Szkło zamiast żelaza. Nie-Wiking, Thomas Rogne
2017-07-12 22:34:47; Aktualizacja: 7 lat temuWieczne kontuzje zahamowały jego rozwój i skomplikowały życie, ale mimo wszystko nigdy nie myślał o tym, żeby definitywnie odwiesić korki na kołek. Historia jakich wiele? Nie do końca.
Wyobraź sobie, że po pół roku budzisz się w krzywym zwierciadle. Mimo zapewnień lądujesz w rezerwach, zostajesz odcięty od pierwszej drużyny. Jakby ktoś postawił potężny mur. Żadnych wspólnych posiłków, żadnych treningów. Nikt nawet nie śmie kiwnąć głową w twoim kierunku, nie wspominając o uśmiechu.
A teraz pomyśl sobie, że to wydarzyło się naprawdę.
Delikatny kruszec Popularne
La Manga Cup, ostatnie 5 minut meczu z Krylją Sowietow.
Masz 17 lat, przed tobą wielka kariera. Wydaje się, że jedynym problemem jest zachowanie zdrowego rozsądku. Przecież nie możesz dać się ponieść fantazji, jeszcze nie teraz. Stabæk pewnie wygrywa spotkanie, wchodzisz na ogony. Kilkanaście sekund zmienia wszystko.
Jeśli zdrowie byłoby najważniejsze, Thomas Rogne nigdy nie zainteresowałby się piłką. Mniejsze lub większe kontuzje nie pozwalały mu złapać stabilizacji w pełnym tego słowa znaczeniu. Wszystko zaczęlo się, gdy był nastolatkiem i dostał wyrok: ponad 9 miesięcy przerwy od futbolu. Defensor podkręcił kolano, pojawiło się podejrzenie naderwania więzadła. Organizm odmówił posłuszeństwa po raz pierwszy.
Na tym ta opowieść mogłaby się zakończyć. Rogne tułałby się po skandynawskich klubach i pewnie czerpałby znacznie mniejszą radość z piłki nożnej. Los miał na niego zupełnie inne plany. Ten los miał na nazwisko Mowbray i dostrzegł coś znacznie większego w tym nikomu nieznanym dzieciaku.
„Ten 19-latek zebrał już całkiem niezłe doświadczenie w lidze norweskiej. Tak to jest: czasem podstawę drużyny stanowią zawodnicy z pewną marką, czasem ściągasz takich, którzy rozkwitną pod twoim okiem”, mówił szkoleniowiec Celtiku w rozmowie z thescottishsun.co.uk. Ryzyko było niewielkie. Rogne już wtedy prezentował pewien określony poziom, więc klub zdecydował się wyłożyć 220 tys. funtów i ułożyć sobie zawodnika. Szybko głos w sprawie zabrał Vidar Riseth, który swojego czasu na szkockiej ziemi też pojawił się znikąd. Określił go największym norweskim talentem ostatniej dekady. Był pewny, że młody defensor przebije się do pierwszego składu i ugruntuje swoją pozycję.
Rogne pod okiem Mowbraya popracował zaledwie pół roku. Trener stracił pracę, a zmianę można potraktować jako punkt zwrotny w karierze obrońcy. I to bynajmniej nie z powodu nowego szkoleniowca: klubowa legenda, Niel Lennon, był przecież świetnym wyborem. Powróciły demony przeszłości.
„Grałem za każdym razem, gdy tylko byłem w stanie, ale to wszystko było takie rwane. Dwa, trzy tygodnie bez kontuzji, a potem znowu. Zwykle chodziło o niewielkie urazy mięśniowe”, tłumaczył Rogne dla expressen.se. Trudno w tym momencie powiedzieć w czym tkwił problem, ale sam zawodnik podkreślał, że nie do końca czuje swoje ciało. Nie wiedział, jakie obciążenie jest w stanie wytrzymać, treningi były bardzo intensywne. Dodatkowo, młody piłkarz nie miał wówczas pojęcia, że rozciąganie jest tak istotnym elementem – pojął to dopiero po pewnym czasie.
Kontuzje na stałe wpisały się do jego terminarza. Ot, przykra rutyna. A trzeba przyznać, że Rogne oferował cały wachlarz urazów: od kolan, przez więzadła, po ścięgna udowe. Właśnie przez te ostatnie wypadł na kolejne 6 tygodni, zahaczając jednocześnie o końcówkę sezonu. Pytany o przerwę odpowiadał bez cienia zawahania: „Będzie tak samo ciężko jak zwykle. To już nudne, ale nie mam powodów, żeby się załamywać” (dailyrecord.co.uk).
