Walijska siła, czyli Cardiff City w Premier League
2013-04-19 16:23:40; Aktualizacja: 11 lat temuKibice klubu ze stolicy Walii czekali ponad 50 lat na to, aby ich zespół zagrał w najwyższej klasie rozgrywkowej. 16 kwietnia faktem stał się historyczny awans do Premier League.
Kiedy w pewnym, dobrze zorganizowanym gronie pojawia się ktoś nowy, ma bardzo trudne zadanie. W piłce noznej nie musi zabiegać o względy, czy podobać się innym. Ma być skuteczny. Beniaminek w nowej lidze zawsze skazywany jest na pożarcie, już na starcie. A skoro nie ma nic do stracenia, to walczy i często zaskakuje (chyba, że wywalczony awans był anomalią, wtedy kończy się bolesnym upadkiem). Paradoksalnie, to drugi sezon w lidze jest dla „świeżaka” najtrudniejszy. Bo już go wszyscy znają, wiedzą czego się spodziewać, a pojedyncze punkciki i małe wiktorie aż tak nie cieszą. I właśnie przetrzymanie następującego po premierowym, okresu ligowego pokazuje, ile tak naprawdę jest warta drużyna.
Do trzech razy sztuka, a za czwartym nauka!
W maju 2010 roku powstrzymał ich Blackpool. Rok później z kwitkiem odprawiło Reading. Gdy w Polsce czekaliśmy na EURO, w Cardiff rozpaczali. Trzeci raz z rzędu, walczący w play-offach o awans zespół z Walii odpadł, tym razem w pojedynku z West Ham United. „The Bluebirds” wyciągnęli wnioski i w obecnym sezonie awansowali do Premier League już bezpośrednio. I pałają żądzą zemsty na ostatnich dwóch pogromcach.
Chyba nikt nie walczył o ten awans tak zażarcie jak Cardiff City FC. I można powiedzieć, że mało kto na ten sukces zasłużył w podobnym stopniu. Udało się, dzięki czemu w sezonie 2013/14 będziemy w Premier League oglądać dwa walijskie zespoły: Cardiff City i Swansea AFC.
Przykład dobry wam dają
Świeżo upieczony beniaminek ma się od kogo uczyć. Chociaż jedyne dwa kluby z Walii, które kiedykolwiek występowały w Premiership to odwieczni rywale, ci pierwsi, dla własnego dobra mogliby „zapuścić żurawia” w szeregi „Łabędzi”. Swansea City bowiem kończy właśnie swój drugi sezon w najwyższej klasie rozgrywkowej. I to najprawdopodobniej w górnej połowie tabeli. Podopieczni Michaela Laudrupa to naprawdę ciekawa drużyna. Cardiff prezentuje oczywiście inny poziom, ale perspektywa walijskiego boju w Premier League jest zdecydowanie obiecująca. Derby Walii już elektryzują miejscowych kibiców. Sami piłkarze i włodarze „The Bluebirds” zapowiadają, że chcą wzorem „Łabędzi” walczyć z ligowymi rywalami w jak równy z równym.Popularne
Możliwości jest wiele…
Czy stołeczny team okaże się jednoroczniakiem, czy zagości w Premiership na dłużej? A może po premierowym sezonie, w następnym spadną z hukiem do Championship? Z pewnością piłkarze z Cardiff będą zmotywowani. Na ten sukces pracowali bowiem niezwykle długo i wytrwale. Znosili kolejne porażki, te najbardziej bolesne, gdy byli już bardzo blisko celu. A w ligowej walce wspierać ich będą sympatycy. Po takich obrazkach, o fanatyczny doping możemy być zupełnie spokojni:
Stadionowy szał radości kibiców Cardiff City po wywalczeniu awansu
Money, Money, Money…
Właściciel Cardiff City, Vincent Tan jest sumiennym człowiekiem i nie rzuca słów na wiatr. Jeżeli do skutku dojdą jego zapowiedzi, dotyczące przeznaczenia 25 milionów funtów na wzmocnienia zespołu (będzie to część inwestycji opiewającej na 35 milionów funtów), wówczas Cardiff odetnie się od wizerunku kopciuszka. Malcolm Mackay (trener) już planuje wzmocnienia godne Premier League. Zabieg inwestycyjny jest niezbędny do tego, aby awans do ekstraklasy nie okazał pojedynczym wyskokiem. „Przede wszystkim wydawać mądrze, a nie dużo” – to dewiza włodarzy klubu z Walii. Ogromne wyzwanie, jakim jest rywalizacja w najlepszej lidze świata, wymaga nakładów, odpowiedzialnego zarządzania i planowania. Zamiarem szefów zespołu jest ściągnięcie 12 piłkarzy na poziomie Michu, podążając za polityką transferową Swansea. Zapowiedź to iście absurdalna, ale dzięki niej mamy prawo do oczekiwania naprawdę zdecydowanych ruchów transferowych na Leckwith Road. Swansea kupiła Michu z Rayo Vallecano w lipcu 2012 roku za 2,6 mln euro. W 30 spotkaniach strzelił on 17 bramek, jest prawdziwą gwiazdą „The Swans”. Taki piłkarz to niemalże gwarant sukcesu, lecz znalezienie takiego brylantu i to jeszcze w przystępnych warunkach finansowych jest niezwykle trudne. Trzymamy więc kciuki, aby skauci Cardiff, mając w zanadrzu trochę gotówki, wyszukali gdzieś talent pokroju Hiszpana.
