W zdrowym cie(L)e, zdrowy duch. O bursie, co zmienia oblicza młodych legionistów

2019-07-21 07:30:55; Aktualizacja: 5 lat temu
W zdrowym cie(L)e, zdrowy duch. O bursie, co zmienia oblicza młodych legionistów Fot. Transfery.info
Redakcja
Redakcja Źródło: Transfery.info

Budynek Bursy Salezjańskiej dla Młodzieży Męskiej z ulicy Wiślanej 6 nigdy nie rzucał się w oczy. Raczej smutny, poszarzały, z zakratowanymi oknami – na tle kwitnącego na Powiślu Parku Kazimierzowskiego wygląda wręcz ponuro.

Pewnie mało kto by się spodziewał, że za jego drzwiami istnieje tętniąca życiem piłkarska społeczność.

A jednak. Bursa Salezjańska w Warszawie to miejsce, które daje zamieszkanie i gwarantuje opiekę wychowawczą wszystkim młodym zawodnikom Legii, którzy przybyli do juniorskich drużyn „Wojskowych” z odległych miast i wsi. Zapewnia piłkarzom nie tylko dozór pedagogiczny, ale również kaznodziejski. To stąd właśnie część najmłodszych graczy stołecznego klubu przyjeżdża na treningi swoich zespołów. Jak wygląda zatem życie młokosa, któremu sodówkę wylewa się z głowy z pomocą żelaznego kodeksu zasad moralnych?

Po kolei. Towarzystwo Salezjańskie zostało założone w 1859 roku przez księdza Jana Bosko, żyjącego w latach 1815-1888. Celem duchownego i zgrupowania Salezjanów miała być przede wszystkim praca z dziećmi i młodzieżą. Jan Bosko poświęcił całe swoje życie, by robić to, co umiał najlepiej, a więc wychowywać najmłodszych. Włoch organizował dla swoich podopiecznych oratoria, a także szkoły, które nie tylko dawały szanse dalszej nauki, ale również praktyki zawodowe.

Na rok przed śmiercią księdza, zakon liczył 1049 braci. Dziś ich liczba wynosi prawie 16 tysięcy,  a Salezjanie kontynuują pracę z młodzieżą. Wspólnota tych warszawskich zdecydowała się pomóc w rozwoju duchowym młodych „Wojskowych”. Ale jak dokładnie wygląda relacja na linii bursa - Legia?

- Każda osoba, która postanawia zostać wychowankiem naszej bursy, musi przede wszystkim chcieć mieszkać w Bursie i przestrzegać ustalonego regulaminu – tłumaczył dla Transfery.info Dyrektor Bursy Salezjańskiej w Warszawie, ks. Andrzej Borysiak. - Z Legią łączy nas nieformalna umowa dżentelmeńska. Akademia tego klubu nie narzuca nam, kogo mamy przyjąć, a kogo nie. Owszem, rezerwujemy dla nich miejsca, ale to my decydujemy o tym, czy ktoś zostanie przyjęty do Bursy. Często zdarzają się takie sytuacje, że nasza opinia na temat zachowania danego zawodnika jest brana pod uwagę przez trenerów przy jego ogólnej ocenie.

Wobec takiego opisu stanu rzeczy, można by pomyśleć, że młodych „Wojskowych” czeka w budynku bursy prawdziwa szkoła przetrwania, a tymczasem, wchodząc do środka, pierwsze, co rzuca nam się w oczy, to niewielkie patio, a na nim boisko do siatkonogi - wokół uśmiechnięci i rozbiegani najmłodsi piłkarze Legii.

- Wewnątrz bursy zaszło sporo pozytywnych zmian, odkąd tutaj mieszkam: wymieniono łóżka, mamy do dyspozycji patio, na którym jest boisko do siatkonogi oraz salę gimnastyczną. Podoba mi się tutaj. No, może tylko nie jedzenie… – zaczął z uśmiechem Bartłomiej Ciepiela, 18-letni ofensywny pomocnik Legii, grający obecnie w rezerwach.

- Możemy tutaj pograć w bilard, jest sala komputerowa i, chyba najważniejsze dla nas, pomieszczenie multimedialne, w którym oglądamy mecze Ligi Mistrzów na rzutniku. Atmosfera w bursie jest dobra. Większość czasu spędzamy wraz z innymi piłkarzami Legii, co pomaga nam zżyć się ze sobą. Nawet jeśli wystąpią jakieś spięcia, z reguły dość szybko wyjaśniamy je sami bądź z wychowawcami i wszystko wraca do normy. To też działa tak, że im jesteśmy starsi, tym ciężej jest nam znaleźć jakikolwiek powód do kłótni – mówił z kolei Konrad Matuszewski, 17-letni lewy obrońca drugiego zespołu „Wojskowych”, reprezentant Polski do lat 18, a od 17 lipca nowy piłkarz Wigier Suwałki, gdzie udał się z Łazienkowskiej na wypożyczenie.

