Obrońca, któremu z atakiem do twarzy: ROBERT GUMNY
2016-05-17 16:28:36; Aktualizacja: 8 lat temuTu idzie młodość. A wraz z nią dzielnie maszerują fantazja, zacięcie i szybkość. Tylko obrona jakaś nieporadna, nie dotrzymuje kroku. Ale przecież chodzi o 17-latka, który dopiero puka do wielkich, piłkarskich wrót.
Potencjał z ograniczeniami
Nieśmiało, z pewną dozą rezerwy przebija się do pierwszego składu „Kolejorza”. Zaczęło się od „ogonów” z Legią, Zagłębiem Sosnowiec i Cracovią, by młody zawodnik nieco złapał klimat, a jego delikatna psychika nie została naruszona, a następnie… no właśnie, nie wylądował na swojej pozycji. Gumny debiut od pierwszej minuty zaliczył z Zagłębiem Lubin występując na lewej obronie, która nie jest dla niego taka naturalna. Młody obrońca w juniorach grywał na przeciwległej flance, ale z konieczności zdecydowano się na przesunięcie.
Popularne
Pierwszy rzut oka na ustawienie i wszystko jasne. Robert Gumny wychodzi bardzo wysoko i ma być realnym wsparciem dla linii pomocy przy jednoczesnym osłabieniu obrony. Oczywiście to wszystko wygląda dość logicznie: młody piłkarz podłącza się do ofensywy, organizuje w akcjach oskrzydlających. No dobra, „prawie wszystko”, bowiem pojawiają się pewne bariery, które w toku meczu trudno przeskoczyć.
Lechowi w obecnym sezonie brakuje zrozumienie i widać to na każdym kroku – począwszy od linii defensywy, przez środek pola, o ataku już nie wspominając. I w spotkaniu z Ruchem nie zabrakło lekkich problemów komunikacyjnych. Gumny miał spore kłopoty, żeby szybko powrócić na swoją nominalną pozycję, przez co do boku schodził Arajuuri i jednocześnie między stoperami wytwarzała się wyrwa stanowiąca idealny kąsek dla „Niebieskich”. Zdecydowanie większy komfort psychiczny i asekurację zapewniłoby zejście do środka Tetteha, czego wielokrotnie brakowało. Wraz z upływem czasu 17-latek bardziej nadążał za drużyną, wyczuwał kiedy jest czas na powrót, a kiedy można poczekać na piłkę w wyższych sektorach boiska, ale sami koledzy niczego mu nie ułatwiali. Druga sprawa, że w obronie Gumny nie jest stabilny, niejednokrotnie trudno mu jest utrzymać się na nogach, co z powodzeniem wykorzystuje przeciwnik (tak było w 4. minucie, gdy obrońca poślizgnął się i podał pod nogi rywala – skończyło się jedynie na strachu). Nie można też całkowicie pominąć faktu, że defensor dopiero wskakuje do składu i potrzebuje czasu, żeby nauczyć się wyczucia i wbić się w mechanizmy.
W pewnym momencie trzeba było w końcu wziąć się w garść i zająć swoimi nominalnymi obowiązkami. Co prawda przy stałych fragmentach najczęściej zwykł zostawać na zebraniu piłki, ale już w grze, w obliczu niespożytej energii Monety był zmuszony wskoczyć na wyższy poziom i ogarnąć wielozadaniowość. Najczęściej wykorzystywał swoją szybkość, wskakiwał przed przeciwnika i starał się go wypchnąć, nieco spowolnić jego akcję i… jak się później okazało było to dobre rozwiązanie, bowiem jego interwencje nie należały do szczególnie pewnych. Gumny znacznie lepiej sprawdzał się w naciskaniu rywala i uzyskiwaniu czasu, żeby reszta ekipy zdołała się ustawić. Ten brak pewności 17-latka objawiał się także jako podania asekuracyjne – gdy przebywał w strefie obrony i miał przy nodze piłkę, nie decydował się zabrać z nią w wyższe sektory boiska, a wycofywał do bardziej doświadczonych kolegów i już bez futbolówki wychodził w okolice linii pomocy.
Fundament: ambicja
Nie można wiecznie bazować na zaangażowaniu, ale aż miło patrzy się na piłkarza, któremu obce jest podejście pełne olewki i przesadnego luzu. Gumnemu nie można odmówić zapału – jeśli nawet nie wyjdzie mu interwencja to natychmiast stara się naprawić swój błąd.