Według danych z Football.economy.com, zadłużenie klubu pod koniec sezonu 2011/12 wynosiło 70 milionów funtów. Ponownie dała o sobie znać kreatywna księgowość, klub zalegał ogromne pieniądze urzędowi podatkowemu. Pojawienie się Vincenta Tana uratowało Cardiff City. Nie dość, że pospłacał, to jeszcze zainwestował. A swoista lokata zwróciła się we wtorek, w momencie gdy arbiter zakończył spotkanie lidera Championship z Charltonem. Wszelkie zadłużenia Tan spłacał z własnej kieszeni, ale teraz klub może wreszcie zacząć zarabiać na siebie. Wszystko zależy od tego, jak długo trwać będzie przygoda w Premier League.
W ojczyźnie futbolu, pieniądze w klubowej piłce są imponujące. Prawdziwie dojną krową jest oczywiście telewizja. Ogromna kasa z praw telewizyjnych w samej Wielkiej Brytanii i nie tylko. W USA na przykład, zapłacono 250 milionów dolarów za prawa telewizyjne do transmitowania wszystkich meczy Premier League na 3 lata od sezonu 2013/14. Oznacza to 4 miliony dla Cardiff City za sezon. Nawet gdyby w najwyższej klasie rozgrywkowej mieli rozegrać tylko 38 spotkań, da im to solidne zabezpieczenie finansowe, bowiem nie tylko telewizja wypycha klubowe sakwy. W 4 lata mogą w sumie zarobić bagatela 60 milionów funtów.
Pod koniec poprzedniego sezonu, dyrektor finansowy, Doug Lee utrzymywał, że klub jest w poważnych tarapatach finansowych. Właściciel, chcąc ratować sytuację, zdecydował się promować Cardiff na prężnie rozwijającym się rynku azjatyckim. Ale Championship nie działa jak magnes. Dopiero gra w Premier League to świetna reklama dla klubu. Promocja w Far East (państwa wschodniej Azji. m.in. Malezja, część Rosji, Japonia, Indonezja, Chiny) może okazać sie prawdziwą żyłą złota dla Cardiff City. „Azja to niesamowicie chłonny rynek zbytu na wszelkie gadżety klubowe, reklama w postaci gry w Barclays Premier League spowoduje gwałtowny wzrost zainteresowania klubem”, twierdzi Rob Wilson z Scheffield University. Awans do najwyższej klasy rozgrywkowej spowoduje, że walijski klub przestanie być marką regionalną. Oczywiście, wzmożone zainteresowanie nie jest pewne, ale malezyjski biznesmen zrobi wszystko, aby jego zespół był na ustach wszystkich mieszkańców Azji. Ze swoją pozycją, ma ku temu szerokie możliwości. Vincent Tan to recepta Cardiff City na sukces w Azji. On również będzie niezwykle zdeterminowany, bowiem zainwestował w ten klub już ponad 75 milionów funtów.
Cudotwórca z Malezji
Gra przeciwko takim zespołom jak Manchester United, Chelsea, Arsenal, Manchester City, zarówno u siebie jak i na wyjazdach, to już jest nagroda dla klubu. Możliwość utarcia nosa wielkim firmom działa na wyobraźnię. Ponadto, zapowiadane wzmocnienia w letnim oknie transferowym mogą być naprawdę ciekawe. Premier League to niezwykle atrakcyjny kierunek dla piłkarzy, a skoro Cardiff jest już w tej elicie, to co stoi na przeszkodzie zatrudnienia kilku głośnych (i oczywiście produktywnych) nazwisk?
Podsumowując, powołamy się na słowa Nathana Blake’a, byłego zawodnika Cardiff City, który uważa, że piłkarze ze stolicy Walii poradzą sobie w ekstraklasie bez spektakularnych wzmocnień. Wydaje nam się, że byłoby to zbyt duże ryzyko i lepiej rozplanować sobie wzmocnienia składu. Były napastnik nie ukrywa jednak, że nadchodzące miesiące będą dla tej ekipy niczym wycieczka rollercosterem. I tutaj się z Walijczykiem zgadzamy.