Przyjazna atmosfera i młodzi piłkarze zadowoleni z warunków swoich internatów, to z pewnością nie są rzeczy oczywiste, ani tym bardziej w stylu polskich narzekań. Jednak nastoletni legioniści, mieszkający w Bursie Salezjańskiej, zdają się naprawdę cieszyć z ich miejsca pobytu. W czym tkwi więc haczyk?

- Wychowywanie młodzieńców Akademii Legii można porównać do przysłowiowej „walki z wiatrakami”, ponieważ wielu z nich przynosi do bursy zachowania z boiska czy szatni klubowej, które u nas nie są mile widziane. Nawet jeśli w miarę szybko udaje im się przyswoić zasady, według których żyje Bursa, to po powrocie z dłuższego wyjazdu na zgrupowanie Legii czy kadry reprezentacji Polski, na nowo przyzwyczajają się do naszych wymogów. Są tacy szkoleniowcy, którzy, widząc jak pozytywne zmiany w mentalności i zachowaniu piłkarzy zaczyna przynosić nasz styl wychowania, wprowadzają podobne zasady u siebie, ale wciąż jest ich niewielu – przyznał dyrektor bursy.

Żmudny proces wychowywania rozbrykanej młodzieży to nie tylko sam regulamin, którego piłkarze muszą bezwarunkowo przestrzegać, ale także rutyna, którą on narzuca. Poranne pobudki, posiłki i czas nauki o wyznaczonych godzinach, wieczorne modlitwy oraz czwartkowe msze to tylko jedne z niektórych wymogów, do których muszą przywyknąć młodzi legioniści. Choć niełatwe i często męczące, mają nauczyć chłopaków sumienności, punktualności, odpowiedzialności i wcześniej wspomnianej już dyscypliny.

Bartłomiej Ciepiela | Fot. FotoPyK

- Dzień w bursie zaczyna się od pobudki około 6:30. Najpóźniej o 7:30 piłkarze jedzą śniadanie, wychodzą z budynku i idą do szkoły, po której udają się od razu na trening. Do bursy wracają około godziny 17:00, a więc w takim momencie dnia, w którym, jeśli są na miejscu, muszą przysiąść do książek. Czas nauki trwa formalnie od 16:30 do 18:30. Mają wówczas całkowity zakaz siedzenia na telefonie, grania w gry komputerowe, korzystania z boiska do siatkonogi i sali gimnastycznej, a także opuszczania budynku bursy. Od 18:30 do 19:30 jest kolacja, a w międzyczasie, od 18:45 do 20:30 czas wolny. Od 20:30 do 20:45 mamy spotkanie grupowe w kaplicy, po którym młodzież znowu ma wolną rękę do godziny 22:00. O 22:00 chłopaki gaszą górne światła i muszą do tej pory załatwić wszystkie sprawy związane z toaletą oraz leżeć w łóżku. Następuje wtedy cisza nocna. O godzinie 22:15 wyłączają również swoje lampki – wypunktowywał Jakub Kiljańczyk, wychowawca w Bursie Salezjańskiej z siedmioletnim stażem.

- Regulamin bursy uczy nas punktualności i dyscypliny, nawet jeśli momentami jest nieco uciążliwy. Każdy, kto odchodził z bursy mówił mi później, że nauczył się tu samodzielności i wie, jak o siebie zadbać – stwierdził Konrad Matuszewski. - Czasami problemem jest przepis obowiązkowego powrotu do bursy do godziny 20:30, kiedy chcemy wyjść na przykład na dodatkową siłownię – dodał Bartłomiej Ciepiela, po czym jego kolega, Konrad, potwierdził: - Część wychowawców nie potrafi zrozumieć naszej sytuacji i tego, jak mało mamy czasu dla siebie, ale niektórzy z kolei naprawdę nas wspierają i bardzo często idą nam na rękę, a my możemy zrobić pewne rzeczy później bądź w innym czasie.

Oczywiście - to nie tylko zasady odpowiadają za wychowanie młodzieży legijnej Akademii, ale przede wszystkim ludzie. Wychowawcy bursy spędzają w tygodniu bardzo dużo czasu, rozmawiając z piłkarzami o ich życiu codziennym, ich relacjach z kolegami bądź koleżankami oraz pomagając im w nauce i doraźnych problemach. Od poniedziałku do czwartku wieczorem zapraszają swoich wychowanków do kaplicy, gdzie oprócz krótkiej modlitwy i refleksji nad dniem, oddają się zwięzłym przemowom moralizatorskim, dyskusjom na temat kondycji mentalnej swoich podopiecznych oraz, w przypadku sytuacji kryzysowych, pouczeniom po poważniejszych wybrykach.

