Otwarta wojna UEFA i FIFA w przypadku bojkotu rosyjskiego mundialu?
2014-07-30 15:08:06; Aktualizacja: 10 lat temu Fot. Transfery.info
Bojkot, bojkot, bojkot. Zabierzcie ruskim mundial. Zorganizujcie go na Madagaskarze, na Grenlandii, wszędzie, byle nie pod Kremlem.
To nie są moje słowa, a wysoko postawionych osób w rządach zachodnich mocarstw, takich jak Niemcy czy Wielka Brytania. No dobrze, może nie użyłem dokładnych cytatów, ale przekaz jest ten sam. Zapewniam.
Jeśli chcecie znać moje stanowisko - popieram. Psucie krwi Rosji na różnych frontach, także odbierając im tak prestiżową imprezę, może odnieść efekt. Choćby medialny, a dziś to ma ogromne znaczenie i w konsekwencji zaboli. Ale ten artykuł nie będzie o tym. Pobawmy się w pchnięcie kostek domina. Poteoretyzujemy co by się stało, gdyby od szumnych słów, spróbowano przejść do równie szumnych czynów.
Gotowi? No to jazda.
Co by było, gdyby szefowie rządów zażądali, by mundial odbył się gdzie indziej? Bo inaczej oni swoje reprezentacje z eliminacji wypisują?
Otóż FIFA odpowiedziałaby zapewne mniej więcej coś takiego: postanawiać to sobie możecie na swoim podwórku, futbol jest nasz, my tu jesteśmy od decydowania. Tak, światowa federacja piłkarska to potężny, niezależny organ, który nikomu nie musi się kłaniać. Nawet w sytuacji, gdy koalicja dezerterów byłaby liczna i prestiżowa, FIFA mogłaby sobie pozwolić na czołowe zderzenie. Poza tym za dużo pieniędzy utopili już w rosyjskim mundialu, machina poszła w ruch. Bezboleśnie wycofać się z imprezy teraz, gdy Rosja potraktowała całą sprawę honorowo i politycznie? O nie, z nimi akurat FIFA, gdy już powiedziała "A", nie ma szans pogrywać. Putin nie da zgody na rozwód.
W tym roku rząd nigeryjski próbował wmieszać się w sprawy tamtejszej federacji, ponoć skorumpowanej do cna. FIFA błyskawicznie pogroziła palcem. Choćby nie wiem jak zdegenerowana była piłkarska centrala w danym kraju, właściwie żaden zewnętrzny organ nie ma prawa o niej decydować. Może niektórzy z was pamiętają to też z polskiego przykładu, bo i u nas wielokrotnie robiono podchody pod likwidację "Dziurolandu", jak mówiono na polską piłkę pod rządami Mariana Dziurowicza. Wszyscy się zgadzali: czas na zmiany. Ale FIFA mówiła pas i było pozamiatane. Groźby wyrzucenia reprezentacji i polskich klubów z międzynarodowych struktur skutkowały. W naszym teoretycznym przykładzie zakładam ten sam tok wydarzeń: nie gracie według naszych zasad, bawcie się sami. Nie odpuścimy, bo jak zrobimy to raz, wszystko się posypie.
I być może w tym miejscu FIFA byłaby w stanie ugłaskać rozgorączkowane towarzystwo, uargumentować rozdzielenie polityki od futbolu. Ale w tym akcie na scenę mógłby wejść kolejny główny aktor widowiska, UEFA, i popsuć światowej federacji szyki. Bynajmniej te dwa organy nie żyją ze sobą za pan brat. Przypomnijcie sobie między innymi przedmundialową wojenkę na linii Blatter - Platini, a toczącą się wokół ilości europejskich drużyn w finałach. Sprawa de facto wyglądała tak: jeśli ekipy z Europy dadzą ciała, to FIFA okraja im miejsca, a te wręcza zachwyconym z takiego obrotu sprawy Azjatom, Afrykanom, Amerykanom. Blatter chciał w ten sposób nie tylko zrobić dobrze większości swoich wyborców, ale i pokazać silnemu Platiniemu miejsce w szyku.
Co więc mogłaby zrobić UEFA w przypadku konfliktu o mundial w Rosji? Zaproponować rozszerzenie EURO. Tak, dobrze słyszeliście, mistrzostwa Europy przestałyby być mistrzostwami Europy, a stały dziwnym, globalnym tworem. Absurd? Nie dla Platiniego. Już w październiku zeszłego roku sugerował takie rozwiązanie: - Skoro Copa America może zapraszać do gry zespoły z innych kontynentów, dlaczego nie miałoby tego zrobić EURO? - pytał. Wśród potencjalnie zaproszonych wymieniano Brazylię, Argentynę, Japonię, Meksyk. Oczywiście sprzedaż historii turnieju, zmasakrowanie idei mistrzostw Europy ma swoją cenę, ale skoro Platini publicznie zgłosił taki pomysł, to najwyraźniej bilans wychodził mu na plus. Prestiżowo i finansowo, jak i również pod względem „rozwoju marki”. A przecież w momencie wygłaszania tamtych opinii było względnie spokojnie, przynajmniej w porównaniu do dzisiejszej sytuacji.
Według mnie do tego by wówczas doszło: EURO próbowałoby wejść w buty mundialu. Platini nie raz już pokazał, że nawet wyglądające na pierwszy, drugi i trzeci rzut oka szalone pomysły potrafi wprowadzić w życie bez większych oporów. Tutaj, wszystkie znaki na niebie wskazują, że byłoby podobnie. Byłaby okazja marginalizacji FIFA, przejęcia jej wpływów, a wszystko dzięki rozwinięciu flagowego produktu, jakim jest turniej EURO.
FIFA przegrała z UEFA bój o rozgrywki klubowe. Liga Mistrzów to projekt, o jakim w światowej federacji mogą tylko pomarzyć. Ich własna próba, klubowe mistrzostwa świata, to niewypał, który obecnie pozostał w szczątkowej formie i rośnie na gruzach Pucharu Interkontynentalnego. Tak naprawdę, jeśli FIFA straciłaby jeszcze mundial, zostałaby strącona z piedestału. To UEFA od tej pory rozdawałaby na świecie karty w piłce. Może nieoficjalnie, ale praktycznie i realnie jak najbardziej tak.
W otwartej wojnie pomiędzy FIFA a UEFA, więcej szans dawałbym tej drugiej. Blatter i spółka może i są obecnie w uprzywilejowanej sytuacji, bo nawet nie wyobrażamy sobie, by mogli nie rządzić futbolem i nie organizować mistrzostw, ale popełnili bardzo poważny błąd. Uzależnili się wizerunkowo od nieprzewidywalnej putinowskiej Rosji. I kto wie na ile min jeszcze to coraz bardziej kłopotliwe partnerstwo ich wciągnie.
Autor: Leszek Milewski
Twitter: @leszekmilewski