Ostracyzm
Odporność psychiczna zawsze była jego mocną stroną. Trudno się dziwić skoro wielokrotnie był już na granicy wytrzymania i wielu na jego miejscu uznałoby to wszystko za zbędne cierpienie. Zwłaszcza, że kontuzje uniemożliwiały mu złapanie nie tylko rytmu meczowego, ale i swego rodzaju stabilizacji w drużynie. Problemy pojawiły się już w Szkocji, gdy przyszło do przedłużania umowy.
„W ostatnim sezonie nie grałem zbyt wiele. Do urazów doszły negocjacje, kończył mi się kontrakt. Właściwie to nastawiałem się na pozostanie w drużynie. Była tylko jedna rzecz… Nie czułem, że są ze mnie zadowoleni. To nie tak, że trener mnie nie chciał – chodzi o biznesmena, który ze mną negocjował. Miałem wrażenie, że trochę ze mnie kpił. Na początku wydawało mi się, że szybko się dogadamy, a potem zrobiło się nieprzyjemnie, jakby rzucili mi pierwszą lepszą ofertę”, żalił się w norweskiej prasie defensor (przypr. red. tłumaczenie ze szwedzkiego expressen.se). Celtic nie pozostał obojętny. Szybko ściągnął Thomasa na dywanik i nałożył na niego karę finansową, powołując się na punkt w umowie mówiący o zakazie udzielania wywiadów w kontekście klubu w czasie przerwy reprezentacyjnej. Sprawa szybko rozeszła się po kościach. Dużą rolę odegrał sam szkoleniowiec, który zabrał młodego piłkarza na stronę i uciął z nim krótką pogawędkę. „Pokazałem mu cytaty, a on stwierdził, że nigdy czegoś takiego nie powiedział. Ja mu wierzę. Szczery z niego chłopak.”, podkreślił Lennon dla dailyrecord.co.uk.
Tylko, że to nie był jedyny moment, kiedy kwestie pozasportowe brały górę i dobijały jeszcze bardziej niż chroniczne urazy. Znacznie cięższa przeprawa czekała na niego w Wigan. Gorszego początku nie mógł sobie wymarzyć: kontuzja łydki wykluczyła go z większej części sezonu przygotowawczego. Nie miał możliwości zgrać się z drużyną i przede wszystkim przekonać do siebie szkoleniowca. Udało się – miał trochę szczęścia, przebił się do pierwszego składu i jesienią rozegrał 12 meczów. Radość nie trwała zbyt długo, bo uraz powrócił ze zdwojoną siłą, wykluczając go na pół roku. Po powrocie musiał stanąć oko w oko z zupełnie inną, wykrzywioną rzeczywistością.
„Nowy trener powiedział wprost, że nie będzie na mnie stawiał, chociaż wcześniej przekazano mi zupełnie inne informacje. Wyleciałem z pierwszej drużyny i nie tylko razem nie trenowaliśmy, ale nawet nie jedliśmy wspólnie posiłków. Bez wątpienia był to niesamowicie trudny czas. Oni nawet przestali się ze mną witać…”, opowiadał Thomas dla budstikka.no. Nawet wtedy starał się myśleć pozytywnie. Ciężko pracował z drugą ekipą i stale był w gotowości, gdyby pojawiła się oferta z innego klubu…
Dajcie mu nowe kolana, a podbije świat
Cierpliwość się opłaciła. Thomas Rogne wyczekał odpowiedni moment i uciekł w znacznie bardziej przyjazne rejony, bliższe jego sercu. Do Szwecji. IFK Göteborg zapewnił mu stabilizację, a zawodnik szybko spłacił kredyt zaufania, stając się kluczowym elementem układanki. Był to pierwszy klub od dawna, w którym poczuł się dobrze. I chociaż na początku zarzekał się, że będzie mówił tylko po norwesku… Stworzył coś na kształt połączenia norweskiego i szwedzkiego, tzw. svorsk. Obrońca nie tylko wplatał norweskie słowa do szwedzkich konwersacji, ale i stwarzał nowe, będące mieszanką obu języków – zarówno pod względem morfologicznym jak i fonetycznym.
Po raz kolejny chwilę radości okupił długotrwałym cierpieniem.
Sierpień, 2015 r. Druga połowa meczu z Gefle.
Sytuacja 1 na 1, pozornie bardzo prosta. Thomas Rogne ma zrobić to, co zrobiłby każdy solidny obrońca. Obrót, odbiór i oddalenie zagrożenia. Coś poszło nie tak. Lewe kolano nie wytrzymało, wykręciło się w sposób nienaturalny. W szatni przede wszystkim zadał sobie pytanie: jakie jest znaczenie życia? Długo nie pozostał sam z myślami, zaraz zbiegli do niej rodzice. Mama natychmiast się rozpłakała. Zadzwoniła do brata, który też nie mógł powstrzymać łez.
