Tytan z królestwa gaelickiego futbolu: Cillian Sheridan

2017-02-28 15:20:19; Aktualizacja: 7 lat temu
Tytan z królestwa gaelickiego futbolu: Cillian Sheridan Fot. Transfery.info
Aleksandra Sieczka
Aleksandra Sieczka Źródło: Transfery.info

Chociaż piłka była ofertą „last minute”, to i tak w pewnym momencie był jedynym Irlandczykiem grającym w LM. Studiował fizjologię stosowaną, kilkakrotnie zderzył się ze ścianą, a wielu kojarzy go tylko dzięki… świątecznemu sweterkowi

Odcisk „Peil Ghaelach”

W jednej chwili wyróżniasz się z tłumu pojmując w lot zawiłe zasady tradycyjnego, irlandzkiego futbolu, a za moment stajesz oko w oko z Manchesterem United. A tak właściwie nawet o to szczególnie nie zawalczyłeś. Historia Sheridana odbiega od wszelkich norm, które wyznaczałoby to samo zdanie: „od dziecka chciałem grać z herbem [tu wstaw nazwę drużyny] na piersi”. Jego pierwsza miłość była bardzo trudna i można ją uznać za naturalny efekt miejsca zamieszkania.

Irlandczyk to typowy „Cavanman” wychowany w typowym irlandzkim miasteczku w hrabstwie Cavan, w którym typowo grało się w futbol gaelicki zamiast zwykłej piłki nożnej. Sprawa wygląda prosto, ale to tylko pozory: chodzi o to, żeby zdobyć jak najwięcej punktów, pakując futbolówkę do siatki albo przerzucając ją ponad poprzeczką zawieszoną ponad bramką. Można grać rękami, można pomagać sobie nogami. Można kozłować, kopać, odbijać, podbijać. Byle tylko wpadło. Trochę w tym koszykówki, odrobina siatkówki, nieco więcej MMA i… gotowe. Sheridan celował w tej dyscyplinie ze względu na swoje tytaniczne gabaryty i trzeba przyznać, że szło mu całkiem nieźle. Nadszedł jednak moment, gdy znalazł się na rozdrożu i trzeba było podjąć decyzję: iść dalej w stronę niszowego, ale bardzo tradycyjnego Peil Ghaelach czy może skłonić się ku piłce nożnej. Jak łatwo można się domyślić, wybór padł na to drugie. Irlandczyk miał już 14 lat, kiedy dołączył do szkolnej drużyny w Dublinie. W szeregach Belvedere trenował w soboty, a mecze rozgrywał w niedziele, nieustannie będąc w podróży – czy to autobusem, czy samochodem z mamą: „Droga zajmowała półtorej godziny, o 9 rano zaczynaliśmy, więc nie było mowy o żadnej gorączce sobotniej nocy”, wspominał w rozmowie z independent.ie. Jego zaangażowanie szybko dostrzegł Sean McCaffrey, który zaryzykował i powołał go do kadry narodowej do lat 17. „Zauważyłem, że drzemie w nim spory potencjał. Był wysoki, świetny w powietrzu, dużo widział i wyróżniał się niezłą techniką”, opowiadał trener na tej samej stronie. To wydarzenie okazało się być punktem zwrotnym w karierze Sheridana i przesądziło o decyzji. Kiedy w 2005 roku brał udział w Mistrzostwach Nordyckich, był już przekonany, że poświęci się piłce nożnej. Wielką rolę odegrał szkoleniowiec, który zachęcał swojego podopiecznego do obrania kursu na ten właściwy futbol.

