TOP 5 nieudanych transakcji Chelsea

2013-10-28 18:07:34; Aktualizacja: 11 lat temu
TOP 5 nieudanych transakcji Chelsea Fot. Transfery.info
Źródło: Transfery.info

Odkąd na Stamford Bridge zawitał Roman Abramowicz, Chelsea nie przebiera w środkach, jeżeli chodzi o pozyskiwanie piłkarzy. Bezkompromisowe podejście i gruby portfel właściciela zapewniają pełną swobodę na rynkach transferowych.

Na początku obecnego sezonu, w Premier League panuje niezwykle zacięta rywalizacja. Póki co, rytmu nie może złapać mistrz z Manchesteru (ale to chyba kwestia czasu, kiedy zespół Moyesa dopadnie prowadzących), zaś pozostałe wielkie firmy angielskiego futbolu kompletują punkty, aż miło.

Wśród czołówki znajduję się oczywiście londyńska Chelsea, podopieczni Jose Mourinho pragną, po czterech latach odzyskać mistrzostwo kraju. Poczynione wzmocnienia, zarówno na ławce trenerskiej jak i na boisku mają pomóc w realizacji tego celu.

Niedawno obchodzono w niebieskiej części Londynu dziesiątą rocznicę swoistego „wschodu słońca”. Tamtejszy „król słońce” przez dekadę wpompował w „The Blues” gigantyczną sumę pieniędzy. Na samych piłkarzy Abramowicz wydał prawie miliard euro! Przepłacał, kupował z kaprysu, pod wpływem chwili, często bezmyślnie a czasem dopinając wprost genialne transfery. Chaotyczna polityka rosyjskiego oligarchy spowodowała, że na naszej liście TOP 5 znajdują się setki milionów euro, wyrzuconych praktycznie w błoto. Zapraszamy, TOP 5 nieudanych transakcji Chelsea.

Sezon 2010/2011, Fernando Torres, 58,5 miliona euro
Tak, trzeba otwarcie przyznać, ze to mało oryginalny wybór. Torres w kategorii niewypału transferowego został rozłożony na czynniki pierwsze i nadal nie milkną echa tego zakupu. Jednakże „dzieciak” to zawodnik, którego w naszym rankingu pominąć po prostu nie wolno. Mimo, iż jest to kotlet odgrzewany już po raz nie wiadomo który.

15 goli w lidze na sezon to było minimum, jakiego wymagano od „El Nino”. No i strzelił owe 15, tyle że w trzy lata. W przypadku Torresa już nawet nie chodzi o pieniądze. Chodzi o to, że w momencie transferu był bardzo skutecznym napastnikiem, o pewnej renomie, z wyrobioną marką. A w Londynie, jak za dotknięciem czarodziejskiej (przeklętej) różdżki stracił wszystkie swoje przymioty. Skuteczność, polot, przebiegłość, błysk, zadziorność – te słowa odchodzą do lamusa, gdy oglądamy Torresa w niebieskim trykocie.

W Liverpoolu uwielbiany, do momentu transferu, na Stamford Bridge, niestety wyśmiewany, między innymi dzięki takim zagraniom…

Dwukrotny mistrz Europy wyceniany jest aktualnie na 23 miliony euro. Ma 29 lat i mało czasu aby podreperować zarówno swoje statystyki w Chelsea jak i reputację wśród kibiców „The Blues”.



Sezon 2006/2007, Andrij Szewczenko, 46 milionów euro
Bez względu na wszelkie sympatie klubowe, każdy kibic futbolu ma obowiązek szanować Andrija Szewczenkę. Ukraiński snajper to jeden z najlepszych napastników grających na przełomie wieków. Najpierw, w latach 90 poprzedniego stulecia, razem z Serhijem Rebrowem siał postrach w barwach Dynama Kijów i to nie tylko na Ukrainie, ale również na arenie europejskiej. Mimo usilnych starań, działacze ukraińskiego potentata nie zdołali zatrzymać „Szewy” na dłużej i w sierpniu 1999 roku sprzedano go, za równowartość 20 milionów euro do AC Milan. I to właśnie jego gra w zespole Rossonerich spowodowała falę uwielbienia dla tego sympatycznego Ukraińca. Siedem lat w Mediolanie to ponad 300 meczów i 180 bramek na wszystkich frontach. Szewczenko to dwukrotny król strzelców Serie A, trzykrotny Ligi Mistrzów (w sumie 59 goli), a w historii Milanu jako najskuteczniejszy ustępuje jedynie Gunnarowi Nordahlowi, grającemu dla Mediolańczyków w latach 50 XX wieku. W 2004 roku geniusz Szewczenki doceniony został w najbardziej prestiżowym plebiscycie France Football, Andrij został laureatem Złotej Piłki.

Nic dziwnego, że na wychowanka Dynama parol zagiął piłkarski krezus – Roman Abramowicz. 46 milionów euro i determinacja samego Szewczenki spowodowały, że w sierpniu 2006 roku opuścił on klub, z którym święcił największe sukcesy. Transfer do Chelsea nie okazał się trafną decyzją. Kłopoty z aklimatyzacją i kontuzje spowodowały, że popularny „Szewa” pozostawał w cieniu Didiera Drogby i drugiego najlepszego wówczas strzelca „The Blues” – Franka Lamparda. 1800 minut spędzonych na boiskach Premier League w sezonie 2006/2007 uskutecznił ledwie czterema trafieniami. Dorzucił jeszcze po trzy trafienia w LM i FA Cup. Bilans jak na snajpera o takiej renomie zdecydowanie niesatysfakcjonujący.