A wszystko dlatego, że trzyma się blisko swojego przeciwnika. Akurat powyższa sytuacja prezentuje pressing na połowie rywala, ale Gumny ogólnie starał się zachowywać stosowne odległości, jeśli już zdecydował się wrócić do obrony. Czekało go tam naprawdę wiele pracy, bowiem trafiła mu się flanka Monety, który samym usposobieniem potrafi zrobić różnice. 17-latek wdawał się z nim w pojedynki biegowe i wraz z upływem czasu pilnował jak oka w głowie. Bardzo często miał problem, żeby w pierwszej fazie wygarnąć mu futbolówkę, ale nadrabiał w drugim tempie, dzięki czemu w samej pierwszej połowie zanotował 5 udanych interwencji (w drugiej dołożył drugie tyle i 5 nieudanych – w tym aż 3 we własnym polu karnym). Druga sprawa, że nawet jeśli nie udało mu się przejąć piłki, to i tak starał się spowolnić akcje przeciwnika.
Murawa dobrze wpływała na Gumnego, który wraz z każdą, kolejną minutą nabierał coraz większej pewności siebie. W drugiej połowie zdecydowanie rzadziej posyłał podania w kierunku linii obrony, a pokusił się o bardziej aktywną grę. Zabierał się z futbolówką i usiłował samodzielnie zawiązać akcję ofensywną – a trzeba przyznać, że w ten sposób mógł wiele zdziałać samą szybkością. Wówczas znacznie trudniej było mu odebrać piłkę nawet gdy balansował przy samej linii bocznej.
I jak w ataku nie można było mu postawić wielkich zarzutów, tak jego praca w obronie pozostawiała wiele do życzenia i należała do bardzo niepewnych.
Ostatnia minuta pierwszej połowy wstrząsnęła poznańskim Lechem. W tej sytuacji Gumny powinien być odpowiedzialny za krycie wychodzącego na skrzydle Monety, ale pech chciał, że na wprost stanęło aż 3 piłkarzy „Niebieskich”. Arajuuri nie wrócił do wsparcia, Tetteh również nie kwapił się do odcięcia przeciwnika, więc młody zawodnik zdecydował się pójść na raz i…
…niewiele z tego wyszło, bowiem Ruch i tak zdołał utrzymać się przy piłce. I właśnie tutaj ten brak doświadczenia i komunikacji wybił się na pierwszy plan: Tetteh podążył za Arajuurim, który zszedł do Monety, przez co w środku wytworzyła się potężna wyrwa (Gumny nie wrzucił wyższego biegu, a zaczął truchtać) umożliwiająca Zieńczukowi oddanie strzału. Niepewność 17-latka uwidoczniła się także w 47. minucie.
Po raz kolejny: brak ogrania i boiskowego instynktu mogły zaważyć o losach meczu. Gumny podał wprost pod nogi Surmy zamiast wywalić futbolówkę daleko poza pole karne – o mały włos nie kosztowało to Lecha stratę gola.
Inwestycja w szybkość
Niepewność, lekkie zagubienie i problemy z komunikacją: Gumnemu w obronie daleko od stabilności, ale nie należy do zawodników bezproduktywnych, któremu można zarzucić wypluwanie płuc. Ma coś, czym nadrabia i jego błędy nie wydają się być aż tak bardzo rażące.
Szybkość. I to nie taką wiatrotwórczą, a jedną z tych unikalnych wnoszących nową jakość w szeregi drużyny. Jeśli dołożymy do tego nieustępliwość i obstawianie przeciwnika, obraz gry Gumnego staje się kompletny.
17-latek okazał się być bardzo przydatny w tej akcji ofensywnej. Bierne zachowanie przyniosło efekty. Przypilnował Monetę tak, że nie mógł się odwrócić, a to umożliwiło Tettehowi odbiór piłki i uruchomienie Kownackiego, który stanął wówczas przed dogodną sytuacją. Właśnie to utrzymywanie się blisko rywala, ciągłe naciskanie i utrudnianie mu życia było stałym elementem gry Gumnego.
Wyjściowe ustawienie umożliwiało lechicie bezpośrednie podłączanie się do akcji ofensywnych. Pokazywał się do gry, potrafił wywalczyć sobie miejsca i bardzo często wdawał się z przeciwnikiem w pojedynki jeden na jeden. Nie zawsze wychodziło jak sobie tego życzył, ale stwarzał realne zagrożenie w bocznym sektorze boiska i 10 razy w pierwszej połowie skutecznie udało mu się uruchomić kolegę (3-krotnie piłka nie znalazła adresata). Zwykle grał krótko i w punkt, żeby zminimalizować ryzyko straty futbolówki i tym samym, groźnej kontry ze strony, ale nie obawiał się szarży pod linię końcową „Niebieskich”. W drugiej części spotkania do swojej gry dołożył element rozegrania już z linii obrony – sam zabierał się z piłką i był znacznie bardziej odważny niż na początku meczu.
Jeśli akurat nie wyrzucał piłki z autu (co zdarzało mu się bardzo często), to starał się urwać defensywie przeciwnika i pokazać do gry.
