Passa przerwana, Cracovia na kolanach
2016-02-26 21:48:21; Aktualizacja: 8 lat temu„Nic nie może przecież wiecznie trwać…”. Zagłębie z rozwagą i precyzją docisnęło bezradnego rywala notującego spadek skuteczności. Ekstraklasowy piątek uratowany, w Krakowie podkręcili tempo!
Zagęszczenie na „Pasach”
Stokowiec i jego sztab szkoleniowy całkiem nieźle udźwignęli brzemię odpowiedzialności za rozłożenie Cracovii na czynniki pierwsze. Podstawowy punkt strategii: maksymalna koncentracja drużyny. I nie chodzi tylko o mentalne skupienie na piłce i realizowaniu założeń taktycznych, ale przede wszystkim na zwiększenie liczby Miedziowego na metr kwadratowy.
Popularne
Zagłębie ustawiało się bardzo blisko swojego przeciwnika, nie pozwalało mu pograć piłką.
Taka strategia przynosiła efekty. Chociaż „Pasy” notowały dwa razy większe posiadanie (po 30. minucie: 62% do 38%), to nie przekładało się to na sytuacje ani nawet na wizualny odbiór spotkania. Cracovia zaliczyła bardzo dużo strat, nie potrafiła zawiązać ataku w środku pola i wychodziło jej jedynie przedzieranie się flanką. Głównie strona Tosika była bardzo eksploatowana, bowiem właśnie tam pojawiała się spora wyrwa. „Nowy” w składzie był spóźniony, często zostawał w wyższych sektorach boiska i błędy po nim musiał naprawiać Dąbrowski. Trzeba jednak przyznać, że stoper „Miedziowych” spisywał się dzisiaj perfekcyjnie. Czyścił wszystkie wrzutki, dobrze się ustawiał, pilnował dziur pozostawianych przez swojego kolegę, wygrywał większość pojedynków główkowych. Zagłębie miało ogromny pożytek z jego profesorskiej postawy.
Stokowiec dokładnie zaplanował ten mecz. Wszystkie jego elementy zostały przemaglowane przez całą ekipę. Można było zauważyć nawet dwa sposoby rozgrywania rzutów rożnych: raz „Miedziowi” czaili się w głębi bramki, by…
…później pozostać na lekkim „wykroku” nadając akcji dynamizmu i wykorzystując element zaskoczenia. Wymiernych korzyści nie było, ale do wrzutek Starzyńskiego nie można mieć zastrzeżeń.
Gęste ustawienie gości pokrzyżowało „Pasom” szyki. Nie mogli dłużej utrzymać się przy futbolówce bez zanotowania straty, nie potrafili szybko przenieść ciężaru gry, a nawet rzuty różne były pozbawione jakości. Trzeba było wziąć się w garść. Jasnym błyskiem w pasiastej ekipie odznaczał się Wójcicki, który robił dzisiaj kawał dobrej roboty (zwłaszcza przy odbiorze), ale Cracovia nie miała takiego typowego, środkowego napastnika, który byłby w stanie wziąć na swoje barki wykończenie.
Konsekwentna gra Zagłębia nie była jednak pozbawiona słabych stron. Brakowało dokładności w ostatnim podaniu, kulało wykończenie. Pomimo, że Krzysiek Piątek naprawdę dobrze czuł grę, futbolówka zdecydowanie go szukała i on sam wykazywał się ogromną ambicją przy zdobywaniu terenu (nawet położył Polczaka), to miał problemy z wpakowaniem piłki do siatki. Nie zdołał wykorzystać fenomenalnego, prostopadłego podania od Woźniaka – ostatecznie nie zdecydował się na szybki strzał, a uciekł do boku i akcja spaliła „na panewce”. Chwilę później „Miedziowi” świetnie pograli w bocznym sektorze boiska. Szybko, na jeden kontakt, bardzo dynamicznie i z ogromnym pomysłem to jednak za mało, gdy napastnik zwleka z oddaniem strzały. Piątkowi nie można było odmówić waleczności, ale potrzebuje jeszcze typowego ogrania, by nabrać pewności siebie. Ostatecznie to właśnie on ocalił pierwszą połowę: wyrwał przed Polczaka, jak rasowy snajper wyczekał moment i… dał się sfaulować. „Jedenastkę” na gola zamienił Starzyński. Trzeba jednak przyznać, że całą pierwszą połowę obrońca spisywał się wyśmienicie. Blokował ataki Zagłębia, świetnie rozczytywał jego grę i zawsze meldował się w odpowiednim miejscu.
