na poprzeczce. Szkoda tylko, że Montella tak późno wpuścił Wolskiego, który notabene nie wyróżnił się niczym, a jego zagrania można policzyć na palcach jednej ręki. Miłym gestem było jednak oddanie mu opaski kapitańskiej, dzięki której mógł podnieść trofeum. Nie jest jednak tajemnicą, że dni Rafała we Florencji są policzone i do końca miesiąca odejdzie na wypożyczenie.
W jego przypadku spisali się także kibice, co jakiś czas skandujący personalia. A skoro ponownie o fanach, to polskie stowarzyszenie sympatyków Realu zaimponowało oddaniem hołdu Di Stefano. Oprawa nikogo nie zaskoczyła, chociażby dlatego że miała być odpowiedzią na tę, którą zgotowano przed rokiem Barcelonie, ale uczczenie pamięci legendarnego napastnika to na pewno pozytywny sygnał, który zauważono w Hiszpanii.
I właściwie nie widzę sensu, by wypisywać "za i przeciw" organizowania Supermeczu. Dla jednych jest to życiowa szansa by obejrzeć swoich pupili na żywo; dla innych nudne widowisko, za które nie warto płacić większych pieniędzy.
Rozwiązanie jest proste - kto ma ochotę i czuje podekscytowanie, ten pójdzie lub obejrzy przed telewizorem, a kto uważa to za "szopkę dla cebulaków", bo i tak skrajne opinie się pojawiły, niech po prostu przejdzie obok.