Skandalista po przejściach: Nicki Bille Nielsen
2016-01-25 18:49:41; Aktualizacja: 8 lat temuZ jednej strony pijackie rozboje i kurs opanowania gniewu, z drugiej tragiczna włoska przygoda i nieustanne poszukiwanie swojego miejsca na piłkarskiej mapie świata. Ekstraklasa na celowniku duńskiego „El Pistolero”.
Spóźniony okres buntu
Czasem trudno zapanować nad gniewem. Emocje sięgają zenitu, puszczają hamulce, konsekwencje schodzą na dalsze plany. Na tę krótką chwilę świat zamiera i tak na dobrą sprawę, nic się nie liczy. Adrenalina steruje człowiekiem. Nicki Bille Nielsen dobrze zna ten stan, gdy złość bierze gorę nad wszystkim innym. Przez długi czas nie potrafił radzić sobie z negatywnymi uczuciami, czym zaskarbił sobie sympatię skandynawskich gazet. Ba, jego wybryki stały się prawdziwą pożywką dla popularnych mediów: nieważne, czy był to Ekstra Bladet, Dag Bladet, czy jutlandzkie czasopisma. Zamiast umykać spod ognia krzyżowego, dawał masę powodów do rozdmuchiwania plotek i skandali.
Cofnijmy się w czasie. Jakieś dwa lata, na razie tyle wystarczy. Podróże czasoprzestrzenne niosą ze sobą skutki uboczne, trzeba być bardzo ostrożnym. Zwłaszcza, gdy przy okazji dociera się na krańce Internetu. Kwiecień, 2013 r., mecz Rosenborg – Sandnes. Wiosna rozkwita nawet w Norwegii, życie budzi się na nowo, każdy jest pełen nowej energii… co może pójść źle?Popularne
McDermott sprowokował Nielsena łapiąc go za nogę w kluczowym momencie akcji. Sędzia powinien wskazać „na wapno”, jednak postanowił przybrać maskę niewzruszenia udając, że tak naprawdę nic wielkiego się nie stało. Ot, futbol. Takie rzeczy się dzieją. To podziałało jak czerwona płachta na rozwścieczonego byka. Duńczyk wpadł w szał. Najpierw uderzył pięścią w murawę, a następnie zachował się jak komiksowy Hulk i jeszcze na boisku rozerwał koszulkę za co obejrzał drugą żółtą kartkę, osłabiając swoją drużynę w samej końcówce spotkania. To była tylko rozgrzewka, jeden z najlżejszych przykładów wybuchowego charakteru Nielsena. Oczywiście, prasa do tej pory nie daje mu spokoju, ale na kartach historii zapisał się znacznie gorszymi wybrykami.
Duński „El Pistolero” nie stronił od imprez, alkoholu i szybkiego trybu życia. Lubił rozerwać się ze znajomymi, może nawet nieco się zabawić (tak, tak, skandynawskie brukowce nie pozostawiały na nim suchej nitki ze względu na ogromną liczbę romansów w jakie się uwikłał). Tak było pewnej wrześniowej nocy, gdy Nielsen najpierw awanturował się w pubie rozbijając szklanki, rozlewając trunki, a następnie z impetem wyrwał na ulicę i prowokował przechodniów. Policja nie pozostała obojętna skazując go na noc w więzieniu i karę w wysokości 10 tys. koron. Duńczyk i tak nie wyciągnął wniosków. Jeszcze nie teraz. Widząc postawę swojego napastnika i drzemiący w nim potencjał, Rosenborg zdecydował się mu pomóc, wyciągnąć z dołka i sprowadzić na właściwą ścieżkę. Pojawiła się propozycja kursu opanowania gniewu, którą sam zainteresowany przyjął dość entuzjastycznie. Nicki Bille miał przyznać, że czasem potrafi być swoim najgorszym wrogiem, a szczególnie, gdy alkohol płynie w jego żyłach.
