Tu trzeba bramkarza! Kto może zastąpić Roberta Sáncheza w Chelsea?
2025-01-26 12:28:20; Aktualizacja: 18 godzin temuRobert Sánchez po raz kolejny nie pokazał się z dobrej strony jako bramkarz Chelsea. Tym razem Hiszpan „podarował” bramkę drużynie Manchesteru City. Choć 27-latek ma jeszcze pięć lat kontraktu, to z perspektywy działaczy „The Blues” należy przestać wiązać z nim jakąkolwiek przyszłość. Kto mógłby zająć miejsce byłego golkipera Brighton między słupkami na Stamford Bridge?
Już samo sprowadzenie Sáncheza w 2023 roku budziło wiele kontrowersji. Przychodził reklamowany jako bramkarz, który idealnie rozgrywa piłkę. Jeśli ktoś łudził się wówczas, że Hiszpan będzie posyłał podania niczym Ederson, to szybko się rozczarował. 27-latek jest w stanie celnie zagrać futbolówkę na daleki dystans, gdy nie jest atakowany. W pełnym tempie jest o to dużo trudniej. Zresztą, spójrzmy na statystyki. Przy podaniach na co najmniej 40 metrów celność podań Hiszpana to zaledwie 24 procent - 22. wynik w lidze. Klasyfikacji przewodzi Stefan Ortega z Manchesteru City, który skuteczność wykręcił na poziomie 50 procent. Od Sáncheza dużo celniej podaje Arijanet Murić czy Łukasz Fabiański.
Skoro Hiszpan nie rozgrywa najlepiej, to może chociaż dobrze broni? Otóż nie, ale do tego chyba nie trzeba nikogo przekonywać. Sánchez popełnia rażące błędy, jak choćby ten z meczu z Manchesterem City czy z poprzedniej kolejki przeciwko Wolverhampton Wanderers. Niby Hiszpan plasuje się na drugiej pozycji w lidze, jeśli chodzi o powstrzymywanie dośrodkowań i liczbę interwencji poza polem karnym na mecz, a jednak w ramach tych dziedzin popełnia tak proste błędy, jak we wspomnianych spotkaniach. Z „Wilkami” wypuścił piłkę z rąk, co poskutkowało golem, a z City… trudno to określić, to trzeba zobaczyć.
Do tego w meczu z drużyną Guardioli uratował go spalony Omara Marmousha w 34. minucie, bo inaczej moglibyśmy na konto golkipera zapisać kolejnego „babola”.Popularne
- Oczywiście wciąż ufamy Robertowi, wierzymy w niego, ale teraz mamy cały tydzień, zobaczymy jego reakcję i wtedy będziemy decydować - powiedział po meczu Enzo Maresca, trener Chelsea.
Czy zwiastuje to więc roszadę w bramce? Jest taka możliwość. W końcu nie po to londyńczycy latem sprowadzali Filipa Jørgensena za 24,5 miliona euro, dając mu kontrakt do 2031 roku, żeby siedział cały czas na ławce. Młody Duńczyk gra w rozgrywkach pucharowych i chyba to, że nie dawał w nich nic ekstra, sprawiło, że do tej pory nie wygryzł Sáncheza. Kto może jednak zastąpić trzykrotnego reprezentanta mistrzów Europy w dłuższej perspektywie?
Nie trzeba długo szukać
Jeśli Chelsea ma jakiś plan, a tak powinno się zakładać, to w przyszłości pierwszym bramkarzem będzie właśnie wspomniany Jørgensen. 22-latek w tym sezonie Premier League otrzymał dwie szanse. Z Southampton raz uratował zespół, a przy straconej bramce nie można postawić mu grama zarzutu. Z Ipswich zaś miał bardzo wiele roboty i dosyć pewnie radził sobie ze strzałami beniaminka. Wydaje się, że Enzo Maresca mógł nie postawić na niego dalej przez sprokurowany kontrowersyjny rzut karny, a dzisiaj Chelsea odbija się to czkawką.
Czy jednak sfaulowanie Liama Delapa sprawia, że były piłkarz Villarrealu jest mniej pewnym bramkarzem niż Sánchez? Nie. Na dzisiaj dużo więcej spokoju w bramce daje właśnie Duńczyk. Naszym zdaniem 22-latek powinien otrzymać do końca sezonu bluzę z numerem jeden. Trzymanie na siłę Sáncheza w pierwszej jedenastce można porównać do działania na szkodę spółki, a kupowanie kolejnego bramkarza, gdy latem trzeba będzie pozbyć się wielu graczy, byłoby czymś nierozsądnym.