Szturm
To jedno słowo kryje w sobie całą kwintesencję drugiej części spotkania. Cracovia rzuciła się do gardła swojego przeciwnika i chciała jak najszybciej doprowadzić do remisu. Gospodarze nie ustawali w wysiłkach: raz za razem bombardowali pole karne przeciwnika, naciskali obrońców i… ostatecznie udało im się soczyście ukąsić. Ogromną rolę odegrał Diabong, który wraz ze sobą przemycił na murawę ogromne pokłady energii i dynamiki. Śmignął defensywie „Miedziowych”, przemknął przez prawie całą długość pola karnego i pięknym, mocnym strzałem nie pozostawił Polackowi najmniejszych szans na interwencje. W późniejszych akcjach był prawdziwym motorem napędowym „Pasów”, choć po kwadransie takiej morderczej gonitwy nieco przygasł. Całkiem nieźle radził sobie także szykanowany Zejdler, który w pierwszej części spotkania był nieco przyczajony i niepewny w interwencjach (dość łatwo można było zrobić na nim ruletę), ale w drugiej połowie wrzucił wyższy bieg w… akcjach ofensywnych. Młody zawodnik cieszył oko miękkimi, bardzo delikatnymi, ale dokładnymi dośrodkowaniami, które siały spustoszenie w polu karnym „Miedziowych”.
Zagłębie widząc taki obrót spraw przyjęło inną strategię. Ogniem na ogień. Choć, czasem mówi się, że kto „od miecza wojuje, ten od miecza ginie”, to miedziowe ostrze przeszyło szeregi Cracovii.
Goście ustawiali się bardzo wysoko, spychali swojego przeciwnika, natychmiastowo skłaniali się do odbioru i… nadal brakowało im dokładności w kontratakach.
Dużą rolę w takiej ofensywnej i bardzo dynamicznej grze Zagłębia odegrał Starzyński, który poza golem i asystą, równie dobrze radził sobie z odbiorami w środku pola. Popularny „Figo” ciężko pracował przez całe spotkanie i był głównym spoiwem ataków „Miedziowych”. Miał jednak z kim pograć. Dobrze patrzyło się na grę Janoszki, który fajnie utrzymywał sobie futbolówkę przy nodze, balansem ciała zwodził obronę przeciwnika i miał pomysł na ten mecz, który konsekwentnie realizował. Nie tylko jego podania były dopełnione dużą dozą jakości: kropką nad „i” było samo trafienie. „Ecik” nie stracił ducha, poszedł do końca i nie zraził się nawet, gdy otoczyła go cała armia w pasiastych strojach.
„Miedziowa” moc w coraz lepszym wydaniu
Z meczu na meczu grę Zagłębia ogląda się przyjemniej. Podopieczni Stokowca potrafią pograć piłką na jeden kontakt, rozprowadzić akcję w sposób całkiem finezyjny i przy tym stworzyć zagrożenie pod bramką przeciwnika. Brakuje im wykończenia, nie mają rasowego snajpera, który wziąłby na swoje barki odpowiedzialność za strzelanie goli, ale coraz lepiej spisuje się Krzysiek Piątek, który „robi” mecze walecznością. Zawsze idzie do końca. Zresztą, po Cracovii będzie mocno poturbowany, bowiem wielokrotnie dał się sfaulować. Wydaje się również, że powrót do Polski zbawiennie wpłynie na Starzyńskiego, który choć póki co gra sinusoidalnie (gaśnie i budzi się wielokrotnie w czasie jednego spotkania), to za każdym razem daje z siebie jakiś błysk: bramkę, ładną asystę.
Cracovia nie zagrała „swojego” i być może to umożliwiło Zagłębiu rozwinięcie skrzydeł, ale liczy się ostateczny rezultat. „Pasom” brakowało dokładności, nieco gubiły się na boisku, miały ogromny problem z zawiązaniem ataku, a skuteczność spoczywała w stanie potężnego zawieszenia. Jendrisek poruszał się chaotycznie, Cetnarskiego nie było widać przez całą pierwszą połowę. Chwilowe ożywienie nie pomogło. To było zbyt mało i przyszło im zapłacić najwyższą cenę: gdy wydawało się, że zaraz dobiją rywala… coś tam w środku pękło.