Za kadencji Avrama Granta, Szewczence wiodło się jeszcze gorzej. Grywał ogony i był nieskuteczny, w dodatku narzekał na przewlekły uraz. Pobyt na Stamford Bridge pozostawił skazę na dyspozycji Andrija. Wypożyczenie do Milanu okazało się klapą, gdzie był tylko dżokerem i w ciągu 18 ligowych meczów ani razu nie wpisał się na listę strzelców. Pod koniec sierpnia 2009 roku na zasadzie wolnego transferu niechciany na Wyspach napastnik powrócił do korzeni, podpisując dwuletni kontrakt z Dynamem Kijów. Po mistrzostwach Europy w 2012 roku definitywnie zawiesił buty na kołku.


Sezon 2009/2010, Jurij Żirkow, 21 milionów euro
Transfer Żirkowa to jeden z kaprysów Abramowicza. Postanowił mieć w swojej drużynie – perełce, wyróżniającego się na krajowym podwórku rodaka, niezależnie od tego, czy faktycznie był on tam potrzebny. W lipcu, tuż przed startem Premier League, Żirkow, mający za sobą już 10 meczów w nowym sezonie dla CSKA, podpisał kontrakt z „The Blues”. Na nieszczęście Rosjanina, kapitalny sezon rozgrywał etatowy skrzydłowy CFC – Florent Malouda. Żirkow był jednak na tyle uniwersalnym zawodnikiem, że dał się wypróbować jako boczny obrońca. 10 razy w lidze wybiegał w podstawowym składzie, spędził na boisku w sumie niespełna 1000 minut. W pierwszym sezonie na Wyspach, zdobył mistrzowski tytuł. W sezonie 2010/2011 Żirkow już regularnie grzał ławę. 600 minut na murawie, dwie asysty i żółta kartka, to wszystko co udało mu się zaprezentować w swoim, jak się okazało, pożegnalnym sezonie w Premier League.

W sierpniu 2011 roku Żirkowa kupiła drużyna Anży Machaczkała, za kwotę 15 milionów euro. Oczywistym jest fakt, że nie był on wart takich pieniędzy, ale polityka transferowa Anży z tamtego okresu z logiką nie miała za wiele wspólnego. Aktualnie gra on w Dinamie Moskwa i wyceniany jest na 10 milionów euro.


Sezon 2005/2006, Shaun Wright-Phillips, 32 miliony euro
Filigranowy reprezentant Anglii może nie jest podręcznikowym przykładem skrajnego transferowego fiaska, ale na pewno był to piłkarz przepłacony i przeceniony. Gdyby wydano na niego połowę tej astronomicznej kwoty, być może jego przygoda na Stamford Bridge przeszłaby bez echa. Jednak 32 miliony euro za tego chłopaka wołają o pomstę do nieba.

33 mecze w podstawowym składzie Manchesteru City i 11 goli w Premier League podziałały na wyobraźnię Romana Abramowicza. Postanowił ściągnąć do siebie 24-letniego skrzydłowego, licząc że co najmniej tak okazale będą się prezentować jego statystyki w zespole „The Blues”. Niestety, pierwszy sezon był słaby. Grywał jako dżoker, ledwie 10 razy meldował się na murawie od pierwszej minuty, a w sumie nie spędził na niej nawet 1000 minut. Sezon 2005/2006 zakończył bez gola. Dwa następne sezony to balansowanie pomiędzy ławką rezerwowych a pierwszym składem plus kilka trafień. Nienajlepiej, jak na grajka za ponad 30 milionów euro.

Najlepszy interes na obecnym piłkarzu QPR zrobił Manchester City, który wówczas jeszcze patyczkował się z wydawanymi na zawodników sumami. Sprzedali za 32, odkupili po trzech latach za niecałe 12. Co ciekawe, dopóki City nie zaczęło kupować na potęgę, Wright-Phillips prezentował się tam naprawdę przyzwoicie.

Dzisiaj, ma 31 lat, gra na zapleczu angielskiej ekstraklasy i wyceniany jest na dwa miliony euro. Ale co by nie mówić, rajdy tego ultraszybkiego skrzydłowego robiły wrażenie.



Sezon 2003/2004, Juan Sebastian Veron, 22,5 miliona euro
Mimo, iż transfer Verona bardziej we znaki dał się Manchesterowi United, Chelsea również utopiła w argentyńskim playmakerze dużo gotówki. Za dużo. W ciągu dwóch lat spędzonych w United, przynajmniej coś pograł, w Londynie zaś… praktycznie go nie było. W swoim pierwszym (i ostatnim) sezonie w Chelsea momentami nie łapał się nawet na ławkę. Wybiegał 480 minut i szybko podjęto decyzję o jego wypożyczeniu. Zgłosił się Inter, a że Włochy to kierunek sprzyjający Argentyńczykowi, sezony 2004/2005 i następny spędził w Mediolanie. Po zakończeniu wypożyczenia do Interu, Veron, również na zasadzie wypożyczenia przeniósł się do ojczyzny. Wiał jak najdalej od Wysp Brytyjskich, których klimat i specyfika gry zupełnie mu nie sprzyjały. Po roku wypożyczenia, Estudiantes La Plata postanowiło wyłożyć na stół dwa miliony euro i ściągnąć swojego wychowanka na stałe. 38-letni już pomocnik gra tam do dnia dzisiejszego.