Talent na rozdrożu: Lukáš Čmelík
2017-02-08 16:43:10; Aktualizacja: 7 lat temuJanosik, buntownik, enfant terrible. Alkohol i niesubordynacja o mały włos nie zatrzasnęły mu drzwi do kariery, a długotrwała kontuzja stanowiła gwóźdź do trumny. Teraz wstaje z kolan i poszuka wsparcia u trenera Látala.
Piłkarskie cmentarzysko
Obawiam się, że gdyby istniały miasta umarłych talentów, byłyby to wielkie, ziejące pustkami aglomeracje. Gdzieś pomiędzy żelbetowymi kondygnacjami przemykałyby się duchy tych, którzy zbłądzili, zachłysnęli się swoją popularnością lub po prostu nie byli na nią gotowi. W tej zamkniętej społeczności wielu już w tym momencie znalazłoby miejsce dla Lukáša Čmelíka. Ma dopiero 20 lat, ale jego kariera już wielokrotnie wisiała na włosku. Ostatnio, zaledwie półtora miesiąca temu.
Popularne
„Myślę, że nie ma w tym nic złego, że człowiek mając 3 tygodnie wolnego spotka się z przyjaciółmi. Mam za sobą naprawdę trudny czas i wydaje mi się, że każda młoda osoba ma prawo, żeby raz w roku się pobawić”, powiedział w rozmowie z pluska.sk, gdy wypłynęło powyższe zdjęcie z jednego z barów.
Wydawało się, że Słowak ma już za sobą okres buntu, ale chyba nie do końca wyciągnął wnioski ze swoich wcześniejszych przygód. To nie był jego jednorazowy wyskok. Odkąd ukończył 18. rok życia sprawiał ogromne problemy wychowawcze i odrzucał wszelką pomoc. Wszystko zaczęło się w 2014 roku, gdy on i Peter Lupčo zostali odsunięci od pierwszej drużyny. Powód? Dyscyplinarka. Według oficjalnego komunikatu wielokrotnie łamali zasady obowiązujące w klubie. Wszyscy byli niezwykle rozczarowani, bowiem obaj zawodnicy mieli stanowić o przyszłości drużyny: „Lukáš Čmelík i Peter Lupčo należą do grona naszych najbardziej utalentowanych graczy z akademii w swoich grupach wiekowych. Byliśmy zmuszeni podjąć poważną decyzję, ponieważ nikt nie będzie akceptował takiego zachowania. W tym momencie to zależy tylko od nich, jaką obiorą drogę, jak potoczy się ich kariera”, wyjaśnił Karol Belanik na łamach fortunaliga.sk. Głos zabrał także trener, Adrian Gul’a, który nieco szerzej patrzy na całą sprawę: „Dla Żyliny nie jest najważniejszy potencjał piłkarza, ale także jego styl życia. Pracujemy z młodzieżą, staramy się pokazać im wzorce postępowania, które według mnie są niezbędne dla ich właściwego rozwoju. Jeśli ktoś nie chce podejść do swojej kariery w sposób profesjonalny, nie ma dla niego miejsca w naszych szeregach nawet jeżeli jest bardzo utalentowany. W dzisiejszych czasach sam talent nie wystarczy, liczy się także ciężka praca, a ci dwaj młodzi zawodnicy zawiedli”, powiedział szkoleniowiec na łamach tego samego portalu.
W Żylinie potraktowano to jako ostrzeżenie i nawet w pewnym momencie można było odnieść wrażenie, że Čmelík rzeczywiście nie powieli swoich dawnych błędów: „Czuję wielkie wsparcie – zarówno ze strony klubu, trenerów, jak i kolegów z drużyny. Popychają mnie do przodu. To niesamowite uczucie. Dostałem drugą szansę i zrobię wszystko, żeby udowodnić, że na nią zasłużyłem. Zwykłem mówić, że zawsze jest ta druga strona medalu i życie dało mi ciężką lekcję. Nauczyłem się, że nie każdy przyjaciel jest tym prawdziwym. Muszę przywiązywać większą wagę do tego z kim rozmawiam i na jaki temat. Mam nadzieję, że będzie to przestroga dla innych, bo każdy gracz z akademii ma szansę się przebić, ale nie może się zachowywać tak głupio.”, podkreślał Słowak w rozmowie z profutbal.sk.