McCaffrey dokładnie zbadał środowisko zanim zdecydował się postawić na młodego Irlandczyka. Najpierw obserwował go w tzw. Community Games U-12, kiedy to jego domowe Bailieboro mierzyło się z Shercock, a następnie… nie miał już wątpliwości. Skontaktował się z klubem i zachęcił do inwestowania w zawodnika poprzez udział w letnich obozach (m.in. Seven Up). W ten prosty sposób ogromny wpływ na rozwój piłkarza miał Rock Celtic na czele z Dannym Hamiltonem. Okazało się bowiem, że organizator obozu jakiś czas temu pracował w rodzinnym miasteczku Sheridana i nie miał najmniejszych problemów, żeby odnowić kontakty i zaprzyjaźnić się z rodzicami nastolatka. Dowiedział się wówczas, że Cilliana ominęło ubiegłoroczne zgrupowanie w Cavan i był wniebowzięty mogąc umożliwić mu angaż na kolejne, które odbywało się w Blackrock. Dodatkowo ogromną rolę odegrał syn Danny’ego, który złapał świetny kontakt z Irlandczykiem. Razem było im znacznie raźniej. Hamilton zaoferował wsparcie i zapewnił nocleg swojemu nowemu podopiecznemu. Tak samo postąpił rok później, gdy na arenę miał wkroczyć nie kto inny, a sam Sean McCaffrey.

Wielkie nadzieje

Wszystko potoczyło się lawinowo. Nie tylko selekcjoner kadry młodzieżowej wziął sobie Sheridana na celownik. To samo uczynił Celtic.

Cillian trafił pod obserwację The Bhoys, kiedy przebywał na zgrupowaniu U-17. (instagram.com/ @thesherifff)

Nie minęło nawet pół roku, a Sheridan znalazł się w pierwszej drużynie. Rozwijał się w niesamowitym tempie: „Radziłem sobie całkiem nieźle, strzelałem gole w młodzieżowych drużynach, potem kilku napastników złapało jakieś drobne urazy i nagle, miałem na tyle szczęścia, że trener dał mi szansę w seniorskim futbolu. Trochę mi zajęło zanim przyzwyczaiłem się do nowych realiów – i bardziej mam tu na myśli treningi niż mecze”, opowiadał Irlandczyk w rozmowie ze scotsman.com. Cillian nie mógł sobie wymarzyć lepszego prezentu na 18. urodziny niż debiut w starciu z Inverness: na boisku pojawił się w 73. minucie i walnie przyczynił się do zwycięskiego gola Millera. „To przywilej być częścią takiego klubu jak Celtic. Odczułem coś niesamowitego i będę bardzo ciężko pracować, żeby udowodnić, że jestem w stanie znacznie częściej pojawiać się w szeregach pierwszej drużyny. Wiem, że będzie bardzo trudno, bo w składzie jest wielu dobrych zawodników, ale zrobię co w mojej mocy, żeby się przebić”, mówił w rozmowie z celticfc.net. Trener Strachan również nie krył dumy z młodego piłkarza: „Jest bardzo utalentowany, ma ogromny potencjał. Zrobimy wszystko, co możliwe, żeby go uwolnić”.

Początkowo wszystko układało się bardzo dobrze. Ba, nawet lepiej. Kto by pomyślał, że ten młodziutki Irlandczyk, który jeszcze nie tak dawno rozważał, czy nie lepiej byłoby poświęcić się futbolowi gaelickiemu, doczekał się debiutu w Lidze Mistrzów przeciwko Manchesterowi United. W pierwszym meczu otrzymał ok. 15 minut, by w następnym wymaszerować w pierwszym składzie (opuścił plac boju po godzinie gry). Dodatkowo z powodzeniem łączył grę w piłkę ze studiami na Uniwersytecie Strathclyde – zdobył dyplom z dość wymagającej fizjologii stosowanej. Wszystko zmieniło się, gdy stanowisko szkoleniowca objęli najpierw Tony Mowbray, a następnie Neil Lennon. Cillian Sheridan poszedł w odstawkę, a w jego życiu rozpoczął się okres serii wypożyczeń. Irlandczyk nigdzie nie mógł zagrzać miejsca na dłużej, ale rozumiał decyzję szkoleniowca, sam miał był wobec siebie niesamowicie krytyczny: „Muszę być bardziej regularny, muszę trzymać piłkę lepiej przy nodze i być znacznie silniejszy. Nie wiem, zacząć chodzić na siłownię znacznie częściej niż robię to teraz. A, i muszę więcej strzelać głową – nie pamiętam, kiedy ostatnio tak trafiłem do bramki”, podkreślał w rozmowie dla scotsman.com. Co najważniejsze, nie czuł goryczy, „nigdy nie uważał, że to właśnie on powinien grać”.

