Po pierwsze, nie szkodzić. Christian Gytkjær, czyli nie oceniaj książki po okładce
2017-06-28 20:23:48; Aktualizacja: 7 lat temuObsceniczne zdjęcia? Zapraszam na skandynawską imprezę, gdzie takie przebieranki są na porządku dziennym, a nagość w szeroko pojmowanej kulturze nie jest tematem tabu.
Nieoczekiwana propozycja
Historie współczesnych piłkarzy bywają bardzo schematyczne. „Grałem w piłkę w każdej wolnej chwili…” albo „tata od najmłodszych lat wszczepiał mi uczucie do tego sportu…”, ewentualnie pojawiają się inne wariacje na temat miłości od pierwszego wejrzenia. W rodzinie Gytkjærów doszło do nieoczekiwanej zamiany miejsc. „Tak naprawdę mój ojciec nienawidził futbolu, a jakiekolwiek zainteresowanie piłką nożną zawdzięczam mamie, wielkiej entuzjastce wf-u”, opowiadał Christian w obszernym wywiadzie na jyllinge-fc.dk. Nikt w najbliższej rodzinie nie spychał go na sportową ścieżkę: „Trudno było jednak nie zauważyć, że mnie i mojego brata (Frederik) coś ciągnie do futbolu. Graliśmy niesamowicie dużo w ogrodzie, czy to sami, czy z rówieśnikami ze szkoły”, kontynuował piłkarz.
Popularne
Amatorskie granie bardzo szybko przerodziło się w prawdziwą pasję. Zresztą, były do tego świetne warunki. Gytkjær już w wieku 4 lat dostał się do lokalnego Jyllinge FC. „Od maleńkiego byłem straszliwie szczęśliwy, gdy tylko w zasięgu wzroku pojawiła się piłka. Moi rodzice szybko zauważyli, że gra sprawia mi ogromną radość, więc zaprowadzili mnie do klubu”. Nie był to jego jedyny, sportowy wybór. Kiedy trochę podrósł, spróbował swoich sił w ręcznej, ale nawet wtedy futbol utrzymywał się na czele zainteresowań. Być może duży wpływ miał nie tyle sposób, w jaki prowadzone były treningi, ale środowisko: „Tworzyliśmy naprawdę dobrą ekipę. To działało nie tylko w klubie, ale i w naszej szkolnej drużynie. Rocznik 90. miał to coś”. Potem nadszedł czas na Roskilde, gdzie trener wyciągał największe talenty z mniejszych zespołów.
Kto by wówczas przypuszczał, że jakieś 22 lata później ten sam piłkarz, wracając do tego samego domu rodzinnego na imprezę urodzinową, odbierze jeden z najważniejszych telefonów w swoim życiu. „Nigdy nie wiesz, kiedy pojawi się szansa od losu”, podkreślał Christian na ekstrabladet.dk. Zupełnie nie był przygotowany na powołanie do kadry. „Kiedy zadzwonili, miałem na sobie lakierki i białą koszulę. To pojawiło się tak nagle…”, kontynuował zawodnik. Jego przygoda z reprezentacją rozpoczęła się w sposób nieszablonowy, bo od wizyty w sklepie sportowym. Wszak skądś trzeba było wziąć sportowe obuwie…
Klątwa najeźdźców z Północy
Już w dorosłym życiu czekał na niego komitet powitalny i to bynajmniej nie z tortem i mnóstwem dobrych życzeń. Christian zadarł z Niebieskimi Wikingami i ściągnął na siebie ich gniew. Patrząc z perspektywy czasu, buty były jego najmniejszym problemem.
„Łatwo tak wszystko rozpierdolić, no nie?! To jak lanie od góry do dołu po plecach klubu! Już za samo pozowanie z ich gównianą koszulką, gdy masz z nami ważny kontrakt, powinieneś polecieć do rezerw. Mam nadzieję, że zgnijesz na ławce!”, nie szczędzili ostrych słów najbardziej zagorzali kibice Lyngby (sn.dk). Młody piłkarz musiał jednak dokonać wyboru. Minęło jakieś 5 lat odkąd związał się z Wikingami, w końcu pojawiło się zainteresowanie ze strony Nordsjælland. Decyzja mogła być tylko jedna. Żadna ze stron nie była w stanie zrozumieć drugiej.
Ultrasi widzieli w nim gwiazdę, materiał na świetnego piłkarza. Mieli do tego pełne prawo. Christian w ciągu dwóch sezonów strzelił 32 bramki i wpisał się na karty historii drużyny, stając się królem strzelców młodzieżówki. Rozwijał się w zatrważającym tempie, co nie umknęło czujnemu oku selekcjonera U-17. „Za wcześnie na wyjazd za granicę czy powołanie do seniorskiej kadry, ale jeśli utrzyma tempo rozwoju… Ma predyspozycje, żeby zostać świetnym piłkarzem. Zawsze jest tam, gdzie zaraz pojawi się piłka, dysponuje świetnym wykończeniem”, mówił Glenn Riddersholm dla Lokalavisen.