Dziś wiemy, że było to mylne wrażenie. Historia zatoczyła koło nieco ponad rok później i… można było mówić o uderzeniu ze zdwojoną siłą. Trener Gul’a stracił nerwy i po raz kolejny odsunął utalentowanego Słowaka od drużyny, a na jaw wyszły jego ogromne problemy.
Janosik, buntownik, enfant terrible. Čmelík swoim zachowaniem zyskał wiele określeń i wielokrotnie trafił na pierwsze strony lokalnej prasy. Trudno było uwierzyć, że ktoś zdoła go ocalić…
Wszędzie przewijało się jedno zdanie: „Ten chłopak potrzebuje pomocy.”. Pierwotnie wypowiedział je sam szkoleniowiec Żyliny, który nie szczędził cierpkich słów, ale były one przepełnione goryczą. „(…) Nie potrafi połączyć kariery, życia prywatnego i profesjonalizmu. Ja naprawdę jestem cierpliwym człowiekiem. Dałem mu 7 albo i nawet 8 „drugich” szans i za każdym razem jest tak samo. Niemniej jednak, nigdy nie mów nigdy…”, wypowiadał się trener m.in. na łamach futbal.pravda.sk. Nic dziwnego, że stracił resztki cierpliwości, jak za każdym razem, gdy z powrotem włączał go do treningów z pierwszym zespołem, gdzieś tam wyciekały zdjęcia z jego nocnych podbojów. Inna sprawa, że Słowak miał nie przyjąć pomocy od klubu. W podobnym tonie wypowiadał się jego menadżer, który według cas.sk miał poświęcić sporo czasu na indywidualne rozmowy z osobami z najbliższego otoczenia Lukáša. Ostatecznie zorganizowano mu nawet ochroniarza, który był z nim non-stop. To także nie pomogło. „Z jednej strony jest ten niesamowity talent od Boga, a z drugiej charakter, ograniczona inteligencja, problem z mentalnością… Mieszka z babcią, całkiem łatwo można ją oszukać, więc nie ma najmniejszych problemów, żeby wymknąć się na imprezę. Alkohol, hazard… Nawet jego koledzy z drużyny próbowali jakoś na niego wpłynąć!”, mówił Csontó.
Kwestie rodzinne mogą być jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy. Na jednym z forów (proftubal.sk) debatowano nad sytuacją Lukáša w domu. Pojawiły się pewne nieścisłości pomiędzy tym, co powiedział menadżer, a co wysnuli kibice. Według nich, chociaż rodzice Słowaka są po rozwodzie, a ojciec miał problemy z alkoholem, to mieszkał on z bratem i matką. Trudno jednak stwierdzić, ile jest prawdy w obu tych teoriach, a sam Čmelík chyba doskonale zdaje sobie sprawę ze swoich tarapatów: „Wiem, że sprawiam dużo problemów, że zrobiłem wiele złego, podjąłem niekoniecznie dobre decyzje i dlatego skończyłem w rezerwach. Jest mi przykro, że rozczarowałem tak wielu, zawiodłem trenera, który zawsze mnie bronił. To wszystko poszło za daleko.”, mówił dla aktualne.atlas.sk. Nawet w pewien sposób posypał głowę popiołem, jakby naprawdę chciał zacząć coś nowego. W obszernym wywiadzie (pluska.sk) wyznał, że jest młody, cieszy się z życia, ale bardzo łatwo wpada w wir imprez i nie patrzy na to, że jutro będzie trenował od samego rana. Był świadomy, że pewne rzeczy nie będą tolerowane w Żylinie, a i tak nadużywał alkoholu, czy przynajmniej raz w miesiącu trwonił pieniądze w kasynach. Nikt nie potrafił przemówić mu do rozumu czy naprowadzić na właściwą drogę.
Prawdziwy żylinianin
Gdyby Lukáš Čmelík osiągnął większą równowagę pomiędzy swoimi wzlotami i upadkami, w tym momencie mówiłoby się o eksplozji jego talentu. Od najmłodszych lat wyróżniał się na tle kolegów nie tylko w swoich grupach wiekowych, więc nic dziwnego, że doczekał się debiutu w pierwszej drużynie w listopadzie 2012 roku (przeciwko Ružomberok), gdy miał zaledwie 16 lat.
