Oczarowali/rozczarowali: oni „zrobili” 23. kolejkę Ekstraklasy
2016-02-24 14:56:50; Aktualizacja: 8 lat temuNowicjuszom wybacza się niestabilność, a od weteranów oczekuje się profesorskiej postawy. Fatalne kiksy, finezyjne piętki i wyszukane zagrania: do kogo należała miniona seria rozgrywek?
Najlepsi z najlepszych
Nikt o zdrowych zmysłach nie podejrzewałby niektórych z nich o takie błyski geniuszu, o ich wyczynach nie śniło się nawet najbardziej zagorzałym kibicom Ekstraklasy. Ale… czyż nie właśnie takie stare-nowe objawienia czynią naszą ligę ciekawą?
Miejsce w wyjściowej „jedenastce” Łęcznej wywalczył sobie przebojem, chociaż to i tak mało powiedziane. Krzysztof Danielewicz na Podlasie został wypożyczony pod koniec okresu przygotowawczego ze Śląska Wrocław, ledwo co poznał nowych kolegów, a już jest „pierwszy na wszystko”, bo wykonuje zarówno rzuty wolne jak i rożne. Z Wisłą świetnie odnalazł się w polu karnym i zapewnił tym samym swojej drużynie wyrównanie. Po przeciwnej strony barykady świetnie odnajdywał się Boban Jović, który solidność ma we krwi. Ledwo co wrócił do gry po urazie, a od razu popisał się cudowną asystą przy golu Guerriera.Popularne
Jak derby, to i personalia muszą się zgadzać. Prawdziwym, niekwestionowanym Panem i Władcą zabrzańskiej murawy był nie kto inny, a Łukasz Surma. Był wszędzie i ze swoją niebywałą gracją wiódł prym w środkowej strefie boiska, czyli po prostu robił to, do czego doskonale nas przyzwyczaił. W barwach „Niebieskich” pozytywnie wyróżniał się Paweł Oleksy. Sposób na błyskawiczne podbicie serc kibiców? Strzelić dwa gole w sezonie, w tym jeden w WDŚ.
Do Lubina przyjeżdża Legia, a gola strzela młodzieżowiec, który niejednokrotnie jest szykanowany przez swoje dziwne ruchy w polu karnym przeciwnika. Krzysiek Piątek pokazał, że jak chce to potrafi (choć zaangażowania nigdy nie można mu odmówić). Młody „Miedziowy” świetnie poruszał się tyłem do bramki, wygrywał większość powietrznych pojedynków i sprawiał ogromne problemy defensywie przeciwnika. I strzelił gola. Uderzył nieczysto, piłka równie dobrze mogła nie wtoczyć się do bramki, ale… udało się. W pełni zasłużone trafienie. Profesorskie zawody rozegrał Dorde Cotra, który był jednym z najbardziej aktywnych zawodników na boisku. Rozdzielał piłki, napędzał akcje ofensywne, a jego wrzutki w końcu były pełne jakości i dokładności. Aż się prosiło o super-snajpera w polu karnym, który w końcu wpakuje futbolówkę do siatki.
Niewątpliwie jednym z głównych bohaterów ostatniego weekendu w Ekstraklasie był Airam Lopez Cabrera. Hiszpan po przybyciu do Kielc nie ukrywał, że jego forma daleka jest od ideału, ale jednocześnie stwierdził, że będzie zdecydowanie lepiej się prezentował dopiero po odbyciu pełnego okresu przygotowawczego. Można powiedzieć, że 28-latek jest słowny, ponieważ w dwóch ostatnich spotkaniach zdobył cztery gole oraz zanotował jedną asystę. Większą część tego dorobku Cabrera dopisał sobie po starciu z Lechią Gdańsk, w którym to wykazał się stuprocentową skutecznością i pokonał golkipera „Biało-Zielonych” aż trzykrotnie. Warto również wspomnieć, że ostatnim zawodnikiem Korony, który popisał się hat-trickiem w rozgrywkach Ekstraklasy był Grzegorz Piechna. Popularny „Kiełbasa” dokonał takiego wyczynu ponad 10 lat temu w starciu przeciwko Polonii Warszawa. Poza Hiszpanem na słowa uznania w szeregach „Żółto-Czerwonych” zasługują również Łukasz Sierpina i Nabil Aankour. Pierwszy z nich nie tylko uprzykrzał życie defensorom gdańszczan, którzy sprawili, że był najczęściej faulowany piłkarzem w sobotnim spotkaniu (pięć razy), ale także miał spory udział przy trzech strzelonych bramkach przez swój zespół. Z kolei Marokańczyk w końcu zagrał dwie równe połowy, co odbiło się na jego aktywności, a to natomiast wpłynęło na to, że Korona odniosła swojego drugie zwycięstwo na własnym stadionie w tym sezonie.
