Obieżyświat z Królestwa Jugosławii – podróże Tomislava Ivicia

2012-11-14 08:26:55; Aktualizacja: 12 lat temu
Obieżyświat z Królestwa Jugosławii – podróże Tomislava Ivicia Fot. Transfery.info
Tomasz Gadaj
Tomasz Gadaj Źródło: Transfery.info

Do niedawna popularny był spór o to, kto jest lepszym trenerem: Josep Guardiola czy Jose Mourinho. Podstawowym argumentem zwolenników Portugalczyka było to, że „The Special One” zdobywał trofea w trzech różnych krajach.

To z pewnością imponujący dorobek. Osiem lat temu zmarł jednak pewien ceniony szkoleniowiec, przez większość kibiców niestety zapomniany. Zdobywał on laury w niemal dwukrotnie większej liczbie państw niż obecny szkoleniowiec Realu Madryt. Wystukując w wyszukiwarce nazwisko Tomislava Ivicia, znajdujemy jednak niepodziewanie mało wyników. Niespodziewanie mało jak na szkoleniowca, którego „La Gazetta dello Sport” uznało za najbardziej utytułowanego trenera w historii futbolu.

Obieżyświat przyszedł na świat 79 lat temu w Splicie, dzisiejszej Chorwacji, a wtedy Królestwie Jugosławii. Josip Broz-Tito kończył wówczas odsiadkę w więzieniu Lepoglava, a komunizm wydawał się na Bałkanach jedynie dziwną modą rodem z ZSRR. Krajem twardą ręką rządziła bowiem dynastia Karadziordziewiciów. Ivić pierwsze kroki jako piłkarz stawiał w RNK Split, gdzie od 1953 roku występował w zespole seniorów. Cztery lata później odszedł do lokalnego rywala, Hajduka. Jak większość uznanych szkoleniowców, Chorwat nie był w przeszłości wybitnym piłkarzem. Karierę zakończył mając zaledwie 30 lat. Z zawodu był cieślą, lecz zamiast obrabiać krzesła, Ivić postanowił zająć się szlifowaniem futbolowych diamentów. Przyszły selekcjoner Jugosławii naukę trenerskiego rzemiosła pobierał w Belgradzie. Sezon 1967/1968 zaczynał już jako młody trener RNK.

Nie ma sensu opisywać wszystkich miejsc pracy zmarłego rok temu szkoleniowca. Objętością tekst przypominałby wtedy grubą książkę. Wystarczy nadmienić, że Tomislav Ivić prowadził 18 różnych drużyn klubowych w 11 państwach. Był także selekcjonerem czterech reprezentacji: Jugosławii, Chorwacji, Iranu oraz Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Skupmy się na tych, wydaje się nieosiągalnych dla nikogo, siedmiu mistrzostwach w pięciu różnych krajach.

Pierwsza chorwacka złota generacja

Gdy w kontekście chorwackiej piłki wywołuje się temat złotej generacji, pierwszą myślą jest drużyna brązowych medalistów z mistrzostw świata we Francji. Dla kibiców ze Splitu ważna jest także ekipa, która w latach 70' zdominowała rozgrywki ligowe Jugosławii. Poprzednia dekada należała do śmiertelnych wrogów „Mistrzów znad morza”, Dynama Zagrzeb, jednak koniec dominacji stołecznego zespołu przypada na 1971 rok. Ogółem, do rozpoczęcia lat 80', Hajduk zdobył cztery mistrzostwa oraz pięć krajowych pucharów. Siedem z tych trofeów przypadło na kadencje Ivicia. Były pomocnik prowadził ekipę ze „Stariego Placu” w latach 1973-1976 i 1978-1980. Później dane mu będzie jeszcze dwukrotnie powrócić do grającej już na nowym stadionie drużyny. Obiektem Hajduka w 1979 roku zostanie 35-tysięczny „Pojlud”.

Tomislav Ivić podczas swojej pracy w Splicie trafił na wyjątkowo utalentowane pokolenie. Bramkarz Ivan Katalinić, rozgrywający Jurica Jerković, skuteczny Slaviša Žungul, czy niezwykle utalentowani bliźniacy Zoran i Zlatko Vujović. To był prawdziwy dream team jugosłowiańskiej piłki, jednak bez odpowiedniego trenera stałby się ledwie papierowym tygrysem na wzór dzisiejszego Paris Saint Germain. 40-letni wówczas szkoleniowiec został prekursorem ustawiania prawonożnych zawodników z lewej strony i, analogicznie, lewonożnych na prawej flance. W tamtych czasach gdzieniegdzie dominował jeszcze archaiczny system "WM", bez występowania skrzydłowych. Stawiano bardziej na grę w środku pola, a na skraju boiska częściej znajdowali się cofnięci napastnicy niż klasyczni boczni pomocnicy w dzisiejszym rozumieniu taktyki. U Ivicia skrajni pomocnicy często schodzili do środka, robiąc miejsce atakującym z głębi obrońcom. Dziś wydaje się to oczywiste i z lekka wyświechtane, jednak 40 lat temu była to innowacja na miarę gry bez klasycznej "9" w FC Barcelonie. I między innymi to dało młodemu szkoleniowcowi siedem trofeów w ciągu sześciu lat pracy.

