Thomas Frank - uśmiechnięty specjalista od emocji w świecie liczb

2021-12-21 18:25:54; Aktualizacja: 2 lata temu
Thomas Frank - uśmiechnięty specjalista od emocji w świecie liczb Fot. Mark D Fuller / Focus Images / MB Media / PressFocus
Redakcja
Redakcja Źródło: Transfery.info

Mówi prosto, ale pobudza wyobraźnię. Zachwyca się nim Jürgen Klopp. Duński trener Brentford udowadnia, że mocna strategia potrzebuje też czegoś więcej - silnej kultury w zespole.

Brentford to dziś wzorzec z Sevres prowadzenia klubu piłkarskiego. To klub zbudowany na liczbach.

Gole oczekiwane pomagały przy podejmowaniu decyzji jeszcze zanim przeszło to do mainstreamu piłkarskiej dyskusji. O rekrutacji piłkarzy często decydują dane - w taki sposób przez lata udawało się odnaleźć piłkarzy niedocenianych na innych rynkach.

Piłkarzy często traktują jak aktywa, które można w odpowiednim momencie zmonetyzować, by wziąć tańszych i młodszych zawodników. Zatrudniano specjalistów od stałych fragmentów gry, czy nawet wyrzutów z autu, by generować jak najwięcej sytuacji w kluczowych miejscach na boisku.

Tak duże skupienie się na liczbach słusznie może budzić wątpliwości, czy przypadkiem nie zapomina się o czymś ważniejszym, czego żadne liczby nie zmierzą - emocji.

A przecież piłka nożna to w dużej mierze emocje, a przygotowanie mentalne w futbolu ma dziś kolosalne znaczenie.

Lecz na szczęście dla Brentford jedną z ważniejszych funkcji pełni ktoś, kto jest od tych emocji specjalistą - trener Thomas Frank.

Rozrywka dla Kloppa

Duńczyk jest z zawodu psychologiem, ale oczywiście o niczym to nie świadczy. Psychologię studiował też choćby pracujący w Wiśle Kraków Peter Hyballa, a jest być może najlepszym przykładem na to, jak trener nie powinien pracować z zespołem. Nie bez przyczyny w ciągu jednego roku zwolniono go z trzech różnych klubów. A w duńskim Esbjerg piłkarze napisali nawet list otwarty domagając się jego odejścia, bo Niemiec nad nimi się po prostu znęca.

Frank jest więc psychologiem, ale jego psychologiczne umiejętności czy inteligencja emocjonalna są bardziej w jego naturze niż efektem nauki na studiach bądź kursach. Duńczyk ma do tego naturalny talent. To człowiek, od którego biją pozytywne emocje. Nie tylko dlatego, że niemal zawsze jest uśmiechnięty. Jürgen Klopp przed meczem Brentfordu z Liverpoolem powiedział, że obejrzał wcześniej konferencję Franka i był nią na tyle urzeczony, że określił te pół godziny “jedną z lepszych rozrywek w ostatnich latach”. Nie było w tym ironii - Duńczyka po prostu świetnie się słucha.

Kultura zjada strategię na śniadanie

Warto posłuchać choćby fragmentu tej konferencji, by zobaczyć jak - używając w sumie prostych słów - Frank potrafi opowiadać o piłce nożnej. Nie są to też komunały, którymi często karmieni są dziennikarze i kibice u innych szkoleniowców.

– Co sprawia, że osiągnęliśmy sukces? Mamy jasną strategię. Ustaliliśmy, jak chcemy grać i dzięki temu wiemy, jakich piłkarzy potrzebujemy. Szukamy ich i sprawdzamy, jak mogliby się dopasować do zespołu. Ale żeby osiągnąć sukces potrzebujesz silnej kultury w organizacji. Jeśli miałbym wybrać kulturę bądź strategię, ta pierwsza zjada tę drugą na śniadanie – opowiadał.

Frank buduje kulturę w Brentfordzie od 2018 roku, kiedy zajął miejsce Deana Smitha, który odszedł do Aston Villi. Wcześniej Duńczyk był jego asystentem przez niemal dwa lata. Co zaskakujące, zanim pojawił się w Anglii, Frank prowadził jeden z większych duńskich klubów - Broendby IF. Odszedł stamtąd, bo szef klubu krytykował go na forum kibiców na koncie swojego syna.

Ale od początku było wiadomo, że Frank wskoczy w końcu na miejsce Smitha. – Kiedy jakiś większy klub będzie chciał zatrudnić Deana, potrzebujemy kontynuacji jego pracy, stabilności – tłumaczył w 2016 roku zatrudnienie Franka były już dyrektor sportowy Brentford Rasmun Ankersen.

Samodzielna praca Duńczyka w Brentford zaczęła się fatalnie. Na początku głównie przegrywał - zwyciężył tylko w jednym z pierwszych 10 spotkań i poważnym zagrożeniem był dla zespołu z zachodniego Londynu spadek z Championship.

Ale wystarczyło po prostu poczekać - w drugiej połowie sezonu drużyna w końcu “kliknęła” i wyszła na prostą. Później na drogę rozwoju, a następnie na drogę awansu do Premier League.

Pewni siebie, ale pokorni

Jeśli jest jedno hasło, które najlepiej oddaje kulturę stworzoną przez Franka w Brentford, to jest to “pewni siebie, ale pokorni”. Duńczyk powtarza to jak mantrę. I znów - nie są to odkrywcze słowa, ale w odpowiednim kontekście mają swoją moc.