Nigdy nie grał poza Żyliną. Do akademii przeszedł płynnie w czasie nauki w szkole podstawowej, a klubowe środowisko stało się jego drugim domem. „Do gry w piłkę namówił mnie kolega z klasy i… jakoś się to potoczyło. Świetnie wspominam pana Slavomíra Konečného, który wprowadził mnie do świata futbolu i był moim pierwszym trenerem. Jestem mu niesamowicie wdzięczny, wiele mnie nauczył ”, opowiadał Lukáš dla talenty-info.sk (instagram.com/ @cmelinho).
Już wtedy prezentował się jako obiecujący napastnik. Strzelał w ważnych spotkaniach, pokazywał się na turniejach międzynarodowych: „Od początku traktowano mnie jako część drużyny, mam świetne wspomnienia”, mówił. Co ciekawe, nie zawsze występował w strefie ofensywnej. W kwestionariuszu utworzonym przez old.futbalsfz.sk opowiedział historię zmagań w Le Havre, gdy w ćwierćfinale nominalny bramkarz złapał kontuzję i jego miejsce między słupkami zajął właśnie Čmelík: „Musiałem wejść na boisko przed samym końcem spotkania. Mecz zakończył się remisem, więc czekała nas jeszcze seria rzutów karnych, a ja obroniłem ostatnie uderzenie”.
O prawdziwym przełomie można było mówić po meczu z Duklą Banská Bystrica podczas wiosennych przygotowań grupy starszej. Słowak w głupi sposób złapał czerwoną kartkę i musiał pauzować przez 5 kolejnych spotkań. Okazało się, że potrzebuje przerwy: „Biegałem dookoła stadionu, skupiłem się na treningu siłowym. No, ogólnie, ciężko pracowałem. Powiedziałem sobie, że muszę się za siebie wziąć inaczej nie będą mnie więcej chcieli w drużynie Opłaciło się.”, podkreślał zawodnik, gdy o jego talencie mówiło się coraz więcej. Trudno się dziwić, że wielu miało co do niego szersze plany, np. trener Hapal zabrał wówczas 19-latka na zgrupowanie kadry do lat 21. Čmelík błyszczał w klubie i zaistniał na arenie międzynarodowej, gdy walnie przyczynił się do dwóch goli (a tym samym zwycięstwa) w meczu z Czechami: „Zdałem sobie sprawę, że jestem pełnoprawnym i bardzo ważnym członkiem żylińskiego społeczeństwa. Ten cały sezon był naprawdę świetny i myślę, że wypadłem bardzo dobrze. Jeśli ktoś kilka miesięcy temu powiedziałby mi, że strzelę 10 goli i wystąpię w niemalże wszystkich spotkaniach, natychmiast bym go wyśmiał. Jestem bardzo zadowolony, że tak wyszło. Wykorzystałem okazję, ciężko pracowałem i chyba było to widać. A reprezentacja? Poezja!”, opowiadał w rozmowie z zilinskyvecernik.sk. Szkoda, że wielki talent nie szedł w parze z chłodną głową i w jego życiu po raz kolejny musiał pojawić się „hamulcowy”.
Przykuty do łóżka
Čmelík dowiódł, że Adrian Gul’a oraz wszyscy związani ze słowacką Żyliną mają jednak granice cierpliwości. Zdecydowano, że najlepszym rozwiązaniem będzie zmiana otoczenia. Co prawda wiązało się to ze sporym ryzykiem, ale na Słowacji nie było nikogo, kto byłby w stanie wpłynąć na buntowniczego piłkarza.
