Udane zakończenie roku Zagłębia, blokada zdjęta

2016-12-19 19:18:40; Aktualizacja: 7 lat temu
Udane zakończenie roku Zagłębia, blokada zdjęta Fot. Transfery.info
Aleksandra Sieczka
Aleksandra Sieczka Źródło: transfery.info

Zimno, nic nie widać, a do tego niemrawa gra w pierwszej połowie. Czy może być gorzej? Z pewnością! Woźniakowi takie warunki nie przeszkadzały i nawet wyrósł na bohatera „Miedziowych”.

Mglisty wieczór

Mgła. Niektórzy mówią, że wprowadza aurę tajemnicy, podkreśla mistyczny wymiar wydarzeń i… wracając już na ziemię, niesamowicie ogranicza widoczność (w tym przypadku cała prawa flanka utonęła w mleku), wymusza nieustanne wytężanie wzroku. Po prostu irytuje.

Żadne sekrety. Warunki pogodowe nie tylko utrudniały kibicom oglądanie ostatniego widowiska w tym roku kalendarzowym, ale i piłkarze mieli twardy orzech do zgryzienia.

I rzeczywiście, mgła wpłynęła na cały obraz tego spotkania. Obie drużyny były niemrawe, zdawały się być jakby uśpione. Na próżno było wypatrywać wigoru, jakiegoś animuszu. Na samym początku meczu Piast próbował swoich sił w rozegraniu w bocznym sektorze (Sedlar-Pietrowski), ale podopieczni Stokowca skutecznie spychali przeciwnika uniemożliwiając mu zawiązanie ataku. Ani jedni, ani drudzy nie utrzymywali się zbyt długo przy piłce – dominowały straty i rażąca niedokładność. Zresztą, trudno się dziwić skoro nawet nie istniała szansa na dłuższe podanie. Bo niby jak podać do kogoś, kogo ledwo można dostrzec?

Mimo wszystko Zagłębie miało trochę więcej z gry. Co prawda nie forsowało tempa, nie narzucało jakiegoś straszliwego pressingu, a w środku pola znowu brakowało łącznika, który nada odpowiednią prędkość wydarzeniom meczowym, ale starało się jakoś organizować. Dużo wiatru robił Jakub Tosik, który urywał się flanką i usiłował dośrodkowywać w pole karne lub… strzelać.

Ten strzał lepiej pozostawić bez komentarza. Kto wie, może pomocnik „Miedziowych” miał jakieś ukryte (we mgle!) porachunki z liniowym?

Przede wszystkim podopieczni Stokowca próbowali podawać prostopadle na wybiegającego Buksę. I rzeczywiście, kilkakrotnie mogło się to nawet udać. Ba, jedna akcja środkiem boiska wyglądała całkiem obiecująco, gdy Zagłębie w ogóle dobrze operowało w okolicach „szesnastki” Piasta, Buksa uruchomił wychodzącego flanką Woźniaka, a ten wypatrzył jeszcze szerzej i wyżej wybiegającego Tosika. Ostatecznie nic z tego nie wyszło, ale całość prezentowała się nieźle.

Przez całą pierwszą połowę konkretów brakowało aż do takiego stopnia, że nawet  jak już padł gol, to kibice musieli się zastanawiać, kto go strzelił (swoją drogą, bardzo możliwe, że piłkarze mieli takie same odczucia). Jankowski uderzał z dystansu, defensywa i Polacek się zagapili tak, że zawodnik miał nie tylko masę miejsca, ale i czasu, żeby odpowiednio przymierzyć. I przymierzył. Solidnie. Mocno. Tak, że aż zmienił „jedynka” wskoczyła na tablicę wyników. „Miedziowi” próbowali się odgryźć, ale wychodziło im to bardzo niemrawo. Wszystko do momentu faulu Sedlara na Buksie, po którym arbiter podyktował rzut wolny. 21. metr, samo centrum, a do piłki podchodzi Woźniak. Robi to tak, jakby to było coś zupełnie naturalnego. Jakby takie bramki strzelał codziennie. I strzelił: z potężną łatwością, do szatni.

Kurtyna w górę

I wreszcie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki (albo na skutek super trafienia Wąskiego), mgła opadła odsłaniając cały stadion. Pełna widoczność nigdy nie dawała aż takiej ulgi.