Dni mijały, sytuacja wyglądała na w miarę opanowaną. Nielsen ustąpił innym miejsca na pierwszych stronach gazet. Wydawało się nawet, że nastały dla niego lepsze czasy, że w końcu spoważniał, może nawet nieco wydoroślał. Błędne założenia. W 2014 r. Duńczyk po raz kolejny „uderzył w miasto” (i to w sposób dosłowny), a po kolacji z przyjaciółmi zamiast grzecznie udać się do domu postanowił wyżyć się na parkometrach i rowerach, przykuwając swoją uwagę kopenhaskiej policji. Funkcjonariusze napotkali problem podczas obezwładniania napastnika i musieli wysłuchiwać jego rozmaitych jęków i krzyków m.in. o tym, że jest reprezentantem kraju w piłce nożnej i tak naprawdę nic złego nie zrobił. Według późniejszych raportów stawiał opór także w trakcie zatrzymania i po tym, jak próbował ugryźć policjanta, trzeba było użyć wobec niego gazu pieprzowego. Pojawiło się widmo dłuższej odsiadki, jednak Nielsenowi udało się wybronić dzięki zręcznym działaniom adwokata i rok później skazano go jedynie na 60 dni więzienia w zawieszeniu i 80 godzin prac społecznych za przemoc wobec stróżów bezpieczeństwa.
Mogłoby się nawet wydawać, że Nicki Bille nie potrafi funkcjonować bez blasku fleszy i nieustannego nagabywania przez prasę. Jak zwykle w takich sytuacjach, pojawia się druga strona medalu. Duńczyk wiosną ubiegłego roku nie omieszkał publicznie wyrazić swojej dezaprobaty w kierunku popularnego Ekstra Bladet, obwiniając gazetę o bezprawne wdzieranie się w jego prywatne życie. Trzeba jednak przyznać, że w obecnej sytuacji transferowej mało kto nie jest świadomy, że to właśnie duński napastnik jest autorem jednej z najbardziej oryginalnych „cieszynek”, jakie widział piłkarski świat.
Po tym jak w ostatniej akcji meczu, piłka zatrzepotała w siatce po uderzeniu z 11. metra, jednocześnie dając Esbjerg remis 2:2 z Hobro, Nielsen podbiegł do kibiców, zabrał jednemu z nich piwo i właśnie w ten sposób świętował wynik. Europejska prasa oszalała, a Guardian nie omieszkał nawiązać do sloganu Carlsberga ogłaszając to „prawdopodobnie najlepszą cieszynką na świecie” (oryginalnie: sandsynligvis den bedste øl i verden).
Zresztą, ta „cieszynka” również była niczego sobie:
Zderzenie z rzeczywistością
Zanim jednak Nicki Bille zaistniał na europejskiej arenie, przez długi czas podążał kamienistą drogą, która mocno podburzyła jego morale i o mały włos nie doprowadziła do całkowitego załamania jego kariery. Kto wie, gdzie byłby teraz, gdyby w wieku 18 lat podjął zupełnie inną decyzję? Gdybanie na pewno nie pomoże. Nielsen jest na tyle silną osobowością, że wytrzymał wszelkie próby, na jakie wystawiał go los, przeskoczył większość kłód rzucanych mu pod nogi. Nie było łatwo. Mało brakowało, a stałby się jedną z wielu ofiar ciemnej strony piłkarskiego świata.
Historia duńskiego „El Pistolero” obfituje w zwroty akcji, którymi nie pogardziłby hollywoodzki reżyser. Wszystko zaczęło się w kopenhaskim Frem, które wysłało swojego wychowanka na testy treningowe do angielskiego Portsmouth. Właściwie, nic nie stało na przeszkodzie, żeby Duńczyk tam rozpoczął swoją wielką, piłkarską karierę. No, prawie nic. Zmienił się front. Ciepłe powietrze z południowych krańców Włoch napłynęło do Danii odmieniając całe życie Nicki Bille’a. W trakcie, gdy on starał się o angaż na Wyspach, Frem księgowało już przelew z włoskiej Regginy dopinając 3-letni kontrakt. Nielsen nie krył zadowolenia. Cały, wspaniały świat stanął przed nim otworem. Ponoć do transferu przekonały go zapewnienia klubu o tym, że jeżeli będzie się dobrze spisywał, dostanie szansę zaprezentowania swoich umiejętności w Serie A. W początkowym okresie swojego pobytu na obczyźnie, Nicki Bille miał zamieszkać na stadionie, gdzie klub zapewniał pokoje dla zawodników, którzy jeszcze nie ukończyli 21. roku życia. Następnie Reggina miała zorganizować przeprowadzkę dla niego i jego dziewczyny. Napastnik nie mógł sobie wymarzyć lepszego startu: pełna opieka, drużyna z wyższej półki, możliwość zaprezentowania się na arenie międzynarodowej. Walter Mazzarri szybko dostrzegł drzemiący w nim potencjał i umożliwił debiut w seniorskim składzie, co okazało się być trafioną decyzją. Nielsen przyczynił się do utrzymania zespołu na poziomie najwyższej klasy rozgrywkowej występując w 7 meczach, a w swoim debiucie w Pucharze Włoch strzelił nawet gola.