Duńczyk wciąż jest jednak pewną niewiadomą. W barwach „Żółtej łodzi podwodnej” rozegrał 44 mecze i zachował ledwie siedem czystych kont, tracąc prawie 80 bramek. Nie był także postrzegany jako ogromny talent. Powinien dostać resztę sezonu na zaprezentowanie się, gorszy niż Sánchez na pewno nie będzie. Pytanie, czy spisywałby się na tyle dobrze, aby utrzymać pozycję na kolejny sezon. W klubie zarządzanym w taki sposób ciężko jest odpowiedzieć na to pytanie.
Jeśli okazałoby się, że Jørgensen nie daje odpowiedniej jakości, latem Chelsea powinna szukać bramkarza, który przeszedł już solidną weryfikację, a jednocześnie ma przed sobą jeszcze sporo lat grania. Bo dotychczas kupowano, nie tylko na tę pozycję, w większości koty w workach.
Oczywiście, londyńczycy mają na kontraktach jeszcze takich golkiperów, jak Đorđe Petrović, Kepa, Gabriel Slonina czy Mike Penders. Żaden z nich na dzisiaj jednak w kwestii bronienia dostępu do bramki na Stamford Bridge nie jest rozpatrywany.
W końcu Petrović w zeszłym sezonie wskoczył do bramki po urazie Sáncheza i prezentował się lepiej od niego. Latem przekazano go jednak na wypożyczenie do klubu w ramach tej samej grupy właścicielskiej - Strasbourga. Nie można tu wykluczyć podobnego powrotu, jak w przypadku Trevoha Chalobaha. Kepa pomimo faktu, że na wypożyczeniu w Bournemouth spisuje się naprawdę dobrze, w klubie przyszłości już nie ma.
Slonina jesienią występował na trzecim szczeblu rozgrywkowym w Barnsley, gdzie prezentował się przeciętnie. W styczniu wrócił do Chelsea, gdyż od dłuższego czasu mierzy się z kontuzją i działacze „The Blues” woleli, aby dochodził do zdrowia w macierzystym zespole. Na ten moment 20-letni Amerykanin nie zapowiada się na golkipera na poziomie Chelsea, ale z drugiej strony ma jeszcze czas na rozwój.
Z Pendersem z kolei są wiązane spore nadzieje. Latem zapłacono za niego w końcu 20 milionów euro, ale w seniorskiej piłce jego doświadczenie pozostaje znikome. Po transferze 19-latek wrócił do KRC Genk w ramach wypożyczenia, ale tam został odstawiony i do gry wrócił dopiero ostatnio. Wystąpił w trzech spotkaniach, stracił dwa gole. W Belgii porównywano go do Thibauta Courtois ze względu na dwa metry wzrostu, a to skojarzenie w Chelsea działa zdecydowanie dobrze.
Rynkowa okazja
No bo jak inaczej określić sytuację, w której znajduje się Caoimhín Kelleher. Irlandczyk wskoczył na kilka tygodni do bramki Liverpoolu po urazie Alissona i prezentował się świetnie. 26-latek zaimponował kibicom do tego stopnia, że zaczęto rozważać, czy Brazylijczyk po wyleczeniu urazu na pewno powinien od razu wskakiwać do bramki. Reprezentant Irlandii przez wielu był także nazywany najlepszym rezerwowym bramkarzem świata.
Kontrakt z drużyną Arne Slota zawodnik ma tylko do końca sezonu 2025/2026. Mówiło się już o jego odejściu, zwłaszcza po tym, jak „The Reds” ogłosili pozyskanie Giorgiego Mamardaszwilego. Sam Kelleher ma ambicje na stanie się pierwszym bramkarzem, a to w Chelsea byłoby możliwe. Z racji na wolę odejścia zawodnika i niedługi kontrakt, cena nie byłaby wygórowana. Co szokujące, w jego kontekście nie wspominało się także do tej pory o czołowych klubach, więc rywalizacja o zawodnika nie powinna być zacięta.
Historia z happy endem?
W 2016 roku Chelsea zainteresowana była 16-letnim wówczas Yehvannem Dioufem. Anglicy za Francuza, związanego wtedy z Troyes, mieli być skłonni wydać 400 tysięcy euro oraz kolejny milion w bonusach. Przed dziewięcioma laty młodym bramkarzem interesowały się jeszcze Juventus i Bayern. Finalnie Diouf został w Troyes, a w 2019 roku zamienił je na Stade Reims, w którym gra do dzisiaj.