Zdecydowanie lepiej w drugą część spotkania weszli podopieczni Latala, którym brakło naprawdę niewiele, żeby wyjść na prowadzenie w pierwszych minutach po gwizdku sędziego. Dużą rolę odegrała seria rzutów rożnych, w obliczu których defensywa gospodarzy niemiłosiernie się gubiła. Dwukrotnie swoich sił próbował Badia, dwukrotnie na posterunku zameldował się Polacek, będący dzisiaj w świetnej dyspozycji. I gdy wydawało się, że to „Piastunki” przejmą kontrolę w tym starciu, po raz drugi dał o sobie znać Arkadiusz Woźniak.

Nie samo trafienie zasługuje na szczególną uwagę, a cała akcja jaka go poprzedzała. Zagłębie świetnie, w swoim starym dobrym stylu, rozegrało w bocznym sektorze boiska i w tym samym czasie na obieg wyszedł Tosik, który zrehabilitował się za cały wiatr z pierwszej połowy, po czym dograł idealnie na głowę szarżującego w pole karne Woźniaka. Wychodziło mu niemalże wszystko. Nawet w 87. minucie, gdy cała drużyna myślała już tylko o tym, żeby ten mecz się skończył, Wąski przytrzymał piłkę na 20. metrze, ocenił sytuację i zamiast strzelać, przedłużył odgrywając do Janoszki i odsłaniając Nespora. „Miedziowi” zdecydowanie złapali wiatr w żagle. Grali wyżej, szybciej, nakładali wysoki pressing na rywala (Rusova naciskał Łukasz Piątek), ciężko pracował nawet Rakowski, który świetnie sprawdzał się w działaniach destrukcyjnych odcinając rywala od podań na całej szerokości boiska. Brakowało tylko jednego: pomysłu na utrzymanie wyniku.

Piast napierał. Goście coraz dłużej utrzymywali się przy piłce i tylko pozornie mozolnie organizowali swój atak pozycyjny. Tak naprawdę grali bardzo szybko, podkręcali tempo w odpowiednim momencie i wszystkie futbolówki kierowali na Badię. Warto tu odnotować, że podania były dokładne – piłka wprost doklejała mu się do nogi. Kilkakrotnie miał okazję pokonać Polacka, ale za każdym razem to bramkarz gospodarzy wychodził zwycięsko z pojedynków jeden na jeden. Nie miałoby to racji bytu, gdyby defensywa „Miedziowych” zachowywała się chociaż minimalnie lepiej. Brakowało stabilności i zrozumienia. Zagłębie pozostawiało ogromne dziury w swoim polu karnym (najgorzej radził sobie Todorovski, który myślami był już chyba na urlopie), co znowuż stanowiło wodę na młyn dla podopiecznych Latala.

Pomimo, że przez ostatni kwadrans lubinianie właściwie tylko się bronili (i tu honory trzeba oddać Guldanowi, który czyścił aż miło), to ostatecznie udało im się dowieźć wynik do końca. Piast stworzył sobie bardzo dużo sytuacji, przez dobre kilkanaście minut prowadził grę, ale za każdym razem brakowało mu wykończenia lub… na jego drodze stawała ściana w postaci niezawodnego dzisiaj Polacka.  A mgła? Kibice „Miedziowych” na pewno są tego samego zdania, że warto było przetrwać pierwszą połowę w takich niesprzyjających warunkach.

Zagłębie Lubin – Piast Gliwice 2:1 (1:1)
Bramki: Woźniak (44', 56') – Jankowski (23')

Zagłębie Lubin: Polacek [4] – Todorovski [1,5], Guldan [4], Jach [2] (66' Madera [3]), Tosik [4] – Piątek [4], Kubicki [3] – Janoszka [3,5] (90' Papadopulos), Woźniak [5], Rakowski [3] – Buksa [3] (77' Nespor)

Piast Gliwice: Rusov [3] – Hebert [3], Pietrowski [3], Sedlar [3,5] (63' Bukata [4])– Moskwik [2,5], Murawski [2], Korun [2,5], Mokwa [3] (66' Szeliga [3])– Masłowski [2] (78' Zivec), Jankowski [3], Badia [4]

Żółte kartki: Rakowski, Tosik, Woźniak, Todorovski – Hebert.

Sędzia: Bartosz Frankowski [5]
Widzów:
4121

Plus meczu Transfery.info: Arkadiusz Woźniak (Zagłębie Lubin)