„Liga szwajcarska jest całkiem niezła i wydaje nam się, że Lukáš będzie miał tam idealne warunki do swojego piłkarskiego rozwoju. W klubie panuje rodzinna atmosfera i co najważniejsze, zarząd pracuje z piłkarzami. Tym samym istnieje szansa, że zrobią z niego jeszcze lepszego zawodnika. Zresztą, takie okazje nie zdarzają się codziennie i wierzymy, że skorzysta z tego wypożyczenia”. (sportinak.sk/fot. zilinskyvecernik.sk)
Rzeczywistość okazała się być zgoła inna. Utalentowany Słowak spędził w Szwajcarii 12 miesięcy i nie zdołał zadebiutować w barwach pierwszego zespołu. Tym razem problem nie leżał w jego zachowaniu.
Zaczęło się od kontuzji pachwiny, która na pierwszy rzut oka wcale nie wyglądała tak poważnie – maksymalnie 3 tygodnie i Čmelík miał wrócić do gry. Tak się jednak nie stało. (msport.aktuality.sk)
Badania wykazały, ze jest znacznie gorzej. Młody piłkarz odczuwał ból w okolicach stawu biodrowego i jedyną szansą na powrót do gry i normalnego życia była operacja u specjalisty w Genewie: „Mój stan może się jeszcze bardziej pogorszyć, dlatego muszę zaryzykować i udać się pod nóż. Nie mogę normalnie biegać, nawet nie mogę złożyć się do strzału.”. Najtrudniejsze były pierwsze dwa miesiące. Słowak przeszedł artroskopię i okazało się, że to nie koniec jego problemów, bo niektóre mięśnie były ponadrywane. Lekarz zalecił 16-tygodniowy plan rehabilitacji. „Przez dwa tygodnie byłem przykuty do łóżka. Chociaż bardzo chciałem coś zrobić to nie mogłem. Potem dali mi kule, co również było dla mnie niesamowicie trudne. Początkowo miałem problem, żeby nauczyć się chodzić w ten sposób, ale powoli jakoś zaczęło mi wychodzić…”, z trudem wspominał Lukáš. Dużym wsparciem byli koledzy z drużyny, którzy próbowali podnieść go na duchu: „Najbardziej pomógł mi kapitan, Salatič. To doświadczony zawodnik, zawsze służy dobrą radą. Jednocześnie włączałem sobie hokej i krzyczałem ze szczęścia. Mogłem dać upust emocjom, bo w pokoju obok leżał 70-letni staruszek. Trener także monitorował mój stan zdrowia stale powtarzając mi, że muszę mieć 100% pewności, że nie czuję już żadnego bólu. Stopniowo dodawali mi więcej ćwiczeń: basen, zajęcia mobilizujące mięśnie, jazdę na rowerze.”. Trudno jednak postawić się w sytuacji żądnego gry piłkarza, dla którego znacznie silniejszy musiał być ból psychiczny niż fizyczny. Utalentowany Słowak dostał czystą kartę i mógł w końcu zaprezentować swoje umiejętności bez łatki imprezowicza i buntownika, gdy na drodze stanęła mu kontuzja: „Ludzie zawsze pamiętają te złe momenty. Problemy zdrowotne są znacznie, znacznie gorsze. Człowiek nie może nic zrobić”, podkreślał piłkarz.
Właśnie ta niemoc doprowadziła Čmelíka do skrajnego wyczerpania psychicznego. Być może wykorzystał ten czas, żeby dokonać przewartościowania rzeczy w swoim życiu, wyciągnąć wnioski i wreszcie obrać właściwy kurs. Tym razem bez alkoholu, hazardu i niekończących się imprez. Ma dopiero 20 lat i nie tylko potrzebuje, żeby ktoś wyciągnął do niego pomocną dłoń. Musi wyrazić chęć tej pomocy na co nie do końca pozwala jego buńczuczny charakter. Wydaje się, że trener Látal może być jedną z nielicznych osób , które są w stanie wskazać mu kierunek. Nie toleruje niesubordynacji, a przy okazji jeśli uwierzy w danego piłkarza, to poświęci mu sporo czasu. Lukáš Čmelík stoi na rozdrożu, ale to jeszcze nie czas, żeby zbijać mu deski do piłkarskiej trumny.
ŹRÓDŁA: talenty-info.sk, old.futbalsfz.sk, zilinskyvecernik.sk, fortunaliga.sk, fortunaliga.sk, aktualne-atlas.sk, hlavnespravy.sk, cas.sk, pluska.sk, msport.aktuality.sk.