Czałga i czterech rozbójników

Frustracja narastała, a Sheridan miał po dziurki w nosie tych ciągłych półrocznych wypożyczeń. Nigdy nie twierdził, że są bezsensowne. W wieku 21 lat był zdania, że to naturalna kolej rzeczy, później dostrzegł sporo plusów jak np. znacznie mniejsza presja i zupełnie inne podejście do młodych zawodników, a później… Nawet nie mrugnął podpisując kontrakt z CSKA Sofią. Cillian wykazał się sporą odwagą porzucając wszystko, co od kilku lat budował na Wyspach Brytyjskich i decydując się na całkowitą zmianę środowiska. Historia lubi się powtarzać: sielanka zamieniła się w koszmar.

Największy problemem nie były język i różnice kulturowe, a zawirowania w klubie. W pewnym momencie Sheridan pomyślał, że włodarze mogli mieć zupełnie inne wyobrażenia, a tym samym nierealistyczne oczekiwania, kiedy zdecydowali się przedstawić mu ofertę. „To wszystko działo się bardzo szybko. Przyjechałem zaraz po meczu z Argentyną, w którym grałem w pierwszej jedenastce – prawdopodobnie liczyli na to, że stanie przed nimi jakiś niesamowity zawodnik. I wtedy pojawiłem się ja”, śmiał się piłkarz w rozmowie z scotsman.com. Tak naprawdę kłopoty leżały znacznie głębiej, gdzieś tam w strukturach drużyny: pierwszy trener zrezygnował kilka godzin po zakontraktowaniu Irlandczyka, drugi miesiąc później, dwaj kolejni nie zagrzali miejsca na dłużej. Chociaż Cavanman na regularną grę nie mógł narzekać, to miał dość ciągle zmieniającej się sytuacji, braku stabilizacji i niepewnej przyszłości. Żeby tego było mało, do szału doprowadzała go… bułgarska muzyka: „Nazywają ją Czałga i jest… no jest po prostu okropna! Ciągle chodziłem w słuchawkach”, nieco wyolbrzymiał Cillian patrząc z perspektywy czasu (beatsandrhymesfc.com). Irlandczyk nie ma sprecyzowanego gustu muzycznego. Słucha rapu, hip-hopu, indie, Drake’a, Avicii, a nawet starszych utworów. „W St. Johnstone mieliśmy w szatni potężnego boomboxa, więc czasami kawałki się ostro przycinały. No, chyba, że serio były aż tak marnymi remiksami. Znowuż w Plymouth mój iPod stał się jednym z najczęściej używanych – zresztą uważam, że to w ogóle była najlepsza muzyka jakiej doświadczyłem… albo jestem stronniczy.”, opowiadał w rozmowie z autorem beatsandrhymesfc.com.

Chociaż Sheridan zwykle przyjmuje postawę bardzo wyluzowanego to, gdy chciał zmienić środowisko okazało się, że ma związane ręce. Co prawda nie narzekał na oferty z innych klubów, ale wszystko zależało od decyzji CSKA. W tym czasie znalazł się zdecydowanie najbliżej przenosin do Hibernian. Napastnik zrobił na nich ogromne wrażenie, ale tak naprawdę miał niewiele do powiedzenia: mógł tylko liczyć na to, że Bułgarzy zaakceptują ofertę klubu z Edynburga: „Zagrałem dla nich dwa mecze, strzeliłem bramkę i trener był ze mnie bardzo zadowolony. Niemalże od razu przedstawiono mi możliwe warunki, ale nie za wiele mogę z tym zrobić”, podkreślał piłkarz. Trener Colin Calderwood był bardzo zainteresowany pozyskaniem Irlandczyka ze względu na ogromne problemy kadrowe: jego najlepszy snajper nabawił się poważnej kontuzji kolana.