Gumny dał próbkę swoich najlepszych umiejętności w 60. minucie meczu, gdy zabrał się z piłką z środkowej strefy boiska, nic sobie nie zrobił z bliskiego towarzystwa najpierw dwóch, a potem trzech rywali, wygrał pojedynek z doświadczonym Zieńczukiem, wparował w okolice „szesnastki” i jeszcze zdołał dokładnie przerzucić piłkę do Kadara będącego po przeciwnej stronie pola karnego.
Szybkość Gumnego z futbolówką przy nodze nie należałaby do tak efektywnych, gdyby nie dobra komunikacja z jednym z zawodników – Jóźwiakiem. Ci młodzi panowie potrafili się świetnie dogadać. Podczas gdy jeden utrzymywał się przy piłce, drugi wychodził wyżej w oczekiwaniu na podanie. I analogicznie – kiedy Gumny zapuścił się pod bramkę Skaby, Jóźwiak zabierał się do asekuracji tyłów. Dobrze wyglądało taka krótka-jedno-kontaktowa wymiana piłek między tymi dwoma piłkarzami (m.in. w 16. minucie meczu można było zaobserwować taką ciekawą klepkę).
Młodzieńcza sinusoida
Te wszystkie przestoje i brak konkretów w interwencjach nie wzięły się z niczego. Można stwierdzić, ze Gumny tak naprawdę nie wie za co ma być odpowiedzialny na boisku. Chociaż w wyjściowym składzie umieszcza się go na boku obrony, to ustawienie na murawie podkreśla, że jest on tym nowoczesnym obrońcą, który rzadko kiedy gości w linii (no chyba, że serio akurat rywal przeprowadza jakiś zmasowany atak). W tym przypadku, defensywny pomocnik (Tetteh) powinien bacznie obserwować tyły i notorycznie się wycofywać, żeby zatkać wyrwę, która siłą rzeczy musi powstać w obrębie szeroko rozstawionej defensywy. Jeśli dodamy do tego brak zdecydowania Gumnego w interwencjach obraz staje się jasny i klarowny.
17-latek potrzebuje stabilizacji w obronie, którą powinna przynieść praca nad sobą. Nie ma co ukrywać, że nieco większa masa przyniosłaby jakieś efekty – no, może przynajmniej nie byłoby aż tak łatwo go przepchnąć (choć i tutaj trzeba zachować odpowiednie proporcje, żeby nie stracił szybkości i zwrotności). Obrońca ma spore problemy, żeby utrzymać się na nogach i niejednokrotnie jego decyzje są naznaczone ogromną niepewnością. Tak było w tej najgroźniejszej akcji „Niebieskich”, w samej końcówce pierwszej połowy. Gumny zdecydował się pójść na raz, po czym nie wiedział, czy ma wyrwać do linii obrony, czy skupić się na asekuracji w innym sektorze boiska. Oczywiście, to wszystko nie będzie aż tak efektywne, jeśli zabraknie zrozumienia z resztą drużyny. Wraz z upływem meczu z Ruchem, Gumny był coraz bardziej pewny swego, dłużej utrzymywał się przy piłce, lepiej dostrzegał kolegów i łatwiej radził sobie z Monetą kilkakrotnie wkręcając go w glebę. Ot, po prostu, poczuł murawę i wyczuł na ile może sobie pozwolić. Właśnie wtedy i tylko wtedy był w stanie pokazać pełnię swoich umiejętności (jak w 60. minucie z tym wbiciem się w trójkę defensorów rywala). Co ciekawe, można było dostrzec wyraźną granicę w mapie podań tego młodego zawodnika: rysowała się ona na linii środkowej, gdzie dochodziło do zmiany usposobienia 17-latka. W defensywie przez większą część czasu koncentrował się na wycofywaniu piłek, podczas gdy ofensywa należała do niego i tam mógł rozwinąć skrzydła, pograć nieco bardziej kreatywnie.
Gumnemu nie można zarzucić niewielkiego zaangażowania. Owszem, czasem może się wydawać, że odpuszcza, gdy nie udaje się w rozpaczliwą pogoń za przeciwnikiem, ale w przeważającej większości przypadków wynika to nie z braku ambicji, a z braku zrozumienia z resztą drużyny i tego, że jeszcze nie zatrybiło między nim a kolegami. Cały „Kolejorz” łapie ogromne przestoje, więc trudno wymagać od 17-latka, by nagle był w stu procentach przekonany o słuszności tego, co robi na boisku. Nieco więcej siły, większa pewność siebie, bardziej konkretne podejście do przeciwnika i jednoczesne zachowanie kreatywności w ataku powinno wystarczyć, by Gumny wyrósł na solidnego piłkarza, który będzie zachwycał swoja grą. I chociaż dopiero daje o sobie znać i trudno debatować nad szklaną kulą, to nie wydaje się, żeby akurat on miał przepaść gdzieś tam w ligowych odmętach. Wszak, szybkość i zwrotność wyciągną go z nawet najbardziej mrocznych zaułków.