Sielanka nie mogła jednak trwać wiecznie. Problemy rozpoczęły się wraz z chwilą zmiany trenera we włoskiej ekipie. Massimo Ficcadenti miał o Duńczyku zupełnie inne zdanie i zdecydował się wypożyczyć go do Serie C: najpierw padło na Martina France, a następnie Lucchese. Obie ekipy zbankrutowały (w tej pierwszej nie płacono mu przez pół roku), a Reggina również miała odmówić wypłacenia pensji. Grałem kilka razy od początku, ale ciągle obrywaliśmy i np. za karę musieliśmy spać w hotelu przez cały tydzień. Po treningu byliśmy zmuszeni wrócić bezpośrednio do hotelu, zakazywano nam spotykać się z rodzinami, a następnie odstawiano nas z powrotem na stadion. Ostatecznie za namową menadżera, Nicki Bille zdecydował się wycofać wszelkie zarzuty, byle tylko pozwolono mu rozwiązać kontrakt na rok przed jego wygaśnięciem (choć to i tak było jedynie kwestią czasu). To było piekło – mówił Nielsen – najpierw poprosiłem o pomoc mamę, ale kiedy skończyły im się pieniądze i nie mogli już opłacać mojego czynszu, moja dziewczyna i ja musieliśmy spać w samochodzie. To była jego ostatnia noc we Włoszech. Następnego ranka po meczu rezerw (który według niektórych źródeł miał skończyć się dla niego tragicznie, bo uderzeniem sędziego i zawieszeniem na 8 meczów) spakował się i wrócił do Danii, żeby lizać potężne rany wojenne.
To nie był koniec problemów duńskiego „El Pistolero”. Jego kolejna przygoda z zagraniczną piłką również miała opłakane skutki. Erupcję talentu Nielsena datuje się na czas bezpośrednio po słynnym turnieju U-21 we francuskiej Tuluzie, gdzie został najlepszym strzelcem turnieju i poprowadził Danię do finału (przegrana 2:3 z Wybrzeżem Kości Słoniowej). Pojawiło się zainteresowanie ze strony Evertonu, który miał oferować 3 miliony funtów, ale napastnik zdecydował się na testy w Hajduku Split. Okazało się jednak, że Vucević wcale nie chce postawić na Duńczyka i oddelegował go w rodzinne rejony na dzień przed sparingiem, w którym początkowo miał wystąpić. Brutalne zderzenie z rzeczywistością nie zraziło jednak Nielsena do dalszych podbojów.
Ostatni czarter do Hiszpanii
Każdy człowiek o zdrowych zmysłach dałby sobie chwilę wytchnienia od zagranicznych wojaży celem ustabilizowania formy i przyjęcia nowej, być może bardziej dojrzałej strategii, szturmowania europejskich klubów. To miał być dopiero początek jego wielkiej przygody. Choć niewiele wskazywało na to, że jeszcze kiedyś uda mu się wyrwać z rodzinnej Skandynawii, on nie ustawał w próbach mając ogromne wsparcie menadżera i rodziny. Karta w końcu musiała się odwrócić.
Jest środek nocy. Okienko transferowe zaraz zostanie zamknięte. To już naprawdę, ostatnie godziny. Dzwonek telefonu przerywa ciszę. 2:30. Kto może wydzwaniać o tej godzinie? Nielsen przebywa właśnie na zgrupowaniu kadry narodowej, dzieląc pokój ze swoim kuzynem, ówczesnym graczem Brøndby, Danielem Wass. Żaden z nich nawet w najśmielszych snach nie domyślał się, co może się za chwilę wydarzyć.
- Czego chcesz o 2:30 w nocy? Co się dzieje, Niko? – pyta nieco zaspany Nicki Bille.
- Mam klub, który jest Tobą zainteresowany.
- I dlatego dzwonisz o tej porze?
- Tak, myślę, że chcą zająć miejsce Nordsjælland. Powiedzieli, że musimy się zebrać tak szybko, jak to tylko możliwe.
