Te wybuchy, te pościgi: fajerwerki w Kielcach!

2015-12-20 16:55:35; Aktualizacja: 8 lat temu
Te wybuchy, te pościgi: fajerwerki w Kielcach! Fot. Transfery.info
Źródło: Transfery.info

Przerażona w pierwszej połowie Legia nie dała się ugiąć i (być może pod groźbą uwolnienia niedźwiedzia) w końcu wrzuciła wyższy bieg, dobijając Koronę. Wicemistrz Polski pierwszy raz od pięciu lat kończy rok zwycięstwem.

Niedziela, godzina 15.30. Idealna pora na rodzinny obiad, a nie wizytę na stadionie. Odwiedziny znajomych, kawka z bliską nam osobą. Natomiast w Kielcach piłkarze gospodarzy w swoim ostatnim meczu w tym roku podejmowali warszawską Legię, która pewna siebie przyjechała do stolicy województwa świętokrzyskiego. I taka też wyjechała.

Scyzory naostrzone

Nazwa Legia Warszawa na każdego w Kielcach działa jak płachta na byka. Dlatego Marcin Brosz nie musiał specjalnie motywować swoich piłkarzy, którzy mijający rok chcieli pożegnać zwycięstwem. W końcu, jeśli przełamywać złe serie (w ostatnich pięciu meczach Korona zdobyła zaledwie punkt, a na dziewięć spotkań u siebie wygrała jedno i dwa zremisowała), to najlepiej z najlepszymi prawda?

W ten slogan, który w Polsce pojawia się zazwyczaj po losowaniach w europejskich pucharach, uwierzyli również kielczanie. Podopieczni trenera Brosza od pierwszych minut spotkania pokazywali przeciwnikowi, że na ich terenie, to oni będą ustalać warunki gry. Wysoki pressing już na połowie legionistów wprowadzał zamieszanie w szeregach obronnych rywali, a piłka zamiast szybko krążyć między obrońcami Legii, częściej łapała kontakt z obuwiem koroniarzy.

Jeżeli dodamy do tego olbrzymie zaangażowanie gospodarzy, walkę o każdy milimetr murawy Kolporter Areny, to widzimy jak trudne warunki postawiła gościom Korona. Kiedy piłkę przy nodze miał Prijović, od razu doskakiwało do niego dwóch przeciwników, jeśli Guilherme przytrzymał futbolówkę to natychmiast leżał na ziemi po interwencji rywala. Całość dopełniał nieustannie dopingujący swoich podopiecznych trener Brosz.

Jedynym mankamentem w grze gospodarzy była skuteczność. Jeżeli przeciwko Legii gramy z takim zaangażowaniem, że przeciwnicy gubią się i głupio tracą piłki (straty Vranjesa i Jodłowca) to musimy wykorzystywać swoje okazje. A kielczanie wielokrotnie szturmowali bramkę Dusana Kuciaka, najczęściej w tych sytuacjach wymienialiśmy Bartosza Pawłowskiego , Airama Cabrerę, Łukasza Sierpinę, ale tylko ten ostatni zdołał pokonać golkipera gospodarzy. Samego siebie przeszedł hiszpański snajper Korony, który w 11. minucie trzykrotnie położył na murawie Kuciaka, ale nie potrafił zmieścić piłki w pustej bramce.

Czerczesow time

Po gwizdku kończącym pierwszą połowę legioniści nie ukrywali frustracji. Żaden z zawodników wicemistrza Polski nie udzielił wywiadu w przerwie, tylko cała drużyna spotkała się w szatni, aby omówić to, co wydarzyło się do tej pory. Mimo słabej gry legionistom udało się strzelić bramkę wyrównującą, która była impulsem mającym wskrzesić do życia warszawską maszynę i punktem wyjściowym motywacyjnej przemowy Stanisława Czerczesowa.

Właśnie, rozmowy w przerwie spotkania. Każdy gracz popularnej symulacji Football Manager zna ten moment, kiedy jego drużyna przegrywa, a on jako menedżer swoją pogadanką odmienia grę swoich zawodników i losy całego meczu. Chociaż mówimy tu tylko o grze, to Legia jest przykładem polskiej drużyny, która najwięcej bramek z całej ligi zdobywa właśnie w ostatnich trzech kwadransach (po dzisiejszym meczu 22 gole).

Nawet jeśli przykład z popularnej gry możemy traktować z przymrużeniem oka, to wicemistrzowie Polski w drugiej połowie byli zupełnie inną drużyną. Środkowi pomocnicy już nie przegrywali pojedynków z Jovanoviciem i Fertovsem, a zbierali górne piłki i szybko przekazywali je do Guilherme, który był motorem napędowym całej warszawskiej ofensywy. To on w doliczonym czasie gry strzelił wyrównującą bramkę, a po przerwie swoimi KAPITALNYMI podaniami obsłużył Nikolicia i Kucharczyka, którzy nie mieli problemów z umieszczeniem piłki w siatce Korony.

Dzięki dobrej grze w drugiej połowie Legia wywozi z Kielc cenne trzy punkty i pierwszy raz od pięciu lat kończy rok zwycięstwem. Trener Czerczesow zobaczył dziś w stolicy województwa świętokrzyskiego dwa oblicza swojej drużyny, ale żeby myśleć o mistrzostwie Polski trzeba przez 90 minut prezentować wszystko co najlepsze. O to musi zadbać rosyjski szkoleniowiec w okresie przygotowawczym, w którym z pewnością nie zabraknie ciężkiej pracy i nowych twarzy.