Porażki, o których mówi się mniej - wpadki, które kosztowały Liverpool mistrzostwo
2014-05-12 16:10:14; Aktualizacja: 10 lat temu Fot. Transfery.info
Choć w świadomości ludzkiej mecze, w których Liverpool stracił szanse na mistrzostwo Anglii to te z Chelsea i Crystal Palace, po drodze "The Reds" zdarzyło się kilka innych potknięć.
Niektóre z nich nie miały prawa się wydarzyć. Oczywiście nie będziemy tu przypominać porażek Liverpoolu z Arsenalem czy Chelsea w pierwszej połówce sezonu, bo tam był po prostu zespołem słabszym i zasłużył na porażkę, poza tym nie da się wygrać z każdym z zespołów z Top Four po dwa razy. Te przegrane były wliczone w koszta. Poniższe - z pewnością nie.
2.02.2014 - West Brom - Liverpool 1:1
Od początku roku West Brom był w fatalnej formie, a do spotkania z Liverpoolem przystępował po czterech kolejnych meczach bez zwycięstwa, w dodatku po przyjęciu czterech sztuk od Aston Villi. Mecz ułozył się dla Liverpoolu świetnie, w pierwszej połowie duet Suarez - Sturridge zapewnił "The Reds" prowadzenie, jednak po przerwie Liverpool, mówiąc kolokwialnie, siadł. Nie musiał jednak stracić gola, bo West Brom z rzadka dochodził do jakichkolwiek sytuacji. Gdy jednak w ekipie "The Baggies" zabrakło ostatniego podania, do roboty wziął się Kolo Toure. I choć jako symbol gorzkiego wicemistrzostwa Liverpoolu uznaje się Gerrarda i jego poślizg w meczu z Chelsea, obrazek Toure podającego do Anichebe także warto sobie odświeżyć.
18.01.2014 - Liverpool - Aston Villa 2:2
Aston Villa zabrała punkty właściwie każdemu z faworytów w wyścigu po mistrzostwo, dlatego Liverpool powinien być wdzięczny, że jemu odebrała ledwie dwa. Manchesterowi City urwała trzy (3:2 na Villa Park), Arsenalowi trzy (3:1 w meczu otwarcia sezonu na The Emirates), Chelsea trzy (1:0 na Villa Park). "The Reds" jako jedyni z Top Four z Aston Villą nie przegrali.
Wracając do wspomnianego remisu - Liverpool musiał gonić "The Villans" od wyniku 0:2, a wszystko za sprawą Weimanna i Benteke, których znakomicie obsłużył Agbonlahor. Aston Villa zaskoczyła Liverpool w pierwszej połowie, który choć grał głównie na połowie rywala, to bez szczególnego pomysłu na sforsowanie dobrze postawionej defensywy. A że z przodu w zespole z Villa Park znakomity mecz rozgrywał Gabby Agbonlahor, to "The Reds" szybko stracili dwie bramki. Przy pierwszym golu Weimanna nie dopatrujemy się szczególnych błędów "The Reds" (choć akcję rozpoczęło... poślizgnięcie się Suareza i utrata kontroli nad piłką pod polem karnym rywali), o tyle przy drugim fatalnie zachował się Simon Mignolet, który źle obliczył tor lotu piłki. Kto wie, czy Liverpool nie wygrałby tego spotkania, gdyby do przerwy przegrywał tylko jednym golem...
Bramka Weimanna:
Bramka Benteke:
26.12.2013 - Manchester City - Liverpool 2:1
O tym meczu wspominamy ze względu na jedną sytuację.
Gol Sterlinga, w stu procentach prawidłowy. Oczywiście "The Citizens" i po zaliczeniu tej bramki mogli swoje spotkanie z Liverpoolem wygrać, tego nie kwestionujemy. Ta decyzja - patrząc na to, jak niewielkie różnice punktowe decydowały na finiszu sezonu - mogła jednak mieć wpływ na to, kto dziś budzi się z medalem na szyi, a kto bez.
1.12.2013 - Hull - Liverpool 3:1
Chyba najbardziej kompromitujące potknięcie "The Reds". Jak Liverpool w tym sezonie oglądało się z przyjemnością, tak w meczu z Hull City zęby bolały. Apatyczny, nieskuteczny, dramatyczny w obronie. Ciężko było wtedy wyjaśnić tamtą porażkę, bo "The Reds" zagrali tak, jakby przed meczem dostali proszki nasenne i na spotkanie wyszli kompletnie oszołomieni. A na koniec jeszcze sezonowy klasyk - samobój Martina Skrtela. Pierwszy z czterech w tym sezonie.
23.11.2013 - Everton - Liverpool 3:3
Szalony mecz, z którego jednak Liverpool mógł wyjść zwycięsko. Brakło niewiele, by Liverpool zgarnął pełną pulę, bo w końcówce Moses, Suarez i Sturridge mieli swoje szanse (najlepszą zmarnował ten pierwszy). Ale mogli też przegrać i mieć w końcowym rozrachunku jeden punkt mniej. Czy ten mecz to wpadka? Chyba nie. Ale warto sobie przypomnieć szaloną końcówkę (od 11:40) i choćby dlatego ląduje on w naszym zestawieniu.
19.10.2013 - Newcastle - Liverpool 2:2
W zasadzie to Liverpool powinien się cieszyć z uratowania jednego punktu, bo raz że Newcastle w październiku grało nieporównywalnie lepiej, niż ostatnimi czasy, a dwa że miało Yohanna Cabaye. Liverpool dał sobie jednak wtedy wbić nawet bramkę grając 11 na 10 (kryminał przy rzucie wolnym niezastąpionego Cabaye zakończony pierwszym golem w Premier League Paula Dummetta), więc chyba nie zasłużył na wygraną. Ale wygrać mimo wszystko mógł, jednak w najważniejszym momencie, w samej końcówce, przy stanie 2:2 źle nogę ułożył Suarez i posłał piłkę minimalnie nad poprzeczką.
21.09.2013 - Liverpool - Southampton 0:1
Tutaj też rywal był w świetnej formie, Southampton początek sezonu miał znakomity, a duet Lovren - Fonte, wspierany z tyłu przez Artura Boruca okazywał się nie do przejścia. Dalecy będziemy tutaj jednak do szukania winy w Liverpoolu - przy straconym golu po rzucie rożnym drużyna mogła zachować się lepiej, zdarzyły się jej też proste błędy w obronie, ale na bramkę zasłużyła. Tyle że polski "Holy Goalie" miał wtedy genialny dzień.
Swoją drogą - interwencja Simona Mignoleta (ta od 1:16) naszym zdaniem wcale nie odstaje od tej de Gei, wybranej paradą sezonu.
16.09.2013 - Swansea - Liverpool 2:2
Pierwsze stracone punkty Liverpoolu w sezonie i tutaj na winę LFC spojrzymy lekko z przymrużeniem oka. Oddając Jonjo Shelveya do Swansea nie mogli przecież wiedzieć, że ten chłop akurat w spotkaniu ze swoim byłym klubem wypracuje... trzy gole. Pierwszego strzeli sam, przy drugim poda idealnie do... Sturridge'a, a przy czwartym, tym ustalającym wynik meczu na 2:2 - zgra głową do Michu...