MOTM meczu w Bielsku? Tylko jeden. Adam Mójta. Trzy asysty, ogromne serducho do gry i zabawa z przeciwnikiem. Przyćmił wszystko i wszystkich. Profesorskie dogrania, świetne prowadzenie piłki, idealna kontrola wydarzeń. Czego chcieć więcej?
Podział punktów w Niecieczy wydaje się być małym zaskoczeniem, ale faworyzowana Cracovia została skutecznie powstrzymana przez dobrze zorganizowaną i odważnie grającą Termalikę. Wśród gospodarzy wyróżnił się Damian Jarecki, który poza strzeleniem bramki brał tez aktywny udział w rozegraniu akcji. Szkoda, że swoich okazji nie wykorzystał Wołodymyr Kowal. Ukrainiec nie dawał spokoju defensorom Cracovii, miał tez kilka ciekawych prób strzału zza „szesnastki”. „Pasy” były znacznie aktywniejsze w drugiej połowie. Reprezentacyjny poziom pokazał Bartosz Kapustka, kilkukrotnie tworząc zagrożenie pod bramką Pilarza. Poza strzałami, aktywnie uczestniczył w rozegraniu. Cenny punkt z trudnego terenu udało się wywieźć dzięki błyskowi dwóch innych graczy - świetne podanie Damiana Dąbrowskiego otworzyło drogę Jakubowi Wójcickiemu. Były zawodnik bydgoskiego Zawiszy, niewidoczny w pierwszej połowie, odważnie poszedł za świetną piłką i dograł ją Erikowi Jendriskowi. Słowakowi pozostało jedynie skierować piłkę do siatki.
Rozgrywany w trudnych warunkach mecz w Gliwicach nie przyniósł nam ani goli, ani zbyt wielu ciekawych sytuacji bramkowych. Najlepiej spisali się defensorzy - w Piaście wyróżnili się Marcin Pietrowski - skuteczny w odbiorach (według oficjalnych statystyk Ekstraklasy wygrał 20 piłek) i Uros Korun. W drugiej połowę grę rozruszał wprowadzony z ławki Bartosz Szeliga. Taki to był mecz, że jednym z najlepszych zawodników był ten, który strzelił w wychodzącego bramkarza. Warto też wyróżnić kogoś z Pogoni. Wybór pada na Rafała Murawskiego. Serce i płuca drużyny Michniewicza, mimo lat na karku i paru kilogramów więcej „Muraś” to prawdziwy lider tej drużyny. W Gliwicach walczył, chciał po raz kolejny pokazać, że odmieni losy gry, niestety zabrakło czasu.
Sporo czasu minęło od ligowego meczu rozgrywanego w piątek w Białymstoku (4. grudnia z Górnikiem Zabrze), a jeszcze dłużej kibice Jagiellonii czekali na dobry występ Konstantina Vassiljeva. Estończyk po świetnym początku w barwach żółto-czerwonych z meczu na mecz gasł w oczach, po domowym spotkaniu z Koroną wypadł z podstawowego składu „Jagi”, a jego miejsce na boisku zajął Karol Świderski. W piątek były pomocnik Piasta Gliwice znowu poprowadził białostoczan do zwycięstwa. Pokazał wszystko, co najlepsze: chęci do gry, próby rozegrania piłki i dwa mocne strzały z dystansu, które dzięki dziurawym rękawicom Mariusza Pawełka przyczyniły się do końcowego zwycięstwa białostoczan. Czyżby Vassiljev wrócił do świetnej formy sprzed września? Jeszcze za wcześnie na wyrokowanie, ale w piątek Estończyk zaprezentował symptomy powrotu do dawnej dyspozycji.
Poniżej oczekiwań, do poprawki
Skoro „kiks” Głowackiego można było nazwać „ekwilibrystyczną sztuczką”, to dlaczego Ekstraklasy nie nazwać jedną z najbardziej technicznych lig świata? Wszak, ta cała niedokładność i problemy z koncentracją to tylko przykrywka! Rozczarowania? Wciąż za dużo.
Niczym nowym jest bierna postawa Wisły, ale to co w środku pola wyprawiali Alan Uryga z Tomaszem Cywką woła o pomstę do nieba. Swoją biernością w pressingu wręcz zapraszali rywali do oddawania strzałów z dystansu. Brak Mączyńskiego jest aż nadto widoczny.