W grę weszły jednak kwestie znacznie ważniejsze niż kariera: Sheridan uniósł się honorem i udowodnił, że potrafi być lojalny. Irlandczyk czuł się ogromnie wdzięczny ekipie St Johnstone, że wyciągnęła go z Bułgarii i dlatego zdecydował się przedłużyć wypożyczenie, spłacić „dług”. Nie zwracał nawet uwagi na to, że CSKA notorycznie wysyłało mu wypłaty ok. 8 tygodni później niż powinno: „To dość niespotkane zjawisko, bo dostaje pieniądze za dwa miesiące, a potem nic przez kolejne dwa”, wypowiadał się dla independent.ie. Jednocześnie pokładał ogromną nadzieję w klubie z McDiarmid Park, licząc na to, że zdecydują się na transfer i zapewnią mu bezpieczny pakiet wynagrodzenia – co nie było takie oczywiste w szkockich realiach.

Wyjątek na skalę narodową

Zawirowania klubowe zbiegły się z marzeniami o grze w reprezentacji narodowej. Ostatni raz otrzymał powołanie w 2010 roku (bezpośrednio przed przeprowadzką do Bułgarii) i od tej chwili nie wpisywał się w plany selekcjonera: „Patrząc realnie do składu mogę się dostać tylko w momencie, gdy inni zawodnicy złapią jakieś kontuzje. A i to może nie wystarczyć, bo przecież są jeszcze inni napastnicy, którzy mogą wpaść w oko trenerowi.”, wypowiadał się Sheridan. Sytuacja nie uległa zmianie nawet w momencie, gdy snajper był jedynym Irlandczykiem, który występował w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Co więcej, szkoleniowiec O’Neill pozostał tak samo niewzruszony w obliczu problemów zdrowotnych Keane’a, Waltersa , Doyle’a i Longa. Cillian nadal pozostawał na bocznym torze i nic nie wskazywało na to, że cokolwiek ulegnie zmianie: „Jeśli gram dobrze, strzelam, to jasne, że jakaś część mnie zawsze będzie się zastanawiać nad kadrą, ale to nie zależy ode mnie. Sytuacja wygląda zupełnie inaczej niż w klubie, gdzie mogę sobie podejść do trenera i zapytać: „Hej, dlaczego nie gram?”. Trzeba cierpliwie czekać na ten zaszczyt. No, może robi się troszkę późno…”, starał się dyplomatycznie wypowiadać napastnik w wywiadzie dla Sun.

Sheridan miał słuszne obawy, bowiem wówczas spokojnie łapał się do meczowej osiemnastki APOEL-u Nikozja, który walczył w Lidze Mistrzów. Przez cały czas sprawiał jednak wrażenie osoby niesamowicie wyluzowanej – nawet, gdy pytano o spotkania z Blaugraną. „Em, prawdę mówiąc, pierwszy mecz i drugi były jak niebo i ziemia, jeśli chodzi o Barcelonę. Na wyjeździe było nam nawet przykro, że przegraliśmy (0:1), chociaż wiadomo, że sprawiliśmy sporą niespodziankę. A w drugim starciu… To już zupełnie inny poziom. Messi, to wszystko… było jak niebo i ziemia, tak jak mówiłem. ”, szczerze opowiadał Irlandczyk w rozmowie z Francisem Thomasem Reilly.

Jego 3 gole w Lidze Mistrzów padły jeszcze przed fazą grupową (HJK Helsinki i Aalborg BK), a na swoim koncie ma 753 minuty (4 mecze eliminacyjne i 6 grupowych) w tych prestiżowych rozgrywkach (2014/15).

