Tak się robi pressing! Kolejne zwycięstwo Arki u siebie
2016-08-13 17:56:59; Aktualizacja: 8 lat temuZaczęli wysoko i imponowali reakcją po stracie, wyczuciem, zaangażowaniem. Nie przeszkadzały niedokładność, czasem lekki chaos – był pomysł, były też efekty i pełna dominacja.
Koncentracja mentalna i boiskowa
Arka zaczęła bardzo dobrze. Podopieczni Nicińskiego od pierwszych minut ustawiali się blisko rywala, dość wysoko, żeby po pierwsze wybić go z rytmu, a po drugie usprawnić realizację planu: „odbiór-atak”. Ogromną rolę odgrywała tutaj rotacja w ofensywnej części formacji. Na próżno było wypatrywać stagnacji: Szwoch zastępował Zjawińskiego na szpicy, gdy tamten schodził do boku i odwrotnie. Świetnie spisywał się Zbozień, który dobrym występem w Pucharze Polski wywalczył sobie pierwszy plac na dzisiejszy mecz: jego wrzuty z autu stwarzały sporo chaosu w polu karnym Śląska, a w 9. minucie sam stanął przed szansą na wyprowadzenie swojej drużyny na prowadzenie po tym jak Warcholak wrzucił futbolówkę z bocznego sektora. Zbozień wykorzystał pinballowy zamęt, urwał się defensywie wrocławian i całkowicie niekryty uderzył w kierunku bramki Pawełka będąc gdzieś w okolicach „szesnastki”. Mało brakło, a bramkarz rywala nie odnalazłby się w zaskakującej sytuacji. Trzeba przyznać, że zawodnik „Miedziowych” szybko wgryzł się w meandry strategii arkowców. Nie miał najmniejszych problemów z komunikacją, bardzo dobrze się ustawiał i szkoleniowiec wyciągnął z niego to, co ma najlepsze – podłączanie się do ofensywy. Chwilę później swoich sił w indywidualnej akcji próbował Marcjanik – delikatnie wbił się w pole karne przeciwnika i niepostrzeżenie pokusił się o strzał. Zabrakło mu naprawdę niewiele.
Na efekty nie trzeba było długo czekać. Arka potrafiła się świetnie zorganizować w ataku, co było idealnie widoczne na moment przed pierwszą bramką, która padła po uderzeniu z 11. metra w 14. minucie tego spotkania. Marcus nie miał najmniejszych problemów, żeby zamienić „jedenastkę” na bramkę po faulu Dankowskiego na Warcholaku. Zanim to jednak nastąpiło…Popularne
Arkowcy wykorzystali wrzutkę z autu Zbozienia, zagęścili boczny sektor i przenieśli ciężar gry, gdzie po przyjęciu piłki przez Yannicka, na czystą pozycję wyszedł Warcholak.
Bardzo istotnym elementem gry podopiecznych Nicińskiego było… samo ustawienie. Dzięki bardzo szerokiemu rozstawieniu obrońców, gospodarze byli w stanie wykorzystywać całą szerokość boiska.
Zbozień i Warcholak niejednokrotnie ustawiali się w równej linii, co pomocnicy zasilając ofensywę Arki.
Co ciekawe, pomimo sporej niedokładności w środku pola, żółto-niebiescy i tak potrafili wyjść obronną ręką. Kluczowym było zagęszczenie – nawet jeśli wkradły się jakieś problemy z przyjęciem, zawsze ktoś zdołał zameldować się na asekuracji i albo opóźnić atak wrocławian, albo przenieść piłkę w inny sektor boiska. Nieco gorzej prezentowały się pojedynki główkowe i stałe fragmenty gry w wykonaniu arkowców. Owszem, Szwoch nie miał problemów, żeby w trakcie akcji utrzymać futbolówkę przy nodze i znaleźć lukę w szeregach Śląska, ale jego rzuty rożne były przeciągnięte i nie znajdowały adresata.
Pełna dominacja
Śląsk nie tylko nie potrafił zorganizować się na własnej połowie będąc ciągle naciskanym przez przeciwnika, ale i nie był w stanie utrzymać się na połowie rywala. Idealnie było to widoczne w momencie wprowadzania piłki do gry z linii obrony – defensorzy pod presją popełniali proste błędy, przez co futbolówka nie miała jak znaleźć się choćby w pobliżu ofensywnej części formacji. Wszystko dzięki modelowemu pressingowi, który świetnie współgrał z reakcją po stracie.