- No zaraz, zaraz, ale co to za klub?
- Villarreal.
- Jaja sobie ze mnie robisz?
Nicki Bille biegnie na pierwszy pociąg do Kopenhagi. Napastnik ma polecieć wraz z Juriciem do Palma de Mallorca (lot planowany na 10:50 we wtorek), a następnie do Walencji. Tam już czeka szofer, który podrzuci ich do siedziby klubu. Wszystko jest dopinane na ostatni guzik w porażającym tempie. Klamka zapadła. O 21:30 Nielsen stał się pełnoprawnym zawodnikiem Villarreal. Do zamknięcia okienka transferowego wciąż pozostały dwie i pół godziny. Hiszpanie uśmiechają się do Juricia, jeszcze nigdy tak szybko nie domknęli transferu, a on sprawia wrażenie wyluzowanego, ale trzęsą mu się ręce. Kiedy wszystkie formalności zostały już dopełnione, panowie w końcu mogą odetchnąć z ulgą, zjeść coś innego niż sucha kanapka w czasie lotu. W domu, w Farum, wszystko wyglądałoby inaczej.
Jeszcze 4 lata wcześniej Nicki Bille był o krok od powieszenia butów na kołek, sytuacja wyglądała dramatycznie, wkradła się potężna demotywacja. Reggina zgniotła moje marzenia – nie omieszkał powiedzieć Nielsen. Relacja Nielsa Schacka z bt.dk świetnie oddaje emocje towarzyszące napastnikowi i jego menadżerowi w czasie dopinania kontraktu, który zmienił całe życie duńskiego napastnika i dał mu kolejny, lepszy start. Nic dziwnego, że mówiło się wówczas o całkowicie nowej przygodzie, która właśnie się rozpoczęła.
Nicki Bille Nielsen całkiem nieźle radził sobie w Hiszpanii. W sezonie 2009/10 strzelił 8 goli w 21 meczach. W ekipie rezerw 33-krotnie wymaszerował na murawę i zanotował 5 trafień. Nigdy nie był wybornym strzelcem, ale zaangażowanie to ostatnie, czego można mu było odmówić. Głównie dzięki temu zaskarbił sobie całkiem niezłą sympatię Hiszpanów, którzy niejednokrotnie wymieniali go w nagłówkach swoich artykułów (nie tylko w kontekście gryzienia policjanta). Zresztą, Duńczyk ma potężne szczęście do debiutów. W pierwszym swoim meczu w nowych barwach stanął oko w oko z Ponferradina, a rezerwy Villarreal wygrały 5:1 - Nicki Bille trafił na 3:0 i 4:0.
Również w tym okresie kariery nie obeszło się bez wybryków niesfornego napastnika. W trakcie meczu U-21 pomiędzy Hiszpanią a Danią doszło do utarczki pomiędzy Nielsenem, a Victorem Ruizem. Ten drugi zapytał „El Pistolero” dlaczego nie strzela bramek i dorzucił popularne, hiszpańskie przekleństwo „hijo de puta”, na co Nielsen odpowiedział… golem i wiwatowaniem na wprost swojego rywala. Ruiz nie wytrzymał ciśnienia i uderzył przeciwnika prosto w twarz, na co on nawet nie zdołał zareagować. Niespodziewanie, to Nicki Bille zachował się bardziej dojrzale i nie wdał się w bójkę, jak to miał jeszcze w zwyczaju kilka miesięcy temu. Po meczu przyznał, że mógł nie prowokować Ruiza takim zachowaniem, ale duma nie pozwoliła mu zachować się inaczej. To był impuls.
Duńczykowi nigdy nie udawało się trzymać nerwów na wodzy. Taki wybuchowy napastnik nie jest w stanie nagle zmienić swojego charakteru: może jedynie nauczyć się nieco kontrolować emocje. Statystyki są jednak bezlitosne. Chociaż wypożyczenie do Elche dobrze wpłynęło na karierę Nielsena, który mógł dopisać do swojego CV 37 meczów i 11 bramek w kolejnej hiszpańskiej ekipie, to nie obeszło się bez niechlubnego zestawienia żółtych kartek. Duńczyk 14 razy wylądował w sędziowskich protokołach.
