TOP 10 2013, czyli co przykuło naszą uwagę. Wybiera Marcin Żelechowski
2013-12-31 14:22:54; Aktualizacja: 10 lat temu Fot. Transfery.info
Rok 2013 powoli się kończy. Postanowiliśmy przygotować dziesięciopunktowe podsumowania, zawierające najważniejsze naszym zdaniem wydarzenia z ostatnich dwunastu miesięcy.
Kolejność w stu procentach przypadkowa.
Dominacja Bayernu
Swego czasu wszyscy zachwycali się hegemonią Barcelony, słynną „tiki-taką”, która doprowadziła „Blaugranę” do zwycięstwa we wszystkich możliwych rozgrywkach. Bayern pokazał jednak dominację absolutną, futbol totalny. Zarówno pod względem technicznym, jak i fizycznym, górował nad rywalami. Zwycięstwo 7-0 nad wspomnianymi Katalończykami w półfinale Ligi Mistrzów było końcem pewnej ery i zmianą na tronie. Ten rok należał do Bayernu, od początku do końca i nawet najwięksi przeciwnicy mistrza Niemiec patrzyli z uznaniem na to, co prezentowała drużyna z Allianz Arena.
Lewandowski show
W obliczu braku sukcesów piłkarskich, z jakim zmagamy się w naszym kraju od lat, każda indywidualna bramka Polaka na arenie międzynarodowej powinna cieszyć. Lewandowski zapewnił rodakom poczwórną radość. Cztery bramki jednego piłkarza to rzadkość, w Lidze Mistrzów tym bardziej, a co dopiero w półfinale i to przeciwko Realowi. Wątpliwe, by któryś z Polaków w najbliższym czasie zapewnił nam równie duży powód do dumy. Panie Robercie, czapki z głów.
Kuba pokazuje, w jakim miejscu jest nasza prezentacja, czyli tyłek Koseckiego
Mecz z Ukrainą na Narodowym miał być wielkim marszem po awans. Polacy mieli jeszcze w głowach remis z Anglią, kibice również i oczekiwania były wysokie. Jak zwykle, ostatnimi czasy, piłkarze sprowadzili fanów na ziemię. Jak to się zwykło potocznie mawiać, tyłki uratował im Jakub Kosecki, nadstawiając własny, który stał się poniekąd symbolem dna, jaki osiągnęła reprezentacyjna piłka.
Mourinho opuszcza Real Madryt
Przychodził jako ten, który miał zapewnić dziesiąty triumf w Lidze Mistrzów, a odchodził jako intruz, chociaż jak sam mówi, nikt go z Realu nie zwolnił. Trzeba jednak przyznać, że przygoda w stolicy Hiszpanii była dla Portugalczyka rozczarowująca, mimo że jego reputacja nie ucierpiała. Nie mógł jednak znieść nieustannej krytyki, braku wsparcia ze strony klubu i kibiców, co było dla niego nowym zjawiskiem. W końcu, w dotychczasowej karierze, zawsze był miłowany i jeśli drużyna osiągała złe wyniki, to Mourinho był ostatnim możliwym do wskazania winowajcą.
Koniec ery Fergusona
Są takie osoby, wraz z których odejściem pozostaje ogromna pustka, której nie da się wypełnić od zaraz. Pustka tak ogromna, że można mieć wrażenie, iż ktoś umarł i należy ogłosić żałobę. Takie uczucia wywołało zakończenie kariery przez Alexa Fergusona, który w końcu dotrzymał słowa i odszedł, mimo że każdy chciałby, by skończyło się tylko na zapowiedziach, jak miało to miejsce w przeszłości. I chociaż „Fergie” wciąż jest blisko klubu, to ławka trenerska na Old Trafford, bez widoku siwego pana w okularach, nerwowo żującego gumę, nigdy nie będzie już taka sama.