Co ciekawe, swoją przygodę z futbolem rozpoczął w środku pola. „Jeszcze jako 15-latek grałem znacznie niżej, ale zawsze ciągnęło mnie, żeby spróbować na szpicy, być ostatnim przy piłce. Dostałem szansę i myślę, że ją wykorzystałem, skoro trenerzy zaczęli mnie przesuwać”, wspominał Christian dla tipsbladet.dk. Był bardzo skromny, ale przede wszystkim świadomy swoich umiejętności. „Żaden ze mnie Messi czy Ronaldo, którzy okiwają 3-4 zawodników i jeszcze precyzyjnie trafią w okienko. Jestem jednak mądrym zawodnikiem, kontroluję ruch z piłką, bez piłki, dobrze czuję się w wykańczaniu akcji. W sumie, na tym skupiam się zdecydowanie najbardziej: na wykorzystywaniu okazji, gdy takie się nadarzą”. Jeszcze w wieku nastoletnim był świadomy swoich ułomności. „Nie urodziłem się z petardą w nodze czy czymś zbliżonym, ciągle nad tym pracuje. Zdecydowanie wolę skupić się na jednej, dwóch umiejętnościach i w nich być najlepszy niż wszystkie rozwijać równo, jednocześnie będąc przeciętnym”. Złość i rozgoryczenie kibiców były w pełni uzasadnione. Szkoda tylko, że niektóre z tych klątw znalazły pokrycie w rzeczywistości.
Życie w Nordsjælland nie należało do najprostszych. Gytkjær otrzymywał szanse od przypadku do przypadku i w ciągu trzech sezonów zgromadził zaledwie 29 spotkań z czego większość z ławki. „Chciałem po prostu wyjść na boisko, zagrać, rozwijać się. Robiłem wszystko, co w mojej mocy. Pojawiło się zainteresowanie AB, chcieli mnie wypożyczyć – ok, pomyślałem, to moja szansa”, opowiadał jyllinge-fc.dk. Losy piłkarza zostały momentalnie odmienione, strzał w dziesiątkę, ktoś mógłby powiedzieć. 12 meczów, 6 goli i przede wszystkim wielka wdzięczność kibiców – klub wynurzył się ze strefy spadkowej. W tym momencie coś go tknęło. Zamiast wrócić bezpośrednio do Nordsjælland, czy wyjechać ze Skandynawii (miał oferty z europejskich klubów, był nawet na testach w Liverpoolu) zdecydował się na kolejne wypożyczenie. Położył na szali swoją karierę. Tym razem, wybór miał ogromne konsekwencje...
Bare hygge sig
Skandynawowie mają znacznie bardziej plastyczne granice dobrego smaku i nie można ich rozpatrywać w polskich kategoriach. Nagość nie jest tematem tabu, a przebieranki (również te damsko-męskie i obsceniczne) są podstawą każdej udanej imprezy. Dla statystycznego Polaka brzmi to jak Sodoma i Gomora - i pewnie, jest to całkowicie naturalna reakcja. Z autopsji tylko dodam, że można przeżyć potężny szok kulturowy. Niemniej jednak ocena Gytkjæra przez pryzmat jego zdjęć na Instagramie jest bardzo nie na miejscu.
Christian w Norwegii został zapamiętany z dwóch powodów: świetnych wyników w Haugesund i Rosenborgu oraz działania pod wpływem emocji. Gdyby nie drugie wypożyczenie z Nordsjælland (Sandnes Ulf), prawdopodobnie nadal poniewierałby się po duńskich prowincjach. To pierwsze oczywiście nie podlega dyskusji. Statystyki jakie są, każdy widzi, a bez realnych przykładów na boisku, nie są szczególnie miarodajne. Zresztą, nie liczby, a właśnie zdjęcia jako pierwsze ujrzały światło dzienne po tym, jak pojawiła się informacja o zainteresowaniu ze strony Lecha. Tylko, że za tymi przebierankami nie kryją się żadne skandaliczne fakty z życia Gytkjæra.