25-letni obecnie Diouf rozgrywa bardzo dobry sezon. Ktoś może powiedzieć, że zaliczył jedynie trzy czyste konta, ale broni w naprawdę przeciętnej ekipie. Jeśli zagłębimy się w bardziej miarodajne statystyki, to Francuz wybronił Reims w tym sezonie 5,5 gola. Dwa lata temu - siedem bramek. Poprzedni sezon miał pod tym względem słabszy, bo wyciągał piłkę z siatki o trzy razy za dużo. Diouf jednak na boiskach Ligue 1 wykazuje się solidnością, a Chelsea w przeszłości już pokazywała, że z ligi francuskiej można wyciągnąć naprawdę dobrych bramkarzy i nie trzeba przy tym mierzyć w czołowe zespoły. Umowa Dioufa z obecnym pracodawcą wygasa w 2027 roku.
Kolejny trop z Francji
Tak się składa, że we Francji występuje także inny warty uwagi golkiper, Lucas Chevalier. 23-latek już trzeci sezon jest pierwszym wyborem w bramce Lille i sprawdza się świetnie. W tym sezonie zapobiegł ponad trzem bramkom, w minionym - prawie sześciu, a w rozgrywkach 2022/2023 uchronił „Mastify” od dwóch i pół gola.
Do tego w trwającym sezonie znacznie poprawił swoją grę nogami. Teraz Chevalier decyduje się na częstsze zagrywanie długich piłek, jednocześnie znacznie podnosząc skuteczność swoich zagrań. Wydaje się, że taki bramkarz mógłby sprawdzić się w Londynie. Musiałby jedynie otrzymać kredyt zaufania i gwarancję gry, aby nie bać się o możliwość popełnienia najmniejszego błędu. Dużo mówiło się w kontekście Chevaliera o trafieniu do FC Barcelony, a dzięki temu wiadomo, że koszt sprowadzenia do siebie 23-latka powinien wynieść blisko 40 milionów euro.
Polski wątek
Musiał wśród wymienionych bramkarzy znaleźć się Kamil Grabara. Polak od momentu odejścia z Liverpoolu harmonijnie się rozwija. Błędy, jakie popełniał choćby na wypożyczeniu w Huddersfield zdarzają mu się zdecydowanie rzadziej, choć ostatnio popełniał je w dwóch meczach - z Bayernem Monachium i Holstein Kiel. Gdyby nie te proste pomyłki, jego występy trzeba by jednak oceniać bardzo pozytywnie, wiele razy ratował Wolfsburg. W tym sezonie dzięki Polakowi zespół stracił niemal cztery gole mniej, niż powinien stracić.
Absolutnie nie jest to pchanie na siłę Polaka do takiego zestawienia. Grabara, jeśli tylko dalej będzie grał w taki sposób, trafi do klubu z europejskiej czołówki. Nawet jeśli nie zrobi tego w lecie 2025 roku, to stanie się to w 2026 roku. To tylko kwestia czasu.
Jedno jest pewne - Sánchez OUT
Kibice Chelsea powinni mieć nadzieję, że z tego, o czym mowa w nagłówku, zdali w końcu sobie sprawę włodarze „The Blues”, a także Enzo Maresca. Hiszpan zwyczajnie nie może dłużej grać w tym klubie, a przynajmniej powinna zostać zmieniona hierarchia. Jørgensen na Premier League, Robert Sánchez na puchary.
Jeśli mielibyśmy bawić się w przewidywanie rzeczywistości, to największą wątpliwość napotykamy już na początku. Czy Maresca odstawi Hiszpana? Wydaje się, że zmiana bramkarza w następnym sezonie jest oczywistością, natomiast zobaczymy, czy nie dojdzie do szybszej reakcji. Decyzja włoskiego szkoleniowca nie jest w tej kwestii łatwa do przewidzenia.
Jeśli 44-latek podjąłby decyzję o zmianie w bramce na stałe, to Filip Jørgensen, mówiąc eufemistycznie, wstydu nie przyniesie. Ciężko byłoby o to, aby Duńczyk prezentował się słabiej od Sáncheza. Być może nie będzie to poziom klasy światowej, jednak raczej w bramce na Stamford Bridge zawita pewna stabilizacja i pewność - słowo klucz.