Pokerowa zagrywka Wengera
Narzekali, krzyczeli, ironizowali i szydzili. Kibice Arsenalu byli zażenowani, że okno transferowe dobiega końca, a klub z „The Emirates” dalej nie dokonał poważnego wzmocnienia. Jeśli ktoś kiedyś, znalazłby się w sytuacji, w której będzie musiał uciszyć setki tysięcy, a nawet miliony ludzkich głosów, powinien zaczerpnąć wówczas rady od Wengera. Ten bowiem, w sposób mistrzowski, zrobił wszystkim na złość i ostatniego dnia okna ściągnął Mesuta Özila. To doskonały przykład na to, jak jeden człowiek może wprowadzić w osłupienie dwie wielkie stolice, jakimi są Londyn i Madryt.
Reforma Ekstraklasy
Naturalną koleją rzeczy jest to, że gdy jest źle, to trzeba poczynić kroki, by było lepiej. Czasami jednak, jak mówi popularne przysłowie, lepsze jest wrogiem dobrego. I chociaż reformę powinno się oceniać dopiero po sezonie, to wydaje się, że wciąż ma więcej przeciwników niż zwolenników. Fakt, że z punktu kibica, gdy tabela zostanie podzielona, pojawi się kilka potencjalnie atrakcyjnych, szlagierowych spotkań, o które w naszej lidze trudno, to na pewno niewątpliwy plus, także marketingowy. Tylko czy ktoś zastanowił się co będzie z dolną częścią tabeli?
Benfica Lizbona, czyli jak przegrać wszystko w trzech meczach
Big Cyc nagrał niegdyś piosenkę „Pechowy jak Polak”, jednak okazuje się, że epitet pasuje także do Portugalczyków. Benfica miała za sobą świetny sezon, do końca walczyła o triumf w lidze, awansowała do finału Ligi Europejskiej i krajowego pucharu. Ostatecznie przegrała wszystko co mogła i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że pojedynki z Porto, Chelsea i Vitórią Guimarães zakończyły się rezultatem 1:2. I co gorsza, korzystne dla Benfiki wyniki odwracały się w ostatnich minutach meczu. Najbardziej musiała boleć bramka ze starcia z FC Porto, stracona w doliczonym czasie gry.
Rośnie nowa potęga, czyli reprezentacja Belgii
Eliminacje wygrane bez problemów. Dziesięć zwycięstw, dwa remisy i zero porażek - to bilans Belgów, którzy wyprzedzili w grupie m.in. faworyzowanych Chorwatów. Belgowie pukają do światowej czołówki i najbliższe Mistrzostwa Świata będą sprawdzianem ich umiejętności. Chociaż zawodnikom tej reprezentacji brakuje doświadczenia związanego z grą na takiej imprezie, to młodość w połączeniu z kilkoma starszymi zawodnikami może okazać się "czarnym koniem" tego turnieju. Belgii trafiło się fantastyczne pokolenie piłkarzy, tym bardziej, że zespoły młodzieżowe spisują się równie dobrze, co seniorzy. Lukaku, Hazard i spółka to bardzo groźna i nieobliczalna drużyna. Stać ich na zwycięstwo w starciu z każdym przeciwnikiem, co pokazał rok 2013.
Brazylia wraca na szczyt
Puchar Konfederacji pokazał, że także hiszpańska "tiki-taka" traci powoli na swoim znaczeniu. Mistrzowie Świata i Europy zostali obnażeni w finale turnieju przez Brazylijczyków, którzy po kilku latach bez sukcesów wracają silni i gotowi na mundial rozgrywany w swojej ojczyźnie. Scolari stworzył nową drużynę, która na kilka miesięcy przed mistrzostwami wydaje się największym faworytem do zwycięstwa w Mistrzostwach Świata. To zapowiedź tego, że Hiszpania nie jest już niepokonana, a reprezentacje z Ameryki Południowej, z "Canarinhos" na czele, wracają do walki o tytuły.