Podbój Niderlandów

Nie była to ciągła praca. W 1976 roku Ivić dostał bowiem propozycję nie do odrzucenia. Upomniał się o niego Ajax Amsterdam, z którego do Barcelony odszedł słynny Rinus Michels. Lubiący innowacje oraz ofensywny styl gry trener znad Morza Adriatyckiego wydawał się idealnym kandydatem na kontynuatora ideologii futbolu totalnego. Nie było jednak ku temu warunków. Brakowało Johana Neeskensa, Ariego Haana. Brakowało nieszablonowego Pieta Kiezera. Brakowało przede wszystkim Johana Cruyffa. Chorwat zdawał sobie sprawę, jakim potencjałem ludzkim dysponował. Bałkański szkoleniowiec ustawiał drużynę zachowawczo: 4-5-1 lub nawet 5-4-1. To tak jakby dziś do Chelsea przybył Roberto di Matteo i wdrożył na Camp Nou swój słynny "autobus". Defensywę w ryzach trzymał Ruud  Krol, jeden z niewielu pamiętających czasy Michelsa. Z przodu niekwestionowaną gwiazdą został Ruud Geels, który później czterokrotnie sięgnie po koronę najlepszego strzelca Eredivisie. Na byłym graczu Club Brugge opierała się cała ofensywna gra Ajaxu a'la Ivić. Gdy Geels był w gazie, amsterdamczycy wygrywali. A że był często, to i stołeczni fani mieli powody do radości. „De Godenzonen” nie strzelali może wielu bramek, jednak minimalizm popłacał. W 1977 roku Chorwat zdobył mistrzostwo Holandii, mimo, że więcej goli na swoim koncie miały ekipy z Eindhoven, Alkmaar czy Rotterdamu. Po dwunastu miesiącach przyszła pod tym względem znacząca poprawa. W sezonie 1977/1978 Ajax uzyskał imponującą liczbę 85 trafień. Dało to...zaledwie drugie miejsce w tabeli. Lepsze okazało się PSV. Ivić powrócił do Splitu, a jego miejsce na De Meer Stadion zajął Cor Brom.

Zaledwie 24 miesiące Tomislav Ivić przebywał poza Niderlandami. Do Belgii 47-letni wówczas szkoleniowiec przybył w 1980 roku. Dostał zadanie zdobycia pierwszego od blisko siedmiu sezonów mistrzostwa dla Anderlechtu Bruksela. Trener sam niczego jednak nigdy nie wygra bez odpowiednich wykonawców. Na stadion Emila Verse przybyli Morten Olsen oraz Luka Peruzović.  Jak się okazało, ci dwaj obrońcy przez następnych sześć sezonów rządzili defensywą „Fiołków”. Później środkową linię wzmocnił błyskotliwy Juan Lozano i znany z brutalnej gry Wim Hofkens. Posunięcia okazały się trafne. Anderlecht w debiutanckim sezonie Ivicia sięgnął po triumf w lidze belgijskiej. Przenieśmy się teraz w czasie o 12 miesięcy, do 1982 roku. Stołeczny zespół jest bliski sięgnięcia po dublet. W First Division łeb w łeb idzie ze Standardem Liege. W Europie podopieczni bałkańskiego trenera odprawiają z kwitkiem: pierw Juventus Giovanniego Trapattoniego, następnie Red Star Belgrad. Zamiast podwójnej korony następuje jednak podwójne rozczarowanie. Ligę na ostatniej prostej wygrywają „Les Rouches”, a Puchar Europy zgarnia Aston Villa, w półfinale pokonując, rzecz jasna, Anderlecht. Takie to były dziwne czasy w piłce, że ów wynik nie satysfakcjonował włodarzy popularnych „Fiołków”. Ivicia zdymisjonowano. Historia pokazała, że słusznie. Następca, Paul von Himst, doprowadził sezon później brukselczyków do zdobycia Pucharu UEFA.