Brentford zostało klubem z Premier League, a jego piłkarze zawodnikami z praktycznie najwyższego poziomu. To powinno być powodem do dumy, a stąd - pewności siebie, ale warto jednak pozostać przy ziemi - praca cały czas trwa. Piłka nożna cały czas rzuca kolejne wyzwania.

Dlatego jedną z głównym zasad w klubie jest zasada 24 godzin - po każdym meczu zawodnicy i trenerzy mają dokładnie dobę na to, by pozwolić żyć emocjom, czy to nerwom, smutkowi czy wielkiej radości.

Emocje są ważne, więc nie można ich koniecznie od razu tłumić. Ale po pewnym czasie czasie można skupić się już jedynie na następnym meczu.

Zresztą sam Frank już zaraz po meczu chce dać dobry przykład i jak najbardziej obiektywnie podejść do oceny spotkania. – Mieliśmy przewagę w golach oczekiwanych. Jeśli będziemy tak dalej grać w następnych meczach, będziemy wygrywać – mówił w “Match of the Day” po przegranym 0-1 meczu z Chelsea (w golach oczekiwanych 1.62-0.25).

Wysokie standardy

Drugą mantrą w klubie jest - co znów nie jest zaskakujące - “ciężka praca każdego dnia”. To warunek konieczny do utrzymania silnej kultury.

– My teraz jesteśmy silni, ale to wszystko może się skończyć jak za pstryknięciem palcami. Jeśli nie dba się o wysokie standardy każdego dnia, to z czasem to wszystko może ulecieć – opowiada Frank.

Piłkarze Brentford mówią, że Duńczyk rozumie, jeśli rywal okazał się lepszy czysto piłkarsko. Ale nie potrafi zrozumieć i wybaczyć, jeśli nie widział w zespole intensywności. Ba, jakikolwiek spadek poziomu na treningu też nie jest tolerowany.

Wysoki standard pracy to rzecz u Franka nienegocjowalna. – Potrafię zaufać piłkarzom, gdy widzę jak się zachowują, jak traktują innych, jak pracują. Ważne, by patrzyli dalej niż tylko na czubek własnego nosa – opowiadał w wywiadzie dla “The Telegraph”.

Wysokie standardy oznaczają nie tylko ciężką pracę na boisku, ale też poprawne wykonanie podstawowych, czasem życiowych rzeczy. W wywiadzie dla “The Guardiana” Frank zdradził, że po serii porażek na samym początku jego pracy w Brentfordzie, drużyna odbyła spotkanie.

– Powiedzieliśmy, że jeśli nie zaczniemy być lepsi, spadniemy z ligi. Uznaliśmy, że wszystko zaczyna się od drobnych rzeczy. Do niedawna przymykano na nie oko, ale teraz nie mogliśmy już tego tolerować. Żadnych spóźnień. Nikt nie może się spóźnić. Kiedy przebieramy się w szatni, sprzęt trzeba oddać do kosza, a nie rzucić na podłogę. To takie detale, których uczę swoje dzieci – opowiadał Duńczyk.

Wykonywanie podstaw na wysokim poziomie - to jak refren pobrzmiewa w drużynach o wysokiej kulturze sportowej.

Jak Brentford zmieniło styl

To jak wiele miejsca w rozmowach o piłce Frank poświęca emocjom nie znaczy wcale, że jest to jedynie typ trenera-motywatora. To czasem bywa mylące. Jürgen Klopp latami nabierał dziennikarzy, kibiców i trenerów, że jest głównie dobrym duchem zespołu, a o taktyce decyduje głównie asystent. Nie da się jednak dojść do takiego poziomu, nie będąc znakomitym trenerem pod względem warsztatu taktycznego.

I udowodnił to choćby po awansie do Premier League. Analityk Michael Caley w swoim podcaście mówił, że Brentford gra tak odmienną piłkę, że tak kolosalne zmiany zdarzają się najczęściej po zmianie trenera.

Już pod koniec sezonu w Championship Frank przygotowywał drużynę na grę klasę wyżej. Z zespołu opierającego się na posiadaniu piłki i krótkich podaniach, coraz bardziej stawali się ekipą szukającej zwycięstw w dłuższych zagraniach omijających środek pola. Dziś tylko Burnley częściej zagrywa dalekie podania pod pole karne przeciwnika niż Brentford.

Sam Frank mówi, że to raczej dostosowywanie modelu gry pod konkretnych przeciwników niż szerokie zmiany. Ale Brentford bywa zestawiane z Norwich, które długo nie chciało rezygnować ze swojego ofensywnego stylu gry. I choć to Kanarki skończyły sezon w Championship nad drużyną Duńczyka, to właśnie ekipa z Brentford Community Stadium o wiele lepiej radzi sobie w Premier League - ma 10 punktów przewagi.

Trudno nie dojść do wniosku, że Brentford naprawdę jest dla wielu klubów wzorem. Nie tylko tym oczywistym, że warto zaufać danym, by znaleźć niedowartościowanych przez rynek piłkarzy, ale też innym, że koniecznością jest stworzenie w klubie silnej kultury.

A tę można zacząć budować znajdując trenera takiego jak Thomas Frank.

JACEK STASZAK