- Jako wychowawcy dużo rozmawiamy z chłopakami. Faktycznie na początku są to zwykłe pogadanki o tym jak spędzili dzień, jak poszedł mecz, jednak z biegiem czasu nasze rozmowy zaczynają się robić coraz bardziej intymne i indywidualne – przyznał Pan Jakub. - Wiadomo, że chłopcy, którzy są akurat w wieku dojrzewania, a ich rodzina i ojciec są daleko, często potrzebują męskiej rady w jakichś sprawach, dlatego staram się pomagać im chociażby w relacjach z pierwszymi miłościami. Rozmawiamy o szanowaniu bliźniego i samego siebie, o tym, że warto mieć w zanadrzu drugą ścieżkę w przypadku, gdyby, ze względu na przykład na kontuzję, nie udało im się zostać profesjonalnymi piłkarzami. Nie jestem kapłanem, więc nie posiadam wystarczającej wiedzy, by radzić piłkarzom zgodnie ze wszystkimi prawidłami wiary chrześcijańskiej, ale zawsze przynajmniej staram się przełożyć obowiązujące tam główne zasady moralne na ich życie codzienne. Jako osoba świecka mam żonę, spodziewam się drugiego dziecka, dlatego staram się przekazać im również pewne kanony wartości rodzinnych.

Ze słowami opiekuna zgadzają się jego wychowankowie: - Na wieczornych spotkaniach z wychowawcą łączymy modlitwę ze sprawami organizacyjnymi bursy, których zazwyczaj jest tyle, że wypełniają one większość przeznaczonych na to 15 minut – powiedział Matuszewski. - Wychowawcy starają się również przekazać nam na nich jakąś treść moralizatorską, najczęściej odnosząc się do bieżących spraw, na przykład naszego zwiększającego się uzależnienia od telefonów i tego jak sobie z tym radzić, czy zmniejszającej się liczby czytanych przez nas książek – dodał z kolei Ciepiela.

Bursa Salezjańska oprócz tego, że wychowuje wielu jeszcze nieukształtowanych moralnie młodych ludzi, mieści w sobie bardzo utalentowanych piłkarzy. Zawodnicy, z którymi mieliśmy przyjemność rozmawiać, mianowicie Bartłomiej Ciepiela oraz Konrad Matuszewski, to gracze, którzy nie tylko mają na swoich kontach po kilkadziesiąt występów w Centralnej Lidze Juniorów, ale także mecze rozegrane w drugim składzie „Wojskowych”, a nawet, tak jak w przypadku lewego obrońcy Wigier Suwałki, debiut w reprezentacji Polski do lat 18. Już teraz przyznają, że w osiągnięciu tych celów pomogło im zamieszkanie w tym konkretnym miejscu stolicy.

- Kiedy przyjechałem do Warszawy, byłem arogancki, opryskliwy i bardzo często pyskowałem. Teraz widzę, że pobyt w tej bursie mnie odmienił i mam nad swoimi emocjami znacznie większą kontrolę. Nauczyłem się tutaj również odpowiedzialności i punktualności – powiedział ofensywny pomocnik legionistów.

- Ta sumienność, którą tutaj przyswajamy przekłada się później na zbiórki w Legii, kiedy zawsze pojawiamy się na czas, gdy jesteśmy dyżurnymi na treningu lub w kuchni i robimy wszystko tak jak należy, mimo że nasi rówieśnicy potrafią mieć z tym problem. Teraz jest nam znacznie łatwiej pracować wedle pewnych, ustalonych wcześniej zasad – dodał 17-letni Matuszewski.

Bursa Salezjańska w Warszawie, choć nie jest miejscem, które należy do najmniej wymagających, uczy zawodników Legii wiele cech, które mogą następnie z pozytywnymi rezultatami przenosić na boisko. Byli bursjanie, a następnie piłkarze „Wojskowych”, Sebastian Szymański (teraz grający już w Dynamie Moskwa) i Radosław Majecki, mimo młodego wieku, z powodzeniem zaliczali bądź, jak w przypadku bramkarza, zaliczają dalej kolejne występy w barwach legionistów i choć nigdy nie będziemy mogli być pewni, ile wkładu w ich spokój na boisku i rozwój mentalny mieli wychowawcy bursy i jej wymogi, to z pewnością możemy liczyć i czekać na kolejnych chłopców, którzy wyjdą z budynku na Wiślanej nie tylko jako pełnoprawni gracze seniorów Legii, ale również dojrzali duchowo mężczyźni.



- Ostatnio przyszedł do nas Sebastian Szymański, nasz były wychowanek i, jak zażartowałem sobie, co taką gwiazdę sprowadza w nasze skromne progi, on odparł całkowicie na serio: „Panie Kubo, jakie skromne progi? To kawał mojego życia!” – zakończył z dumą wychowawca z Wiślanej, Jakub Kiljańczyk.

MAREK GARUS