Piąty przegrany finał Harry'ego Kane'a. Anglik po transferze, ale wciąż bez trofeum
2023-08-13 13:21:32; Aktualizacja: 1 rok temuHarry Kane został wczoraj bohaterem jednego z najgłośniejszych transferów w historii Premier League. Anglik miał okazję zdobyć trofeum tego samego dnia, ale Bayern poległ na własnym boisku w meczu z Lipskiem w Superpucharze Niemiec.
Bawarczycy mieli chrapkę na pierwsze trofeum w nowym sezonie, ale zaliczyli falstart. Mecz z Lipskiem rozpoczęli fatalnie. Pierwszą bramkę stracili już w trzeciej minucie gry. Potem przeważali na boisku, ale to rywale trafiali do siatki. Hat-trickiem popisał się Dani Olmo, który dał „Czerwonym Bykom” zwycięstwo 3:0.
Harry Kane, który wcześniej tego samego dnia został oficjalnie zaprezentowany jako gracz Bayernu, pojawił się na placu gry w 64. minucie. Anglik walczył w linii ataku, lecz nie zdołał pomóc swojej drużynie zmniejszyć strat. Mecz zakończył się dla niego dużym rozczarowaniem, bowiem był to jego piąty przegrany finał w karierze.
Chociaż Anglik został prawdziwą legendą Tottenhamu, klub nie stworzył mu środowiska, w którym mógłby pochwalić się jakimkolwiek osiągnięciem zespołowym. Był na dobrej drodze, aby pobić rekord najlepszego strzelca w Premier League (Alan Shearer - 260, Harry Kane - 213), ale potrzebował zmiany środowiska. Popularne
Nie ma wątpliwości, że Kane po transferze do Bayernu zdobędzie jakieś trofeum. W Superpucharze się nie udało, Liga Mistrzów to ogromne wyzwanie, ale na krajowym podwórku Bawarczycy są raczej bezkonkurencyjni. Nawet przy ich słabej formie w ubiegłym sezonie mistrzostwo w ostatniej kolejce podarowała im na tacy Borussia Dortmund.
Koniec końców Anglik zapewne będzie mógł pochwalić się wymiernym osiągnięciem zespołowym, ale na razie na swoje konto dopisał sobie kolejny przegrany finał. A zaczęło się od Pucharu Ligi w 2015 roku...
Jeszcze w Nowy Rok Harry Kane mógł pochwalić się dubletem ustrzelonym w wygranym 5:3 ligowym meczu przeciwko Chelsea. I to właśnie z „The Blues” przyszło im się zmierzyć równo dwa miesiące później. Na Wembley z lepszej strony pokazali się jednak rywale.
Choć to Tottenham częściej posiadał piłkę, a Christian Eriksen strzałem z rzutu wolnego obił poprzeczkę, pierwszego gola w tym spotkaniu zdobył John Terry. Po przerwie piłka odbita od Kyle'a Walkera zaskoczyła Llorisa i wpadła do siatki. Ostatecznie rywale wygrali 2:0. Kane kilkukrotnie postraszył Čecha, lecz na dobrą sprawę nie miał nawet żadnej klarownej sytuacji.
Na następny finał Anglik musiał czekać kolejne cztery lata, choć jego udziału w ostatnim meczu tamtej edycji Champions League akurat nikt się nie spodziewał. Już zwycięstwo z Manchesterem City zostało ugrane z dużą dozą szczęścia, a co dopiero można powiedzieć o półfinale z Ajaxem. Decydującego gola Lucas Moura strzelił przecież w 96. minucie gry.
W finale Liverpool nie pozostawił jednak złudzeń, kto był drużyną lepszą. Kane oddał w tym spotkaniu zaledwie jeden strzał, a gole Mohameda Salaha i Divocka Origiego sprawiły, że marzenia ponownie trzeba było odłożyć na bok.
- Myślę, że po prostu motywuje Cię to do bycia lepszym - powiedział po spotkaniu dla Sky Sports. Czy zmotywowało? Samego napastnika może i tak, ale z drużyną było już tylko gorzej.
Mimo to napastnikowi udało się zagrać jeszcze w jednym finale z Tottenhamem. Tym Pucharu Ligi w 2021 roku, przed którym brutalnie zwolniony został José Mourinho. Portugalczyk nie dostał szansy, by wywalczyć dla klubu pierwsze trofeum od 2008 roku.
Większych szans nie dostał również Tottenham od Manchesteru City. Skończyło się porażką 0:1, ale w całym spotkaniu „Spurs” oddali zaledwie dwa strzały na bramkę. Cóż, trzeba było pozbierać się i brnąć dalej, bowiem na horyzoncie widać było już nadchodzące EURO.
Inny zespół, inne realia. Anglicy jak zwykle przed wielkim turniejem wymieniani byli w gronie faworytów. I faktycznie szło im znakomicie... aż do finału. Pierwszą bramkę stracili dopiero w półfinale przeciwko reprezentacji Danii. Kane na Euro zdobył cztery bramki, w tym decydującą w dogrywce właśnie przeciwko Skandynawom.
W finale z lepszej strony pokazali się jednak Włosi, a Kane ponownie niewiele miał do powiedzenia. W tym spotkaniu nie oddał nawet strzału, chyba że liczyć ten z jedenastu metrów. W karnych Anglicy ulegli rywalom 2:3, a reprezentacja okazała się być jak Kane - bez trofeów w XXI wieku.
Krótko mówiąc, od dekady walka napastnika o puchary przypomina pracę Syzyfa. Gdy już sukces jest na wyciągnięcie ręki, nagle się z niej wyślizguje i spada w przepaść. Podobnie było we wczorajszym starciu z RB Lipsk, bo przecież trudno było nie traktować Bayernu jako absolutnego faworyta. Miejmy nadzieję, że sytuacja szybko ulegnie zmianie, bo Kane'a po prostu szkoda.