W stylu Juliusza Cezara

Dwa ostatnie państwa „zdobyte” przez Ivicia można skomentować słynną mantrą Juliusza Cezara: przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem. Na początku 1986 roku Panathinaikos Ateny na gwałt potrzebował trenera. Dotychczasowy, Pietr Packert, z tajemniczych powodów, prawdopodobnie przez konflikt z działaczami, odszedł do słabiutkiego Ethnikos Pireus. Chorwat otrzymał zadanie spokojnego utrzymania „Koniczynek” na pierwszym miejscu w tabeli Aplha Ethniki. To dla mającego już wówczas na koncie dziewięć trofeów szkoleniowca była to kaszka z mleczkiem. Panathinaikos wygrał ligę, a Chorwat po raz kolejny powrócił do ukochanego Hajduka.

W czasie kariery szkoleniowiec nie dane było mu jednak nigdy zbyt długo pracować bądź odpoczywać w rodzinnym kraju. Kolejny wielki klub potrzebował doświadczonego trenera. Teraz zadanie nie było jednak tak łatwe, jak w przypadku greckiego zespołu. Do FC Porto Ivić przychodził bowiem jako następca słynnego Artura Jorge, który w sezonie 1986/1987 zdobył, z naszym Józefem Młynarczykiem w składzie, Puchar Europy. Portugalczyk uznał, że trzy lata to wystarczająco dużo czasu jak na pracę w jednym miejscu. Przyszły selekcjoner kadry „Konkwistadorów” wybrał intratną propozycję Racingu Paris. Na dzień dobry Ivicia czekało spotkanie o Superpuchar Europy z dobrze znanym Ajaxem Amsterdam. Dwumecz zakończył się podwójnym zwycięstwem „Smoków”, a Ivić mógł dopisać do bogatego CV kolejne trofeum. Niepotrzebna była rewolucja kadrowa, gdyż sprawna maszynka do wygrywania z czasów poprzednika ani trochę nie zardzewiała. Rozgrywki Ligi Sagres 1987/1988 FC Porto wygrało, mając na mecie 15-sto punktową przewagę nad Benficą Lizbona. Do triumfu w lidze bałkański szkoleniowiec dołożył również krajowy puchar, po zwycięstwie nad Vitórią Guimaraes. Chorwatowi nie powiodło się tylko na europejskim podwórku. Drużyna z Estadio Dragao uległa już w drugiej rundzie Realowi Madryt, który prowadził wówczas Leo Beenhakker. Wydawało się, że Ivić w kolejnym roku pracy będzie miał szansę poprawić ten wynik. Ku powszechnemu zaskoczeniu, 55-latek zdecydował się w lecie 1988 roku przyjąć ofertę Paris Saint Germain. Ekipa ze stolicy Francji rywalizowała w tamtym czasie o prymat w Paryżu z Racingiem Paris, trenowanym przez...Artura Jorge. Futbolowy wyścig zbrojeń omal nie skończył się dla obu klubów tragicznie. PSG, pomimo 50 milionów franków długu, udało się jednak wyprowadzić na prostą. Gorzej poszło rywalom zza między, którzy od początku lat 90' przestali liczyć się w francuskiej piłce klubowej.

Zwolnienie tempa

Oprócz wymienionych niżej państw, Ivić zdobywał laury również w Hiszpanii, a konkretnie z Atletico, które pod jego wodzą zdobyło w 1991. roku Puchar Króla. W ostatniej dekadzie XX wieku Chorwat ciągle był aktywny w zawodzie, jednak postępujące problemy ze zdrowiem zmusiły go do ograniczenia pracy w nowym millenium. Będąc trenerem Olympique Marsylia, doświadczony trener musiał udać się na urlop zdrowotny z powodu dolegliwości serca. W praktyce, na trenerską emeryturę odszedł pod koniec 2001 roku. Później był koordynatorem grup młodzieżowych Standardu Liege. Za jego kadencji przez akademię belgijskiego klubu przewinął się między innymi Axel Witsel. Całkowity rozbrat z piłką przypadł na 2006 rok, kiedy zdrowie nie pozwoliło w jakikolwiek sposób na pracę przy futbolu. Tomislav Ivić pod koniec życia miał bowiem zaawansowaną cukrzycę. Po ciężkiej chorobie Chorwat odszedł z tego świata 24. czerwca 2011. roku. Swojego byłego trenera, w wypowiedzi dla uefa.com, wspominał Jao Pinto, który współpracował z Iviciem w Benfice Lizbona:

- Był miłym i zabawnym człowiekiem. Uwielbiał rozmawiać z piłkarzami. Miał ciekawy sposób bycia, pisał mnóstwo notatek na wypadek zapomnienia czegoś. To jedyny szkoleniowiec, który kazał mi trenować trzy razy dziennie: przed śniadaniem, po śniadaniu i po południu. Pomimo tego, lubiłem z nim współpracować. -