Nawet to nie wystarczyło, żeby selekcjoner wysłał mu powołanie. „Z mojej strony mogę powiedzieć, że zawsze będę dostępny, to dla mnie bardzo ważne. To nie jest coś o czym mogę zadecydować, wybrać sobie termin. To zaszczyt. Co prawda nie za bardzo wiem, jak mam to rozumieć, bo z jednej strony nie mogę niczego oczekiwać, a z drugiej nie jestem pewny, jak mogę cokolwiek zmienić”, mówił Sheridan w tej samej rozmowie.

„Lepszy” od Messiego, znany przez sweter

Ktoś mógłby pomyśleć, że albo jest coś z nim zdrowo nie tak, albo ma nerwy ze stali. Nic z tych rzeczy. Irlandzki napastnik jest wyjątkowo wyluzowany i bardzo często zdarza mu się wszystko obracać w żart zamiast brać na serio. Bardzo łatwo można to wywnioskować nie tylko przeglądając jego profil na Instagramie, ale i… po prostu wrzucając jego nazwisko do wyszukiwarki Google. W 2011 roku Cillian Sheridan został zaproszony przez szkockie BBC do programu Sportscene, który miał swoją emisję jakoś bezpośrednio przed świętami, a Irlandczyk nie omieszkał… pojawić się tam w świątecznym sweterku, o którym do tej pory wielu pamięta.

Nie dość, że zaraz po wejściu do studia powiedział, że jest „beznadziejny jeśli chodzi o rozmawianie o piłce nożnej”, to jeszcze zwracał na siebie uwagę niecodziennym ubiorem. Zorganizowano nawet sesję zdjęciową, która została opisana „on trend for 2012”: „Wziąłem ze sobą sweter i po prostu zapytałem, czy mogę go założyć, a oni się zgodzili. Wątpię, że jeszcze kiedyś się do mnie odezwą”, śmiał się piłkarz w rozmowie z dailyrecord.co.uk. (fot. BBC)

Odkąd Sheridan w ogóle wpadł do świata futbolu można odnieść wrażenie, że jest wyjątkiem na skalę światową. Łączy w sobie niesamowity luz, może czasami trochę przesadną lojalność, a przy okazji zdarzy mu się kopnąć prosto piłkę. Wróżono mu wielką przyszłość, ale nawet mając w sobie tak wielkie pokłady optymizmu, trudno jest przeskoczyć kwestie od siebie niezależne. Zresztą, nie każdy piłkarz może znaleźć w internecie artykuł, w którym znajdzie aż 17 powodów, dlaczego jest lepszy od Messiego…

Jak łatwo można przewidzieć, w tekście nie znajdziemy nic poważnego. Sheridan w przedziwnych okularach, Sheridan wykrzywiający ciało do obiektywu, ewentualnie Sheridan ustawiający piłkę na drzwiach (imitacja ballon d'or). (balls.ie)

Napastnik wzbudza ogromną sympatię, jest niesamowicie zabawny i w pewnym kontekście stanowi „antytezę piłkarza ery Sky Sports – nosi kilkudniowy zarost, mówi z taką łatwością, jakby nigdy nie wziął porady u żadnego PR-owca, a na jego palcach nie znajdzie się żadnych pierścieni. (za independent.ie). Wszak w jakiś sposób trzeba łagodzić tytaniczną budowę i korzenie gaelickiego futbolu. Dlatego czasem, tak dla niepoznaki, wytatuuje sobie wąsy na palcu i podstawi je pod nos, żeby nikt nie pomyślał, że traktuje życie zbyt poważnie…

ŹRÓDŁA: dailymail.co.uk, scotsman.com, independent.ie, dailyrecord.co.uk, franreilly.blogspot.com, wearecavan.com, beatsandrhymesfc.com, balls.ie.