(foto: wywiad dla nrk.no)
„Nawet jeśli komuś umknęły jego szczególne umiejętności strzeleckie, to i tak nie mógł przejść obojętnie obok jego nazwiska – sam zainteresowany zwrócił na siebie uwagę po tym, jak Rosenborg zdobył Mistrzostwo Norwegii”, pisano na ekstrabladet.dk. Wszystko jasne – Christian walnie przyczynił się do sukcesu klubu, strzelając aż 19 goli i... sprawił, że w jednej chwili wszyscy zapomnieli o liczbach. „To było bardzo spontaniczne zachowanie i wyraz moich uczuć. Ot, mieszanka euforii i ociupiny pilsnera. Pomyślałem, że będzie zabawnie i… zbyt długo nie zwlekałem”, mówił piłkarz. Rosenborg dość szybko poprosił go o usunięcie zdjęcia, ale jak się później okazało: co raz pojawi się w internecie, już stamtąd nie zniknie. Zaledwie tydzień później Gytkjær świętował dublet w koszulce ze słynnym nadrukiem. „Dowiedziałem się, że ktoś wydrukował takie fajne t-shirty i od razu chciałem mieć jeden z nich! Zresztą, jeśli nie mogę go nosić dzisiaj, to kiedy? To niesamowicie ważne, żeby świętować takie chwile. Jako piłkarz wcale nie musisz mieć ich aż tak dużo. Musimy wyciskać maksimum, żeby nie być szarymi i smutnymi ludźmi”, tłumaczył się nrk.no. Według Skandynawów właśnie w tym tkwi podstawa słynnego „hygge”, które w dzisiejszych czasach urosło do rangi filozofii. W teorii, wyrażają w ten sposób coś miłego i przyjemnego. W praktyce, podkreślają to na każdym kroku, przez co można odnieść wrażenie, że są hygge-niewolnikami.
Wszyscy w rodzinie Gytkjærów są przyzwyczajeni do jego spontanicznego zachowania. „Dbamy o siebie nawzajem. Moja mama uważa to wszystko za dość zabawne, ale czasem ostrzegawczo unosi palec wskazujący. No, tak było po zdjęciu z pucharem. Natomiast tata zawsze się śmieje”, opowiadał Frederik, brat Christiana, w rozmowie z eurosport.no. Podobne podejście miał Kåre Ingebrigtsen, trener Rosenborga: „Sam bym tego nie zrobił, ale uważam, że to śmieszne. Nie ma w tym nic złego”, podkreślał dla tv2.no. (foto: instagram.com, @cgytkjaer)
Altruizm zamiast skandalów
Dość szczególne poczucie humoru i ogromna bezpośredniość nie przeszkadzają Christianowi w odnoszeniu piłkarskich sukcesów. Zwichrowana psychika nie zaburza pełnej koncentracji na grze, a przede wszystkim na próżno wypatrywać trupów w jego szafie. Wręcz przeciwnie, nowy nabytek Lecha bardzo chętnie angażuje się w różne akcje społeczne.
Odwiedziny w szpitalach są na tyle częste, że mało kto poświęca im dużo uwagi, ale dla ciężko chorych dzieciaków, każde takie wydarzenie ma ogromne znaczenie. Piłkarze Rosenborga od dłuższego czasu współpracują ze szpitalem świętego Olafa i dwa razy do roku poświęcają swoje wolne dni jego podopiecznym, którzy zmagają się z rakiem. Pizza, autografy, selfie – oczywiście nie mogło zabraknąć głównego bohatera opowieści. Wydaje się, że napastnik zwyczajnie odczuwa radość z wywoływania uśmiechu na twarzach innych osób. (rbk.no/instagram.com, @cgytkjaer)
Jeszcze jako piłkarz Nordsjælland angażował się w akcje promujące futbol wśród dzieciaków. Chodziło o to, żeby pokazać im podstawy dryblingu, zwodu, wymianę podań. „Bardzo się cieszę, że mogłem poznać Christiana. Marzę, żeby zostać profesjonalnym piłkarzem. Właśnie takim jak on! Żeby być częścią FCN albo FCK, albo jakiegoś trzeciego klubu. To najmniej ważne. Po prostu chcę tam być”, mówił jeden z uczniów (egedal.lokalavisen.dk).
Mniej zorganizowane działania nie przeszkadzają mu w dołożeniu swojej cegiełki. Dwa lata temu Gytkjær wspomógł kampanię zatytułowaną „#tacklehomophobia” pokazując swoje wsparcie praw gejów (instagram.com, @cgytkjaer)
Żeby w pełni zrozumieć Skandynawów, trzeba spędzić trochę czasu w ich towarzystwie. Ostrzegam, że mieszanka bezpośredniości w pewnych sferach kultury z brakiem inicjatywy w innych nie każdemu przypadnie do gustu, ale zawsze można to potraktować jako cenne doświadczenie. A jeśli ktoś pragnie tak kurczowo trzymać się wniosków płynących z jego konta na Instagramie… to zapraszam na ryby. Jedną z pasji Christiana jest wędkarstwo, czemu daje ogromny wyraz, gdy rozpoczyna się sezon na łososia. Po prostu nie warto oceniać książki po okładce.
ŹRÓDŁA: lyngby-taarbaek.lokalavisen.dk, tipsbladet.dk, jyllinge-fc.dk, egedal.lokalavisen.dk, sn.dk, ekstrabladet.dk, nrk.no, tv2.no, hnytt.no, eurosport.no.