Arkowcy podchodzili bardzo wysoko, osaczali swojego rywala, naciskali go i… właściwie to nawet nie starali się być bardzo agresywni. Po prostu robili dużo ruchu w wyższych sektorach boiska. To wystarczyło, żeby doprowadzić do zamętu w szeregach wrocławian.
Jedyną dobrą akcję Śląska można było odnotować w 64. minucie. Alvarinho posłał piłkę z narożnika boiska wprost na głowę Kokoszki, który starał się ją przedłużyć do niekrytego Celebana. Zabrakło naprawdę niewiele, żeby futbolówka zatrzepotała w siatce po uderzeniu z najbliższej odległości. Trzeba jednak przyznać, że był to jeden z naprawdę nielicznych momentów, gdy kibice Arki mogli wstrzymać na chwilę oddech. Owszem, wrocławianie mogli być groźni po stałych fragmentach gry, ale zachowywali się bardzo niechlujnie, nie czuli piłki, nie potrafili wykorzystać darów od losu i w jakiś sposób przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść.
W tym czasie Arka dalej grała swoje. Naprawdę świetnie wyglądały jej odbiory, po których z łatwością była w stanie przejść do ataku – płynnie i szybko. Tylko jeden raz w ciągu całego meczu, za Siemaszko nie podążyła reszta drużyny, przez co akcja „spaliła na panewce”. W innych przypadkach nie brakowało możliwości zaskoczenia przeciwnika.
W grze arkowców nie brakowało finezji. W 66. minucie Marcus pograł ze Szwochem na jeden kontakt, ale sędzia dopatrzył się pozycji spalonej.
Już w samej końcówce uwidocznił się typowy dla Siemaszko tryb: „joker”. Weteran Arki ofiarnie wyłuskał piłkę w środku pola, posłał ją do przodu, na Marcusa, a ten starał się płasko, wzdłuż bramki dokleić futbolówkę do nogi Szwocha. Pomocnik gospodarzy o mały włos nie przypłacił tego groźnie wyglądającą kontuzją ręki, ale ostatecznie nie zdołał choćby musnąć piłki.
Bohater wcześniejszej akcji na tym nie poprzestał. Arkowcy wykorzystali zamieszanie po urazie Szwocha i… mieli naprawdę masę szczęścia. Marcusowi rożny nie wyszedł, ale futbolówkę wprost pod nogi Siemaszki wybił Madej. To wystarczyło, żeby pomocnik uderzył z półwoleja i ustalił wynik tego spotkania.
Śląsk właściwie nie istniał. Podopieczni Rumaka nie potrafili zorganizować się na boisku, całkowicie skapitulowali w obliczu takiego pressingu gospodarzy. Sam Goncalves nie był w stanie pociągnąć sparaliżowanej drużyny do przodu. Drużyny, która tak naprawdę mogła wywiesić białą flagę – nie zrobiłoby to żadnej różnicy.
Arka Gdynia – Śląsk Wrocław 2:0 (1:0)
Bramki: Marcus (14’ k.), Siemaszko (88’)
Arka Gdynia: Jałocha [3,5] – Zbozień [4], Marcjanik [4], Sołdecki [3], Warcholak [4] – Łukasiewicz [3,5], Yannick [3,5] (38’Marciniak [3]) – Marcus [4,5], Szwoch [4,5], Bożok [4] (84’ Błąd), Zjawiński [3,5] (65’ Siemaszko [4,5]).
Śląsk Wrocław: Pawełek [3] – Pawelec [3], Celeban [3], Kokoszka [3], Dwali [3] – Dankowski [1,5] (46’ Gosztonyi [2,5]), Stjepanović [2,5], Goncalves [4], Morioka [2,5] (46’ Madej [2,5]), Alvarinho [2,5], Mervo [1,5] (81’ Biliński).
Żółte kartki: Bożok, Zjawiński – Pawelec, Kokoszka, Stjepanović, Madej, Biliński.
Widzowie: 9507
Sędzia: Daniel Stefański [2]
Plus meczu według Transfery.info: Mateusz Szwoch (Arka Gdynia)