Bałkańska krew duńskiego „Picasso”
Nicki Bille Nielsen nie jest typowym przedstawicielem rodu Wikingów. Jak sam mówi, płynie w nim gorąca krew, a jego przyjaciel z dzieciństwa zawsze zwykł nazywać go „Bałkańczykiem” ze względu na jego temperament. Zresztą, nie trzeba posiadać wielkiej wiedzy o duńskim napastniku, żeby stwierdzić, że daleko mu do chłodu w ocenie sytuacji. I na boisku, i w życiu prywatnym nie trzyma nerwów na wodzy, jego postępowania naznaczone są (często zgubną) działalnością instynktów.
Duńczyk swoje „ja” wyraża tatuowaniem ciała, a każdy tatuaż ma dla niego ogromne znaczenie. Jednym z najbardziej rozpoznawalnych jest oczywiście pistolet normalnych rozmiarów, który zdobi jego brzuch oraz 2 anielskie skrzydła z aureolą. Trudno nie zauważyć, że Duńczyk traktuje tatuaże jako formę sztuki i w jednym z wywiadów przyznał, że nie bez przyczyny ludzie nazywają go… „Nicki Picasso”. Całość miała zobaczyć Tone Damli Aaberg, w której jeszcze kilka lat temu podkochiwał się Nielsen i wykorzystywał każdą sytuację, by zamienić z nią chociażby słowo. Skandynawskie gazety rozdmuchały relację Nicki Bille’a, szczególnie zwracając uwagę na jedno z wydarzeń pomeczowych, gdy pomachał do piosenkarski będącej na trybunach i jeszcze w szatni żartował sobie, że można było poczuć miłość unoszącą się w powietrzu. Romanse Nielsena to jednak osobna kwestia, którą zdecydowanie nie warto się zajmować. Znacznie ciekawiej prezentuje się historia „14”, którą napastnik wytatuował sobie na lewym nadgarstku. Jest to bezpośrednie nawiązanie do Gutiego, który jest wielkim idolem Duńczyka. I choć są zawodnikami zupełnie innego typu, to sam „El Pistolero” przyznaje, że widzi siebie właśnie w nim. Zresztą, Nicki Bille ma szczęście do swoich ulubieńców, bowiem po meczu z Milanem w czasie kontroli antydopingowej urządził sobie krótką pogawędkę z samym Ronaldo. Gwiazda światowego formatu miała problem z oddawaniem moczu, dlatego to Nielsen udał się na testy za co po następnym meczu otrzymał pamiątkową koszulkę.
(źródło: instagram.com/ @nickibille14)
Wydawać by się mogło, że za ta fasadą skandalisty-twardziela znajduje się piłkarz, który ma umiejętności, ale w pewnym momencie swojego życia za bardzo się pogubił i teraz jest już za późno na naprawę wizerunku i przeszłości. Nicki Bille Nielsen nie cofnie czasu, nie zmieni swojego gorącego temperamentu, ale nawet jego przyjaciele dostrzegli w nim pewną zmianę. Według Jespera Hansen, ma wielkie serce i jest naprawdę dobrym człowiekiem. Na boisku jest walczakiem, który ciężko pracuje na każdym treningu. Być może, gdy był młodszy lubił imprezy i rozboje, ale teraz zdołał się ustatkować i rodzina jest dla niego naprawdę ważna. Sam zainteresowany w pierwszym wywiadzie dla Esbjerg przyznał, że to jego bliscy są dla niego najistotniejsi, a między słowami dało się wyczuć potrzebę stabilizacji. Zresztą, coś w tym jest skoro jeszcze w Rosenborgu, aż 80% koszulek było sprzedanych właśnie z jego nazwiskiem (trafiały głównie do grupy z przedziału wiekowego 5-17).
W obecnej sytuacji można odnieść wrażenie, że Lech oprócz pieniędzy na transfer, będzie musiał pozostawić w odwodzie pokaźną sumę na teoretyczne szkody, jakie może spowodować Nielsen, ale kto wie, może naprawdę te wszystkie przygody dały mu ostro popalić i na dobre skończył z młodzieńczymi wybrykami? Boisko zweryfikuje jego potencjał i to, czy stanie się wzmocnieniem poznańskiego Lecha.
Źródła: theguardian.com, bt.dk, aftenposten.no, tv2.no, jyllands-posten.dk, dagbladet.no, esbjerg.lokalavisen.dk, slobodnadalmacjija.hr, historiasdesegunda.wordpress.com.