Nigdy nie może być idealnie. Derby mają swoje własne prawa i zaliczają się do nich także… fatalne zagrania. WDŚ nie będzie dobrze wspominał Aleksander Kwiek, który miał dyrygować poczynaniami swojego zespołu, a skończyło się na tym, że naprawdę trudno pojąć, iż wystąpił w tym meczu. Do bólu próżny i niewidoczny. Równie słaby występ zaliczył Sebastian Steblecki. Po tym jak całkiem nieźle pokazał się po wejściu z ławki w meczu z Cracovią, oczekiwania wobec niego były całkiem spore, z każdą minutą spotkania przeobrażały się one jednak w nadzieję. Nadzieję, że w końcu zejdzie z boiska. Co oczywiste – jego „występ” ograniczył się do czterdziestu pięciu minut.
Cała Lechia w meczu przeciwko Koronie spisała się poniżej oczekiwań. Jedni szukali powodów tego stanu rzeczy w fatalnym stanie murawy, a inni w tym, że przyjście Piotra Nowaka niewiele zmieniło w postawie zespołu. Trudno przyznać komuś racje, ponieważ warunki były równe dla obu ekip, a były reprezentant Polski pracuje w klubie zbyt krótko, aby móc go oceniać. Niemniej jednak warto zwrócić uwagę na to, że w ostatnim ligowym spotkaniu mało pozytywnego wkładu w grę drużyny wnieśli Gerson i Milos Krasić. Brazylijczyk kompletnie nie radził sobie w pierwszej połowie z Łukaszem Sierpiną, a na początku drugiej musiał ratować się faulem, aby powstrzymać Airama Lopeza Cabrerę, za co ujrzał drugą żółtą kartkę i musiał przedwcześnie udać się do szatni. Natomiast Serb nie potrafił znaleźć sobie miejsca na boisko. Na dodatek jego próby przerzutu ciężaru gry na drugą stronę pozostawiały wiele do życzenia. Żeby jednak nie było, że tylko nienajlepiej prezentowali się zawodnicy gości, to postanowiliśmy „napiętnować” dwóch graczy gospodarzy. Mowa tu o Charliem Traffordzie i Bartoszu Rymaniaku. Reprezentant Kanady był praktycznie nieobecny w starciu z Lechią i w dodatku nie popisał się przy utracie gola przez swój zespół. Jego słabszy dzień dostrzegł jednak sztab szkoleniowy i w drugiej połowie Trafforda zastąpił Fertovs. Z kolei Rymaniak podobnie jak Gerson miał spore trudności z poruszaniem się po kieleckim kartoflisku. Z tego faktu skrzętnie korzystał Haraslin. Młody skrzydłowy gdańszczan padł nawet ofiarą ostrego ataku defensora Korony, ale arbiter spojrzał na to łagodnym okiem i ukarał doświadczonego obrońcę tylko żółtą kartką. Warto także zauważyć, że Rymaniak w trakcie spotkania nabawił się lekkiego urazu, co miało wpływ na jego dyspozycję, ale dopiero w drugiej połowie opuścił plac gry.
„Kolejorz” powinien wywalczyć sobie osobną kategorię za mecz z Podbeskidziem. Cała drużyna Urbana rozczarowała i nie pokazała praktycznie nic dobrego (no, poza akcją bramkową i szybkimi wejściami Pawłowskiego, które robiły więcej wiatru i było ich za mało). Problemy ciągnęły się od pozycji bramkarza (zawalił gola), przez defensywę całkowicie nieczującą gry, o środku pola i ataku nie wspominając, bo praktycznie ich nie było.
Piątkowe spotkanie rozpoczynające 23. kolejkę Ekstraklasy dostarczyło wiele materiału do opisania najgorszych aktorów tego widowiska. Jednak głównym bohaterem musi zostać Mariusz Pawełek. To po jego błędnych interwencjach Śląsk stracił bramki i przegrał wygrany mecz. To właśnie jego kiksy doprowadziły trenera Romualda Szukiełowicza do pomeczowej nerwicy. I to właśnie ten szkoleniowiec powinien odważyć się na zmianę między słupkami wrocławskiej bramki. W końcu sam zapowiadał brak tolerancji dla „Pawełków”.
Redakcja Transfery.info - Polska (w składzie: Błażej Bembnista, Norbert Bożejewicz, Tomasz Góral, Marcin Łopienski, Aleksandra Sieczka).