Według aftenposten.no, defensor nawet po 5 miesiącach od urazu nie chciał oglądać nagrania z tego meczu. „To było coś, co robisz 500 milionów razy w karierze, ale tym razem poczułem, że moje kolano dziwnie się wykręca i zdałem sobie sprawę, że chodzi o więzadło. Gdy słyszysz kolano w kolanie, od razu wiesz, że to poważne”. Rogne był załamany. W końcu udało mu się złapać jakiś rytm, wszystko szło zaskakująco dobre i nagle „błyskawica przecięła czyste niebo”.
Czuł się znacznie gorzej niż w 2008 roku, gdy po raz pierwszy więzadło krzyżowe nie wytrzymało. Szybko znalazł motywację do działania. Za drugim razem było znacznie trudniej. „Wiodłem bardzo szczęśliwe życie i nagle wszystko mi odebrano. No dobrze, nie wszystko, to tylko piłka, ale znaczy dla mnie niesamowicie dużo. O to chodzi w moim życiu. Czułem się, jakbym stał na krawędzi wzgórza. Płakałem każdego ranka przez mniej więcej dwa tygodnie… Nie docierało do mnie, co się w ogóle stało. A kiedy już dotarło… Było mi jeszcze trudniej. Płakałem jeszcze więcej”, próbował przywołać trudny okres w rozmowie z tym samym portalem.
Rogne po raz pierwszy w swojej karierze nie mógł się pozbierać. Co z tego, że był już prawdziwym weteranem wszelakich urazów, jak ten był najmocniejszy, najdłuższy i mógł być najbardziej poważny w skutkach. Sporo czasu minęło zanim znalazł jakąkolwiek motywację do treningów. Odpuścił, porzucił dietę. „Kiedy jesteś piłkarzem, trzymasz się z daleka od niektórych dań, ale ja po raz pierwszy w życiu pomyślałem sobie: teraz odpoczywam. Podróżowałem, jadłem dobre jedzenie i nawet piłem trochę wina. Korzystałem z życia, troszeczkę, po prostu”, opowiadał zawodnik. Punkt zwrotny nastąpił dopiero po 3 miesiącach od momentu urazu. Bierność ustąpiła miejsca „chorej motywacji”.
Thomas Rogne wygrał chociaż był bliski załamania. Dopiero po zakończeniu rehabilitacji był w stanie opowiadać o swoich trudnych doświadczeniach. „W takich chwilach uświadamiasz sobie jak wiele radości daje piłka, jaka to jest wspaniała robota. Ostatnio pojawiło się mnóstwo wywiadów czy nawet książek, w których piłkarze po zakończeniu kariery opowiadają o tym, że ich życie było świetne. Ja już tego doświadczyłem. Musisz doceniać to, co masz.”, podkreślał zawodnik w rozmowie z Peterssonem dla fotbollskanalen.se. Kontuzje nauczyły go cierpliwości, wzmocniły psychikę i ukształtowały jako piłkarza. Trener Lennartsson, który prowadził go w Göteborgu starał się zapewnić mu trochę wsparcia: „Thomas dał nam naprawdę dużo w zeszłym sezonie. Był najlepszym obrońcą w szwedzkiej lidze! Potem pojawił się ten uraz, ale on wrócił lepszy niż kiedykolwiek. Jego podejście, siła mentalna sprawią, że jeszcze zajdzie daleko. Porównałem go do Nicklasa Lidströma. Ten hokeista wygrał NHL, gdy miał 41 lat!, wypowiadał się szkoleniowiec dla tego samego portalu.
Wciąż ma marzenia, jego zapał wcale nie jest mniejszy niż kilka lat temu. Jedno nigdy nie pozostanie zrealizowane, wypowiedziane na łamach fotbolskanalen.se: „Chciałbym się urodzić z drugą parą kolan. Chciałbym nie być aż tak podatny na wszelkie urazy, zerwania, naderwania i tego typu rzeczy. Ale to niemożliwe”. Lech niewiele traci decydując się na transfer Thomasa. W szklanym ciele zaklęty jest żelazny, mocarny duch, którego nie da się złamać.
ŹRÓDŁA: aftenposten.no, dagbladet.no, thescottishsun.co.uk, expressen.se, dailyrecord.co.uk, budstikka.no, fotbollskanalen.se (Linus Petersson)